Anatomia smoleńskiego kultu

Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka: Katastrofa prezydenckiego tupolewa została wpleciona w narrację patriotyczno-religijną, która dominuje w Polsce od zaborów. Jej podstawą są interwencje Matki Boskiej i przekonanie, że jesteśmy narodem wybranym

10.04.2016

Czyta się kilka minut

„Miesięcznica” pod Wawelem, 10 marca 2016 r. / Fot. Łukasz Krajewski / AGENCJA GAZETA
„Miesięcznica” pod Wawelem, 10 marca 2016 r. / Fot. Łukasz Krajewski / AGENCJA GAZETA

MIŁADA JĘDRYSIK: Grób Pański w kościele w Rumi: podbrzusze ogromnego tupolewa otwiera się na widzów jak teatralna scena, a w środku leży martwy Chrystus. Szopka bożonarodzeniowa z innej świątyni – narodzony Jezus leży na słomie pośród szczątków samolotu. Co widzi socjolog w takich dziełach współczesnej sztuki religijnej?
HELENA CHMIELEWSKA-SZLAJFER: Groby Pańskie były polityczne już w czasach zaborów i w PRL, kiedy stanowiły często jedyną możliwość przekazywania nieocenzurowanych, patriotycznych treści. Żadna władza nie odważy się przecież na zlikwidowanie Grobu Pańskiego albo szopki. A więc tworzy się podział: Kościół z narodem przeciwko oprawcy.

Czyli ciągle powtarzamy paradygmat zaborów.

Nawet nie zaborów, ale sprzeciwu przeciw ciemiężcy. To wszystko służy emocjonalnemu uwzniośleniu cierpienia zadanego nam – wiernym, prawdziwym Polakom.

Zbigniew Dowgiałło, autor głośnego obrazu „Smoleńsk”, to artysta z dyplomem ASP, więc trudno go zaliczyć do kręgu sztuki ludowej. Ale u niego, jak w smoleńskich grobach i szopkach, widać wpływy ekspresjonistycznej, antysystemowej sztuki lat 80. XX wieku, tej pokazywanej wtedy w kościołach jako miejscach wolnych od cenzury. To sztuka, która krzyczy i oskarża. O innym swoim obrazie, „Ukrzyżowanie”, Dowgiałło pisze: „Powstał pod wpływem straszliwych wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu, gdzie byłem świadkiem napaści na Krzyż i modlących się przy nim”. Katastrofa smoleńska jako nowe Koloseum, nowe męczeństwo chrześcijan?

Katastrofa smoleńska niosła w sobie wielki ładunek emocjonalny, żałobny, więc została w naturalny sposób wpleciona w narrację patriotyczno-religijną, która dominuje w Polsce od zaborów. Jej podstawą są interwencje Matki Boskiej, która stara się dbać o ojczyznę i wyciągać ją z nieszczęścia, u Chrystusa czy Boga Ojca.

Jak pod Radzyminem w 1920 r.?

Wszelkie tego typu wydarzenia z łatwością odnajdują się w religijnej narracji. Religijność na takim podstawowym poziomie bardzo dobrze organizuje życie, ale też wartości. Kiedy umiera Jan Paweł II albo ginie polski prezydent, ludzie wychodzą na ulicę i stawiają świeczki i krzyże, kładą kwiaty. Nie ma w tym niczego zaskakującego. To normalne formy okazywania żałoby.

Problem powstaje, gdy państwo – instytucja, która ma być wspólnotą obywateli – nie spełnia swojej roli. Polskie państwo okazało się niewydolne, i przed katastrofą, i po niej. Nie zaoferowało też żadnej emocji, niczego, co budziłoby żar w sercach, najwyżej coraz silniejszą frustrację, że system nie działa. Mniej więcej od 25 lat to państwo twierdzi, że ludzie mają sami o siebie dbać i sferą wartości się szczególnie nie zajmuje. Stały się one zatem przestrzenią prywatną.

Rzeczywistość nie znosi próżni, więc to miejsce zajęły wartości i praktyki katolickie, które były „pod ręką”. W dużej mierze to wartości i praktyki charakterystyczne dla wojującego i radiomaryjnego odłamu Kościoła – poczucie wyjątkowości, a jednocześnie zagrożenia ze strony współczesnego świata. A to dlatego, że nikt poza Radiem Maryja i ugrupowaniami typu ONR w ogóle się tą sferą życia wspólnotowego nie zajmuje.

ONR się zajmuje?

Nowoczesnym patriotyzmem – tak. To Radio Maryja edukuje do wartości, a nie Kościół otwarty. A różnej maści faszyści i okolice monopolizują hasło patriotyzmu. Mamy małe pole wyboru.

Ale też resentyment w przypadku tej katastrofy jest zrozumiały – niezależnie od tego, czy uważamy, że była efektem zamachu, czy też kompletnej indolencji instytucji.

Przede wszystkim katastrofa wpisuje się w narrację cudu, nadzwyczajnego wydarzenia, przekonania, że jesteśmy narodem wybranym, ponieważ zdarzają się nam tak spektakularne katastrofy.

Część przeżywających żałobę doszła do wniosku, że trzeba wracać do życia i zająć się technicznym wyjaśnieniem tragedii. Inni zostali pod Pałacem Prezydenckim, ponieważ ich zdaniem, żeby wyjaśnić prawdziwy powód katastrofy, potrzebna będzie boska interwencja. Im bardziej tam stali i pilnowali krzyża, tym bardziej sytuacja eskalowała. Ludzie wytykali ich palcami, a to tylko mobilizowało do dalszego oporu i modlitwy. Szybko zrobił się z tego czarno-biały konflikt między tymi, którzy wierzą, że jest to kwestia duchowa, i tymi, którzy uważają inaczej. Niestety nastroje dyktują ci, którzy mają silniejsze emocje i silniej je demonstrują.

Widać tu też bezsilność Kościoła – przez trzy miesiące nie był w stanie podjąć żadnej odważnej decyzji, co zrobić z krzyżem, co naraziło Kancelarię Prezydenta, która w końcu po porozumieniu z Kościołem i harcerzami przeniosła go do kościoła św. Anny, na zarzuty o spisek i działanie w złej wierze.

Miesięcznice smoleńskie mogą się kojarzyć z ludowym oporem wobec oficjalnej wykładni wydarzeń, jaki miał miejsce pół wieku temu, podczas obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Komunistyczne państwo chciało zawłaszczyć je dla swoich potrzeb, tworząc opowieść o tysiącleciu państwowości, budując „tysiąc szkół na tysiąclecie”. A obchody religijne szły swoim trybem. Uczestnictwo w nich wymagało odwagi cywilnej, mogło narazić na nieprzyjemności, a na pewno na stygmat zacofania.

To na pewno było doświadczenie formujące. Bycie mniejszością, która wyznaje silne wartości i podziela wspólne emocje, zawsze konsoliduje.

Nie wiem tylko, czy można dzisiejszą „religijność smoleńską” porównać do obchodów tysiąclecia chrztu, bo wtedy mieliśmy do czynienia z trochę innym podziałem – aparat władzy przeciw reszcie społeczeństwa. Dziś społeczeństwo jest głęboko podzielone, a władza reprezentuje raz jedną, raz drugą opcję.

A pochówek prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu? Obejrzałam niedawno film ze sprowadzenia relikwii św. Andrzeja Boboli do Polski w 1938 r. – dokładnie tak samo, msza na placu Zamkowym, prezydent klęczy, potem procesja duchownych, laweta, fanfary. Barokowa pompa funebris zastygła w czasie.

Odtwarzanie imperialnej historii podczas pochówku prezydenta to powrót do wielkiej przeszłości. Wykorzystują to też instytucje państwa, dla których jest to politycznie wygodne.

Ale ciekawym tropem będzie tu Licheń. Tam w dolnej bazylice jest gigantyczny tryptyk, który przedstawia historię katolickiej Polski w pigułce – od chrztu Polski po Wałęsę. Bacznie obserwowałam, co się będzie działo w Licheniu pod względem ikonografii po katastrofie, ale nic nie nastąpiło. Na moje oko Kościół prezentuje taką wizję, która właśnie w Licheniu jest najbardziej widoczna, to znaczy nastawienie na przeszłość i pełne odtwarzanie tejże. Nie da się, co prawda, zrobić tego w skali jeden do jednego…

Nie ma królów, choć o sojuszu tronu z ołtarzem już możemy dyskutować…

Ale są podejmowane próby zbliżenia się do tej przeszłości, bo moim zdaniem Kościół się tam najlepiej czuje. W zasadzie niespecjalnie konfrontuje się z polską rzeczywistością poza jej fragmentarycznymi wycinkami, jak prawa kobiet. A historia w Licheniu kończy się na Janie Pawle II i Lechu Wałęsie, którego zwycięstwo jest jej zwieńczeniem. Ciekawe, że tam w pewnym momencie zaczyna brakować „ciemiężcy”. Największe zło, któremu trzeba się przeciwstawić, to aborcja. Ale poza tym w Licheniu ludzie dostają poczucie, że są w porządku. Nie muszą być jakoś bardziej odpowiedzialni, aktywni, podejmować trudnych tematów. Tam bycie katolikiem jest łatwe i przyjemne.

Nic tu się nie zmieniło od czasu badań nad religią i religijnością protoplastów polskich socjologów. Można wziąć teksty Chałasińskiego, Jana Bystronia i zrobić kopiuj-wklej.
Licheń jest dla mnie tak ciekawy, bo pokazuje zachowawczość w najnowszym wydaniu. Podpiera się historią militarno-imperialną i symbolami ziemi, patriotyzmem pojmowanym przez ziemię. To superwspółczesna wariacja na temat baroku – głowice kolumn, zamiast liści akantu, są dekorowane kłosami zboża. Trzeba pamiętać, że Matka Boska Licheńska najpierw objawiła się napoleońskiemu żołnierzowi, zapewniając go o swojej trosce o Polskę, a potem pasterzowi, którego zapewniła, że są jej drogie również losy chłopów.

Kiedy patrzymy na miesięcznice smoleńskie w Polsce, to widać, że one w ogóle nie pasują do „spokoju” Lichenia – tutaj oprócz patriotyzmu i biało-czerwonych flag silnie widać komponent polityczny – są hasła, transparenty, slogany.

Ci ludzie spotkali się w konkretnej sprawie i z konkretnymi żądaniami, które są jednocześnie prezentowane na płaszczyźnie religijnej, ale i obywatelskiej, politycznej.

Czy wobec tego katastrofa smoleńska na stałe wejdzie do naszego imaginarium religijnego, na Grobach Pańskich będą złamane skrzydła z szachownicą? Co zwycięży – głośny, zaangażowany politycznie protest czy spokojna adoracja Matki Bożej wśród złotych kłosów i ceramicznych mozaik z polskiej tłuczonki?

Kult smoleński będzie tak długo podtrzymywany, jak będzie politycznie żywy, natomiast nie wiem, czy jest płodny sam w sobie. Jestem sceptyczna co do tworzenia tego typu konstruktów – kilka lat temu mieliśmy pokolenie JPII, o którym nikt już nie pamięta. Czekamy na wyniki kolejnego śledztwa; to, że wrak samolotu ciągle nie jest w Polsce, jest wielkim skandalem – co też daje pożywkę kultowi. Raczej stawiałabym na konsolidację wokół silniejszych wartości, na bardziej długofalowe tendencje, jak np. strach przed obcymi. ©

HELENA CHMIELEWSKA-SZLAJFER jest socjolożką, adiunktką w Akademii Leona Koźmińskiego, absolwentką New School for Social Research, laureatką Albert Salomon Memorial Award in Sociology. Bada relacje między kulturą codzienną, współczesnymi mediami i społeczeństwem obywatelskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2016