Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jarosław Iwaszkiewicz wydał kiedyś tom opowiadań zatytułowany "O psach, kotach i diabłach"; tytuł książki Jana Strzałki brzmi jak parafraza. Ale przyczyny wyboru takiego właśnie tytułu są głębsze, tłumaczy je cytat z wypowiedzi ks. Twardowskiego: "O zwierzętach wiemy mniej niż o aniołach. O aniele wiemy, że jest posłańcem Boga, ale czym jest zwierzę? Zwierzę jest nam bliższe niźli anioł, choć bardziej niepojęte. Aniołowie spełniają wolę Boga świadomie, zwierzęta - nieświadomie. Ciekawe, iż w języku angielskim na zwierzę mówi się animal, a słowo to wywodzi się z łacińskiego rzeczownika anima, czyli dusza. Zwierzę ma więc nie tylko ciało, ale i ducha, którego tchnął w niego Bóg. Nigdy zatem nie powiem: pies zdechł, lecz wyzionął ducha, o koniu mówię, że padł, o pszczole, że usnęła".
Zacząłem od tego cytatu, by od razu pokazać, że książka, choć świetnie i lekko się ją czyta, choć pełna jest zabawnych anegdot (by wspomnieć na przykład historię o piesku Katarzyny Grocholi, który, pozostawiony w kuchni na kilka godzin, zlikwidował w tym czasie sześćdziesiąt cztery słoiki keczupu domowej roboty), nie unika wcale tematów poważnych. I nie myślę tylko o filozoficznym komentarzu, jakim rozmowy Jana Strzałki opatrzył profesor Zygmunt Bauman. Także i rozmówców autora opowieść o zwierzętach, które towarzyszą im w życiu, prowadzi czasem w niespodziewane strony, odsłania ich myślenie o świecie, o człowieku i o własnym życiu.
Wspomnienie Anny Dymnej o ukochanej kocicy Kaśce - zwierzęciu niepodległego ducha, silnego charakteru i wielkiego temperamentu - zawiera i taki fragment: "Przyjaźń z kotem opiera się na obopólnym poszanowaniu wolności. Związek między tym stworzeniem a człowiekiem jest dla mnie wzorcem miłości wolnej i idealnej - żyć bez siebie nie umiemy, lecz uznajemy swoją osobność". "Fajnie jest mieć zwierzęta - to z kolei Wojciech Mann - wiele można się od nich nauczyć, przede wszystkim uczciwości, ponieważ zwierzę nie umie kłamać: kiedy jest złe, nie kryje emocji; gdy ma ochotę na sen, to śpi; jeśli jest chore, to jest chore, a nie zdrowe... Mając dzieci, warto sprawić sobie psa albo kota, ponieważ zwierzę jest dla dziecka dobrym wzorem do naśladowania i nauki bezinteresowności".
Marek Kondrat zauważa: "Dzięki psom spostrzegłem pewną polską osobliwość... Jak się zachowuje dostatnio żyjący rodak? Buduje dom, ale nim skończy budowę, już stawia płot, bo to najważniejszy atrybut naszej wolności. Mało tego: jak najszybciej instaluje system alarmowy. Do owego systemu alarmowego zalicza się także pies, który musi być wściekłym olbrzymem". Tymczasem na przykład na amerykańskiej prowincji "płot wydaje się czymś nienaturalnym i niepojętym, Amerykanie mieszkają obok siebie i nie marzą, by za wszelką cenę odgrodzić się od sąsiada... płot jest złem, bo człowiek i pies staną się agresywni, jeśli całe życie będą się uganiać wzdłuż ogrodzenia".
Olga Tokarczuk stawia najpierw radykalne pytanie o granice między człowiekiem a zwierzęciem ("Teraz, szukając owej granicy, wskazuje się na samoświadomość... ale wielu ludzi przysięgłoby, że ich zwierzęta posiadają pewien rodzaj poczucia »ja«, świadomości siebie samego"), następnie zaś przypomina: "Człowiek doszedł do swojej siły i pozycji na świecie nie tylko dzięki wrodzonej zmyślności i inteligencji, ale doszedł do niej dosłownie po trupach zwierząt. Koni, krów, owiec. Zwierząt do eksperymentów, tych wszystkich bezimiennych szczurów, kotów, które przyczyniły się do rozwoju medycyny i kosmetyki. Zwierząt, które wydajnie i nowocześnie hoduje się tylko po to, żeby zjeść ich ciało...".
"Niech pan popatrzy, jak żyje w Polsce wiejski pies - mówi Stanisław Tym, który w tej książce objawia nieznaną twarz wytrwałego i zdolnego do wielkich poświęceń wybawcy psich znajdków. - Żyje w piekle. Przykuty krótkim łańcuchem do dziurawej zimnej budy, obok której wala się pusta miska...". Tym upomina się jednak nie tylko o psy: "Bo co się dzieje w przemysłowych tuczarniach świń albo krów, albo drobiu? A co się dzieje w lisich fermach? Przecież to są tortury. I to wyrafinowane... A jak się zabija, to osobna zbrodnia. Zbrodnia zaniedbania, bezlitosnego traktowania, niecierpliwego pośpiechu. Utucz się szybko i daj się wrzucić do wrzątku - najlepiej żywcem, to użyje się mniej prądu! Ja nie zmyślam. Tak jest. W przemysłowych tuczarniach całego świata powinni praktykować diabli".
I fragment najmocniejszy: "Zwierzęta stały się ofiarami zwyrodniałej cywilizacji. Kiedyś hodowano je w zagrodach, pasły się na łąkach i pastwiskach, grzały w słońcu, kąpały w deszczu, wąchały ziemię i trawę, ssały cyca matki i baraszkowały z rodzeństwem. Ich życie miało sens. Dziś śmierć jest dla nich jedynym wybawieniem od piekielnych tortur... To, co człowiek świadomie czyni zwierzętom, zwiastuje początek zagłady naszego gatunku. Wyrzekamy się wszystkiego, co potencjalnie nas wyróżnia".
Olga Tokarczuk, mówiąc o śmierci zwierząt, przypomina planowe mordowanie setek tysięcy krów w obawie przed BSE. Niedawno doniesieniom o przypadkach ptasiej grypy towarzyszyły w telewizji ponure obrazy przemysłowych ferm kurcząt i sceny okrutnego uśmiercania drobiu w potencjalnych ogniskach zarazy. Pozostawiano je bez komentarza, jakby były czymś zwyczajnym i naturalnym. Potęgowana przez media, nie tylko zresztą polskie, histeria sprawiła, że w niektórych rejonach Niemiec zaczęto masowo pozbywać się kotów, a z Podlasia dochodziły wiadomości o niszczeniu gniazd bocianich.
Trud przyrodników i ekologów zdaje się czasem syzyfowy, środki masowej komunikacji coraz częściej serwują nam obraz królestwa zwierząt jako źródła wszelakich niebezpieczeństw. "Bobry atakują!" - alarmowały ostatnio dwie największe polskie stacje telewizyjne. O tym, że do rozprzestrzenienia "choroby wściekłych krów" przyczynił się walnie sam człowiek, serwując bydłu w tuczarniach dietę z mączki mięsnej, albo o konsekwencjach zamykania drobiu w ciasnych pomieszczeniach dowiadujemy się znacznie rzadziej.
"Co więc z duszą zwierzęcą stanie się po śmierci? Wierzę, że całe stworzenie, ludzie i wszelkie zwierzęta, spotkają się w przyszłym życiu, bo dlaczego czworonogi nie miałyby dostąpić zbawienia, skoro czasami bywają lepsze, bardziej bezinteresowne i szlachetniejsze od człowieka?" - mówił ks. Twardowski. Nie wiem, czy tak rzeczywiście będzie; gdyby jednak wizja zmarłego niedawno poety miała się ziścić, wolę się nie zastanawiać, co wtedy od zwierząt usłyszymy. (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, ss. 240.)
Lektor