Zimna wojna w Azji Wschodniej

Japonia i Korea Południowa są w najgorszym konflikcie od dekad. Jego zarzewiem jest historia sprzed ponad 70 lat. O kompromis jest trudno, bo wielu Koreańczykom chodzi także o godność.
z Seulu

07.10.2019

Czyta się kilka minut

Koreanki protestują pod ambasadą Japonii w sprawie „pocieszycielek”, seksualnych niewolnic z czasu II wojny światowej. Seul, 24 lipca 2019 r. / JUNG YEON-JE / AFP / EAST NEWS
Koreanki protestują pod ambasadą Japonii w sprawie „pocieszycielek”, seksualnych niewolnic z czasu II wojny światowej. Seul, 24 lipca 2019 r. / JUNG YEON-JE / AFP / EAST NEWS

Nie zastanawialiśmy się długo, tylko od razu napisaliśmy skargę – mówi „Tygodnikowi” Jo Joonghee, student polonistyki z Koreańskiego Uniwersytetu Języków Obcych w Seulu.

Podczas wizyty w Polsce Jo wraz ze swoim polskim kolegą Kasjanem Nowakowskim opublikowali list otwarty do firmy Hortex w sprawie etykiety soku owocowego z serii „Japan”. Widnieje na niej gejsza wkomponowana w tło, które przypomina japoński Sztandar Wschodzącego Słońca (jap. Kyokujitsu-ki). Choć motyw czerwonej tarczy słonecznej z promieniami na białym tle ma długą historię, sięgającą VII stulecia, to Koreańczykom kojarzy się przede wszystkim z upokorzeniami, których ich przodkowie doznali w latach 1910-45, gdy półwysep Koreański był pod japońską okupacją.

Cesarska Armia Japońska, znana z okrucieństwa, używała Kyokujitsu-ki jako swego sztandaru. „Jak byście się poczuli, gdybyśmy w Korei sprzedawali napój w opakowaniu ze swastyką i Hitlerem?” – tłumaczył Jo Joong-hee na swoim profilu na Facebooku. Podkreślał, że flaga wywołuje bolesne skojarzenia nie tylko w Korei, lecz we wszystkich krajach, które doświadczyły japońskiej okupacji, od Chin po Filipiny [o sprawie pisaliśmy też w „Tygodniku” nr 38 – red.].

Protest w cieniu prośby

Sprawa etykiety nieoczekiwanie wzbudziła dużo większe zainteresowanie, niż można się było spodziewać. Komentowano ją żywo w mediach społecznościowych, pojawiła się w prasie polskiej i południowokoreańskiej, omawiano ją w największych koreańskich telewizjach. Być może nie byłoby takiego zainteresowania, gdyby temat nie zbiegł się z oficjalną prośbą, którą rząd w Seulu wystosował do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego: aby podczas przyszłorocznych igrzysk w Tokio zakazano używania symboliki Kyokujitsu-ki.

O ile japońscy organizatorzy zawodów odrzucili tę prośbę, o tyle polska firma okazała się przychylna. Hortex odpisał studentom, że zaprzestanie produkcji napoju w kontrowersyjnym opakowaniu; tłumaczył się brakiem świadomości, że taka grafika może być źle odbierana. Jo Joonghee przyznał, że cieszy go pozytywna reakcja koncernu. Był natomiast zdumiony skalą kontrowersji, którą wywołała jego akcja.

Mimo że w Polsce protest studentów w większości przypadków spotkał się z poparciem, nie zabrakło głosów sprzeciwu. Po stronie krytyków pojawiał się argument, że flaga (a w każdym razie jej kolejny wariant) od 1954 r. jest używana przez japońską marynarkę wojenną (dziś nosi ona nazwę: Japońskie Morskie Siły Samoobrony, z akcentem na ostatnie słowo). Krytycy protestu zarzucali autorom listu (i Koreańczykom w ogóle) niekonsekwencję. Obecna flaga Japonii, pozbawiona promieni słonecznych „Hinomaru”, była przecież oficjalnym sztandarem cesarstwa, a jednak dziś nie wzbudza tylu kontrowersji – argumentowano. I czy należałoby zakazać używania flagi Wielkiej Brytanii, skoro w okresie kolonialnym odpowiadała ona za liczne zbrodnie?

Japończycy nie widzą problemu

Tego typu dyskusje rozgrywały się na różnych forach internetowych oraz w różnych językach. Zazwyczaj strona koreańska podkreślała, że chodzi o związki symboliki Wschodzącego Słońca z japońskim militaryzmem, a także o stosunek obu krajów – Korei Południowej i Japonii – do historii, tej z pierwszej połowy XX w. Część Koreańczyków uważa, że Japonia nie wyraziła wystarczającej skruchy za zbrodnie japońskiego państwa z przeszłości.

Tymczasem przeciętny Japończyk nie kojarzy Sztandaru Wschodzącego Słońca ani z japońskim imperializmem, ani ideologią głoszącą wyższość rasy Yamato. Co więcej, estetyka nawiązująca do flagi Kyokujitsu-ki jest w Kraju Kwitnącej Wiśni wszechobecna. Pojawia się w reklamach, grach komputerowych, mandze, anime (jak określa się ulubione w tym kraju filmy animowane), na ubraniach, autach, nawet na etykiecie jednego z piw Asahi. Japońscy rybacy nazywają wariant flagi „tairyo-ki” i uważają, że przynosi szczęście podczas połowów. Niestety, pojawia się ona również na wiecach japońskiej skrajnej prawicy.

Część obserwatorów obawia się, że popularność Sztandaru Wschodzącego Słońca może być oznaką odradzającego się japońskiego nacjonalizmu. Akiko Hashimoto, socjolożka i autorka wydanej w 2015 r. książki „The Long Defeat: Cultural Trauma, Memory, and Identity in Japan” (Długotrwała klęska: trauma kulturowa, pamięć i tożsamość w Japonii), porównuje kontrowersje związane z cesarskim sztandarem do sporów wokół flagi skonfederowanych stanów Południa z czasów wojny domowej w ­USA. ­Jednocześnie Hashimoto zauważa, że w Japonii wciąż jeszcze debata nad symboliką z przeszłości nie dotarła do tak szerokiej publiki jak w Ameryce.

Oburzony cały kraj

Sprawa Horteksu i dyskusje w polskim internecie to daleki odprysk tego, co się obecnie dzieje w Korei Południowej. Emocje, które targają tu społeczeństwem, dalekie są od stereotypowego obrazu spokojnych i uległych Azjatów.

W sprzeciwie wobec japońskiej polityki historycznej już dwie osoby dokonały samospalenia. Na cotygodniowe protesty przed ambasadą Japonii w Seulu ściągają tłumy (ich weterani twierdzą, że zbierają się pod nią już od 27 lat). Protesty obejmują cały kraj. W wielu miejscach widać napisy i plakaty „No Abe!” (odnoszące się do Shinzō Abe, premiera Japonii od niemal siedmiu lat) i „No Japan!”.

Trwa też ogólnokrajowy bojkot japońskich produktów – liczne firmy wręcz chwalą się, że ani nie wykorzystują w produkcji japońskich produktów, ani nimi nie handlują. Sprzedaż niektórych produktów importowanych z Japonii spadła drastycznie – np. import piwa aż o 97 proc. Z kolei w kinach triumfują patriotyczne produkcje, przedstawiające bohaterskich Koreańczyków walczących z karykaturalnie okrutnym i tchórzliwym okupantem.

Tymczasem jeszcze w 2015 r. wydawało się, że oba kraje gotowe są na zawsze zapomnieć o demonach przeszłości. Rządy premiera Abe i pani prezydent Park Geun-hye podpisały porozumienie w sprawie Koreanek, które – nazywając eufemistycznie „pocieszycielkami” – zmuszano w okresie kolonialnym do pełnienia usług seksualnych japońskim żołnierzom. Porozumienie obejmowało przeprosiny Japonii i ponad 8 mln dolarów pomocy dla ofiar. Media okrzyknęły je jako przełom.

Przypomnijmy, że to ojciec Park Geun-hye – generał Park Chung-hee, prezydent w latach 1963-79 – doprowadził w 1965 r. do nawiązania relacji dyplomatycznych między Koreą Południową a Japonią. Wcześniej oba państwa oficjalnie ze sobą nie współpracowały. W późniejszym „koreańskim cudzie gospodarczym” swój wkład miało też ekonomiczne zaangażowanie Japonii, w tym kredyty, pożyczki i know-how. Dziś pani Park Geun-hye odbywa 25-letni wyrok, a zawarte za jej rządów porozumienie uznawane jest za „sprzedanie sprawy za kilka miedziaków”. Jej ojciec przez obecny rząd uważany jest za dyktatora i zdrajcę interesu narodowego; w jego biografii podkreśla się okres, gdy jako młody człowiek podczas II wojny światowej służył w Japońskiej Armii Imperialnej.

Zimna wojna

Choć Partia Demokratyczna obecnego prezydenta Moon Jae-ina nastawiona była konfrontacyjnie wobec Japonii już od momentu objęcia władzy wiosną 2017 r., to obecny kryzys wybuchł z pełną mocą w chwili, gdy sąd najwyższy Korei Południowej skazał japońskie firmy na wypłacenie gigantycznych odszkodowań rodzinom ofiar niewolniczej pracy. Było to w listopadzie 2018 r. Japonia zaprotestowała, odrzucając żądanie renegocjacji porozumienia z 1965 r. i kolejnych przeprosin w sprawie niewolnic seksualnych.

Z perspektywy Japonii nową politykę historyczną rządu Moon Jae-ina potraktowano jako niehonorowe złamanie przyjętego porozumienia. Premier Abe nieustannie podkreśla, że renegocjacje podpisanych umów są niemożliwe. Premier, tak jak wielu Japończyków, uważa, że jego kraj wywiązał się z moralnych i finansowych zobowiązań wynikających z niechlubnej przeszłości.

Dodatkowo w Kraju Kwitnącej Wiśni źle przyjmuje się obecne zbliżenie Korei Północnej i Południowej, a także pomijanie Japonii w rozmowach o przyszłości Półwyspu. Tokio wielokrotnie oskarżało Seul o łamanie międzynarodowych sankcji wobec Północy. Z głośnym sprzeciwem Japonii spotkały się manewry armii Korei Południowej dotyczące obrony wysp Dokdo (jap. Takeshima) na Morzu Japońskim, zajętych przez Południe w 1952 r., wobec których Japonia wysuwa roszczenia. Z kolei Korea oskarża Japonię o fałszowanie historii i zapowiada, że nie odnowi podpisanej w 2016 r. umowy o wymianie danych wywiadowczych.

Rządy obu państw nałożyły na siebie ekonomiczne sankcje, których skutki zaczynają być odczuwalne w całym regionie. Odradzają też swoim obywatelom podróże do sąsiada. Sytuacja na tyle zaczyna przypominać zimną wojnę, że mieszkający w Busan politolog Robert E. Kelly zasugerował, że tylko przełom pokroju „podróży Nixona do Chin” mógłby coś zmienić. W 1972 r. ówczesny prezydent USA, jadąc do komunistycznych Chin, przełamał nieufność między obu mocarstwami, USA i ChRL nawiązały wtedy stosunki dyplomatyczne.

Na razie wszelkie rozmowy między Japonią a Koreą Południową zawieszono.

Niepokojące statystyki

W przeprowadzonej niedawno ankiecie dwóch gazet – japońskiej „Yomiuri Shimbun” i południowokoreańskiej „Hankook Ilbo” – aż 74 proc. japońskich respondentów stwierdziło, że nie ufa Korei Południowej. Był to najwyższy taki wynik od 1996 r. W Korei Południowej podobnie odpowiedziało 75 proc. ankietowanych. Aż 87 proc. Koreańczyków z Południa domaga się kolejnych przeprosin od Japonii; nie zgadza się z nimi aż 80 proc. Japończyków (dla porządku odnotujmy, że w Korei jest niewielka grupa, która uważa, że to Korea powinna przeprosić Japonię, a rząd Moon Jae-ina wykorzystuje historię do budowania pozycji politycznej i oczerniania tych polityków, którzy przegrali w 2017 r.; ludzie ci podczas protestów wykorzystują… Sztandar Wschodzącego Słońca).

Mimo narastającego napięcia Japończycy mieszkający w Korei w większości nie uważają, aby żyło im się dziś tu gorzej. Należy jednak dodać, że oba narody różnią się politycznym temperamentem. Japończycy są o wiele mniej zaangażowani w ten spór, czego dowodem jest brak masowych protestów antykoreańskich w Japonii.

Być może postawę dominującą dziś w społeczeństwie południowokoreańskim dobrze obrazują słowa studenta Jo Joonghee, który – komentując swoje zaangażowanie w protest w sprawie etykiety na soku – powiedział: „Lubię swój kraj, ale nie czuję się wielkim patriotą. Natomiast chodzi mi o sprawiedliwość wobec historii oraz o godność ofiar wojny”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2019