Arcydzieło o niczym

Tym, którzy „Kronik Seinfelda” nigdy nie widzieli, mogę szczerze poradzić, by odstawili na chwilę współczesne seriale i wygospodarowali czas na spotkanie z naprawdę wartą poznania klasyką. Jest okazja.

25.10.2021

Czyta się kilka minut

Kadr z serialu „Kroniki Seinfelda” / NETFLIX / materiały prasowe
Kadr z serialu „Kroniki Seinfelda” / NETFLIX / materiały prasowe

Do bibliotek Netfliksa trafił skarb: wszystkie dziewięć sezonów „Kronik Seinfelda” (1989-98), najlepszego sitcomu nie tylko lat 90., ale w ogóle – w historii telewizji. W Polsce Seinfeld nigdy nie zdobył popularności, na jaką zasługiwał, być może premiera na Netfliksie ma szansę to zmienić.

To nie jest komedia dla całej rodziny

Jak to w sitcomach, pomysł jest prosty: większość akcji rozgrywa się w nowojorskim mieszkaniu tytułowego Seinfelda, z zawodu komika, konkretnie stand-upera. Na ekranie odtwarza go współtwórca formatu, komik Jerry Seinfeld, kreujący w serialu fikcyjną wersję siebie samego. Wokół Seinfelda skupiona jest grupka trzech przyjaciół: Cosmo Kramer, sąsiad z naprzeciwka, Elaine Benes, była dziewczyna Jerry’ego, oraz George Costanza, przyjaciel komika z czasów liceum.

Każdy z tych bohaterów mniej lub bardziej wzorowany jest na prawdziwych postaciach. George Costanza to luźny, prześmiewczy, czasem pisany z wyraźną niechęcią autora do samego siebie auto­portret drugiego twórcy i głównego scenarzysty serialu, Larry’ego Davida. Współczesna publiczność może go kojarzyć przede wszystkim z serialu „Pohamuj entuzjazm” (niedawno na HBO premierę miał 11. sezon). David gra w nim samego siebie – komika, który po wielkim sukcesie Seinfelda nie bardzo ma pomysł, co dalej ze sobą zrobić.

Cosmo Kramer został luźno oparty na Kennym Kramerze, sąsiedzie Davida z Manhattan Plaza – wieżowca z mieszkaniami z subsydiowanym czynszem, mającego służyć przede wszystkim osobom stawiającym pierwsze kroki jako artyści sceniczni. David mieszkał tam, zanim „Kroniki” zrobiły z niego multimilionera. Oryginalny Kramer próbował robić karierę jako komik, ale bez powodzenia. Elaine Benes oparta jest z kolei na kilku byłych partnerkach prawdziwego Seinfelda. Wymieniana jako jedna z inspiracji dla postaci Elaine, komiczka Carol Leifer, dołączyła zresztą później do pisarskiego zespołu pracującego nad serialem.

Punkt wyjścia – grupa dobrych znajomych w Nowym Jorku lat 90. – przypomina inny hit telewizyjnej komedii z tego okresu, „Przyjaciół”. Humor Seinfelda i Davida często bywa jednak obrazoburczy, głęboko sarkastyczny, czasem wręcz nihilistyczny. Nie boi się poruszać kontrowersyjnych politycznie tematów, sięgać po makabreskę, swobodnie mówi o seksie. Poczciwi „Przyjaciele” wyrastają z telewizji traktowanej jako medium rodzinne. „Kroniki” – ze świata stand-upu, gdzie komicy występujący dla zgromadzonej w nocnym klubie publiczności mogli pozwolić sobie na o wiele więcej. W pierwszych sezonach odcinki zaczynają się zresztą i są przerywane przez stand-upowe występy Seinfelda.

Jak daleko posuwają się „Kroniki”? Odcinek serialu zatytułowany „Konkurs”, uważany za jeden z najlepszych, zaczyna się od tego, że matka George’a trafia do szpitala po tym, gdy przyłapuje swojego syna, jak zaspokaja się przeglądając pismo o modzie. Czwórka przyjaciół decyduje się na zakład: każdy wpłaca określoną sumę, Elaine jako kobieta podwójną, ten kto wytrzyma bez masturbacji najdłużej, zgarnia całą pulę. Odcinek, który otrzymał nagrodę Emmy za scenariusz, komicznie eksploruje ten temat tyleż z brawurą, co z finezją. Choć tematem odcinka jest masturbacja, samo słowo – ani żaden jego wulgarny odpowiednik – nigdy nie pada z ekranu. „Czy jesteś wciąż panem swego ciała?”. „Jestem jego królem!” – frazy, którymi przyjaciele zapewniają się, że ciągle tkwią w postanowieniach zakładu, weszły w latach 90. do powszechnego języka.

Nie powinniśmy ich polubić

Twórcom „Kronik” zupełnie nie zależy na tym, byśmy polubili bohaterów serialu – wręcz przeciwnie, wielokrotnie dają do zrozumienia, że polubić ich w żadnym wypadku nie powinniśmy. Każda z pierwszoplanowych postaci ma bowiem jakiś głęboki problem ze sobą.

Kramer nie wykonuje żadnej konkretnej pracy, rzuca się w wir różnych doraźnych zajęć i biznesowych projektów, z których nic nie wychodzi. Jest jak wielkie, przerośnięte dziecko, nie wie, kiedy należałoby zamilknąć, ciągle nieświadomie mówi rzeczy, które ludzie wokół niego odbierają jako obraźliwe i raniące. Jego ubrania wyszły z mody jakieś dwie dekady temu, porusza się niezgrabnie, nigdy nie ma dość miejsca, by rozprostować zbyt długie kończyny, ciągle się przewraca, potyka, obija o różne przedmioty.

O ile humor postaci Seinfelda, Elaine i George’a oparty jest głównie na słowie, konkretnie – błyskotliwym dialogu, to Kramer w żywiołowej kreacji Michaela Richardsa wnosi do „Kronik” fizyczny humor rodem ze slapsticku. Jest jak postać z kreskówki, obdarzona niekończącą się energią i odpornością na różne niepowodzenia i katastrofy. Sprawia to, że jest figurą tyleż fascynującą, ile na dłuższą metę męczącą wszystkich wokół, trudną do wytrzymania w codziennych interakcjach, przynoszącą czasem całemu swojemu otoczeniu bynajmniej nie wyłącznie komiczną destrukcję. Twórcy serialu i Michael Richards doskonale potrafią wydobyć wszystkie ambiwalencje postaci sąsiada Jerry’ego.

Z kolei Seinfeld, Elaine i George przedstawiani są jako postaci powierzchowne, egoistyczne, wiecznie niedojrzałe, niezdolne uczyć się na własnych błędach. Elaine jest tyleż błyskotliwa, zabawna i asertywna, co narcystycznie zakochana w sobie, snobistyczna, małostkowa i mściwa – Julia Louis-Dreyfus pokazuje to na ekranie, wyraźnie świetnie bawiąc się rolą. Tytułowy bohater wydaje się tkwić w błędnym życiowym kole, nie jest w stanie wyrwać się z neurotycznego przymusu powtarzania tych samych błędów. Zwłaszcza w relacjach z kobietami, rozpadających się na ogół po kilku tygodniach z takich powodów jak to, że partnerka lubi reklamę, której Jerry nie znosi, albo chodzi ciągle w tej samej sukience.

Najbardziej problematyczną i neurotyczną postacią z całej czwórki jest ­George Costanza. Niski, łysiejący, tęgawy mężczyzna, niepotrafiący zbudować stabilnej zawodowej kariery ani stabilnych relacji. Wiecznie użalający się nad sobą, wikłający się w absurdalne kłamstwa, które kończą się wyłącznie publiczną kompromitacją, zdolny przy tym wykorzystać dla własnych egoistycznych celów każdą budzącą współczucie sytuację – nawet śmierć bliskiej osoby. Wszystkie sprzeczności Costanzy doskonale ucieleśnia na ekranie Jason Alexander, aktor o imponującym teatralnym dorobku, ściągnięty do serialu po to, by odtwarzający samego siebie Seinfeld – stand-uper bez aktorskiego doświadczenia – miał obok aktora z pełnym zawodowym warsztatem.

Dlaczego chcemy oglądać te toksyczne osobowości przez dziewięć sezonów? Bo są doskonale napisane i zagrane, bo z łatwością się w nich rozpoznajemy, bo w życiu – inaczej niż w kiepskiej telewizji – ludzie wcale nie tak często uczą się na błędach, dojrzewają moralnie i przechodzą wielkie przemiany. Łatwiej przecież tkwić w złych nawykach i relacjach, neurozach i obsesjach; doskonale rozumiemy, dlaczego tkwią w nich George, Kramer, Jerry i Elaine.

Tragikomizm banału

Sitcom jest z natury gatunkiem dość „teatralnym”, kręconym w jednej przestrzeni, często z udziałem publiczności na żywo. „Kroniki” także opierają się na podobnych rozwiązaniach inscenizacyjnych, a jednocześnie maksymalnie starają się wyprowadzać akcję w szerszą, miejską przestrzeń. Choć serial kręcono w studiu w Kalifornii – nawet sceny na nowojorskich ulicach – to czuć w nim atmosferę wielkiego miasta: nie zawsze najczystszego i najbezpieczniejszego, pełnego tyleż dziwacznych, co fascynujących typów ludzkich.

Seinfeld – a wraz nim jego przyjaciele – ze względu na swój zawód i pozycję ciągle raczej obiecującego niż odnoszącego sukcesy komika ma okazję spotykać ludzi ze wszystkich warstw społecznych. Obraca się wśród podejrzanych przyjaciół Kramera i miejskiej elity, pewnych siebie japiszonów i ludzi, którzy jak ­George nigdy nie potrafią ułożyć sobie życia zawodowego, bywa w luksusowych restauracjach i skromnych knajpkach prowadzonych przez migrantów stawiających pierwsze kroki w restauracyjnym biznesie.

Komizm „Kronik” bierze się przede wszystkim z uważnej obserwacji codziennych wydarzeń, pozornie bez znaczenia. Twórcy potrafią wydobyć z nich nie tylko komediowy, ale i surrealistyczny potencjał. W wielu miejscach humor „Kronik” przechodzi od realistycznej obserwacji do czystego, poetyckiego absurdu. Często absurdalny element wprowadzają odniesienia filmowe. Hity lat 90. – „JFK”, „Nagi instynkt” „Ścigany” – są na różne sposoby przerabiane i parodiowane. Scena, gdy Seinfeld analizuje tor lotu „tajemniczego splunięcia” – stanowiącego powód ciągnącej się latami kłótni między Kramerem a jego przyjacielem, listonoszem Newmanem – powtarzając niemal słowo w słowo analizę lotu kuli, która zabiła Kennedy’ego, wygłaszaną przez Kevina Costnera w filmie Olivera Stone’a, to jedna z lepszych filmowych parodii lat 90.

Absolutne mistrzostwo w wydobywaniu surrealizmu z pozornie zwykłej sytuacji serial osiąga w jedenastym odcinku drugiego sezonu, zatytułowanym „Chińska restauracja” – gdyby mieli państwo czas obejrzeć tylko jeden odcinek „Kronik”, proszę obejrzeć właśnie ten. Całość rozgrywa się w przedsionku tytułowego lokalu. Czwórka przyjaciół czeka na przydzielenie im stolika. Toczą banalne rozmowy o wszystkim, z każdą minutą sytuacja robi się coraz bardziej absurdalna, z coraz dziwniejszych powodów moment przyznania upragnionego stolika ciągle odsuwa się w czasie.

Fani szczególnie cenią ten odcinek jako pierwszy oferujący w tak skondensowanej formie to, co stanie się specjalnością „Kronik” – „opowieść o niczym”. „Chińska restauracja” ma bowiem szczątkową fabułę, w odcinku nie ma żadnych stawek, żadnej przemiany bohatera, od razu zanurzamy się w komiczną, absurdalną, a przy tym utrzymującą się w granicach realistycznej motywacji sytuację. Umiejętność fascynującego opowiadania „o niczym”, wydobycia całego piękna, absurdu i tragikomizmu z codziennego banału jest największą siłą serialu.

Telewizja, która nie starzeje się źle

Banał, momenty, gdy pozornie nie dzieje się nic, to częste tematy popkultury amerykańskiej lat 90. Wolnego od wielkich ekonomicznych, politycznych czy społecznych napięć momentu amerykańskiej historii, „między końcem komunizmu a początkiem terroryzmu” – jak określił go kiedyś Philip Roth.

„Kroniki” doskonale radzą sobie jednak także poza kulturowym i społecznym kontekstem tamtych lat. Ponad 30 lat od premiery pierwszego sezonu serial nadal potrafi zaskoczyć, broni się jakością, rzemiosłem, aktorstwem, a przede wszystkim złośliwym, zgryźliwym humorem, celnym także w 2021 r. Bez wątpienia zmienił telewizyjną komedię, przesunął granicę tego, co można pokazać i powiedzieć w ogólnodostępnej telewizji w czasie najwyższej oglądalności, udowodnił, że sitcom, rzadko poważnie traktowany przez krytyków gatunek, jest zdolny wznieść się na wybitny poziom.

Część żartów, biorąc pod uwagę współczesne normy obyczajowe, może drażnić młodszych, progresywnych widzów: milenialsów i pokolenie Z. Opory młodej publiczności budzi zwłaszcza odcinek, w którym studentka dziennikarstwa opisuje w uczelnianej gazetce Jerry’ego i ­George’a jako parę gejów, co wywołuje histeryczną reakcję obu przyjaciół. Zarzuty homofobii, jakie wysuwają przeciw temu odcinkowi młodsi odbiorcy, wydają mi się jednak średnio trafne. Obiektem żartów jest tu przede wszystkim hipokryzja dwójki przyjaciół, którzy z jednej strony ciągle powtarzają o homoseksualizmie „nie żeby było coś z tym nie tak”, a jednocześnie sami mają wyraźny problem z nieprzepracowanymi homofobicznymi uprzedzeniami.

Nawet najbardziej wątpliwe ze współczesnego punktu widzenia żarty z „Kronik” są przy tym po prostu zabawne, nie możemy się od nich oderwać, podobnie jak od bohaterów serialu, choć z odcinka na odcinek przekonujemy się, jak to w gruncie rzeczy okropni ludzie. Młodszym (i starszym) widzom, którzy dzięki Netfliksowi zobaczą „Kroniki” po raz pierwszy, można tylko zazdrościć wielu wspaniałych serialowych odkryć.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2021