Podążaj za wzrokiem

Nauka nie ustaliła jeszcze, czy oczy rzeczywiście są zwierciadłem duszy. Ale na pewno wiele mogą nam powiedzieć o umyśle – naszym i cudzym.

05.10.2020

Czyta się kilka minut

 / OLEG SENKOV / ALAMY STOCK PHOTO
/ OLEG SENKOV / ALAMY STOCK PHOTO

Mężczyzna w czarnym ubraniu siedzi za stołem przykrytym czarnym obrusem, na którym leży żółta zapalniczka. Spogląda na nią, bierze do lewej ręki i zapala. Po chwili udaje, że prawą ręką zabiera płomień, i podąża za nią wzrokiem. Gdy obie dłonie oddalają się od siebie, mężczyzna pstryka palcami prawej, następnie lewej, a zapalniczka znajdująca się dotychczas w lewej dłoni… znika.

Tak sztuczkę postrzega większość obserwatorów, ale nie jest to opis do końca zgodny z prawdą. Mężczyzna jest iluzjonistą i właśnie sprawił, że spora część widzów zastanawia się, jak to możliwe, że fizyczny obiekt rozpłynął się w przestrzeni, a część bardziej sceptycznych szuka podstępu w zręcznych ruchach magika. W rzeczywistości zapalniczka leży na jego kolanach, upuszczona tam przy akompaniamencie pierwszego pstryknięcia palcami.

Co różni występ wprawiający widownię w zadziwienie od nieudanego, demaskującego iluzję? Badania przeprowadzone przez Gustava Kuhna – psychologa i byłego magika – oraz jego współpracowników wskazują, że decydować może kierunek spojrzenia magika w czasie zagarniania płomienia do prawej dłoni. Jeżeli jego wzrok nie podąży tym śladem, lecz skupi się na lewej dłoni, to znacznie mniej osób pozostanie ślepych na przelot żółtej zapalniczki z dłoni na kolana.

Z kim lepiej nie zadzierać

Mechanizm stojący za tą sztuczką można wykorzystać np. w marketingu, i to nie tylko do sprzedaży zapalniczek. Wystarczy umieścić reklamowany produkt na linii wzroku modela, żeby spoglądający na billboard konsumenci z łatwością ten produkt dostrzegli – przynajmniej to sugerują badania przeprowadzone ponad 20 lat temu przez Chrisa Friesena i Alana Kingstone’a z Uniwersytetu Alberty w Kanadzie. Badacze mierzyli szybkość odczytywania przez uczestników eksperymentu pojawiających się na ekranie liter. Przy czym na środku ekranu umieszczono schematyczną twarz z wyraźnie zaznaczonym kierunkiem spojrzenia. Uczestnicy eksperymentu zostali poinformowani, że kierunek wzroku przedstawionej postaci nie musi wskazywać miejsca pojawienia się liter. Mimo to okazało się, że kiedy kierunek spojrzenia był spójny z miejscem pojawienia się znaku, uczestnicy dostrzegali i rozpoznawali literę szybciej, niż kiedy wzrok postaci skierowany był prosto na nich lub w stronę przeciwną. Co więcej, ten efekt był widoczny nawet wtedy, gdy badanych zniechęcano do podążania za wzrokiem, mówiąc im, że litery czterokrotnie częściej będą pojawiać się w innym miejscu, niż sugerowałyby to wyświetlone na ekranie oczy.

To tylko jeden z przykładów potwierdzających eksperymentalnie dostępną w życiu codziennym obserwację: mimowolnie patrzymy tam, gdzie patrzą inni. Tylko po co?

Na początku warto zaznaczyć, że z pewnością nie robimy tego świadomie – kiedy wydłużono odstęp czasu pomiędzy wskazówką (pojawieniem się twarzy) a bodźcem (pojawieniem się litery), to opisane powyżej efekty zniknęły. Prawdopodobnie właśnie dlatego, że badani zyskiwali czas na świadome skontrolowanie swojej uwagi. Można jednak pokusić się o spekulacje na temat ewolucyjnej funkcji odruchu śledzenia cudzego spojrzenia. Jaką przewagę mógł dawać tym spośród naszych przodków, u których był obecny? I jaką przewagę daje dzisiaj nam i innym zwierzętom?

Najbardziej podstawową korzyścią wynikającą z tego odruchu może być dostęp do informacji: o jedzeniu, zagrożeniu, a nawet hierarchii społecznej.

O hierarchii, bo ukierunkowanie spojrzenia nie tylko pozwala zdobyć informacje, ale także je wysyła. Przede wszystkim ten osobnik, na którego skierowanych jest najwięcej par oczu, przeważnie zajmuje wysokie miejsce w hierarchii. Z nim lepiej nie zadzierać. W dużych, wielopokoleniowych stadach to cenna wskazówka.

Jeżeli chodzi o zagrożenie – fundamentalną sprawą wydaje się zdolność do rozpoznawania, kiedy ktoś patrzy prosto na nas. To sytuacja, która u obserwowanej jednostki często może wywołać strach lub komunikowanie uległości. Osobniki, które nie zauważą, że czai się na nich drapieżnik, mogą nie mieć więcej okazji do śledzenia wzroku innych zwierząt. Eksperymenty psychologów pokazują, że skierowane na nas spojrzenie jest rozpoznawane szybciej niż inne kierunki, a w takiej sytuacji dłużej zajmuje nam wykrywanie bodźców prezentowanych poza centrum uwagi.

Co jest za parawanem

Badacze spekulowali, że kierunek spojrzenia może być narzędziem społecznej rywalizacji. Szympansy i marmozety wykorzystują umiejętność śledzenia spojrzenia, by unikać jedzenia obserwowanego przez innych. Prawdopodobnie ma to na celu uniknięcie konkurencji. Ta zdolność może mieć także znacznie większe znaczenie dla sukcesu reprodukcyjnego osobników – w hierarchicznych stadach szympansów samce podporządkowane często parzą się z płodnymi samicami po kryjomu, poza zasięgiem wzroku zazdrosnego samca alfa, który zawsze stara się zmonopolizować dostęp do partnerek. Para małp może się schować za dużym kamieniem czy drzewem i robić swoje, jednocześnie śledząc każdy krok przywódcy stada.

Padlinożerne kruki często muszą ukrywać swoją zdobycz przed innymi, dlatego naukowcy spodziewali się, że one także mogą być zdolne do śledzenia spojrzeń. Ich przypuszczenia do pewnego stopnia potwierdziły badania – jedna trzecia dwumiesięcznych (czyli uzależnionych od rodziców) kruków zadzierała głowy, gdy także eksperymentator spoglądał w górę, a połowa sześciomiesięcznych (czyli młodych, ale już samodzielnych) przedstawicieli gatunku nie tylko śledziła wzrok, ale także przemieszczała się, by zobaczyć, co znajduje się za barierą, w miejscu skupienia wzroku eksperymentatora, niewidocznym dla nich z innej perspektywy. U starszych ptaków zadzieranie głowy do góry w ślad za eksperymentatorem nie było regułą. Autorzy badania zaznaczają, że może być to efekt innych potrzeb środowiskowych – dla maluchów spoglądanie w górę jest szczególnie istotne, bo tam może czaić się drapieżnik, podczas gdy dla starszych istotniejsze jest odnajdywanie pożywienia albo rywali. Test śledzenia spojrzenia za barierę, w innym badaniu, przeszły pozytywnie także szympansy.


Czytaj także: Paweł Gwiaździński: Inżynieria zmysłów


Z metodologicznego punktu widzenia istotne jest to, że zdolność podążania za spojrzeniem nie opiera się tylko na obserwacji gałek ocznych, bo w warunkach naturalnych zmianie punktu skupienia wzroku towarzyszy zwykle poruszenie głowy. Do pierwszego roku życia dzieci dość stabilnie śledzą obroty głowy rodziców, a pomiędzy 12. a 18. miesiącem zaczynają odróżniać ruchy głowy od ruchów oczu, co objawia się rzadszym podążaniem za „wzrokiem”, kiedy ktoś odwraca głowę z zamkniętymi oczami. W badaniach zespołu Timothy’ego ­Eddy’ego 50 proc. szympansów śledziło wzrok, kiedy aktor jednocześnie obracał głowę. Ale gdy jego głowa pozostawała nieruchoma, to na podstawie ruchu gałek ocznych wzrok śledziło zaledwie 30 proc. szympansów. Tym samym nie zawsze możliwe jest zbadanie tego zjawiska poprzez wykorzystanie statycznych ilustracji, jakie często pojawiają się w eksperymentach.

Dostęp do umysłu

Zwierzęta najczęściej bada się poprzez zdolność śledzenia naturalnego spojrzenia eksperymentatora. Wydaje się, że z tym zadaniem najlepiej radzą sobie orangutany, nieco gorzej szympansy oraz inne małpy wąskonose i małpy szerokonose. Ale nie tylko. Udokumentowane badawczo zostały także zdolności do podążania za ludzkim wzrokiem w odległą przestrzeń delfinów, fok, wilków, żółwi leśnych, udomowionych kóz i psów. Śledzenie wzroku nie jest więc cechą wyłącznie ludzką, ale raczej typowym zachowaniem gatunków społecznych.

Z kolei podążanie za wzrokiem przedstawicieli własnego gatunku potwierdzono u różnych naczelnych, w tym u tych ewolucyjnie od nas najbardziej odległych – małpiatek (konkretnie: lemurów).

Jednak podążanie za wzrokiem i zdolność skorzystania z dostarczanych przezeń wskazówek nie zawsze idą ze sobą w parze. Jeśli eksperymentator poda małpom kilka pojemników i będzie spoglądał w kierunku tego, w którym ukrył jedzenie, szympansy czy orangutany będą mieć trudność ze skorzystaniem z podpowiedzi. Ta trudność może mieć źródło w braku motywacji – to, że małpa mogłaby śledzić wzrok człowieka, niekoniecznie musi oznaczać, że będzie tym zainteresowana. Ludzie są przecież dla małp zagadkowi i doprawdy trudno zrozumieć ich zwyczaje.

Susan Mineka wraz ze współpracownikami zaobserwowali, że makaki królewskie (rezusy) są w stanie nauczyć się strachu przed wężami na podstawie obserwacji reakcji lękowych swoich wychowanych w laboratorium rodziców. Ci okazywali strach, obserwując prawdziwe i zabawkowe węże. Taka forma uczenia się przez obserwację wymaga podążania za czyimś wzrokiem w celu zlokalizowania źródła zagrożenia, ale nie byłaby możliwa bez drugiego elementu – odczytania emocji zawartych w wyrazie mimicznym obserwowanego. Uczący się makak musiał więc dostrzec nie tylko to, że uwaga jego rodziców jest skierowana na węża, ale także zrozumieć, że to ten obiekt wywołuje w nich określone emocje. Zjawisko kierowania swojej uwagi na pewien przedmiot lub miejsce, zgodnie z kierunkiem uwagi kogoś innego, określa się mianem współdzielenia uwagi (ang. joint ­attention). Często mylnie utożsamia się je ze wspólną uwagą (ang. shared ­attention), która jest jednak fenomenem jeszcze bardziej złożonym, bo wymaga wzajemnej wiedzy obu uczestników o ich wspólnym zainteresowaniu.

W opinii wielu badaczy nie powinniśmy na podstawie takich zdolności wysnuwać zbyt daleko idących wniosków, dotyczących przypisywania innym osobnikom stanów mentalnych – a więc traktowania ich jak osoby posiadające umysł. Podążanie za wskazówkami wzrokowymi nie musi wymagać zdolności do przyjęcia punktu widzenia obserwowanego osobnika, a tym bardziej przypisywania mu doświadczeń emocjonalnych. Zdolność do korzystania ze wskazówek wzrokowych może być bardziej „­mechaniczna”.

Na podstawie wyników eksperymentu Lindsey Drayton i Laurie Santos z Uniwersytetu Yale można jednak wnioskować, że makaki królewskie uwzględniają w swoim zachowaniu wiedzę obserwowanego człowieka, czyli nie podążają mechanicznie za cudzym wzrokiem w każdej sytuacji. Jeżeli człowiek reagował zaskoczeniem widząc jakiś przedmiot, na który kierował wzrok już wcześniej, to makaki szybciej zaczynały szukać wzrokiem alternatywnego źródła reakcji obserwowanego niż w sytuacji, gdy z danym przedmiotem człowiek zetknął się po raz pierwszy. Zachowywały się więc tak, jakby nie tylko poprawnie postrzegały kierunek spojrzenia, ale także rozumiały, że ma on związek ze stanem wiedzy obserwowanych jednostek.

Za panią matką

Badania wskazują, że ze wszystkich gatunków to ludzie najczęściej angażują się w interakcje związane ze współdzieleniem uwagi. Jednocześnie nieznany jest inny gatunek, którego budowa oka równie jasno komunikowałaby o kierunku spojrzenia – tęczówka ze źrenicą wyróżnia się na tle białej twardówki. Psycholog Michael Tomasello połączył te dwa fakty w tzw. hipotezie kooperatywnego oka. Głosi ona, że budowa naszego oka ewoluowała właśnie po to, by ułatwić nam śledzenie spojrzenia innych ludzi. To ułatwia tworzenie stanów wspólnej uwagi, które są podstawą współpracy. A w niszy ekologicznej, którą nasi przodkowie zajęli, kooperacja była życiową koniecznością.

Stabilne podążanie za wzrokiem innych dzieci opanowują mniej więcej do pierwszego roku życia. Po 12-18 miesiącach są w stanie skupić się na tym, na czym koncentruje się ich mama, czyli współdzielą z nią uwagę. To ważny krok w rozwoju m.in. dlatego, że w znacznym stopniu ułatwia uczenie się języka. Identyfikowanie obiektów, na które patrzy opiekun, pomaga niemowlakom dopasować zasłyszane nazwy do określonych przedmiotów. Badania pokazują, że im lepiej półroczne dzieci radzą sobie z podążaniem za wzrokiem innych osób, tym większy zasób słów posiadają rok później. W ograniczeniu zdolności do korzystania ze wskazówek wzrokowych niektórzy badacze dopatrują się przyczyn deficytów językowych u dzieci ze spektrum zaburzeń autystycznych.

To jednak nie koniec związków zdolności do śledzenia wzroku z autyzmem. Wiadomo, że dzieci z tego spektrum zaburzeń słabiej niż dzieci neurotypowe radzą sobie z testami tzw. teorii umysłu, czyli trudniej przychodzi im przypisywanie innym osobom myśli czy uczuć. A im słabiej wypadają w testach, tym większe szanse, że miały problemy ze współdzieleniem uwagi na wcześniejszych etapach rozwoju. Trzeba jednak zaznaczyć, że trening umiejętności społecznych może zdecydowanie wpłynąć na dalszy rozwój teorii umysłu. W jednym z eksperymentów okazało się, że iluzji, która wymagała od obserwujących podążania za wzrokiem magika (podobnej do iluzji ze znikającą zapalniczką), uległa badana grupa osób z autyzmem, chociaż naukowcy spodziewali się przeciwnego wyniku. Wiarygodnym wyjaśnieniem jest edukacja badanych – chociaż wykorzystywanie wskazówek społecznych nie przychodzi im tak automatycznie jak osobom neurotypowym, to mogą się nauczyć korzystania z nich.

Spojrzenie w nowym świetle

Umiejętność śledzenia cudzego wzroku może mieć więc wiele zalet i torować drogę do rozwoju bardziej złożonych zdolności poznawczych. Czasem śledząc cudzy wzrok możemy domyślić się intencji tej osoby, choć wiemy też przecież, że nie każde spojrzenie niesie jakieś ważne informacje. Różnicami między tymi dwiema sytuacjami zainteresowali się niedawno Clara Colombatto z Uniwersytetu Yale i współpracownicy.

Wyobraźmy sobie taką krępującą sytuację, znaną z życia codziennego. Przyglądamy się komuś z uporem, mając nadzieję, że nasze zainteresowanie nie zostanie zdemaskowane, aż nagle zostajemy przyłapani. Nasze spojrzenia się przecinają, a my czym prędzej odwracamy wzrok. Jednak nie na coś konkretnego, a tak po prostu – byle nie przedłużać tego niezręcznego napięcia. Badacze wykorzystali podobną sytuację w swoim eksperymencie.

Na ekranie wyświetlano filmik prezentujący trzy postaci siedzące tyłem do obserwatora. Dwa warunki badania różniły się wersją prezentacji. W obu osobom badanym wydawano polecenie, by obejrzały filmik tak dokładnie jak to możliwe, gdyż nie zostanie on odtworzony ponownie.

W wersji z odwracaniem wzroku postać siedząca w środku kierowała wzrok na sąsiada z prawej, po czym obserwowana postać odwzajemniała spojrzenie, a środkowa natychmiast uciekała wzrokiem, kierując się w stronę trzeciej postaci, siedzącej po lewej stronie. Ta z kolei cały czas patrzyła przed siebie.

W warunku kontrolnym postać siedząca pośrodku zachowywała się w ten sam sposób, ale jej spojrzenie nie zostało „złapane”, więc odwrócenie wzroku w kierunku sąsiada z lewej mogło być postrzegane jako intencjonalne (a nie „uciekające”). Dopiero wtedy postać z prawej strony spoglądała na osobę siedzącą w środku.

Na linii wzroku prezentowano litery – podczas pierwszego spojrzenia pomiędzy postacią w środku i z prawej, podczas drugiego – postacią środkową i tą z lewej. Po prezentacji badanym zadano pytania: czy widzieli literę i czy to była litera „T”, czy „L” (jeśli nie widzieli, i tak proszono ich o zgadnięcie).

Wyniki pokazały, że średni poziom rozpoznania liter był wyższy dla pierwszego spojrzenia, ale tylko w warunku eksperymentalnym. W warunku kontrolnym takie różnice nie wystąpiły. Nasuwa się więc interpretacja, że spojrzenia, które nie służą spoglądaniu na coś konkretnego, lecz stanowią tylko formę „ucieczki”, przyciągają naszą uwagę mniej niż spojrzenia wynikające z intencji przyjrzenia się czemuś konkretnemu.

Te wyniki stawiają zjawisko podążania za czyimś wzrokiem w nowym świetle. Jak piszą sami autorzy, pokazują one wprost, że przynajmniej my, ludzie, podążamy nie tyle za czyimś wzrokiem, co za kryjącym się za nim umysłem.

 

Rzecz jasna, sami nie zawsze chcemy na to pozwolić – pewnie dlatego jako jedyny gatunek na świecie wynaleźliśmy ciemne okulary. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2020