Zderzenie z przeszłością

W warszawskiej Zachęcie można oglądać obrazy Neo Raucha, jednego z najciekawszych europejskich malarzy. Czy jednak są one czymś więcej niż intelektualnym rebusem?

29.03.2011

Czyta się kilka minut

Neo Rauch, "Puls", 2005 r. / fot Uwe Walter Galerie Eigen + Art Leipzig / Galeria Zachęta /
Neo Rauch, "Puls", 2005 r. / fot Uwe Walter Galerie Eigen + Art Leipzig / Galeria Zachęta /

Rauch to najgłośniejszy reprezentant tzw. nowej szkoły lipskiej. Grupy artystów, których połączyły studia w tamtejszej Hochschule für Grafik und Buchkunst w ostatniej dekadzie komunizmu i pierwszych latach zjednoczonych Niemiec, a którzy następnie osiągnęli sukcesy porównywalne z czołowymi reprezentantami Young British Artists, jak Tracey Emin czy Damien Hirst. Sam Rauch uczył się u Arno Rinka, na następnie u Bernharda Heisiga, jednego z głównych reprezentantów NRD-owskiego krytycznego realizmu. Lata 90. przyniosły wielkie zainteresowanie jego malarstwem, rok 2002 - prestiżową Nagrodę Vincenta van Gogha. Jednocześnie malarz odniósł sukces komercyjny, jego prace są chętnie wystawiane i nabywane do prestiżowych kolekcji.

Imaginarium

Nazwisko Raucha jest łączone z powrotem do malarstwa w ostatniej dekadzie XX wieku i ponownym zainteresowaniem figuracją. Nie sięgał on jednak - w odróżnieniu od Luca Tuymansa, Marlene Dumas, Eberharda Havekosta czy Wilhelma Sasnala - po doświadczenia fotografii i nowych mediów, nie próbował w ten sposób nadać malarstwu bardziej aktualnego wymiaru. Zwrócił się ku jego tradycji, do twórczości dawnych mistrzów i poszukiwań z pierwszej połowy ubiegłego stulecia. Nie oznaczało to odwrotu od współczesności. Są u niego odniesienia do socrealizmu, i szerzej, do sfery wizualnej NRD-owskiego państwa, ale też do zdjęć czy komiksów. Wszystko to traktuje jako artystyczne imaginarium, zbiór wyobrażeń, z których - dość dowolnie - składa obrazy.

Wystawa w Zachęcie obejmuje trzydzieści prac powstałych w latach 1993-2010. Dobrze pozwala uchwycić zmiany, jakie zaszły w jego malarstwie. Obrazy pochodzące z ostatniej dekady ubiegłego wieku utrzymane są w stonowanych barwach, bywają nawet niemal monochromatyczne. Pojawiają się w nich napisy, a nawet charakterystyczny dla komiksu zabieg "dymków", miejsc, w których powinien pojawić się tekst. Pozostają puste, ale też - jak w płótnie "Uhrenvergleich" ("Ugoda zegarów", 2001) jest w nich "cytowany" jakiś widok miasta czy fragment mieszkalnego wnętrza. Postacie ubrane są w robotnicze kombinezony czy stroje z niedawnej przeszłości, w tle trwa modernistyczna architektura. Można odnieść wrażenie, że w tych płótnach jest obecne własne doświadczenie malarza, młodość i studia w NRD.

Patrząc na nie, trudno pominąć problem socrealizmu i oficjalnej sztuki wschodnich Niemiec, a to płótna z lat 90. zwróciły uwagę krytyków, kolekcjonerów i publiczności. Sukces odniesiony przez Raucha zbiegł się z dyskusją o ocenę NRD, ale też z poszukiwaniem głosu tych, którzy potrafili opowiedzieć o doświadczeniu realnego socjalizmu, choć uproszczeniem byłoby uznać zainteresowanie jego malarstwem jedynie za przejaw Ossi-nostalgii. Rauch nie ukrywa wpływu, jaki na niego miała twórczość jego nauczycieli, prominentnych artystów komunistycznych Niemiec, nie można jednak utożsamić malarstwa figuratywnego i rozmaitych realizmów jedynie z doświadczeniem obu XX-wiecznych totalitaryzmów. W przypadku Raucha opowiedzenie się za figuracją było bardzo świadomym wyborem. "Mógłbym malować doskonałe abstrakcyjne obrazy, ale nudziłoby mnie to, gdyż wiem, że nic nigdy nie mogłoby się nie udać" - mówił z pewną nonszalancją w jednym z wywiadów.

Biedny poeta

Malarstwo Raucha zmienia się w nowym stuleciu. Barwy stają się bardziej nasycone. Płótna mniej ascetyczne, "zagęszczają się" na nich postacie, ubrane często w dawne stroje, jakieś surduty, a nawet fragmenty zbroi. Rozszerza się też obszar odwołań. Jest tu renesans i manieryzm, malarstwo doby biedermeieru i twórczość wybitnych XX-wiecznych niemieckich malarzy z Maxem Beckmannem i Georgiem Groszem na czele. Postać kuszącej nagością kobiety w "Schilfland" ("Trzcina", 2009) wydaje się wcieleniem klasycznego przestawienia Zuzanny w kąpieli (zwłaszcza tej z płótna bliskiego Rauchowi Tintoretta). Postacie zatrzymane są w ruchu, jakby nagle zostały zamrożone. Brak między nimi dialogu, łączności, jakby w przypadku każdej z nich "zatrzymanie", unieruchomienie nastąpiło w innym momencie. Naga kobieta przycupnęła na pomoście, z gracją wycierając mokrą nogę, ale stojący obok niej mężczyzna w sile wieku nawet na nią nie spogląda. Jest zajęty rysowaniem. Żyją własnym życiem, nawet być może nie wiedzą o swoim istnieniu.

Zaburzeniu ulega przestrzeń, skala przedstawianych ludzi i rzeczy. W niewielkim "Halt" ("Stój", 2005) - płótnie otwierającym całą ekspozycję - męska ręka przyciska do podłoża niewielkie zwierzątko (fretkę?, tchórza?). Stojące wokół zabudowania wyglądają jak domki dla lalek. Często w przypadku Raucha wymieniane jest nazwisko Maxa Ernsta. W pierwszej chwili może to budzić zaskoczenie, bardziej oczywiste byłoby przywołanie innych wybitnych surrealistów. Jednak to właśnie Ernst w swych kolażach z mistrzostwem łączył z pozoru najbardziej nieprzystające do siebie elementy, kreując odmienny, inaczej realistyczny świat.

W płótnach Raucha pojawia się też motyw artysty lub charakterystyczne dla tego fachu atrybuty. Całą prawą stronę płótna "Dörfler" ("Wieśniak", 2009) wypełnia postać rzeźbiącego mężczyzny. Malarza można odnaleźć w "Gefangene" ("Pojmany", 2007/08). Na pierwszym planie "Sucher" ("Poszukiwacz", 1997) stoją gigantyczne sztalugi. Jest wreszcie na wystawie przykuwający uwagę "Puls" ("Puls", 2005). Płótno Raucha bywa - zasadnie - porównywane z "Biednym poetą" Carla Spitzwega. Podobnie jak w jednym z najsłynniejszych XIX-wiecznych niemieckich płócien widzimy chorego, wyczerpanego mężczyznę leżącego w łóżku. Jest jednak też pewna różnica. W przypadku Raucha u wezgłowia łoża siedzi starzec, przedziwny, w wysokiej, spiczastej czapce. Trzyma mężczyznę za rękę, w geście znanym z XIX-wiecznego akademickiego malarstwa, przedstawiającego w ten sposób chwilę odejścia genialnego artysty. Jednak człowiek z płótna Raucha nie przypomina dawnych wielkich mistrzów, raczej jest ich karykaturą. Nieprzypadkowo lipski malarz odwołuje się do obrazu Spitzwega. Więcej - można to uznać za deklarację. "Biedny poeta" jest jednym z symboli biedermeieru, sztuki utwierdzającego swe wpływy XIX-wiecznego mieszczaństwa, pozbawionej romantycznego patosu, za to chętnie sprowadzającej wzniosłe nawet tematy historyczne do anegdotycznej opowieści. Wracając dzisiaj do tej tradycji, Rauch opowiada się za tym, co przeszłe, anachroniczne, jakby chciał eksponować swą konserwatywną postawę.

Przewodnik

Mogą fascynować płótna Raucha, głęboko osadzone w dziejach sztuki, z licznymi odwołaniami do jej historii. Respekt budzi sprawność malarza, jego techniczne umiejętności, erudycja i szerokość zainteresowań. Pozostaje jednak wrażenie pewnej ambiwalencji, gdyż oglądanie tych obrazów przypomina rozwiązywanie rebusów. Może to być wciągającym zajęciem, jednak czy nie jest jedynie miłą, ale trochę jałową zabawą? Werner Spies, wybitny niemiecki krytyk i były dyrektor paryskiego Centre Pompidou, przekonuje, że twórczość Raucha kryje w sobie coś więcej. Artysta "nie tylko dla siebie samego konfrontuje się z tą bliskością [historii] - zmusza on obserwatora, by zmierzył się z tym dzisiaj jako ten nieomylny, współcześnie krytyczny". Swym działaniem zmusza do dotarcia do warstw rzeczywistości, które "zostały zdeponowane w naszej pamięci".

W tytule warszawskiej wystawy pojawia się słowo Begleiter. W niemieckim oznacza ono towarzysza, przewodnika lub opiekuna. Czyżby Rauch chciał nas oprowadzać po przeszłości, umożliwiać dostrzeżenie tego, co pomijamy? Być może jego malarstwo pozwala na takie spojrzenie. Tylko że wcielając się w rolę przewodnika trzeba unikać tonu wyższości, ulegania pokusie paternalizmu. Inaczej można nie zostać wysłuchanym.

Neo Rauch, "Begleiter. Mit realizmu", Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, Warszawa, wystawa czynna do 15 maja br. Kurator: Joanna Kiliszek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2011