Żaden z powyższych

W 2007 r. młodzi głosowali na PO z miłości. W 2011 r. zrobili to ze strachu przed rządami PiS. W 2015 r. wybór mniejszego zła już im nie wystarczy. Są znużeni rządem, który ich nie dostrzega i nie docenia.

12.08.2013

Czyta się kilka minut

 / Rys. Zygmunt Januszewski
/ Rys. Zygmunt Januszewski

Wśród wielu grup, które czują się pomijane i traktowane instrumentalnie przez rządzących, młodzi wyborcy stanowią szczególne grono. Dwudziesto- i trzydziestolatki, wykształcone, z dużych miast, dzieci epoki indywidualizmu i nowych mediów, nie robią rabanu. Nie zawiązują komitetów, nie palą opon, nie wysyłają petycji ani przedstawicieli z transparentami przed Urząd Rady Ministrów. Nie ostrzegają, że po cichu, pojedynczo, ale równocześnie, na wielką skalę zmienią zdanie.

Oznakami zawodu i wkurzenia wymieniają się na Facebooku i w prywatnych rozmowach. Politycy przyzwyczajeni do reagowania ad hoc na nagłe wybuchy pretensji, nauczeni gasić pożary zawieranymi w pośpiechu porozumieniami, nie dostrzegają tych nastrojów. Nie wiedzą, jak utrzymać dialog z tak rozległą, niejednorodną i wymagającą grupą. Nigdy go zresztą nie prowadzili. To krótkowzroczność i wysokie ryzyko – ignorować tych, którzy do wyborów będą chodzić przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Tych, bez których myślenie o przyszłości nie jest możliwe.

Młoda klasa średnia – na całym świecie uznawana za najważniejszy zasób społeczny, stanowiąca o potencjale gospodarczym, bo najbardziej skłonna do innowacji, aktywności i zmiany, w Polskich warunkach jest przegapiana i – na różne sposoby – powiadamiana o swej nieważności.

ZERO PRZYSZŁOŚCI

Horyzontem czasowym decyzji politycznych, bez względu na przynależność partyjną, jest koniec kadencji. Od przełomu lat 80. i 90., gdy stawiane były fundamenty III RP, nie mieliśmy u władzy ekipy dalekowzrocznej, tworzącej rozwiązania obliczone na korzyść społeczną, odroczoną w czasie. Ta mała polityka, sprowadzająca się do walki o władzę lub kurczowego jej trzymania, okazała się rozczarowaniem dla pokolenia wielkich przemian.

Dzisiejsze trzydziestolatki dorastały w piaskownicy z Geremkiem, Mazowieckim, Suchocką i Wałęsą, którzy w dziecięcym imaginarium występowali na równi z innymi podziwianymi bohaterami – Panem Kleksem i Pankracym. Stawiając babki z piasku, nasiąkaliśmy wolnościową gorączką, podziwialiśmy mądrych ludzi i trudny język poważnych spraw.

Wychowywaliśmy się w czasie planowania lepszej przyszłości, w przekonaniu, że warto budować strategię na lata, inwestować, żeby kiedyś zobaczyć efekty. Zrobiliśmy wszystko, jak należy: skończyliśmy uczelnie, zdobyliśmy zagraniczne stypendia, odbyliśmy staże, praktyki, poszliśmy do pracy jeszcze na studiach i nie marudziliśmy, siedząc w biurze po 12 godzin na dobę.

Dziś wielu z nas ze zdumieniem obserwuje, że długofalowe myślenie doprowadziło nas donikąd, a dokładniej do kredytu rozłożonego na 30 lat i niepewnego jutra. Stało się jasne, że możemy liczyć tylko na siebie. Rządzący nie powinni więc liczyć na nas.

CO OKAZJA, TO WPADKA

W sierpniu 2011 r., krótko przed wyborami, rząd opublikował raport „Młodzi 2011” – dokument mający dowodzić, że Platforma Obywatelska myśli o nas i właśnie dla nas tworzy długofalową strategię rozwoju.

Kto zechciał wczytać się w raport, ten wie, że ma on głównie wartość socjologiczną, zawiera ogólne rekomendacje, niepociągające za sobą żadnych politycznych decyzji. Raport ukazał się w samą porę, by przed wyborami poklepać nas po plecach, przypomnieć, że jesteśmy „przyszłością narodu”. Ten gest, w połączeniu z lękiem przed ponownymi rządami Prawa i Sprawiedliwości, wystarczył, by utrzymać poparcie młodych dla PO na drugą kadencję. Wkrótce po wyborach stało się jasne, jak dalece partia Donalda Tuska nie zna i nie rozumie młodego, cyfrowego elektoratu.

 Bez konsultacji społecznych, pomimo sygnałów ze strony organizacji pozarządowych alarmujących o groźbie naruszenia ochrony wolności w internecie, Polska przystąpiła do porozumienia ACTA. Dopiero ataki hakerów na strony rządowe i uliczne protesty w kilkunastu miastach uświadomiły rządzącym, że urazili najbardziej czuły wymiar wolności młodych obywateli.

Premier poniewczasie zapraszał przedstawicieli protestujących na rozmowy. Rząd próbował nadać ruchowi przeciwko ACTA zorganizowany wymiar i konkretną twarz, wskazać przywódcę, by sprawdzoną metodą uścisku dłoni przed kamerami telewizyjnymi osiągnąć kojący efekt porozumienia. Czym zresztą potwierdził, że nie ma pojęcia o funkcjonowaniu społeczeństwa cyfrowego, specyfice tworzenia więzi w pokoleniu, które nie chce liderów ani kodeksów – jest wspólnotą przekonań, zdolnością do błyskawicznego jednoczenia się, ale i rozstawania, dobrowolnym i amorficznym porozumieniem bez formalnych zobowiązań. Wreszcie premier przyznał się do błędu. Ale stosunek do młodego elektoratu się nie zmienił. Dla młodych zahamowanie prac nad ustawą o związkach partnerskich – ważnych nie tylko dla par tej samej płci, ale dla ludzi niechętnych instytucji małżeństwa, kojarzącej się z religijnym rytuałem i formułą nieprzystającą do realiów – oznaczało wyłączenie z dyskusji, która teraz toczy się w wielu krajach świata. To był obyczajowy znak „Stop!”, raz jeszcze plasujący nas na światopoglądowym marginesie. Akurat w chwili, gdy Platforma Obywatelska stara się podtrzymywać karnawałową atmosferę skoku cywilizacyjnego, jaki osiągnęliśmy dzięki marszowi na Zachód.

Premier, niepotrafiący zmobilizować członków partii do głosowania nad własnym projektem ustawy, przestał być gwarantem postępu w wymiarze społecznym. Co ciekawe, to Jarosław Gowin zdaje się wychodzić z tego starcia z lepszymi notowaniami. Młodzi, nawet jeśli się z nim nie zgadzają, szanują ideowość – wyraźne, odważnie prezentowane poglądy. Nie może się nimi pochwalić Tusk, coraz mniej konkretny i słowny, coraz częściej wycofujący się z obietnic. I szefujący partii o nieczytelnym profilu.

RACHUNEK PRZYJDZIE JUTRO

Platforma Obywatelska zaczęła przypominać dużą, popularną markę pozbawioną cech charakterystycznych. Uległa rozwodnieniu i odsunęła się od pierwotnych użytkowników, by zdobywać nowych.

To zjawisko doskonale znane z zachowania wielkich firm, które w imię rosnących zysków poświęcają wyraz i jakość. Tymczasem w świecie młodych liczą się nisze, spersonalizowane produkty i usługi, zapewniające możliwość życia według indywidualnego modelu. Po latach zachwytu globalnością, szukamy sposobu, by nie chodzić po cudzych śladach. Rynek usług i sfera polityki nie są tożsame, jednak należą do tej samej rzeczywistości, a konsumenckie reguły gry wywierają wpływ na relacje i zachowania, również te polityczne.

Częścią edukacji rynkowej jest posłuszność i wierność wielkim markom – to zjawisko działa na korzyść PO, ale równie dobrze wyszkoliliśmy umiejętność kwestionowania słabych towarów i usług na rzecz lepszej oferty. Z pewnością brak poważnej alternatywy pozwala rządzącym utrzymywać kurs na ignorancję, w przekonaniu, że nie mamy dokąd wyeksportować swego poparcia. Jej ostatnim przejawem była kampania przeciw OFE, próba załatania braków budżetowych pieniędzmi należącymi – przynajmniej w części – do nas, a w części do prywatnych instytucji finansowych, których likwidacji większość Polaków jest przeciwna, bo woli zrównoważony model świadczeń emerytalnych.

Rząd znów zapomniał zapytać nas o zdanie i tylko sprzeciwy części ekspertów (w połączeniu ze złą prasą) spowodowały konsultacje. Świadczenia emerytalne – łatwość ich przedmiotowego i życzeniowego traktowania – to najjaskrawszy przejaw braku troski o młodych. To, że po latach pracy czeka nas emerytura stanowiąca zaledwie 20-30 proc. obecnego wynagrodzenia, jest wiedzą powszechną. Dlatego 85 proc. Polaków jest przekonana, że ich życie na emeryturze ulegnie pogorszeniu.

Rząd właściwie daje do zrozumienia, że nas na starość nie wykarmi, stąd decyzja o wydłużenia wieku, w którym zakończymy życie zawodowe. I zachęty, żebyśmy rodzili więcej dzieci, czyli zapewnili sobie opiekę w ramach rodziny. Brakuje jednak najważniejszego – publicznej, wieloletniej kampanii edukacyjnej, uświadamiającej konieczność samodzielnego oszczędzania na emeryturę i uczącej nas dbania o siebie na przyszłość. Dzięki takiej edukacji Szwedzi i Duńczycy starzeją się godnie. Tymczasem aż 61 proc. Polaków nie ma żadnego planu oszczędzania na starość, a jedyny działający w kraju rzetelny serwis informujący o emeryturach jest prowadzony przez jedną z gazet codziennych, nie przez instytucję publiczną.

Oszczędzanie najpewniej nie pasuje do planu gospodarczego – od lat jesteśmy przecież uczeni wydawać jak najwięcej, brać kredyty i zakupami stymulować gospodarkę. Kiedy i jak spłacimy należności – to już nasz problem. Jesteśmy przecież silni, młodzi i zdrowi. Całe życie przed nami. A przed nimi – jedna lub dwie kadencje. Politycy zakładają, że nasza złość ich nie dosięgnie.

GŁOSY WAŻNE I NIEWAŻNE

„Nie mam na kogo głosować”, „Nie wiem, co zrobię”, „Chyba wrzucę pustą kartę”, „W ogóle nie pójdę”, „Dopiszę na karcie od siebie, co o nich myślę” – słyszę, gdy pytam moich rówieśników po trzydziestce, co zdecydują w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Wszyscy należą do klasy średniej. W 2007 r., kiedy „odsunęliśmy PiS od władzy” (o zwycięstwie partii Donalda Tuska zdecydowały w dużej mierze głosy młodych w kraju i za granicą), mieliśmy swój mały rok 1989 – ważkie poczucie obywatelskiego wpływu na rzeczywistość. W modnych klubach w Warszawie świętowało się wtedy do rana. Krótko jednak cieszyliśmy się powrotem do merytorycznej debaty. Pragmatyka codzienności szybko ustąpiła szarpaninie z opozycją, media skupiły się na politycznym konflikcie i tak zostało. Do wyborów w 2011 r. szliśmy więc już ze skwaszonymi minami, skazani na decyzję negatywną – głosowaliśmy ze strachu przed nawrotem agresywnej, narodowo-historycznej, ultrakatolickiej atmosfery. Broniliśmy się przed dusznością, wstecznością, absurdem i niekompetencją, głosując znów na Platformę Obywatelską, choć niczym sobie nie zasłużyła.

Gdyby w Polsce, jak w Hiszpanii, Francji czy na Ukrainie, na kartach do głosowania widniała opcja „żaden z powyższych”, cieszyłaby się pewnie dużym powodzeniem. Ale nie będzie jej. Koalicja organizacji pozarządowych „Masz głos, masz wybór”, zrezygnowała z prób wprowadzenia takiej opcji. Uznano, że ma ona tylko walor sondażowy, a głosowanie powinno kończyć się dokonaniem wyboru. Nie znamy motywacji 4,5 proc. wyborców, którzy w 2011 r. oddali nieważne głosy. Wiemy tylko, że było ich dwukrotnie więcej niż w roku 2007. Za rok niezdecydowani znów staną przed dylematem wyboru mniejszego zła, oddania głosu nieważnego lub nie pójścia do wyborów na znak rozgoryczenia elitami politycznymi. To ostatnie rozwiązanie jest wśród młodych, szczególnie w dużych miastach, najmniej akceptowane. W dobrym tonie jest zagłosować i powiadomić o tym innych poprzez media społecznościowe. Ci, którzy nie głosują, raczej się tym nie chwalą.

Nie pójść do wyborów to jakby zaprzeczyć wysiłkowi poprzednich pokoleń, odrzucić najcenniejszy z przywilejów życia w wolnym kraju. Szczególnie w pokoleniu, które nasiąkło demokratycznymi ideałami i marzeniami w sposób wyjątkowy. Jesteśmy ostatnią generacją, dla której odzyskana wolność polityczna ma osobisty smak, należy do rodzinnych legend, zapisała się w dziecięcej pamięci. Pierwszy raz poszliśmy do wyborów w 1989 r., a mama z tatą podawali nam długopis, żebyśmy w ich imieniu zakreślili krzyżyk. Właziliśmy za kotarę, a potem odświętnie wpychaliśmy kartę do urny. Wyborczy plakat „W samo południe” znamy ze wspomnień, nie z podręczników. I ten „Dziennik Telewizyjny” z słynnym zdaniem Joanny Szczepkowskiej też widzieliśmy na własne oczy.

Doświadczenie przejścia z rzeczywistości braku do codzienności nadmiaru ma słodko-gorzki smak i mylą się politycy, którzy wierzą, że wystarczy nam dać możliwość komfortu na kredyt, by zyskać trwałą wdzięczność. My już zaczęliśmy robić rachunek strat, mierzony erozją życia społecznego, stresem, brakiem czasu i sensu, stężeniem reklamowo-celebryckiego bełkotu. Na tym odwrocie od materialnych wskaźników szczęścia zyskiwać będą ci, którzy w porę przypomną sobie, że polityka jest sferą symboli i sztuką operowania nimi.

Nadchodzi sezon na ludzi z wizją, umiejących przekonać, że Polska może być czymś więcej niż wygodnym krajem do życia. Im starsze stają się dzieci transformacji, tym większa ich wyborcza rola. Bo najmłodszych Polaków trudno będzie nakłonić do głosowania – znają tylko wojnę o Smoleńsk i polityczną nienawiść, nigdy nie spojrzą na demokrację z naszą wiarą i entuzjazmem. A my, im bardziej jesteśmy w nastroju do wspominania, tym wyraźniej widzimy, że na szansę rządzenia Polską nie zasługuje „żaden z powyższych”. Kiedy, jeśli w ogóle, ta świadomość zmieni się w wolę działania? Czy zdobędą się na to, by odmówić Platformie Obywatelskiej trzeciego sezonu pomyślności? A może spróbują odebrać Jarosławowi Kaczyńskiemu monopol na polski tradycjonalizm i stworzą własny konserwatyzm XXI wieku? Rządzący liczą na naszą nieskłonność do wyrażania sprzeciwu i buntowania się. Na naszą niechęć do zorganizowanych form działania, bez których trudno o skuteczność w polityce. Opozycja natomiast ma nadzieję na nasze skumulowane frustracje, na przejęcie osieroconych przekonań i wartości. Stoimy, rozkładając ręce, narzekamy, że nie mamy możliwości dokonania dobrego wyboru. Ale tym razem to my jesteśmy dorośli. Odpowiedzialność za kolejną istotną zmianę w Polsce leży po naszej stronie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicystka, reportażystka i pisarka. Za debiut książkowy „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (2011) otrzymała w 2012 r. nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. Jej książka była też nominowana do Nagrody Nike, Nagrody Literackiej Angelus oraz… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2013