Reklama

Ładowanie...

Zmarła Kora Jackowska

Zmarła Kora Jackowska

28.07.2018
Czyta się kilka minut
Jej głos, intrygujący i inspirujący, potrafiący oddać wszystko, co pomyślała głowa, cały czas był z nami.
Kora podczas koncertu Maanamu, Warszawa 1981 r. / Fot.  Miroslaw Stepniak/FOTONOVA / EASTNEWS
Kora podczas koncertu Maanamu, Warszawa 1981 r. / Fot. Miroslaw Stepniak/FOTONOVA / EASTNEWS
W

Większość z nas po raz pierwszy usłyszała ją i zobaczyła na scenie opolskiego festiwalu w roku 1980 – na tle dancingowych rytmów i cekinowych zaśpiewów, jej występ zabrzmiał jak warkot nisko przelatującego myśliwca. Usłyszeliśmy osobny, fantastycznie chłodny, rewolucyjny krzyk, nową muzyczną ewangelię, znak, iż oto czasy nadchodzą nowe. Z czym zbiegł się ten krzyk, wiemy: z euforią Sierpnia, karnawałem Solidarności, traumą stanu wojennego, stanowojenną smutą, po której przyszedł duszny, sargassowy smutek drugiej połowy lat 80-tych.

Jej głos, intrygujący i inspirujący, potrafiący oddać wszystko, co pomyślała głowa, cały czas był z nami. Jako znakomita wokalistka potrafiła na dziesiątki sposobów „podawać” swoje teksty , ale przede wszystkim była jedną z najważniejszych poetek swojego pokolenia, nie zakurzoną pacynką z papier-mache, znaną z podręczników i rocznicowych akademii, lecz istotą z nami współczesną i współczującą. Wsączała nam swoje wiersze, ubrane w formę rockowych piosenek niemal podprogowo, zaskakując zbitkami głosek, dykcją, grami słów, emocjonalną dojrzałością, odniesieniami kulturowymi. Przejście od tekstów Kory do dzieł Herberta, Gombrowicza, Mrożka czy Szymborskiej nie wydawało się żadnym nietaktem – wykute były z tego samego metalu. Choć towarzyszył jej świetny band, to ona stanowiła centrum – nie tylko jako wokalistka i poetka, ale przede wszystkim jako kobieta, silna, mądra i wolna, bodaj pierwsza w historii polskiej muzyki front-woman, mająca własną wizję świata i osobną wrażliwość. Jej teksty migotały: ironią, czułostkową tkliwością, ocierającą się niekiedy o ckliwość, jakby wiedziała, że miłość zawsze dopada nas po opuszczeniu gardy pozorów. Była kronikarką szalonych miłości, rozpadów, upadków i ekstaz, zaś czas historyczny sprawił, że polityczny kontekst dodawał jej piosenkom zgoła innej mocy – stawały się naszą wewnętrzną ścieżką dźwiękową, co do kadru, co do sekundy zsynchronizowaną z otaczającym nas światem. Zresztą kiedy Maanam powrócił po roku 1989 okazało się, że i w „nowej rzeczywistości” teksty Kory po prostu brzmią, bo klasa i klasyka nigdy nie wychodzą z mody.

Z tym większym bólem dowiedzieliśmy się, że zmaga się ze śmiertelną chorobą – kibicowaliśmy jej, podziwiając siłę, dzielność i odwagę. Z tym większym bólem przyjęliśmy wieść, która dotarła do nas dziś rano. Ale jakże mały to ból, względem tego co odczuwają dziś jej bliscy: mąż Kamil Sipowicz, synowie Mateusz i Szymon a także wnuczek Leon. Bądźmy dziś z nimi choć przez chwilę.


WIĘCEJ W KOLEJNYM NUMERZE „TYGODNIKA POWSZECHNEGO”

Autor artykułu

Poeta, muzyk, kompozytor, śpiewający autor, recenzent muzyczny, felietonista i krytyk literacki, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Zadebiutował w 1992 roku na 28. Studenckim...

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]