Żywa biała plama

Dzieje naszych relacji ze zwierzętami nie są historią czułej i szczerej komitywy, lecz opowieścią o wyzysku, dominacji i pogardzie.

24.11.2014

Czyta się kilka minut

Tradycyjne „postrzyżyny” dzikich koni. Sabucedo, Hiszpania, 5 lipca 2014 r. / Fot. Denis Doyle / GETTY IMAGES
Tradycyjne „postrzyżyny” dzikich koni. Sabucedo, Hiszpania, 5 lipca 2014 r. / Fot. Denis Doyle / GETTY IMAGES

Na pozór wszystko jest w porządku. Z ochotą i ufnie służą nam zwierzęta, ci bracia mniejsi a gorliwi, a my odwdzięczamy się im dobrym słowem, atencją i opieką. Co i rusz powstają budujące filmy o przyjaźni człowieka z ssakami morskimi. Sieć trzeszczy w szwach od fotografii przezabawnych kotów.

Dyktando elokwentnych pingwinów

Najczęściej jednak nasze relacje ze zwierzętami opierają się na wyzysku, dominacji, pogardzie, obojętności i taniej uciesze. Oczywiście z naszej strony. Nie podziw dla różnorodności i piękna wszystkich żywych istot spowodował, że aż tyle ich wokół nas, tylko niska potrzeba (do spółki z pychą), by uczynić z nich symbole gustu i władzy, użytecznych niewolników, odnawialne źródło pożywienia, zabaweczki.

Są nam potrzebne jako tło i zgrabny detal w hagiografiach rodzaju ludzkiego, w afirmacjach naszej siły i wyjątkowości. W ten oto sposób tworzy się od wieków gigantyczna biblioteka półprawd i całych fałszów o relacjach ludzi i zwierząt.

Książka Érica Barataya – francuskiego eseisty, profesora historii najnowszej na uniwersytecie w Lyonie, który od lat zajmuje się analizą dziejów stosunków zwierzęco-ludzkich – to próba odkłamania naszych wspólnych losów. Próba spojrzenia na doniosłe procesy cywilizacyjne z pozycji zwierząt. Nie chodzi jednak o konstruowanie uczonych psich monologów czy opowieści biegnącej pod dyktando gromady elokwentnych pingwinów. Baratay proponuje coś zupełnie innego.

Wrażliwość zootechnika

Przede wszystkim wnosi o zawieszenie paradygmatu antropocentrycznego w badaniach nad splątaną od zawsze historią ludzi i zwierząt. W dalszej kolejności – o sięgnięcie po inne źródła i dokumenty niż te, które były dotąd uważane za w najwyższym stopniu rzetelne, prawdziwe i reprezentatywne.

Okazuje się, że to nie ci szanowani kronikarze-erudyci zostawili najciekawsze i kluczowe świadectwa, ale historycy parający się historią zwierząt po amatorsku. Niejednokrotnie wręcz nie do końca świadomi, że gromadzone przez nich dane, wnioski i obserwacje staną się kiedyś tak przydatne. A to właśnie weterynarze czy zootechnicy pokusili się o intrygujące, nowatorskie raporty, zestawienia i rozprawy. Co ważne, w swoich pracach umieli wznieść się ponad potężne człowiecze ego i zogniskować uwagę wyłącznie na zwierzętach, ich roli i miejscu w naszym życiu.

„Moje przedsięwzięcie odcina się zatem od ludzkiej historii zwierząt, zbyt mocno opierającej się na fałszywym lub niepełnym wyobrażeniu nie tylko zwierzęcia, postrzeganego jako przezroczysty przedmiot, na którym odciskałyby sie bez różnicy ludzkie przedstawienia, nauki, praktyki, ale i pary człowiek-zwierzę, pojmowanej jako relacja podmiot–przedmiot, patrzący–oglądany, działający–doznający, aktywny–pasywny – pisze Baratay. – (…) Należy podkreślić znaczenie relacji zwierząt z ludźmi, ich rzeczywistą rolę sprawczą, tym bardziej że ich czyny, zachowania, formy towarzyskości, »kultury« (jak mówią współcześni etolodzy) są odgadywane, zauważane, oceniane przez ludzi w terenie – a zatem zwierzęta reagują, działają, myślą. Żywe zwierzę nie może nadal być białą plamą historii”.

Nadrzędnym celem Barataya jest przedstawienie wzajemnego oddziaływania ludzi i zwierząt. Okazuje się, że łączą nas więzi subtelniejszej natury niż te, które zwykła pokazywać sztuka, popkultura czy prace historyków, gdzie zwierzę bywa na ogół prezentowane jako człowiecza ozdoba, trofeum lub wierny, cierpliwy sługa. Nasz los, to niekończący się ciąg interakcji, wspólnota doświadczeń, również i tych bolesnych, gry wpływów, obopólna nauka. „Zwierzęca strona uzupełnia i wzbogaca stronę ludzką, ma też jednak swoją autonomię i swoją wartość, docenianą ze względu na coraz większe zainteresowanie zwierzętami oraz rosnące obawy co do przyszłych losów bioróżnorodności”.

Gołębie pocztowe na wojnie

Książka Barataya jest nader interesującym i ważkim wykładem o „pięciu przykładach z ludzkiej historii od XIX do XXI wieku, ponieważ okres ten odpowiada apogeum liczebności i masowemu poborowi zwierząt”. Za każdym razem Baratay opisuje najpierw uwikłanie danego gatunku zwierząt w historię i nasze życie społeczne – a także w zgodzie z tradycją tego rodzaju pisania ukazuje ich znaczenie dla człowieka – po czym stara się przyjąć zwierzęcy punkt widzenia, by dzięki temu zabiegowi móc kwestionować utarte prawdy i wygodne interpretacje faktów.

Pisze o krowach mlecznych, dzięki którym możliwa była rolnicza prosperity na Zachodzie; o proletariuszach rewolucji przemysłowej, czyli koniach masowo wykorzystywanych do ciężkich robót w kopalniach i przy omnibusach; o zwierzętach (głównie znowu koniach, ale i psach, bydle, a nawet i gołębiach pocztowych czy insektach) zwerbowanych na I wojnę światową; o psach, które zaznały wyjątkowego awansu społecznego i na przestrzeni ledwie wieku-półtora z kategorii „przedmioty/popychadła” wspięły się do kategorii „pupile”; i o corridzie, udrapowanej w mity i dziwaczne rytuały krwawej rozrywce ludzi – nazbyt skwapliwie i często zapominających, że głównymi aktorami w tych widowiskach-tragediach są byki i konie.

Siłą rzeczy „Zwierzęcy punkt widzenia” to nie tylko udane zastosowanie innowacyjnej metody badawczo-pisarskiej – oraz istotna pozycja z nurtu animal studies – ale i księga zwierzęcego cierpienia. Baratay przytacza w niej po wielokroć szokujące przykłady ludzkiej niewdzięczności, agresji i zwykłego sadyzmu. Lecz nie wnosi o łatwą, deklaratywną empatię – Baratay domaga się zobaczenia w zwierzęciu podmiotu, wrażliwej, przyjaznej istoty, kogoś. Kluczem do tego wydaje się być przede wszystkim lepsze poznanie samych zwierząt, jak i i ich rozlicznych związków z człowiekiem. „Zwierzęcy punkt widzenia” może nam w tym pomóc.

Cichy zgon żółwia

W swojej książce prócz wspomnianych już historyków amatorów autor powołuje się i na pisarzy, jako tych, którzy umieli i chcieli dostrzec w zwierzętach kogoś innego niż bestie lub inwentarz. Cytuje obszernie Zolę, Maupassanta, sięga po Flauberta. Jego intuicja wydaje się słuszna. Naprawdę wielcy pisarze umieją oddać zwierzętom należny im szacunek i wypowiedzieć ich nieszczęście. Starczy tu przypomnieć sobie Dostojewskiego i sen Raskolnikowa, szarżę psów-bomb na niemieckie czołgi w „Kaputt” Malapartego, transporty zdychających od skwaru i mrozu krów i świń wiezionych na rzeź w Hrabalowskich „Pociągach pod specjalnym nadzorem”, mroczne i intensywnie piękne sceny z udziałem zwierząt w „Kinderszenen” Jarosława Marka Rymkiewicza czy też Sebalda i jego „Pierścienie Saturna”, wybitną książkę o zagładzie wszystkiego, o toczącej nasz świat panzagładzie, w której to obok zagłady ludzi i ich dzieł, artefaktów, budowli, idei i planów, pomieszczono i zagładę śledzi.


Éric Baratay, „Zwierzęcy punkt widzenia. Inna wersja historii”, przeł. Paulina Tarasewicz, Wydawnictwo w Podwórku, Gdańsk 2014

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2014