Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niewielu bywa dane tak intensywne, czasem bolesne odczuwanie świata, taka zdolność zarówno do empatii, jak i do rozliczania własnych pragnień i emocji, do stawiania sobie wymagań najwyższych. Czytając "Wyrwane strony", powracając do niektórych fragmentów i zdań uderzająco mocnych, czujemy żywą obecność autora, słyszymy jego przejęty, wzruszony głos. Tylko odwrócić się znad książki, a zobaczymy szczupłą, gotycką postać na wąskim łóżku w pokoju na poddaszu domu w Maisons-Laffitte. Nad łóżkiem - półka, a na niej szereg oprawnych w szare okładki kajetów. To legendarne dzienniki.
Józef Czapski (1896-1993) prowadził dziennik od wczesnej młodości. Zbiór zapisków przedwojennych przepadł w Warszawie podczas okupacji - a i tak w Muzeum Narodowym w Krakowie znajdują się 274 kajety. Czasem wracał do wcześniejszych notatek, dopisując uwagi. No i dopełniał dziennik rysunkami. "Kreślił je ołówkiem lub kolorowymi kredkami - pisze Barbara Toruńczyk - i często okalał serpentynami komentarzy, wiążącymi się ze szkicem, zamierzonym obrazem, zapamiętaną wizją, jej barwami. Do kajetów wklejał też artykuły z gazet, otrzymane listy lub ich fragmenty. Przepisywał cytaty z lektur i ulubionych wierszy".
Odręczne zapiski trudne są do odczytania nie tylko z powodu "hieroglificznego" charakteru pisma Czapskiego. "Przeplatał w nich języki, którymi władał - polski, francuski, niemiecki, rosyjski; imiona, familiarne zdrobnienia i inicjały osób, a także całe zwroty, które go zastanawiały lub uderzały trafnością, przechwycone z cudzych listów, dzienników, zwierzeń". Równocześnie zaś warstwa kronikarska, odnotowująca spotkania, wydarzenia artystyczne, nowe książki, postępy własnej pracy, nawet sny, podszyta była wspomnieniami, rozmyślaniami, medytacją, prawdziwym "dziennikiem duszy".
Wierzę, że doczekamy się edycji, która zawierałaby zarówno faksymilia wszystkich stron dziennika, jak też odcyfrowany i skomentowany tekst. "Wyrwane strony", przez samego Czapskiego podawane stopniowo do druku, są czymś innym. Zachowują osobisty ton, klimat spontaniczności i pewną niesystematyczność, stanowią jednak wybór, przekomponowany i uzupełniony. Przygotowując dla "Kultury" pierwszy taki wybór, Czapski pisał: "Decyduję się po długich wahaniach drukować strony wyrwane z całości, dopełniając je czasami paroma szczegółami, których zanotować nie zdążyłem, albo wkładkami napisanymi dziś". Potem przyszły kolejne publikacje w "Kulturze", podziemnej "ResPublice" i "Zeszytach Literackich", a następnie dwie edycje książkowe.
Edycja obecna, przygotowana przez Barbarę Toruńczyk, znacznie się od tamtych różni. Zmienia nieco układ całości i powraca, jeśli to tylko możliwe, do pierwotnego tekstu Czapskiego na podstawie autorskich maszynopisów, odrzucając poprawki czy skróty redakcyjne. W tomie nie ma również, zgodnie z wolą Czapskiego, żadnych ilustracji; "triumfuje kunszt jego słowa". Są za to obfite przypisy, zajmujące pięćdziesiąt stron, niezbędny przewodnik po tej fascynującej gęstwinie myśli, uczuć, wspomnień.
To dziennik malarza wciąż powracającego do rozważań nad sensem własnej pracy, nad jej związkiem z życiem wewnętrznym. I dziennik duchowego maksymalisty, zakochanego w Simone Weil, choć czasem buntującego się przeciw jej sądom. "To odbudowywanie co ranek świata, który dzień przed tym utraciłeś całkowicie na to, żeby znowu ten świat w sobie zagubić (z własnej winy?), ale to jest wciąż to samo, ta wina zmieszana jest z samym życiem, z ludźmi, z samym wejściem w ludzi... Jednak pamiętać, że powinien być we mnie jeden cel dominujący, te chwile powrotu do życia przez łaskę, próbować unieść w sobie i ochronić wśród tłumu ten płomyk". (Zeszyty Literackie, Warszawa 2010, ss. 314. Na końcu "Słowo od wydawcy", nota wydawnicza, indeks nazwisk.)