Żyję z chorobą, nie chorobą

Wspólnoty dwunastu kroków to nie tylko alkoholicy czy narkomani. W Polsce działają też grupy anonimowych depresantów.

25.10.2021

Czyta się kilka minut

Na skrzyżowaniu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Warszawa, październik 2015 r. / ARKADIUSZ ZIÓŁEK / FORUM
Na skrzyżowaniu ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Warszawa, październik 2015 r. / ARKADIUSZ ZIÓŁEK / FORUM

U Wojtka, który jest też niepijącym od 26 lat alkoholikiem, zaczęło się od rozstania z partnerką. – W tym samym mniej więcej czasie zachorowała moja matka – opowiada. – Opiekowałem się nią przez pół roku w domu, ale po trzech pobytach w szpitalu konieczne okazało się hospicjum. Ciężko było mi znieść tak ogromne ciśnienie. Dyrektorowi hospicjum, w którym leżała matka, wystarczyło na mnie spojrzeć: „Ma pan depresję”.

U Wojtka ma ona charakter psychotyczny. Oprócz klasycznych objawów zdarzały mu się omamy – widział Jezusa. Najgorszy był jednak totalny brak poczucia sensu i motywacji. Wojtek potrafił kilkanaście godzin leżeć i wpatrywać się w zegarek. Miał silne myśli samobójcze, choć twierdzi, że i tak już czuł się jak nieżywy.

– Wkurzałem się na przyjaciela, że przychodzi i utrudnia mi planowanie zabicia się. Z perspektywy czasu widzę, jak bardzo mi pomógł. Tej choroby nie da się opisać słowami, ale gdyby spróbować, najwłaściwszymi określeniami byłyby chyba „głęboka nicość”, „pustka”, „czarna ściana”. Czułem się jak uwięziony w jakimś słoju.

Wojtek zaczął szukać pomocy, chociaż nie wierzył, że przyniesie efekt. Poszedł do terapeutki, zaczęli rozpracowywać dzieciństwo. Wysłała go do psychiatry, ten na oddział dzienny. Tu długo ustawiano mu leki, dopiero siódmy okazał się właściwy. Potem była dwuletnia terapia, którą zalecił szpitalny psycholog, i spotkania Anonimowych Depresantów. W ich skuteczność Wojtek też nie wierzył.

– Samo pójście było wielkim krokiem. Dowlokłem się tam z ogromnym trudem, choć miałem już doświadczenia z AA. Szpital, terapia i mitingi sprawiły, że moje zdrowie zaczęło się powoli poprawiać. Minęło totalne zobojętnienie, pojawiły się emocje, również te pozytywne. Zaczęły się malutkie zmiany. Po trzymiesięcznym zwolnieniu wróciłem do pracy, chociaż nadal miałem przerażające lęki. Dużo dało mi wsparcie kierowniczki. Pomogły wypowiedzi innych osób na mitingach, sam też coraz częściej zabierałem głos. Potrafiłem zrozumieć coraz więcej rzeczy. Po pewnym czasie zacząłem prowadzić spotkania, co dało mi radość z możliwości pomocy innym. Z kilkoma osobami nawiązałem bliższy kontakt.

Aktualnie Wojtek czuje się o niebo lepiej, choć wciąż ma słabsze dni. Czasy, kiedy chciał się zabić, to przeszłość. Sam nie wierzy, że snuł takie plany. W trudnych chwilach pomaga mu bycie aktywnym, choćby remont mieszkania. Jak podkreśla, to nie działanie wynika z motywacji, lecz motywacja z działania (tak głosi czytany czasem na początku mitingu tekst „W co wierzymy”).

Tabu

Pomimo dużej skali problemu i licznych kampanii depresja wciąż jest tabu, a ludzie, którzy się z nią zmagają, bywają piętnowani. To tylko potęguje ich – i tak już niemałe – cierpienie. Problem dodatkowo nasilił się wskutek pandemii.

Osoby z depresją pomocy szukać mogą nie tylko na terapiach, ale też właśnie na mitingach AD. Wspólnota ta bazuje na programie dwunastu kroków dla Anonimowych Alkoholików, zasadniczym problemem jest tu jednak nie alkohol, lecz zamartwianie się, które według teorii wyznawanej przez członków społeczności również jest swego rodzaju nałogiem.

Tu i teraz

Zaczęło się po czterdziestce. Wcześniej nie było żadnego typowego czynnika, który mógłby wywołać chorobę – Joanna miała szczęśliwe dzieciństwo, a jako dorosła też żyła w kochającej się rodzinie. I to właśnie rodzina zauważyła, że coś jest nie tak. Joanna udawała, że problemu nie ma. Bliscy nakłonili ją do wizyty u psychiatry, psychiatra rozpoczęła leczenie farmakologiczne. Nie zaproponowała wizyty u psychologa czy terapii. Gdy leki nie poskutkowały, wypisała skierowanie do szpitala, który na długi czas stał się dla Joanny drugim domem. Konieczne były cztery paromiesięczne pobyty na oddziale zamkniętym, a po każdym z nich kuracja na oddziale dziennym. Po pewnym czasie trafiła do AD. Wspólnota dała jej siłę, żeby pójść też do psychologa i na terapię grupową.

– Dzięki mitingom uświadomiłam sobie, że nie jestem sama i że nie jestem inna. Bardzo ważny był dla mnie krok pierwszy: uznanie bezsilności wobec depresji. Akceptacja tego, co przynosi los, ale też łagodność dla siebie to podstawa – mówi Joanna.

Zmiany zachodziły powoli. Najważniejsza dotyczyła sposobu myślenia. – Bez niej nawet leki nie pomagały. Brałam je i będę brać do końca życia, bo przy chorobie afektywnej dwubiegunowej (depresja pojawia się naprzemiennie z fazami manii – red.) potrzebny mi był stabilizator nastroju. Prawdziwa poprawa nastąpiła jednak, gdy zmieniłam podejście do rzeczywistości. Nauczyłam się żyć tu i teraz, nie rozpamiętywać dawnych wydarzeń, a także nie dążyć za wszelką cenę do doskonałości. Wcześniej byłam perfekcjonistką, a to bardzo utrudniało życie, bo wychodziłam z założenia, że albo zrobię coś idealnie, albo wcale. Jak dodaje Joanna, dziś szuka jasnej strony życia. – Bardzo dużo dało mi poczucie wdzięczności wobec Siły Wyższej i zawierzenie Jej – opowiada. – W moim przypadku jest to akurat Bóg chrześcijański. Wiem też, że mam przebaczać i nie trzymać urazów, bo szkodzą one tylko mnie, podobnie jak oczekiwania względem świata, których też się pozbyłam.

Kroki

Mitingi mają analogiczny schemat jak AA. Początek to czytanie preambuły, kroków i tradycji AD, a główna część opiera się na wypowiedziach uczestników. Zabieranie głosu nie jest jednak obowiązkowe. Wypowiedzi zazwyczaj polegają na odpowiadaniu na pytania przygotowane wcześniej przez prowadzącego i dotyczą na ogół danego kroku bądź fragmentu Wielkiej Księgi AD, również czytanego na początku spotkania. Mówić można też jednak „od siebie”, choćby o przeżywanych aktualnie smutkach lub radościach.

Obok zasady anonimowości, fundamentalnej we wspólnocie, obowiązuje kilkanaście innych reguł, do których należy chociażby nieocenianie i nieudzielanie rad. Zasady te nie zawsze są przestrzegane, ale w takich przypadkach uczestników upomina prowadzący. Nie jest on jednak liderem, bo we wspólnocie żadnej hierarchii nie ma. Oprócz prowadzącego, który co pewien czas powinien się zmieniać, niektóre grupy mają rzecznika, który także dba o dobro uczestników, oraz skarbnika. Datki w AD są dobrowolne. Służą głównie opłaceniu sali, ale także zakupowi herbaty, kawy czy słodyczy.

Nie ma na mitingach psychologów czy terapeutów, a jeśli są, to jako zwykli uczestnicy, z założenia bowiem nikt nie powinien występować w roli eksperta. Jak mówi jedna z tradycji: „Jedynym i najważniejszym autorytetem w naszej wspólnocie jest miłujący Bóg, jakkolwiek może się on wyrażać w sumieniu każdej grupy”. Zasada ta nie oznacza, że AD jest wspólnotą chrześcijańską. Bóg odgrywa w niej ważną rolę, ale każdy może pojmować Go po swojemu. Wspólnota jest otwarta także na niewierzących. Jedynym warunkiem przynależności jest chęć zaprzestania zamartwiania się, tak jak w AA chęć zaprzestania picia.

Nadzieja

Krok pierwszy był najważniejszy również dla Renaty: – Wcześniej uważałam depresję za słabość, a do słabości nie dawałam sobie prawa. Jej akceptacja była dla mnie przełomem.

Renata do AD należy od trzech lat. Na ich spotkaniach najbardziej podoba jej się to, że się tam nie doradza, że mówi się tylko o sobie.

– Patrząc na zdrowsze osoby, dostrzegłam nadzieję. Zdałam sobie sprawę, że są ludzie, którzy byli niegdyś w takim stanie jak ja, kiedy przyszłam na pierwszy swój miting, albo nawet gorszym, a mimo to wrócili do zdrowia.

Zły stan Renaty spowodowany był m.in. jej kiepskimi relacjami z ojcem, ukrytym alkoholikiem. – U taty na wszystko musiałam zasłużyć – mówi. – A matka była zimna, nie potrafiła okazać uczuć. Jej rolę przejęła moja matka chrzestna. Ukochaną osobą była dla mnie babcia, ale zmarła, gdy miałam trzynaście lat. To właściwie wtedy zaczęła się moja depresja. Na pogrzebie nie uroniłam łzy, zamknęłam się na emocje i tak mi zostało.

Jako dorosła osoba Renata miewała silne nawroty choroby. Do pewnego stopnia pomogła jej terapia poznawczo-behawioralna. – Po jej zakończeniu czułam się rewelacyjnie – opowiada. – Wierzyłam, że mogę przenosić góry, ale potem nastąpił gwałtowny spadek.

Znalazła się pod opieką psychiatry, ale depresja mocno dawała się we znaki. – Były to dla mnie męki – wspomina. – Chodziłam do pracy, ale było mi cholernie trudno. Ostatni nawrót skończył się pobytem na oddziale dziennym. Potem trafiłam do AD.

Siłą Wyższą dla Renaty jest Bóg – dobry, miłosierny. Niegdyś znała tylko Boga surowego i karzącego, bo taki Jego obraz wyniosła z dzieciństwa. Zmuszano ją wówczas do chodzenia do kościoła – było pięknie, odświętnie, ale jeszcze tego samego dnia wracały kłótnie. Wskutek tamtych doświadczeń wyczulona jest dziś na obłudę i manipulację, również ze strony księży.

Renata twierdzi, że dwanaście kroków umożliwiło jej poznanie siebie, a także pozwoliło zrozumieć, co jest w życiu ważne. Zgodnie z jedną z dwunastokrokowych obietnic znikł egoizm, Renata nauczyła się dbać o innych, ale również wyraźnie stawiać granice.

– Zamknęłam przeszłość, choć jej nie zapomniałam. Pracuję nad poprawą relacji z ojcem. Codziennie rano się modlę, powierzając Bogu nadchodzący dzień, a wieczorem dziękuję Mu za ten dzień, niezależnie od tego, czy był dobry, czy nie. Mam lepszy niż dawniej kontakt ze sobą, uruchomiła się we mnie intuicja, która wcześniej była uśpiona. Bardziej doceniam drobne przyjemności, takie jak jedzenie czy słuchanie muzyki. Niedawno wzruszył mnie koncert w kościele i po jego zakończeniu podeszłam do dziewczyn z chóru, podziękowałam im za piękny śpiew.

Krytyka

Co o wspólnocie AD twierdzą specjaliści od leczenia depresji? – Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam – mówi prof. Dominika Dudek, psychiatra. – Uznawanie depresji za uzależnienie jest dla mnie dość dziwaczną koncepcją, podobnie jak samo słowo „depresanci”, które również słyszę po raz pierwszy. W leczeniu alkoholizmu chodzi o to, żeby pacjent przestał pić, a depresja, niezależnie od przyczyn i objawów, to typowa choroba, wymagająca psychoterapii i farmakoterapii. Inne cele stawia się przy leczeniu nałogów, inne przy leczeniu depresji. Równie dobrze można by zrobić mitingi dla anonimowych pacjentów z grypą.


ŻYCIE WARTE ROZMOWY

ANNA KIEDRZYNEK rozmawia z suicydolożką DR HALSZKĄ WITKOWSKĄ: Samobójstwo nie jest postrzegane jako coś przyziemnego, co może przytrafić się ojcu czy babci. Filmy i książki utrzymują nas w przekonaniu, że samobójca jest kimś niezwykłym. To nieprawda.


Prof. Dudek nie chce jednak być jednoznacznie krytyczna. – Taka wspólnota może sprawdzić się jako grupa wsparcia – dodaje. – Dzielenie się doświadczeniem, pomaganie sobie nawzajem na pewno może osobom chorym pomóc. My też przez wiele lat mieliśmy przy klinice klub pacjenta. Przychodzili do niego zarówno ci aktualni, jak i byli. Mogli wspólnie napić się herbaty, porozmawiać albo po prostu ze sobą pobyć. Wzajemna pomoc jest cenna w każdym kryzysie życiowym, stąd grupy wsparcia na przykład dla amazonek czy osób doświadczających przemocy. Na pewno lepiej spotkać się z ludźmi, którzy mają podobne problemy, niż siedzieć i patrzeć w sufit.

Agnieszka, jedna z uczestniczek mitingów, wspomina, że terapeutka początkowo zabroniła jej na nie chodzić: – Stwierdziła, że nie jestem jeszcze gotowa, że wypowiedzi innych osób z depresją mogą mi zaszkodzić. Potem jednak uznała, że dojrzałam już do takich spotkań. Zaczęłam regularnie na nich bywać i nie żałuję swojej decyzji.

Motto

Oczywiście nie jest tak, że wspólnota AD pomaga każdemu, a po wstąpieniu do niej życie człowieka zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. – Gdyby nie terapia i pomoc farmakologiczna, mój stan nie zmieniłby się tak, jak się zmienił – mówi Wojtek.

Część Anonimowych Depresantów, którym wspólnota pomogła, chce tę pomoc przekazywać dalej. Renata nosi się z zamiarem stałego prowadzenia mitingów, a Joanna ma swoich duchowych podopiecznych.

Na tych spotkaniach nie zawsze jest grzecznie i spokojnie. Zdarzają się scysje, a nawet dłuższe konflikty. Zdecydowanie więcej jest jednak wzajemnego wspierania się i pozytywnych relacji. Na AD zawiązało się wiele przyjaźni, także wieloletnich. Grupy spotykają się zresztą nie tylko na mitingach, lecz także „prywatnie” – chociażby na spacerach, grillach, ogniskach czy wycieczkach.

Przed pandemią działało w Polsce kilka grup AD, z czego najwięcej, bo cztery, w Warszawie. Wskutek lockdownu większość z nich przeniosła się do sieci. Spotkania internetowe umożliwiają jednoczesne uczestnictwo osobom z różnych stron Polski, a nawet świata, ale nie mogą zastąpić mitingów w formie tradycyjnej.

– Lubię ludzi, kontakt z nimi – mówi Renata. – AD daje mi możliwość nawiązywania znajomości, i to z osobami, które są w stanie mnie zrozumieć.

Akceptacja rzeczywistości, przerabianie kroków, mitingi, ale także leki, terapia czy codzienne aktywności – to wszystko sprawia, że osoby chorujące na depresję mogą dać sobie radę.

– Żyję z depresją, nie depresją – stwierdza Wojtek. – I takie jest moje motto. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2021