Życiorysy

To wcale nie było tak - myśli sobie wiele starszych osób, czytając utrwalone w druku opisy jakichś znanych im faktów. Ci starsi ludzie, tacy jak ja, mają poczucie niemocy wobec wersji utrwalonej w mass mediach. Przeszłość cofa się razem z wypaczeniami, podyktowanymi przez mnóstwo ludzkich namiętności, przez strach, złośliwość, chęć ukrycia prawdy czy po prostu przez zwykłą niewiedzę.

01.02.2004

Czyta się kilka minut

Zważmy też, że jesteśmy w mocy filmu. Przychodzą reporterzy filmowi, zbierają stare zdjęcia, układają je po swojemu i oto utrwala się przyrządzona w nowy sposób legenda, jak na przykład historia zabójstwa Johna Kennedy’ego.

Kiedy chodzi o dalszą przeszłość, nie ma już zdjęć, najwyżej pożółkłe fotografie i przekaz utrwalony w pamiętnikach, tylko pisany albo drukowany. Nie zawsze jednak można coś z nich odgadnąć. W pamiętnikach Marcina Matuszewicza ze środka XVIII wieku, które mnie zainteresowały, bo często występuje w nich mój praszczur nazwiskiem Pan Siruć i akcja dzieje się często w moich okolicach, nie ma właściwie nic prócz procesów i walk o urzędy i synekury. A przecie oprócz tysięcy stron tej monotonnej akcji, żyły i działały biologiczne istoty ze swoim światem pragnień, lęków i nadziei. Wszelka nasza myśl o przeszłości jest melancholijna, ponieważ ci, których już nie ma, ukazują się nam jako ogromne królestwo cieni, niemożliwe do jednoznacznego określenia. Nawet kiedy Odyseusz w swojej wyprawie do krainy zmarłych wezwał poległych towarzyszy, otrzymywali oni rzeczywiste trwania tylko na krótko.

Wstrząsy historyczne bliższych nam czasów szczególnie łatwo poddają się zmyśleniom. Tak było już z wojnami napoleońskimi. Dla współczesnych dzieci film “Pan Tadeusz" Wajdy jest baśnią i nie muszą one wiedzieć, jak to się stało, że już w 1813 roku Uniwersytet Wileński pracował normalnie, mimo niedawnej epidemii i tysięcy rannych oraz chorych żołnierzy wycofującej się armii. A cóż mówić o bliższych nam zdarzeniach, które przez szybką zmianę granic muszą wymykać się zrozumieniu dziecka uczącego się historii gdzieś w stanie Iowa czy Indiana.

Należy wysoko szanować historyków, których zadaniem jest przybliżyć się jak najbardziej do prawdy obiektywnej o zdarzeniach minionych. A jednak ten żywioł, specyficznie ludzki, odróżniający nas od zwierząt - historia - podlega temu samemu prawu, co dzieje poszczególnych żywotów i okrzykowi ludzi starszych “to wcale nie tak było". Bez wielkiej przesady rzec można, że ludzkość wysnuwa z siebie swoją przeszłość, tak jak jedwabnik swoją nitkę i że w ten sposób tworzy swoje mitologie.

W istocie nic nie wiemy, jak to było z Popielem zjedzonym przez myszy. Przyszedł Słowacki, fantazjował na te tematy, potem przyszedł Józef Ignacy Kraszewski, napisał “Starą baśń", ale to nie przybliżyło nas ani o krok do wiedzy, jak było naprawdę. Żyjemy zanurzeni w wymiarze minionego i mijającego czasu, powieściopisarze i filmowcy albo obierają za miejsce akcji czas miniony albo teraźniejszy, ale właśnie mijający. Proust spojrzał na swoich współczesnych jako na istoty właśnie mijające, przez co nadał swojemu dziełu ton melancholii i politowania. Ten wymiar mijającego czasu jest, trzeba przyznać, czymś wysoce zdumiewającym. Zmienia on społeczność ludzką w zbiorowisko istot świadomych przemijania i usprawiedliwia słowa Koheleta o marności wszechrzeczy. Zarazem wyrywa nasz gatunek spod władzy biologii. Świadomość jest jej przeciwna, włącza przemijanie ludzi i rzeczy w tkaninę, której nie znają słonie, tygrysy i małpy. Gdyby nie ta tkanina, nie byłoby zapewne religii, tj. pamięci o tablicach dekalogu, danych przez Jahwe na górze Synaj. Dzięki owej tkaninie mamy poczucie przynależności do wspólnoty narodowej, religijnej i cywilizacyjnej.

Nie lekceważmy komizmu, jaki w tym się kryje. Kiedy moje dzieci chodziły do francuskiej szkoły podstawowej, uczyły się na pamięć rzekomej prawdy: “Nos ancętres, les Galois" czyli “nasi przodkowie, Galowie, mieli niebieskie oczy i blond włosy", co w przypadku moich dzieci akurat się zgadzało, ale wątpię, czy wobec wielkiej liczby dzieci arabskich we Francji ta rzekoma prawda miałaby zastosowanie. Pojawia się też tutaj problem ciągłości, bo na przykład, co Amerykanie polskiego, irlandzkiego czy żydowskiego pochodzenia mieli wspólnego z pochodem amerykańskiej cywilizacji na Zachód kontynentu i wytępieniem Indian? Albo dlaczego niejaki Kościuszko czyli “Kostiuszka" ma być polskim bohaterem narodowym? Ale tutaj zapuszczamy się w dziwy przynależności do pewnej wspólnoty, w dziwy nazwisk pochodzenia nielokalnego, obszaru pamięci zbiorowej. Gdyby Mickiewicz nie napisał wiersza o Emilii Plater, postać ekscentrycznej panny z pistoletami prawdopodobnie całkowicie by się zatarła w świadomości potomnych, tak jak zatarły się przygody rodzin pochodzących z Inflant, takich jak Platerowie, Mohlowie, Romerowie, najoczywiściej niepolskiego pochodzenia.

Wszystkie te myśli przyszły do mnie z okazji ubolewań starszego człowieka nad niedokładnością pamięci zbiorowej, poddanej niezliczonym deformacjom. Jesteśmy dzisiaj poddani szczególnej pokusie, ulegając jej, możemy powiedzieć: właściwie nie ma historii, bo jest tylko mitologia. Wszystko jest płynne i wypadki oraz ludzie przeszłości uzyskują taką twarz, jaką im nadajemy. Napisanie powieści rzetelnej wobec faktów jest niemożliwe, czy będzie to średniowiecze, czy Powstanie Warszawskie. Fantazjujmy więc bez żenady.

Oczywiście, wszystko, co napisałem dotychczas, sprzyja takiej pokusie i historyk dbały o obiektywizm zostaje wyśmiany jako człowiek ścigający niemożliwą do schwytania chimerę. A mimo to od setek lat naszej cywilizacji nie ustaje pytanie, jak to było z uwięzieniem i skazaniem Jezusa z Nazaretu, jakie fakty kryją się poza Ewangeliami i Dziejami Apostolskimi. Niewidzialne stało się widzialne w tworzonych bez ustanku dziełach dłuta i pędzla, i ma dzięki nim swoją własną substancjalność. Można w tych dziełach dopatrzyć się zaprzeczenia powszechnemu przemijaniu i uznać je za środek przeciwko dzisiejszym pokusom.

Trzeba zawołać do starych ludzi: sursum corda! Wasze ubolewania są usprawiedliwione, a jeżeli wasza pamięć zdoła wyrwać choć cząstkę z otchłani tego co było, to już dobrze. A młodym należy przypomnieć o toczącej się obecnie walce pomiędzy poddaniem się czasowi pojętemu jako coraz to odnawiające się złudzenie i oporem w imię zasad nieco staroświeckich, ale sprawdzonych. Ostatecznie te tłumy, które oddawały się do dziś turystyce artystycznej, miały rację szukając w przeszłości czegoś dotykalnego. I nawet ich niezbyt budujące zachowanie się wobec człowieka z lodowej góry sprzed pięciu tysięcy lat, czyli odłupywanie strzępów jego ubrania, tutaj można zaliczyć. Tym zdaniem pełnym szacunku dla głodu rzeczywistości kończę moją “Spiżarnię".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2004