Zawody masochistów

Bezradność. To uczucie towarzyszy mi coraz częściej, gdy widzę, jakich wyborów dokonują otaczający mnie ludzie, komu powierzają stery rządów, na podstawie jakich przesłanek to czynią.

09.11.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

Oto po raz kolejny na moich oczach wciela się w życie wierszyk biskupa Ignacego Krasickiego o wołu, który „był ministrem i rządził rozsądnie”, za którego kadencji „szły, prawda, rzeczy z wolna, ale szły porządnie”, lecz „jednostajność na koniec monarchę znudziła; dał miejsce woła małpie lew, bo go bawiła”. Poddani i dwór są szczęśliwi, podekscytowani nowością i zmianą, wkrótce okazuje się jednak, że małpa – co za niespodzianka, naprawdę – doprowadza do społecznej katastrofy. Jej miejsce zajmuje więc chytry lis, który swoją zdradą dopełnia dzieła zniszczenia wspólnego dobra. W wizji księdza biskupa na stanowisko wraca w końcu wół, który wszystko, co zniszczono podczas „święta demokracji”, jakie zafundował sobie suweren, musi teraz naprawić.  

Co siedzi w głowie owego suwerena, jestem chyba w stanie pojąć dzięki wydarzeniu, które miało miejsce podczas remontu mojego mieszkania jakieś dziesięć lat temu. Wykonującego roboty majstra, wybitnego fachowca, zastałem kiedyś w skutej już i przygotowanej do przyjęcia nowego oblicza łazience. Pogrążony był w zadumie, medytował, na jego twarzy błąkał się wyraz, jaki miewają mędrcy, którym przyjdzie zaraz rozstrzygać najcięższe dylematy współczesności. Milczał długo, najwyraźniej zmagał się z lękiem o moją reakcję. W końcu machnął ręką na konwenans i wybuchnął: „Szymon, słuchaj, a gdyby tak walnąć tu tak wszędzie różem, co? Ja to widzę tak: różowe kafelki (tu kreśli w powietrzu ręką linię na wysokości lamperii) i taki gruby, czarny pasek wzdłuż... Co? Co  myślisz? Pięknie będzie, nie?”.

Odpowiedziałem mu, co myślę, zgodnie z prawdą: mam podejrzenia, że Bóg do szczętu już go opuścił. Zranionego do głębi i już na wpół zamkniętego w sobie dobiłem jeszcze śledztwem, skąd taki pomysł w ogóle wpadł mu do głowy. Odpowiedź była prosta: „Bo ja już rzygam tą cholerną bielą... Piętnaście lat robię łazienki i wszyscy tylko biele, beże, kurka wodna, szarości i écru... Szymon, coś innego! Coś innego wreszcie trzeba zrobić! Rozumiesz?!”.

„Coś innego”. Ludzie są zmęczeni écru. Zmęczyli się już jedzeniem przecierów, ich producenta podejrzewają o to, że dodaje do nich wody, a sam zjada pożywne frukta. Zamiast jednak wybrać przecier innej marki, krzyczą: „Precz z przecierami! Teraz tylko papryka!”. A to zawsze kończy się w ten sam sposób: na izbie przyjęć, w długim szeregu innych, którzy niby dobrze wiedzą, ale przecież raz na jakiś czas muszą się sami – na własnej skórze i żołądku – przekonać, że w polityce jest jak w miłości: dań głównych nie da się bezkarnie zastąpić przyprawami. 

Społeczeństwa od początku historii do jej końca lubią być mądre po szkodzie. Mają wpisaną w siebie masochistyczną tendencję, która nakazuje im raz na jakiś czas przeżyć totalne upodlenie, zapaść, zafundować sobie śmiertelnie zimną zimę, która wybije część populacji, a pozostałym da szansę przeżyć poetyckie chwile nadziei, jakie – gdy już opadnie bitewny kurz – przyniosą ze sobą przebiśnieg, jaskółka i wiosna. 

Co mogę zrobić, gdy moi współbracia radośnie pchają mój kraj, mój kontynent i mój świat na skraj przepaści? Nic. Siły, która zagrała w głowie mojego majstra w tamtej, do wyrzygania białej łazience, nikt nie jest w stanie powstrzymać. Mogę więcej się modlić (co czynię) i jeszcze dobitniej uświadamiać sobie, że chrześcijanin naprawdę nie może pokładać nadziei w jakiejkolwiek ziemskiej polityce, ekonomii, wiedzy, wiązać z nią nadziei albo ją „kanonizować”. Po raz kolejny mogę utwierdzać się w przekonaniu, że żaden „suweren” nie jest Bogiem, naród nie jest Bogiem, państwo nie jest Bogiem, nie jest Nim demokracja, wolny rynek, sztuka, nauka, król, prezydent czy premier. Bogiem jest tylko On sam. A nasze drogi nader często nie są Jego drogami. 

Mogę być gotów do udzielania pomocy wszystkim tym, którzy jutro zostaną dotkliwie poturbowani przez wybory, jakich dziś dokonują. Mam pełną świadomość, jak pensjonarsko brzmią takie kasandryczne wizje, ale naprawdę mam wrażenie, że łódki w naszym porcie zaczynają się już kołysać; że tsunami rozpaczy, rozczarowań i ludzkiej biedy jest już tuż-tuż od brzegów bogatej Północy, której wydawało się, że doskonale zabezpieczyła się przed tym, z czym na co dzień zmaga się Południe. Bogaci westmani na naszych oczach rozmontowują jednak właśnie ostatnie zabezpieczenia, rozbierają wały. Coraz głośniej krzyczą o wolnościach, o zmianach i o radykalizmie; o tym że kunktatorstwem jest mozolne naprawianie świata, by stał się optymalny, że trzeba robić rewolucję, by nastał świat idealny. Te krzyki są jednak walutą bez pokrycia – to opowieść o pragnieniu inności, a nie dobra. To pożądanie różowych kafelków, a nie rzeczywisty pomysł na to, jak wyremontować ziemię przy użyciu szacunku, sprawiedliwości i miłości. 

Po raz pierwszy w całym moim życiu widzę, że coś, co dotąd było retoryczną figurą, zdążyło stać się jedną z realnych, leżących na stole opcji: nie wiem, czy skończę życie w kraju, w którym je zacząłem. Nie dlatego że chciałbym wyjechać; dziś jestem w stanie wyobrazić sobie, że może będę musiał. Dotąd jedyną reprezentacją wojny, jaką miałem w umyśle, była ta sprzed ponad pół wieku. Dziś sądzę, że wybuch globalnej przemocy na oczach mojego pokolenia nie jest wcale opcją mniej prawdopodobną niż inne. 

I powtórzę: nie dzieje się nic, czego ludzie na świecie nie doświadczaliby już wcześniej. Nikt nie obiecywał nam przecież, że będziemy żyć w spokojnych czasach. Nie możemy więc wykluczyć, że czeka nas jeszcze najtrudniejszy z testów: zachowanie nadziei, gdy wszystko, w czym dotąd pokładaliśmy nadzieję, zacznie walić nam się na głowy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2016