Cyganka

Jako pisarz „bez narodu”, należący w dodatku do problematycznego plemienia piszących kobiet, stała się Ugrešić drobiazgową rewizjonistką projektu literackiej geopolityki.

20.08.2012

Czyta się kilka minut

 / il. Agata Dudek z cyklu „Jądro z Ciemności". ok. 2012 r.
/ il. Agata Dudek z cyklu „Jądro z Ciemności". ok. 2012 r.

Dubravka Ugrešić określa siebie jako pisarkę „traumatyczną”. Kto przy zdrowych zmysłach chciałby nawiązać więź z kimś takim? – pyta w eseju „Głuchy telefon. Zabawa literacka”. Kiedyś, zagadnięta przez Agnieszką Drotkiewicz o wczesną powieść „Stefcia Ćwiek w szponach życia” (1981), przeciwstawiła siebie bohaterce swojej najlepszej, jak uważa, powieści. Stefcia to wcielenie archetypicznej kliszy kobiecej literatury. Szuka swojego Mister Right, jednego, jedynego mężczyzny. I znajduje go! Publiczność ją kocha. Mnie – twierdzi Ugrešić – „publiczność nienawidzi”.

Nienawiść

Jest w tym jakaś przewrotność, prowokacja, bo każdy, kto zna pisarstwo Dubravki Ugrešić (a jest to pisarstwo znane i cenione), ma poczucie, że autorka to jego dobra znajoma. Ktoś bardzo bliski i zdecydowanie lubiany. Kochany nawet. Nienawidzenie Dubravki Ugrešić wydaje się dziś czymś niewyobrażalnym. A jednak każdy, kto zna pisarstwo Dubravki Ugrešić wie również, że nienawiść do niej jest faktem. Ta nienawiść należy do wydarzeń ostatniej europejskiej wojny. Do historii kultury i literatury chorwackiej. Do dziejów feminizmu. Nienawiść została przez Ugrešić opisana. Zadecydowała o jej losie. Tak, to prawda. Pisarce zdarzyło się wszystko, co nie mogłoby w najgorszym koszmarze przyśnić się jej bohaterce, Stefci Ćwiek. A jednak, wbrew, a po trosze i dzięki temu, „publiczność kocha” je obie.

„Dubravka jest ucieleśnieniem duchowej urody Chorwacji w literaturze” – napisał Adam Michnik na okładce zagrzebskiego wydania „Kultury kłamstwa”. Komuś taka alegoria może się wydać nazbyt przymilna i genderowo nieco podejrzana – wszakże to Wielki Mężczyzna swoim blurbem afirmuje powab kobiety autorki. Sama pisarka przedstawia inną alegorię, nieporównanie bardziej gorzką. Oto na początku emigracji, w 1993 roku w Amsterdamie, w Bodega Keyzer Cafe objawia się jej Europa Wschodnia. „Siedzi przy moim stoliku. Przeglądamy się sobie jak w lustrze. Dostrzegam zaniedbaną cerę, tanią szminkę, wyraz uniżenia i zuchwałości. Wyciera dłonią usta, mówi za głośno, gestykuluje, podnosi brwi, w jej oczach pojawia się błysk rozpaczy i jednocześnie chytrości, nagła potrzeba, by z obywatela drugiej klasy stać się kimś. Moja siostra, moja smutna Europa Wschodnia” – czytamy w „Amerykańskim fikcjonarzu”.

Jugo-Zombie

Urodziła się w roku 1949 w Kutinie. Mama – znana dziś na całym świecie postać literacka – była Bułgarką, a „mówiła po chorwacku lepiej niż niejeden Chorwat”. Miasteczko Kutina, siedemdziesiąt trzy kilometry od Zagrzebia, usytuowane było „przy budowanej latami i nigdy nie dokończonej autostradzie Zagrzeb–Belgrad, którą w czasach jugosłowiańskich ochrzczono dumnie imieniem autostrady Braterstwa i przyjaźni” – pisze Ugrešić w zbiorze esejów „Nikogo nie ma w domu”. Dorastanie w idyllicznym świecie titowskiego mitu było bardziej z ducha amerykańskiej prowincji niż z ducha komunizmu czy Europy Południowo-Wschodniej, wymyślonej wiele lat później, po wojnie zwanej elegancko „konfliktem na Bałkanach”. Amerykańskie filmy, amerykańska muzyka, amerykańskie randki nastolatków. Koledzy z podwórka byli zwyczajni i niewinni, w agresywne, męskie stado przeistoczyli się później. „Yugo-Americana”. Tak w „Amerykańskim fikcjonarzu” pisarka określiła kulturę, z której wyrosła. Składały się na nią „mity greckie, opowiadania partyzanckie i filmy z Hollywood”.

Nie był to przypadek. „W 1948 Tito powiedział Stalinowi swoje mityczne NIE”, a od 1953 roku panował w Jugosławii amerykański mit kulturowy, nie sowiecki socrealizm. W rozmowie z Nataszą Kovacewą, zamieszczoną w „Woman and Performance: a journal of feminist theory” w 2007 roku, Ugrešić podkreśla, że uniwersalistyczna idea państwa Tito nie była komunistyczna, lecz antyfaszystowska, wbrew temu, co później głosiła nacjonalistyczna, wojenna propaganda. Daleka od idealizacji komunizmu, pisarka do dziś nazywa siebie Jugo-nostalgiczką, Jugo-Zombie. Właśnie dlatego, że nosi w sobie głęboką, wdzięczną, choć zarazem krytyczną pamięć o własnej formacji kulturowej.

Archeologia codzienności

„Pamięć przypomina czasem nielegalny ruch oporu, a ci, co dobrze pamiętają – konspiratorów” – pisze w eseju „Ostalgia” ze zbioru „Nikogo nie ma w domu”. Najistotniejsza jest dla niej „intymna historia codzienności, którą przeżyliśmy. O nią mało kto dba, archeologia codzienności to zajęcie dla dziwaków”. To domena alternatywna wobec muzealnych instytucji pamięci i oficjalnej polityki historycznej. Pokoleniowa, nikomu już niepotrzebna prawda polityczna, literacka i emocjonalna. „Ostalgia to skomplikowane uczucie, zwykle nie zadawala się zrekonstruowanymi replikami naszych własnych, porzuconych wschodnioeuropejskich domów”. Bo „napady nostalgii wywołują w nostalgikach panikę w miejscach, które zazwyczaj nie są ich”, a ostalgicy to ci, którzy w ogóle nie mają swoich miejsc. Jedynie przemieszczone artefakty, wirtualne kulturowe archiwum.

Lauren Bacall, Audie Murphy (!), Marlon Brando, James Dean, wreszcie – Anthony Perkins. To były gwiazdy na niebie dzieciństwa Dubravki, gdy uprawiała, jak pisze w „Amerykańskim fikcjonarzu”, „słodki dziecięcy handel podobiznami hollywoodzkich aktorów z gumy do żucia”. Yugo-Americana to również literatura. Theodor Dreiser, John Dos Passos, Irving Stone, Hemingway. W latach 60. Kerouac, Salinger, Ginsberg. Boom wydawniczy w Jugosławii w latach uniwersyteckiej kariery Ugrešić sprawił, że jej pierwszy pobyt w Stanach, w latach 90., okazał się zesłaniem na księgarską prowincję. Rynek książek „wybuchł” tam nieco później, okazując się również rodzajem kataklizmu, szokową antyintelektualną terapią dla niedobitków wschodniouropejskiej inteligencji.

Ale Ugrešić nie jest piewczynią anachronicznego uniwersalizmu kultury wysokiej. Jej archeologia utraconej codzienności odnotowuje amerykańskie seriale, dawne reklamy, komiksy. No i żurnale mód, tak niegdyś ważne dla autorki „Stefci Ćwiek w szponach życia”.

Zadufana w sobie

Przede wszystkim jednak, jako pisarz „bez narodu” (a taki jest ponoć jak „gówno na wietrze”), należący w dodatku do problematycznego plemienia piszących kobiet, stała się Ugrešić drobiazgową rewizjonistką projektu literackiej geopolityki. Kiedyś, jak wyznaje w jednym z esejów z „Nikogo nie ma w domu”, „studiowałam literaturę porównawczą i byłam bardzo zadufana w sobie”. Czytała amerykańskich i europejskich autorów, pisała referaty o Prouście i Joysie. Czytała znanych i mniej znanych rosyjskich pisarzy, studiowała „teoretycznoliterackie szkoły w momencie, gdy teoria literacka była u szczytu swoich możliwości. Krótko mówiąc, żyłam w przekonaniu, że mam tajemne porozumienie z wielkim, literackim światem”.

Potem, po nacjonalistycznym kataklizmie, który niezauważenie nadciągał, Ugrešić dowiedziała się „od swoich”, że jest antypatriotyczną szmatą, zasługującą na stos. Po emigracji natomiast została, nie z wyboru, pisarką chorwacką, która tylko jako taka – skoro naznacza ją etykieta traumy – może zostać rozpoznana w wielkim świecie literatury. W ten sposób uniwersalistyczna hegemonia silnych, wielkich literatur pokazała figę komuś, kto w sposób nieuprawniony czuł się ich częścią!

Zanim to nastąpiło, wciąż „zadufana w sobie” Dubravka Ugrešić wiodła życie wykładowczyni uniwersytetu w Zagrzebiu, akademiczki i cenionej pisarki. Publikowała artykuły, powieści, bajki, przekłady i antologie. Nagradzana autorka „Forsowania powieści rzeki” przy pomyślnych wiatrach mogłaby zyskać miano jugosłowiańskiego Davida Lodge’a w spódnicy. Niestety, musiała zostać kimś znacznie oryginalniejszym: kosmopolityczną jugonostalgiczką. Autorką nieporównywalną do żadnego autora. I chodzącym pięknem chorwackiego ducha! Ironia, spowinowacona z etycznym instynktem, zapewne wrodzona, ale wyostrzona przez wgląd w meandry i zakamarki retoryki oraz powieściowych struktur, nie mogła zostać odłożona na czas wojny do szuflady. Choć pewnie powinna, jak wynika z dialogu zamieszczonego w „Kulturze kłamstwa”: „No i co tam pani ostatnio nagadała, w dodatku najzupełniej niepotrzebnie? – pyta mnie mój hydraulik Jura. – Prawdę – odpowiadam. Nam niepotrzebna prawda, nam potrzebny spokój – mówi Jura”.

Nagonka

Ktoś jednak musi mówić prawdę. W czasie wojny częściej robią to kobiety, skoro nie idą na front, a nawet jeśli idą, „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. Wojna na Bałkanach wybuchła w roku 1991. W 1993 Ugrešić opuściła kraj z powodu kampanii nienawiści, wymierzonej w nią i kilka innych kobiet, które publicznie protestowały przeciwko rozpętanemu szaleństwu. „Początkowo stałam i patrzyłam w zdumieniu na to, co się dzieje, ale potem zaczęłam pisać, nieświadoma siły oddziaływania mojego pisania” – opowiada pisarka Nataszy Kovacevej.

Publikacja pierwszego antywojennego eseju „Czyste chorwackie powietrze” w niemieckiej gazecie wywołała atak w rodzimej prasie już następnego dnia. Kolega pisarz, przeistoczony dopiero co w członka bandy prawdziwych bałkańskich macho, oskarżył Ugrešić o kalanie narodowych symboli i znieważanie tysiącletniego marzenia Chorwacji o narodowej niepodległości. Dwa dni potem odwrócili się od niej koledzy z wydziału literatury. Upłynęła doba i pisarka stała się „zdrajczynią”, „wrogiem ludzi”, „podejrzaną figurą”, kimś o „podejrzanym pochodzeniu”.

Tempo tego wszystkiego było surrealistyczne. Sąsiedzi, znajomi, najlepsi przyjaciele, koledzy z pracy po prostu przestali się do niej odzywać. Otoczyło ją milczenie. Na uczelni nikt nie zaglądał do jej pokoju. Na korytarzach głowy odwracały się na jej widok. Gazety zaczęły atakować ją niemal codziennie, drukując paszkwile pełne obelg politycznych i seksistowskich szyderstw. Ugrešić chłodno, bez użalania się, wspomina to wszystko w „Kulturze kłamstwa” i chętnie opowiada Kovacevej, czując, że obowiązana jest w swojej intymnej historii politycznej dokumentować dzieje nienawiści. Tej wielkiej, niepojętej nienawiści nacjonalistycznej, której przedmiotem była – a nawet niekiedy dalej jest – w swoim własnym kraju.

Bałkańskie Pussy Riot

Tak więc rozpoczęła się aberacyjna, zrodzona w łonie chorwackiego PEN Clubu, nagonka na pięć autorek, nazywanych teraz w gazetach „czarownicami z Rio”. Zdrajczynie narodu, spiskujące przeciw Chorwacji. Dziennikarki Vesna Kesic i Jelena Lovrič, pisarka Slavenka Drakulič, zagrzebska profesorka literatury Rada Ivekovič i Dubravka Ugrešić. Bałkańskie Pussy Riot były dorosłymi kobietami sukcesu, gazety nazywały je więc „starymi wiedźmami”. Nikt, oprócz jednego tygodnika, nie ujął się za nimi. Przeciwnie, dziennikarze, koledzy pisarze, koledzy akademicy, politycy i – oczywiście – tak zwani zwykli ludzie, zajadle je atakowali.

Była to nienawiść faszystowska i seksistowska. „Jugo mężczyźni idą przez życie, mając takie poczucie, jakby stale trzymali się za ręce” – pisze Ugrešić w „Kulturze kłamstwa”. „Wiedźmy” nie zostały fizycznie zgwałcone, przemoc była tylko w języku. To nie jest mało. Przecież, jak pisała w „Ministerstwie bólu”: „każdy język jest dialektem, za którym stoi wojsko. Za chorwackim, serbskim i bośniackim stoją paramilitarne bandy”. I dalej: „w naszych językach naprawdę się mordowano, poniżano, zabijano, gwałcono i wypędzano innych. To były języki, które poszły na wojnę w przekonaniu, że nie da się ich spoić, może dlatego, ze niepodobna ich rozdzielić”.

Przemoc seksualna, swoista etykieta wojny na Bałkanach, wpisana była w kulturę macho już wcześniej, dopiero jednak „konflikt” uczynił ją czytelną. „Kiedy młody bałkański samiec chce swojemu męskiemu gronu opowiedzieć (a robi to często), że przespał się ostatniej nocy z dziewczyną, powie: – Opaliło sam jej metak! Opróżniłem cały magazynek! Metak, czyli pocisk, to popularny kolokwialny synonim miłosnego aktu”, który w praktyce wojennych gwałtów z miłością nie miał nic wspólnego. Był ekspresją najczystszej, antyludzkiej nienawiści. Ale, jak zgryźliwie odnotowuje Ugrešić w „Ministerstwie bólu” drobną obserwację z życia bałkańskich uchodźców w Europie – „Holenderskie władze były hojne przy wydawaniu zezwoleń tym, którzy twierdzili, że w swoich krajach byli prześladowani z powodu »odmienności seksualnej«, bardziej wspaniałomyślne niż wobec kobiet ofiar wojennych gwałtów”.

Wyjście z chałupy

Same słowa też miewają wyłącznie niszczycielskie intencje. Podczas nagonki media parokrotnie udostępniały wszystkim chętnym prywatny adres Ugrešić i jej numer telefonu, odbierała więc stosy anonimów, telefonicznych pogróżek i wyzwisk. Zrezygnowała z pracy i wyjechała za granicę. Czarownica i Cyganka. Tak zaczęła się określać. Jugosławiańska Cyganka, bo jeszcze tylko Cyganie, oprócz dysydentów, trwali przy tym przeklętym słowie „Jugosławia”.

Emigracja nie jest niczym przyjemnym, a bycie Nomadą – niczym malowniczym. Próba izolacji od świata skazana jest na porażkę, gdy talentem człowieka – kobiety! – jest myślenie, rozumienie i pisanie.

Trzęsienie ziemi w Czarnogórze, opisane przez miejscowego chłopa: wychodzę z chałupy i widzę, że epicentrum dwa kroki ode mnie. „O, tam drży… Uskoczyłem w lewo, a epicentrum za mną, zawróciłem w prawo, a ono znowu za mną”. Ten fenomenalny opis Dubravka w 1988 roku przytoczyła jako metaforę wojny. I porównała swoją sytuację emigrantki w Amsterdamie do położenia chłopa zmuszonego do wyjścia z chałupy. „Ostatnio coraz rzadziej kupuję gazety, coraz częściej wyłączam telewizor, telefon, przymykam okna, zaciągam rolety, otulam się prześcieradłem, chowam głowę w książkę, i cóż to, słowa drżą...” – pisała w roku 1988.

Koniec bajki

Stefcia Ćwiek miała pewnego razu koszmarny sen. Śniło jej się, że tonie, pochwycona w śliskie ramiona wodorostów. Dziewczyna, choć ma „fantastyczny cyc”, cierpi z powodu braku miłości. Winne są, być może, wrodzone skłonności melancholiczne, jak u pani Bovary. „Ha, co tu dużo gadać, jesteś za poważna, taka chodząca szlachetność, sama nie wiem...” – tłumaczy jej koleżanka z pracy Marina. I kontynuuje, zjadłszy napoleonkę, pociągnąwszy łyk kawy i haust papierosowego dymu: „Jak się tak nabzdyczysz, też zaczynam się ciebie bać. Faceci lubią wesołe dupy! A ty ciągle obnosisz żal do całego świata. (...) Rozluźnij się! Dupa nie mydło, nie wymydli się!”.

Niedole Stefci zakończy już wkrótce happy end. Stefcia zapisuje się na angielski, a tam pojawia się Vinko Frandić, Mr Right! Jest miłość, jest koniec bajki. Cała ta opowiastka to pastisze literatury kobiecej, coś w rodzaju „Dziennika Bridget Jones” avant la lettre. Stefcia jest ucieleśnieniem ciepła i banalności, miłej zarówno znawcom literatury Europy Środkowej, jak też feministkom. Dlaczego nie? W dawnej, pisanej w poprzednim życiu książce, Ugrešić wyraziła nie tylko swój najbardziej czarujący talent do literackiej zabawy, przebiegłość znawczyni teorii literatury, ale i całą wiedzę o deprecjonowanej przez krytyków przyjemności pisania i czytania kobiecych fantazji.

Krawcowe, pensjonarki, recepcjonistki, studentki, kelnerki, emerytki i bezrobotne, nie tylko tworzą współczesny, czytelniczy rynek, który w 1981 roku jeszcze nie istniał. Tworzą również społeczeństwo obywatelskie wiedźm, towarzyskie, sąsiedzkie, blokowe i sklepikowe kręgi kobiet, tych samych, które potem, w schronach, podczas bombardowań bez końca robiły na drutach. Warto dla nich uszyć historię! „Stukam w klawisze. Robię szew. Szyję opowiadanie, które ma być prozą kobiecą. Szyję prozatorską suknię, tnę ją wszerz i wzdłuż, chwila i wykrój mieć będę już (...) taka ze mnie sroczka-gubioczka, tkaczka do wzięcia, która szuka księcia, autorka, która będzie szyć, choć nie ma igły, by przewlec nić” – rozpędza swój szampański rytm maszynistka.

Osobność absolutna

Dubravce Ugrešić jest rzeczywiście dużo trudniej niż jej Stefci. Szpony życia lub – w innej wersji – paszcza życia (w oryginale: „Štefica Cvek u raljama života”) rozwarły się nieoczekiwanie, pazury demonów usiłowały ją rozszarpać. Została kimś absolutnie osobnym. Cyganką oderwaną od klanu. Jeśli istnieje jej plemię, plemię pisarzy Europy Południowo-Wschodniej, plemię intelektualistów-nomadów, plemię piszących kobiet – nie trwa ono w żadnej jedności, stanowi wspólnotę stricte imaginacyjną, rozproszoną i przygodną. Tak, jest Dubravka anty-Stefcią, jako intelektualistka i jedno z nielicznych wcieleń bałkańskiego sumienia czasów wojny. Dodajmy – sumienia chłodnego, ironicznego, nie mającego nic wspólnego z moralistyczną martyrologią. Ale ta najbardziej czarująca, witalna, chciałoby się rzec, kobieca strona jej pisania i bycia, jej pogoda ducha i zręczny dowcip, to wszystko, z czego powstała „Stefcia Ćwiek w szponach życia” – pozostało w niej nienaruszone. Uszło cało z katastrofy. Może to „duchowa uroda”, może cygańska magia. Kto to może rozstrzygnąć. Jedno jest pewne. Za to ją kochamy. My, publiczność.


Dubravka Ugrešić będzie gościem drugiego dnia Festiwalu. 23 października spotkanie z pisarką poprowadzi Kazimiera Szczuka.


KAZIMIERA SZCZUKA jest feministką, krytyczką i historyczką literatury, a także dziennikarką telewizyjną. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN i wykłada gender studies w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Opublikowała: „Kopciuszek, Frankenstein i inne” (2001) oraz „Milczenie owieczek, czyli rzecz o aborcji” (2004).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2012

Artykuł pochodzi z dodatku „Conrad (02/2012)