„Zwyczajni" zbrodniarze

"Zwykły człowiek zbrodniarzem? Nie - odpowie większość. Niewykluczone - bez satysfakcji stwierdza Slavenka Drakulić.

02.08.2006

Czyta się kilka minut

Slobodan Milosević przed Trybunałem w Hadze /
Slobodan Milosević przed Trybunałem w Hadze /

Chorwacka pisarka, autorka kilku powieści i wielu esejów, wymieniana jednym tchem obok takich jugonostalgików, jak Dubravka Ugrešić i Predrag Matvejević, szkicuje w swojej nowej książce postacie wybranych zbrodniarzy wojennych. To quasi-psychologiczne, pisane z iście kobiecą wrażliwością portrety ludzi sądzonych teraz w Hadze, którzy ulegli psychozie wojennej nienawiści lub sami byli jej świadomymi twórcami. Kilkanaście esejów-reportaży z sali rozpraw, przywołujących także wojnę jugosłowiańską i komunistyczną przeszłość, stanowi wstrząsający dokument o zbrodni, o słabości człowieka i oportunizmie, o lęku i samotności.

Gdyby zbrodniarze byli urodzonymi bestiami, zdaje się mówić autorka, łatwiej byłoby przejść do porządku dziennego nad ich czynami, w przekonaniu, że istnieje zło organiczne, które w określonych momentach się uaktywnia. Ktoś jest zły i już. Wówczas łatwo go oceniać, krytykować, sądzić... Ale skoro na ławie Trybunału Haskiego znalazło się tylu "zwyczajnych" ludzi oskarżonych o ludobójstwo, oznacza to, że zbrodnie "mógłby popełnić każdy z nas". Czy to nie wystarczający powód, aby pomyśleć o sobie jako o potencjalnym zabójcy? Czy mamy pewność, że w czasie wojny, w warunkach upadku systemów wartości i w codziennej grze o śmierć i życie potrafilibyśmy pozostać ludźmi?

Bohater jednego z esejów, młody mąż i ojciec, wcielony do armii bośniackich Serbów, na pewno wcześniej nie pomyślałby o sobie jako o zbrodniarzu. Ba, zaklinałby się, że nie skrzywdzi nawet muchy. Był zwykłym człowiekiem. Aż do momentu, gdy stanął z karabinem w plutonie egzekucyjnym. Nie chciał zabijać bezbronnych ludzi. W odpowiedzi na swoje etyczne obiekcje usłyszał jednak twardy głos dowódcy: "Jeśli nie chcesz tego zrobić, przejdź tam i stań razem z więźniami, żebyśmy mogli zastrzelić i ciebie". Egzekucja trwała cały lipcowy dzień. Jedni mieli przewiązane oczy, wspomina, i ich było łatwiej zabijać, inni byli bez opasek. Młodzi i starzy...

Brzmi jak fabuła powieści wojennej? Tylko że to zdarzyło się naprawdę, a młody Dražen Erdemović był jednym z wielu katów siedmiu tysięcy bezbronnych muzułmanów zabitych w ciągu jednego dnia w Srebrenicy przez wojska bośniackich Serbów. Strzelał, bo musiał; bo nie umiał powiedzieć "nie"; bo nie chciał zostawiać swojej żony i dziecka. Bał się o nich i bał się o siebie. Nie chciał umierać i dlatego zabijał. Teraz się przyznał. Z jego zeznań wynika, że cierpiał i był osamotniony. To najbardziej wstrząsający tekst w książce; budzi lęk...

Także Ratko Mladić - główny sprawca srebrenickiej masakry, który wciąż jeszcze nie trafił przed Trybunał - jest bohaterem jednego z esejów. Tekst o serbskim generale z Bośni, człowieku przyrównywanym przez opętanych ideologów do mitycznego Lazara z bitwy kosowskiej, nie jest jednak tak dramatyczny. Może dlatego, że przywykliśmy już do tego bezwzględnego kata, dla którego skazanie na śmierć było oczystą formalnością. Ale w tym eseju to nie zbrodnie Mladicia są najważniejsze, lecz samobójstwo jego córki.

Nigdy nie odkryto, dlaczego odebrała sobie życie, strzelając do siebie z pistoletu ojca. Slavenka Drakulić przypuszcza jednak, że powodem były czyny ojca, z którymi nie potrafiła się pogodzić; autorka snuje fikcyjną opowieść o ostatnim wieczorze młodej Any, która gra w statki ze swoim ojcem, podejrzanie na niego spogląda, boli ją głowa... Zabieg kunsztowny artystycznie, ale mam wątpliwości, czy na miejscu. "Rzeźnik z Bośni", dowiadujemy się z tekstu, jest człowiekiem apodyktycznym i gwałtownym, który "nie rozmawia, lecz wydaje rozkazy". Zupełnie jak ojciec autorki książki, któremu - jak pisze - nie mogła się przeciwstawić: "musiałam opuścić dom przed jego wszechwładzą".

Ten i inne szczegóły z życia autorki urealniają opowieści o kolejach losu zbrodniarzy wojennych. Wszyscy przecież dorastali w tym samym państwie: w komunistycznej Jugosławii. Niektórzy są młodzi i sympatyczni, przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Goran Jelisić, trzydziestoletni mężczyzna "o bystrej i pogodnej twarzy", jest w wieku córki Slavenki: "mogliby razem chodzić do tej samej szkoły. Mogliby być przyjaciółmi". Okazał się bezwzględnym zbrodniarzem. Przyznał, że jest winien, ale nie wyraził skruchy, był zimny i obojętny. Zabijał z bestialskim sadyzmem - zeznawali naoczni świadkowie. Był panem życia i śmierci, nazywał siebie "nowym Hitlerem". Podobnie trzej inni bohaterowie następnego eseju: żołnierze armii bośniackich Serbów oskarżeni o gwałty na młodych kobietach, czasem nawet na dwunastoletnich dziewczynkach. Niektórzy żałowali, inni nie rozumieli, za co właściwie są sądzeni.

Najbardziej oczywiste są eseje o Slobodanie Miloševiciu i jego żonie Mirjanie Marković. Przywykliśmy już bowiem, podobnie jak w przypadku Mladicia, do ich bezwzględnej i jakże wyrafinowanej postawy w czasie wojny. Wiemy, że on, choć nigdy nie zabijał własnymi rękami, ponosi ogromną część odpowiedzialności za wojny bałkańskie. W tej opowieści nie ma dylematów moralnych, nie ma litości, wrażliwości. Jest wyrachowany cel polityczny, który należy osiągnąć.

Autorka nie odwołuje się zbyt często do jugosłowiańskiej rzeczywistości społeczno-politycznej. Owszem, tu i ówdzie pojawiają się zgrabnie wplecione obrazy z komunistycznej Jugosławii, ale są one raczej wspomnieniami z dzieciństwa, jak doroczny Marsz Młodości z okazji dnia urodzin Tity, Sklepy Ludowe, kolorowe czasopisma, zachodnie produkty komercyjne... Wcześniej takimi jugonostalgicznymi obrazami Drakulič irytowała część chorwackiej opinii publicznej. Tym razem jednak rzuca jej jeszcze większe wyzwanie, pytając: czy zasłużony "bohater" narodowy, który mordował wrogów narodu, może być sądzony jako zbrodniarz wojenny? Naśmiewa się z wszystkich tych, którzy twierdzą, że "bohater" nie mógł popełniać zbrodni albo że czynił to w obronie narodu, co go rzekomo usprawiedliwia.

Mało tego, autorka nie godzi się także z wygodnym hasłem "indywidualizacji zbrodni", używanym przez proeuropejskich polityków chorwackich. Owszem, każda zbrodnia musi być zindywidualizowana (i temu w przypadku byłej Jugosławii służy Trybunał), ale nie może to służyć zrzucaniu odpowiedzialności na kilku generałów i oczyszczaniu samych siebie. Owszem, "cały naród chorwacki czy jakikolwiek inny, nie może być uznany winnym zbrodni wojennych" - ale cały naród może być odpowiedzialny.

Odpowiedzialność i sprawiedliwość niczym tlenu potrzebują prawdy, o którą tak trudno, gdy w grę wchodzą tzw. interesy narodu. To wina społeczeństw kolektywnych (komunistycznych i nacjonalistycznych), dla których - twierdzi autorka - odpowiedzialność indywidualna jest pojęciem abstrakcyjnym czy wręcz nieistniejącym. Wszystko robi się w imię narodu i dla narodu. Nie ma się zatem co dziwić, że Slavenka Drakulić jest uważana w Chorwacji za pisarkę kontrowersyjną.

Pamiętam, jak pod koniec lat 90. w jednej z zagrzebskich księgarni zauważyłem, że jej książki znajdują się na półce z napisem "literatura obca". Do dziś ci, którzy wówczas niepodzielnie rządzili państwem, wyklinają ją, twierdząc, że ma korzenie inne niż chorwackie lub że zaprzedała się Zachodowi, który chce upokorzyć Chorwatów. Inni jednak - a jest ich coraz więcej - chętnie czytają jej książki, słuchają, co ma do powiedzenia i przychodzą na spotkania autorskie. Jej książki zaś można już kupić pod szyldem "literatura chorwacka". I jest to dobra literatura.

Slavenka Drakulić, "Oni nie skrzywdziliby nawet muchy. Zbrodniarze wojenni przed Trybunałem w Hadze", przeł. Jakub Szacki, Warszawa 2006, Wydawnictwo W.A.B.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (32/2006)