Andrzej Wróblewski i następne pokolenia

Zginął w Tatrach, kiedy miał 30 lat. Jego twórczość nigdy nie została odrzucona ani zepchnięta do artystycznego czyśćca, choć wzbudzała polemiki i ostre spory.

15.07.2023

Czyta się kilka minut

Wystawa „Wróblewski i po...sztuka realizmu bezpośredniego”, Muzeum Narodowe w Lublinie / MACIEJ NIEĆKO / MUZEUM NARODOWE W LUBLINIE / MATERIAŁY PRASOWE
Wystawa „Wróblewski i po...sztuka realizmu bezpośredniego”, Muzeum Narodowe w Lublinie / MACIEJ NIEĆKO / MUZEUM NARODOWE W LUBLINIE / MATERIAŁY PRASOWE

Żadnemu z XX-wiecznych polskich artystów w ostatnich dekadach nie poświęcono tak wiele uwagi. Kolejne wystawy i publikacje proponowały coraz to nowe spojrzenia, poczynając od przełomowej, przygotowanej przez Jana Michalskiego w krakowskim Zderzaku w 1993 r., i od wydanej nakładem tej galerii książki „Andrzej Wróblewski nieznany”. Niejednokrotnie też przełamywały dotychczasowe sposoby patrzenia na dorobek artysty. Tak było z wydaną w 2014 r. monumentalną monografią „Unikanie stanów pośrednich” czy kuratorowaną przez Andę Rottenberg, przejmującą wystawą „Perspektywa wieku dojrzewania. Szapocznikow – Wróblewski – Wajda” w Muzeum Śląskim w Katowicach (2018). Prace Andrzeja Wróblewskiego wciąż nie dają nam spokoju.

W krakowskim Muzeum Manggha do 5 listopada można oglądać „Tatry” – wystawę, na której czarno-białe prace Wróblewskiego na papierze, poświęcone górom, zestawiono z dziełami poprzedników: grafikami Leona Wyczółkowskiego oraz mało znanymi tatrzańskimi fotografiami wybitnego kompozytora Mieczysława Karłowicza. Natomiast w Muzeum Narodowym w Lublinie zestawiono prace Wróblewskiego z twórcami reprezentującymi kolejne pokolenia.

Realizm bezpośredni

Wróblewski zginął 23 marca 1957 r. podczas wyprawy w Tatry. Tworzył zaledwie przez dekadę, a jego twórczość nigdy nie została odrzucona ani zepchnięta do artystycznego czyśćca. Wzbudzała polemiki, czasami ostre spory. Nie chodziło jedynie o zaangażowanie w socrealizm, którego długo nie potrafiono mu wybaczyć – w 1994 r. zakup „Rozstrzelania II” do zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie wywołał głośne protesty.

Pośmiertna wystawa Wróblewskiego (1958) w Zachęcie odbyła się jednak w próżni, bo – jak zauważył później Jerzy Stajuda, artysta i wnikliwy krytyk – czym innym wtedy się zajmowano. I przywołał wrażenia znajomego po tej wystawie: „Nie wiedzieliśmy, o co mu właściwie chodziło. To były brzydkie obrazy, a w dodatku ta różnorodność, ten brak konsekwencji. (…) Jakże był nam wtedy obcy”. W II połowie lat 50. i na początku kolejnej dekady dominowała przecież abstrakcja. A jednak – dodawał Stajuda – szybko się okazało, że te „brzydkie obrazy” zdumiewają przenikliwością i prawdomównością, odsłaniają coraz to nowe i nowe warstwy.

Lubelska wystawa proponuje odczytanie na nowo dorobku Wróblewskiego. Opowiada o kolejnych etapach jego twórczości, nie uciekając od chronologii – pokazuje blisko sto obrazów i prac na papierze. Dzieła kanoniczne i te bardzo rzadko prezentowane. Równolegle zaś wystawiono 50 dzieł artystek i artystów reprezentujących różne pokolenia. W ten sposób powstały dwie przenikające się ekspozycje.

Mówiąc o wpływie Wróblewskiego na polską sztukę, natychmiast wymienia się założoną w 1966 r. grupę Wprost, której członkowie jako pierwsi podkreślali swe związki z jego twórczością. Zaproponowali oni malarstwo wyrażające bezpośrednio treści, niemalże publicystyczne. Zostali zauważeni, znaleźli popularyzatorów, m.in. w osobie Andrzeja Osęki, jednego z najbardziej wpływowych krytyków drugiej połowy XX wieku. W ostatnich dekadach ich twórczość znalazła się jednak na marginesie – jakby trochę archaiczna i nieprzystająca do współczesnej wrażliwości. A przecież to w ich pracach znalazły odzwierciedlenie m.in. tragiczne wydarzenia Marca ’68, co czyni je wyjątkowymi w polskiej sztuce tego czasu.

Chętnie mówi się też o znaczeniu twórczości autora „Rozstrzelań” dla malarzy skupionych w Gruppie, a potem dla członków grupy Ładnie. Lubelska wystawa ich nie pomija, ale, jak podkreślają jej twórcy, jest próbą „rozpoznania głębszych idei malarstwa Wróblewskiego”. Wspólnym elementem dla tych wszystkich artystów stało się hasło „realizmu bezpośredniego”.

Andrzej Wróblewski sformułował tę koncepcję w latach 1948-49, w okresie działania Grupy Samokształceniowej i sporów o socrealizm. Była to odrębna od modelu sowieckiego propozycja sztuki zaangażowanej, działającej bezpośrednio, emocjonalnie, tematycznie i jednoznacznie, komunikatywnej dla szerokiego kręgu odbiorców i wyrażającej przemiany ówczesnej rzeczywistości. Na lubelskiej wystawie „realizm bezpośredni” rozumiany jest znacznie szerzej: jako twórczość, która mówi wprost o rzeczywistości, przełamując konwencje i przyzwyczajenia, artystyczne, ale też medialne klisze. Opowiada nie tylko o traumatycznych wydarzeniach, lecz również o codziennym doświadczeniu.

W takim ujęciu twórczość Wróblewskiego w swej ogromniej różnorodności okazuje się bardzo koherentna, kolejne zaś zmiany od abstrakcji poprzez obrazy socrealistyczne po uproszczoną figurację są świadomym wyborem. Sam zresztą deklarował: „Lubię zmienne osobowości – jak np. u Picassa – i nowoczesny typ twórczości, polegający nie tyle na tworzeniu pojedynczych arcydzieł, ile na pewnym następstwie dzieł, które w sumie tworzą dzisiejszy odpowiednik arcydzieła”.

Co więcej, wystawa proponuje, by hasło „realizm bezpośredni” odnieść do całej polskiej sztuki ostatnich sześciu dekad, do twórczości zaangażowanej społecznie, mówiącej zarówno o dramatach, traumach i tragediach, jak i o otaczającej nas rzeczywistości, o naszej cielesności, życiu i umieraniu.

W głąb

Wystawę podzielono na osiem chronologicznie ułożonych sekcji, z wyraźną wyrwą, jaką był czas socrealizmu. Otwierają ją prace powstałe pod koniec lat 40. Wróblewski niedawno skończył 20 lat i maluje obrazy, które wejdą do kanonu polskiej sztuki. Powstają abstrakcyjne płótna, ale też m.in. cykl „Szoferów”, z postacią widzianego od tyłu kierowcy i widokiem opustoszałej, ciągnącej się po horyzont drogi.

Najpiękniejszy obraz z tego cyklu, utrzymany w błękitnej tonacji, znalazł się na wystawie. Obok niego umieszczono namalowany ćwierć wieku później obraz Macieja Bieniasza z grupy Wprost. Tu także jest mężczyzna prowadzący samochód po pustej, anonimowej drodze i widzimy jedynie fragment twarzy odbijający się w lusterku pojazdu. Są wreszcie dwa, powstałe zaledwie przed dwoma laty płótna Wilhelma Sasnala – w obu znów jest widok z wnętrza samochodu. Fragmenty postaci i ponownie bezludny krajobraz, jednak tym razem łatwy do rozpoznania: to fragment obozu w Auschwitz.

Wszystkie te obrazy – ich zestawienie to jeden z najmocniejszych punktów lubelskiej wystawy – pokazują długie trwanie sposobów patrzenia, opowiadania, postrzegania rzeczywistości. A jednocześnie nie są naśladownictwem Wróblewskiego.

Pod koniec lat 40. powstają też słynne „Rozstrzelania”, w których Wróblewski zaproponował własny malarski język opowieści o wojennej traumie. Osadzony w polskiej rzeczywistości, a jednocześnie uniwersalny w przekazie. Zmieniający sposób mówienia o dramacie, gdyż poza jednym obrazem z tego cyklu („Rozstrzelanie z gestapowcem”), pokazanym także w Lublinie, na wszystkich widzimy jedynie ofiary. To na nich skupia uwagę malarz.

Na wystawie znalazła się też jedna z kluczowych prac Wróblewskiego: „Obraz na temat okropności wojennych”. Zaskakujący, bo pokazuje bezwładnie leżące ryby, pozbawione głów. W kolejnych dekadach w polskiej sztuce będą pojawiać się obrazy ciał ludzi i zwierząt – od kolaży ocalałego z Holokaustu Jonasza Sterna opowiadających o dramacie drugiej wojny po Bartłomieja Kiełbowicza, który po agresji Rosji na Ukrainę 24 lutego ubiegłego roku namalował ryby pozbawione głów, dodając żółto-niebieskie barwy. Obrazy Wróblewskiego na wystawie świetnie wpisały się w toczone w ostatnich dekadach polskie dyskusje o XX-wiecznych traumach, w których głos artystek i artystów był szczególnie ważny.

Druga część wystawy przenosi nas do połowy lat 50.; wyrwa, jaką jest brak w Lublinie prac z wcześniejszych lat, pokazuje, że nadal nie potrafimy sobie poradzić z twórczością okresu stalinizmu. Jesteśmy w innym świecie. Nie ma tu dramatu wojny ani aktualnych tematów politycznych i społecznych, które jeszcze niedawno artysta tak często podejmował. Ich miejsce zajmuje życie rodzinne, doświadczenie macierzyństwa i ojcostwa – w tym przejmujące przedstawienia żony malarza i jego dziecka. Równocześnie Wróblewski wnikliwie przygląda się otaczającej go rzeczywistości, która odziera z indywidualności, wtłacza w kolektywne zachowania. Maluje kolejki, postacie ukrzesłowione. Brutalnie prześwietla ludzi, wręcz odziera ich ze skóry. Powstają też niezwykłe przedstawienia nagrobków, w których ludzkie postaci tworzą jedno z monumentami.

Zwrot ku tym tematom nie był w przypadku Wróblewskiego ucieczką w prywatność. Przeciwnie, wszystkie je uczynił częścią sfery publicznej, wręcz politycznej. I to zdecydowało, że od kilku dekad jego dzieła pozostają punktem odniesienia dla naszej wrażliwości. ©

WRÓBLEWSKI I PO… SZTUKA REALIZMU BEZPOŚREDNIEGO, Muzeum Narodowe w Lublinie, wystawa czynna do 27 sierpnia 2023 r., kuratorzy: Aleksandra Blonka-Drzażdżewska, Marcin Lachowski, Łukasz Wiącek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Andrzej Wróblewski i następne pokolenia