Zwierzę jak zaczarowane

Magiczne sztuczki mogą bawić, a przynajmniej wprowadzać w błąd. Ale czy tylko ludzi? I dlaczego właściwie naukowcy badają, jak magia działa na zwierzęta?

21.06.2021

Czyta się kilka minut

 / JOHAN SWANEPOEL / SCIENCE PHOTO LIBRARY / EAST NEWS
/ JOHAN SWANEPOEL / SCIENCE PHOTO LIBRARY / EAST NEWS

Iluzjonista wykonuje serię gestów, skupia naszą uwagę na rekwizycie, a tym samym odwraca ją od miejsca, gdzie znajduje się klucz do zrozumienia jego iluzji – rękawa, z którego niepostrzeżenie wyciąga białego gołębia. Ptak jest spokojny – przyzwyczajony do wykonywanych przed chwilą czynności, a sama sztuczka zdaje się nie robić na nim szczególnego wrażenia. Nic dziwnego – w końcu był jej centralnym uczestnikiem, a nie odbiorcą. Ale czy – gdyby magik uczynił je adresatem swojej iluzji – zwierzę dałoby się na nią nabrać?

Podobne pytanie postawili naukowcy z Wydziału Psychologii na Uniwersytecie Cambridge, którzy wyniki swoich badań opublikowali w czerwcu tego roku w czasopiśmie „PNAS”.

Elias Garcia-Pelegrin i współpracownicy zaprezentowali trzy rodzaje iluzji sześciu sójkom (Garrulus ­glandarius) i osiemdziesięciu wolontariuszom, a następnie porównali ich wyniki. Ludzie nabierali się na wszystkie trzy sztuczki bardzo często. Za to sójek w dwóch pierwszych trikach nie dawało się oszukać niemal nigdy.

Sztuczki, na które ptaki okazały się być niepodatne, określa się mianem „z ręki do ręki” (ang. palm transfer) oraz „francuski zrzut” (ang. French drop). W każdym przypadku sztuczka polegała na tym, że badacz – a w tym przypadku również iluzjonista – trzymał w dłoniach larwę (przysmak sójek) i przekładał ją w taki sposób, by zmylić widza. Pod koniec manipulacji uczestnik badania miał określić, w której dłoni znajduje się obiekt.

We „francuskim zrzucie” iluzjonista sprawia wrażenie, iż podaje larwę do dłoni będącej na wierzchu, ale w ostatniej chwili upuszcza ją na spodnią dłoń, która ostatecznie przejmie obiekt. Natomiast w manipulacji „z ręki do ręki” wykonawca sztuczki pozoruje przekładanie larwy do spodniej dłoni, ale w rzeczywistości w sprytny sposób przytrzymuje bezkręgowca pomiędzy palcami wierzchniej ręki tak, że ten nigdy z niej nie wypada.

Liście w ultrafiolecie

W obu powyższych przypadkach sójki były bezkonkurencyjnie lepsze od ludzi i nie dawały się nabrać na manipulacje. Dlaczego? Pierwsze wyjaśnienie narzuca się od razu – ptaki mają przecież doskonały wzrok. Np. ptaki drapieżne (takie jak jastrzębie, sokoły czy orły) potrafią wypatrzeć niewielkiego gryzonia z kilkukrotnie większej odległości niż człowiek. Znacznie sprawniej też radzą sobie z dostrzeganiem i analizowaniem szybkich ruchów. Niektóre ptaki potrafią także dostrzec kontrast tam, gdzie my go nie widzimy. Z badania opublikowanego w 2019 r. w „Nature Communications” wynika, że gęstwina liści, którą my postrzegamy jako masę jednorodnej zieleni, dla ptaków może być wypełniona szczegółami. Ponieważ ich oczy wyposażone są w cztery typy światłoczułych czopków (a nie w trzy – jak u nas), są one wrażliwe nie tylko na te długości fali świetlnych, które odpowiadają za percepcję koloru czerwonego, zielonego i niebieskiego, ale widzą też ultrafiolet. To sprawia, że ich postrzeganie świata różni się od naszego. W efekcie, jak wykazali autorzy wspomnianej publikacji, dla ptaków żyjących w gęstych lasach spód listowia ma zupełnie inną barwę niż wierzch, co sprawia, że poszczególne liście lepiej kontrastują ze sobą nawzajem, a ich krawędzie stają się bardziej widoczne.

Magia działa!

Czy zatem jesteśmy w stanie oszukać ptaka lub inne zwierzę o wyostrzonych zmysłach za pomocą magicznej sztuczki? Zanim odpowiemy na to pytanie, powinniśmy się cofnąć o krok. Aby poddać jakieś zwierzę iluzji, trzeba najpierw zrozumieć, w jaki sposób postrzega ono świat. Np. dla nas, ludzi, nadrzędnym zmysłem jest wzrok, dlatego większość magicznych sztuczek opiera się na manipulacjach optycznych. U psów z kolei kluczowy jest węch. Zapewne większość z nas było świadkami sytuacji, gdy rzucamy czworonogowi zabawkę lub smakołyk, a on ich nie dostrzega, mimo że obiekt leży tuż obok jego łapy. Dopiero badanie otoczenia nosem pozwala psu odnaleźć przedmiot.

Wyobraźmy więc sobie, że chcemy rozbawić psa iluzją optyczną. Wykonujemy dla niego sztuczkę „z ręki do ręki” i każemy mu odgadywać, gdzie jest smakołyk. Jak tę sytuację postrzega pies? Skupia się na warstwie zapachowej: jego świetny węch wyczuwa, że wewnątrz dłoni, na ich brzegach oraz w najbliższym otoczeniu znajdują się ślady wonne jedzenia. Tylko co z tego wynika? Internet jest przepełniony „zabawnymi” nagraniami, na których opiekunowie wykonują ze swoim pupilem sztuczkę polegającą na tym, że najpierw pokazują mu smakołyk w jednej lub drugiej dłoni, a następnie w sprytny sposób chowają go tak, że ostatecznie nie ma go ani w jednej ręce, ani w drugiej. Na końcu obserwują z rozbawieniem reakcję psa szukającego kąska, który – jak sądził – za chwilę dostanie.


Czytaj także: Na świecie żyje jeszcze kilka małp, z którymi można porozmawiać. Ale większości badaczy nie obchodzi już, co mają do powiedzenia>>>


Ta sytuacja prowadzi nas do drugiego pytania związanego z tym, czy magia działa na zwierzęta. Mianowicie – co to w ogóle znaczy, że sztuczka magiczna na kogoś „zadziałała”?

Uczciwy przekręt

Kiedy iluzjonista przedstawia nam swoją sztukę, jest wobec nas zarazem nieuczciwy, jak i szczery. Z jednej strony – zostaniemy oszukani, ale z drugiej – doskonale wiemy, że tak się stanie. Jesteśmy na to przygotowani, godzimy się na to; zwykle sami dobrowolnie przychodzimy na pokaz. To właśnie z tego powodu, kiedy iluzja się powiedzie, czujemy zaskoczenie, rozbawienie, oczarowanie, zachwyt.

Czy tego samego możemy się spodziewać po zwierzętach? Dlaczego pies, którego pozbawia się smakołyku, na który bardzo liczył, miałby się czuć rozbawiony? Istotą magicznego pokazu jest przecież przeświadczenie, że jego twórca ma wobec nas dobre intencje.

Jest też druga kwestia. Zaskoczenie jest przyjemne, kiedy nie jest absolutne. To właśnie z tego powodu najlepszymi odbiorcami magicznych sztuczek wbrew pozorom wcale nie są bardzo małe dzieci. Jak pisze Susana Martinez-Conde w swojej książce „Sleights of Mind” oraz na naukowym blogu „Scientific American”, większość performerów zgadza się, że iluzji manipulacyjnych nie powinno się w zasadzie w ogóle wykonywać przed dziećmi poniżej piątego roku życia. Choć z pewnymi intuicjami dotyczącymi zjawisk fizycznych i społecznych rodzimy się lub rozwijamy je na bardzo wczesnym etapie życia, to jednak dopiero kilkuletnie dziecko ma dobrze ugruntowaną wizję tego, jak działa świat. Czuje, że z grubsza rozumie już podstawowe prawa fizyki, wie, że pewne obiekty są ze swojej natury permanentne (np. kamień, piłka), a inne – ulotne (kostka lodu, mgła). Tymczasem młodsze dzieci nadal uczą się funkcjonowania świata i znikająca w rękach magika moneta może nie wywołać zachwytu. Jest inaczej, niż powinno być – a to nie zawsze musi być śmieszne, może być dziwne lub nawet nieco straszne.

Dlatego – jak pisze Martinez-Conde – wykonywanie sztuczek z udziałem dzieci często musi być opatrzone wyjaśnieniami: iluzjonista uprzedza dziecko, co się wydarzy, żeby nie czuło się ono całkowicie zaskoczone („a teraz sprawię, że ta moneta zniknie”). Czy tak samo można postępować w odniesieniu do zwierząt? „A teraz sprawię, że twój smakołyk zniknie, ale nie martw się – po zakończeniu sztuczki dam ci drugiego”? To możliwe, ale tylko poprzez regularny, powtarzalny trening. Jeśli zwierzę często będzie uczestniczyło w sztuczce i za każdym razem łakoć będzie znikał, ale pod koniec znowu się pojawi w jego pysku, poczucie niepewności i zagrożenia powinno zniknąć. Tyle że zniknąć może również zaskoczenie, które jest kluczowym elementem magicznych sztuczek.

I w tym miejscu dochodzimy do drugiej istotnej cechy prawidłowo wykonanego pokazu magii. Po pierwsze – ma on wywołać pozytywne emocje. Po drugie – ma być niezgodny z oczekiwaniami zmysłowymi odbiorcy. To właśnie słowo „oczekiwania” jest kluczowe dla zrozumienia magicznych sztuczek oraz ich percepcji u zwierząt.

Zawiedzione oczekiwania

Autorzy omawianych na początku badań uważają, że sójki były niepodatne na dwie pierwsze z wykonywanych iluzji właśnie dlatego, że nie formułowały stosownych oczekiwań co do zachowania magika. Człowiek obserwujący sztuczkę „z ręki do ręki” lub „francuski zrzut” rozpoznaje ruch dłoni odpowiedzialny za przenoszenie przedmiotu i spodziewa się, że został on właśnie przekazany do drugiej ręki. Natomiast sójka – jak twierdzą autorzy badania – nie wie aż tyle co my o ludzkich ruchach dłonią, nie formułuje więc oczekiwań i nie spodziewa się larwy w innej dłoni niż ta, w której smakołyk znajdował się na początku.

Ale skąd ta pewność uczonych, że niepodatność sójek na magię wynika bardziej z ich braku oczekiwań niż z doskonałego wzroku, z którego słyną ptaki? Stąd, że sójki wypadały bardzo mizernie w trzeciej sztuczce magicznej, która nosi nazwę „szybkie podanie” (ang. fast pass). W manipulacji tej iluzjonista ustawia ręce w taki sposób, by obserwator nie widział wnętrz jego dłoni, a następnie bardzo szybkim ruchem przerzuca obiekt z jednej ręki do drugiej. Poddawane tej iluzji sójki w wielu przypadkach dawały się wykiwać magikowi i wskazywały, że larwa pozostała w dłoni, w której znajdowała się na początku. Dlatego – wnioskują autorzy badania – brak podatności sójek na dwa pierwsze typy sztuczek wynikał prawdopodobnie z ich, odmiennych od ludzkich, oczekiwań, a nie z wyczulonego wzroku, który, jak się okazuje, można jednak oszukać.

Badanie oczekiwań dotyczących otaczającego świata jest zatem kluczem do zrozumienia percepcji magicznych sztuczek. Jest też – jak deklarują naukowcy poddający zwierzęta iluzjom manipulacyjnym – przyczyną, dla której uczeni w ogóle przystąpili do powyższych projektów. Wciąż mamy wielki problem ze zrozumieniem, jak działają nie-ludzkie umysły, a badanie tzw. ślepych punktów ich percepcji może nam w tym bardzo pomóc.

Z cudzej perspektywy

Z naszych dotychczasowych rozważań można by wnioskować, że zwierzęta są niepodatne na magiczne sztuczki. Ale to nie do końca prawda. Co więcej, w naturalnym środowisku są one nie tylko odbiorcami, ale też twórcami zwodniczych iluzji. Z tym że iluzje te nie służą rozbawieniu, lecz oszukaniu widza. Wiadomo np., że szympansy celowo wprowadzają w błąd swoich pobratymców, po to tylko, by odwieść ich od czegoś cennego – jak choćby od źródła pożywienia. Odwracają wtedy wzrok od smakołyku i udają, że zobaczyły go gdzie indziej. Kiedy zwiedziony osobnik (często wyższy rangą, a zatem i mający pierwszeństwo korzystania z wielu przywilejów) uda się w fałszywym kierunku, sprytny „magik” rusza w stronę przysmaku i spożywa go, nim rywal zdąży nadbiec. Takie działania wymagają bardzo zaawansowanych umiejętności i – jak sądzimy – rozumienia tego, że inny osobnik też ma swoją percepcję, którą da się oszukać (co określa się mianem teorii umysłu).


SAMIEC Z SAMCEM

ŁUKASZ KWIATEK: Zachowania homoseksualne są u zwierząt często spotykane. Dlaczego dobór naturalny toleruje tak na pozór nierozsądne marnowanie zasobów?


Możliwe też, że czasami zwierzęta wykonują zwodnicze iluzje, nie do końca zdając sobie sprawę z istnienia innych umysłów. Np. wiele ptaków (takich jak sójki) udaje, że chowa swoje zapasy w jakiejś lokalizacji, po to tylko, by oszukać potencjalnych obserwatorów. Lądują wtedy w określonym miejscu i wykonują dokładnie tę samą sekwencję ruchów, które wykonałyby, gdyby ukrywały tam pożywienie); wykopują dołek, wkładają do niego dziób z wyimaginowaną przekąską, a następnie skrupulatnie go zakopują.

Czy to jednak oznacza, że sójki rozumieją, iż obserwator tego zdarzenia ma umysł, który postrzega tę sytuację ze swojej perspektywy? Wiemy, że krukowate są bardzo inteligentne, ale wciąż nie mamy rozstrzygającej odpowiedzi na to pytanie.

Rozbawiony szympans

Istnieją przesłanki, by sądzić, że przynajmniej część zwierząt może postrzegać sztuczki magiczne podobnie jak my. Należą do nich prawdopodobnie niektóre naczelne – np. szympansy. Jednak nawet w odniesieniu do tej grupy zwierząt odpowiedź na pytanie „czy magia działa na zwierzęta?” jest uzależniona od konkretnych okoliczności. Wiemy, że szympansy chętnie wchodzą w bliskie interakcje z ludźmi, których dobrze znają i których darzą sympatią. Lubią się z nimi wygłupiać i rozumieją pewne rodzaje żartów. Np. lubią łaskotki i pojmują ich dwojaką naturę: z jednej strony, gdy są łaskotane, wzbraniają się i głośno „protestują”, ale z drugiej strony – gdy łaskotanie ustanie, przychodzą po więcej.

Podobne podejście mają do dowcipów, zwłaszcza tych slapstickowych: rozumieją, że wyrzucenie zawartości talerza na głowę opiekuna może być bardzo zabawne. Uwieczniono też radosne reakcje szympansów na magiczne triki – pod warunkiem, że miały one charakter pozytywny (małpom coś dawano, a nie odbierano). Chciałoby się powiedzieć, że podobnie jak w przypadku dzieci – zwierzęta niezbyt komfortowo się czują, gdy sztuczka polega na tym, że coś im się odbiera.

Ale czy my, dorośli, jesteśmy aż tak odmienni? Czy rozbawiłaby nas „magiczna sztuczka” naszego pracodawcy, który sprawiłby, że nasza wypłata zniknęła z konta?

Intencje iluzjonisty

Wydaje się więc, że do „prawidłowego” reagowania na magiczne triki spełnionych musi być kilka warunków. Po pierwsze, sztuczka musi być dopasowana do percepcji widza. Jaki jest sens pokazywania iluzji optycznej kretowi, który ma bardzo słaby wzrok? Po drugie, widz musi mieć ugruntowane rozumienie prawideł rządzących światem. Czy ślimak zdziwi się, gdy jakiś obiekt nagle zniknie, skoro przyjmuje on świat takim, jakim jest, i raczej nie ma wobec niego szczególnych oczekiwań? Po trzecie, sztuczka musi mieć charakter pozytywny. Pies, któremu sprzątniemy obiad sprzed nosa, raczej nie będzie się czuł urzeczony magią. Jest też czwarta kwestia – rozumienie intencji iluzjonisty. I właśnie to może być najtrudniejsze do osiągnięcia.

Ludzie, nawet dla zwierząt trzymanych w niewoli, bywają istotami dość zagadkowymi. Wśród naukowców trwają dyskusje dotyczące np. tego, na ile szympansy potrafią zrozumieć ludzki gest – a więc i kryjące się za nim intencje – wskazywania czegoś palcem. Interpretacji wyników badań nie ułatwia fakt, że taki gest może mieć dwojaką naturę: „deklaratywną” – gdy informuje o czymś (np. o lokalizacji pożywienia); lub „imperatywną” – gdy wskazujemy, że czegoś żądamy lub o coś prosimy (np. o podanie jakiegoś przedmiotu). Część badań sugeruje np., że szympansy, tak bardzo przecież do nas podobne, radzą sobie z interpretacją gestu „wskazywania imperatywnego” znacznie gorzej niż psy.

Wygląda na to, że z pojmowaniem magicznych sztuczek jest podobnie jak z poczuciem humoru. Niektóre żarty mogą być zrozumiałe zarówno dla człowieka, jak i dla zwierzęcia. Aby jednak dobrze się bawić, zwierzak musi rozumieć, co się dzieje, i dobrowolnie brać udział w wydarzeniu. Pod tym względem wcale się od nich nie różnimy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2021