Zmiany do zmiany

Czy Jezus umarł za wszystkich, czy za wielu? Kościelni tradycjonaliści mogą odczuwać satysfakcję: rzecznikiem postulowanej przez nich reformy liturgicznej został sam Benedykt XVI.

27.08.2012

Czyta się kilka minut

Do końca życia nie zapomnę pewnej Mszy, podczas której celebrans odmawiał ułożoną przez siebie modlitwę eucharystyczną. Napisała mu się chyba w górach, bo wychwalał ich cuda, piękno szczytów, kwiatki na łąkach, stada owieczek i szybujące ptaki. Na długo zapamiętam też nabożeństwo, w czasie którego ksiądz, zamiast wygłosić homilię, zorganizował aukcję kartek świątecznych. Prawdziwą, z młotkiem, którym walił w pulpit, próbując przekrzyczeć rozbawionych w najlepsze wiernych.

Do niedawna papieże, biskupi i teologowie zapewniali, że wina za tego rodzaju błędy leży po stronie liturgicznych partaczy – duchownych i świeckich – nie zaś samej odnowionej liturgii. Infekcja miała dotknąć praktyk, lecz nie zreformowanych obrzędów. Zasadniczo tylko skrajni tradycjonaliści (kwestionujący ważność „nowej” Mszy) lub ci bardziej umiarkowani (mimo wszystko uznający jej ważność) głosili, że choroba dopadła także samą liturgię. Stąd wołanie o „reformę reformy liturgicznej”. Do chóru krytyków bardzo rzadko dołączali biskupi.

Jednym z wyjątków był kard. Joseph Ratzinger, który dał wyraz swojemu stanowisku np. w głośnym „Raporcie o stanie wiary”, a nade wszystko w książce „Duch liturgii”. Po wyborze na papieża nie zmienił poglądów. Przywrócił do łask Mszę trydencką. W ostatnich miesiącach wzmocnił swój głos kolejnymi dwoma wystąpieniami. Oba jednak zrodziły nowe problemy, a u niektórych – otwarty sprzeciw.

CHORA LITURGIA

W przesłaniu na czerwcowy Kongres Eucharystyczny w Dublinie Benedykt XVI napisał, iż „jest jasne, że [w odnowie liturgii] wiele osiągnięto, ale jest równie jasne, że popełniono wiele błędów i nieprawidłowości. (...) Zatem wiele pozostaje do zrobienia na drodze do rzeczywistej odnowy liturgicznej”. Papież zwrócił uwagę na newralgiczny punkt nauczania Soboru w tej dziedzinie: odnowa miała służyć „pełnemu i aktywnemu uczestnictwu wiernych (...), łatwiejszemu wgłębianiu się w wewnętrzną głębię tajemnicy. (...) Nierzadko jednak rewizja form liturgicznych pozostawała na poziomie zewnętrznym, a »aktywne uczestnictwo« pomylono z zewnętrzną aktywnością”.

Ten „przenajświętszy pomysł” ojców Soboru Watykańskiego II – pisał w „Raporcie o stanie wiary” – „jego interpretacje posoborowe całkowicie zawęziły. Powstało bowiem wrażenie, że uczestnictwo aktywne to tylko aktywność zewnętrzna potwierdzona słowami, wypowiedziami, śpiewem, kazaniami, czytaniami, ściskaniem rąk. Zapomniano, że sobór za actuosa participatio [czynne uczestnictwo – red.] uważał także milczenie, które pozwala na uczestnictwo naprawdę głębokie, osobiste, z uważnym słuchaniem Słowa Bożego”.

Politykę liturgiczną Benedykta XVI od kilku lat stara się wyjaśniać i przybliżać ks. Guido Marini, odpowiedzialny w Watykanie za liturgiczne ceremonie z udziałem papieża. Dwa lata temu tłumaczył, że ludzka aktywność w świętych celebracjach ma jedynie znaczenie wtórne. Pierwszorzędne jest wyłącznie działanie samego Boga, któremu – po stronie człowieka – winna odpowiadać postawa adoracji. „Wszystko inne jest drugorzędne” – powiedział.

Adoracja domaga się ciszy i milczenia, tj. „słuchania Pana (...); wyraża ludzką niezdolność do wypowiadania słów (...) wobec wielkości tajemnicy Boga”. Co istotne – podkreślił ks. Marini – aktywny udział wiernych w liturgii nie musi być tożsamy z natychmiastową zrozumiałością świętych słów. To aluzja do krytyki, z jaką od 2001 r. spotyka się instrukcja Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów pt. „Liturgiam authenticam”. Dokument domaga się, by łacińskie teksty liturgii rzymskiej tłumaczyć na języki narodowe w sposób jak najbardziej dosłowny: „wypada, aby tekst oryginalny, czyli pierwotny, na ile to możliwe, był tłumaczony bardzo wiernie i bardzo dokładnie”. Można tę filozofię ująć krótko: jeśli już odchodzimy od łaciny, to niech przynajmniej przekłady będą jak najbardziej łacińskie.

Wielu teologów (ale i niektórzy biskupi) uważa, że żądanie Kongregacji idzie pod prąd nauczania Soboru Watykańskiego II o liturgii i aktywnym uczestnictwie wiernych w jej obrzędach. Dosłowność tłumaczeń – zauważa się – musi oznaczać ich nieczytelność, niezrozumiałość, a to z uwagi np. na specjalistyczną, teologiczno-liturgiczną terminologię, łacińskie archaizmy, idiomatykę i składnię. Dosłowny przekład sprawia, że słowa obrzędów grzeszą anachronizmami, nadmierną wzniosłością i patetycznością, sztuczną sakralnością, patriarchalną dyskryminacją kobiet czy nieprzystawalnością do współczesnego życia. W takiej sytuacji – jak mantrę powtarza to bp Donald Trautman, b. szef komisji liturgicznej w amerykańskim episkopacie – wierni nie mają szans na czynny udział w liturgii, do czego przecież koniecznym warunkiem jest jej zrozumiałość. Tak widzi to soborowa Konstytucja o liturgii, stwierdzająca, że liturgiczne teksty winny brzmieć tak, „aby lud chrześcijański, o ile to możliwe, łatwo mógł je zrozumieć. (...) Obrzędy niech się odznaczają szlachetną prostotą, niech będą krótkie i jasne bez niepotrzebnych powtórzeń, dostosowane do pojętności wiernych, aby na ogół nie potrzebowały wielu wyjaśnień”.

JAKA WIERNOŚĆ?

W kwietniu 2012 r. mocy i autorytetu zasadom instrukcji „Liturgiam authenticam” dodał Benedykt XVI. Zrobił to w liście do biskupów niemieckich w sprawie tłumaczenia na języki narodowe łacińskiej frazy „pro multis” z kanonu Mszy św. Chodzi o oficjalną łacińską wersję słów Jezusa: „To jest bowiem kielich krwi mojej nowego i wiecznego przymierza, która za was i za wielu (gr. „peri pollon”, łac. „pro multis”) będzie wylana”. W wielu językach, np. w niemieckim czy angielskim (ale nie w polskim), słowa te tłumaczono: „za wszystkich” – Jezus poniósł śmierć za wszystkich bez wyjątku ludzi.

Papież – powołując się na „Liturgiam authenticam” – domaga się dosłownego tłumaczenia „pro multis”. Niektórzy biskupi z niemieckiego obszaru językowego nie chcą się na to zgodzić. W odpowiedzi Benedykt XVI podkreśla: ma być „za wielu”, jak w oryginalnym greckim tekście Ewangelii, nawet jeśli „za wszystkich” jest właściwą interpretacją słów Jezusa. Papież konieczność zmiany tłumaczy wiernością słowu Zbawiciela, naśladując jego wierność „wobec słowa »Pisma« [Starego Testamentu – J.M.]”. Jezus słowami „za wielu” nawiązał do 53. rozdziału Księgi Izajasza, bo „chciał być rozpoznany jako sługa Boży”, zapowiedziany przez tego proroka. „Ta podwójna wierność – pisze Papież – jest konkretnym powodem sformułowania »za wielu«. Poprzez dosłowne tłumaczenie słów Pisma Świętego włączamy się w ten łańcuch wierności naznaczonej szacunkiem”.

Problem w tym, że w 1970 r. Kongregacja Kultu Bożego – z aprobatą papieża Pawła VI – przekład „za wszystkich” oficjalnie uznała za poprawny i właściwy. Znamienne jest też, że dla autorów greckich Ewangelii wierność Biblii hebrajskiej (Stary Testament) nie utożsamia się z dosłownością. Teksty z tej Biblii cytują oni za starożytnym żydowskim – niedosłownym – przekładem greckim (Septuaginta) albo dokonują tłumaczenia bezpośrednio z hebrajskiego, przy czym nie dbają o dosłowność literalną, ale o sens teologiczny, mając na uwadze kontekst życia adresatów. Innymi słowy, w Ewangeliach teksty Starego Testamentu cytuje się w przekładach, które zwykle nie są dosłowne. Nierzadko mamy do czynienia wręcz z parafrazami wypowiedzi starotestamentalnych, z wersjami skróconymi czy syntezami fragmentów pochodzących z różnych ksiąg itp.

Po prawdzie starotestamentalne cytaty w Nowym Testamencie to interpretacje konkretnych tekstów. Dotyczy to także słów samego Jezusa. Na przykład w Kazaniu na Górze (Ewangelia św. Mateusza, w której występuje „pro multis”) mówi On: „Słyszeliście też, że powiedziano przodkom: »Nie będziesz fałszywie przysięgał, ale dotrzymasz Panu twojej przysięgi«” (5, 33) – przykazania w takim dosłownym brzmieniu nie znajdziemy w Biblii hebrajskiej, słowa Jezusa są grecką „syntezą kilku przepisów Tory: Kpł 19, 12; Lb 30, 3; Pwt 23, 23-24 oraz Ps 50, 14” – jak pisał ks. Józef Homerski, wybitny biblista.

W podobnym – niedosłownym – duchu wierność translatorską rozumiała wczesna tradycja chrześcijańska. W Nowym Testamencie mamy cztery – i to różnie brzmiące (!) – teksty ustanowienia Eucharystii i żadna liturgiczna modlitwa eucharystyczna w tej tradycji nie posłużyła się nimi w dosłownym brzmieniu. Ks. Toan Joseph Do na łamach „Commonwealth” pisał: „Żaden tekst z okresu wczesnej tradycji apostolskiej, czy po łacinie, czy w jakimkolwiek innym języku, nie był dosłownym tłumaczeniem tekstów greckiego Nowego Testamentu”.

***

Katoliccy tradycjonaliści mogą odczuwać satysfakcję, w końcu osiągnęli cel, zdawało się, niemożliwy: rzecznikiem i patronem ich sprawy – czyli reformy liturgicznej – został sam biskup Rzymu. Sytuacja ta rodzi jednak problemy, nawet obawy o losy reform Soboru Watykańskiego II, i to nie tylko w kwestii liturgii (w tym jej tłumaczenia na języki narodowe). „Sprawa języka nie jest sprawą drugorzędną” – mówił kard. Joseph Ratzinger w „Raporcie o stanie wiary”, dodając: „Za różnymi koncepcjami liturgicznymi kryją się różne koncepcje Kościoła, a zatem Boga i związku człowieka z Nim”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2012