Jak daleko zawiodą nas młodzi

Albo się radykalizują, albo wycofują z życia publicznego. Zmiana pokoleniowa to tylko zaklęcie, które nie uzdrowi polskiej polityki.

17.12.2018

Czyta się kilka minut

Policja eskortuje kibiców Cracovii, Kraków, marzec 2015 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER
Policja eskortuje kibiców Cracovii, Kraków, marzec 2015 r. / BEATA ZAWRZEL / REPORTER

Postulat zmiany pokoleniowej stał się jednym z haseł wytrychów polskiego życia publicznego. Powtarzane bezrefleksyjnie wezwania do „zrobienia miejsca młodym”, zastąpienia opatrzonych i zgranych liderów opinii czy przywódców partyjnych nowymi twarzami, zyskały moc uniwersalnej recepty na odnowę krajowej polityki. No bo jeśli zmiana pokoleniowa, to zarazem dekomunizacja (w końcu dzięki przywilejowi późnego urodzenia młodzi automatycznie lokowali się poza „sporem o teczki”), liberalizacja (skoro ktoś urodził się w epoce wolnego rynku, to nie może przecież z nostalgią wspominać jako takiego bezpieczeństwa socjalnego w realnym socjalizmie), modernizacja (wiadomo, młodzi to digital natives, znają nowe technologie jak własną kieszeń, na pewno uczynią z Polski kraj nowoczesny i innowacyjny).

Zmiana pokoleniowa stała się zatem wyrazem nadziei na inną, lepszą Polskę – nieutopioną w nostalgii, sporach o przeszłość, jakby normalniejszą, a na pewno bardziej nowoczesną. Każdy w gruncie rzeczy mógł sobie pod to hasło podstawić dowolne marzenie o kraju, w którym chciałby żyć.

Zagubieni we współczesności

Problem jednak w tym, że choć potrzebę wymiany pokoleń zdają się dostrzegać niemal wszyscy, mało kto zadaje sobie pytanie, kim tak naprawdę są młodzi, którzy mieliby zastąpić starych. Nie jest to pytanie wyłącznie o metrykę – czy w polityce młodym jest się do czterdziestki, czy też może nawet do pięćdziesiątki, a może trzeba się z tą etykietą pożegnać przekroczywszy trzydziestkę? O wiele istotniejsza jest kwestia, czy urodzeni po 1989 r. lub niedługo przed i znający poprzednią epokę jedynie z opowieści lub zamazanych wspomnień z dzieciństwa rzeczywiście podzielają wszystkie te wartości, które miałyby z Polski uczynić kraj na miarę naszych marzeń. I to niezależnie od tego, czy marzymy akurat o Polsce wolnej od wyimaginowanego dyktatu Brukseli i nieoplecionej sieciami wpływów dawnej komunistycznej agentury, czy też o kraju starającym się po prostu jak najbardziej upodobnić do państw Europy Zachodniej.

Zarówno z badań socjologicznych, jak i preferencji wyborczych młodych Polaków wyłania się raczej obraz pokolenia zagubionego we współczesności, które z jednej strony niektóre swobody, jak choćby wolność podróżowania, traktuje jako oczywiste, ale z drugiej ma głębokie poczucie braku własnej sprawczości. Przedstawiciele tej generacji przyjmują bardzo różne strategie radzenia sobie z własnym zagubieniem. Drogowskazów i punktów odniesienia szukają w najprzeróżniejszych, niekiedy radykalnie odmiennych miejscach. Dzisiejszy świat stał się pod względem ideologicznym szalenie skomplikowanych miejscem, ideowe skłonności i sympatie polityczne nie dają się już łatwo przyporządkować do dawnych kategorii lewica-prawica, Wschód-Zachód, a nawet przeszłość-przyszłość. Chaos w głowach młodego pokolenia jest odzwierciedleniem chaosu, jaki panuje we współczesnym świecie. Bez prób zrozumienia tej skomplikowanej mozaiki tęsknot, nadziei, frustracji, które znajdują wyraz w bardzo nieoczywistych wyborach politycznych, hasła o konieczności zmiany pokoleniowej pozostaną w najlepszym razie puste, w najgorszym – niebezpieczne.

Z dala od wyborów

Niezły wgląd w polityczne sympatie młodych Polaków dają ich preferencje w ostatnich wyborach samorządowych. Według exit poll zrealizowanego przez IPSOS wyborcy w wieku 18-29 lat najczęściej wybierali… pozostanie w domu. O ile ogólna frekwencja była zaskakująco wysoka i wyniosła 54,9 proc., spośród najmłodszego pokolenia głos oddało jedynie 34,8 proc. Ta duża różnica powinna zaniepokoić i skłonić do przemyśleń wszystkich tych, którzy w młodym pokoleniu upatrują przyszłości polskiej demokracji. Okazuje się, że urodzeni i wychowani w demokratycznej Polsce w zdecydowanej większości nie korzystają z podstawowego demokratycznego narzędzia wpływu, jakim jest czynne prawo wyborcze.

Można próbować pocieszać się, choć to dość marne pocieszenie, że wybory samorządowe są o wiele bardziej skomplikowane i trudniejsze do zrozumienia niż parlamentarne czy prezydenckie, bo głosuje się na reprezentantów we władzach różnych szczebli, kart do głosowania jest dużo, pewna część kandydatek i kandydatów jest nieznana. Samorząd jest jednak tym szczeblem władzy, który cieszy się największym zaufaniem społecznym, w przeciwieństwie do dołujących w rankingach Sejmu i Senatu. Skoro zatem młodzi Polacy gremialnie nie głosują na swoich przedstawicieli w instytucjach cieszących się największym zaufaniem społecznym, załatwiających konkretne sprawy lokalnych społeczności, znaczy to tyle, że wielu z nich ma poczucie, iż obecny system polityczny ich nie reprezentuje. Nie dostrzegają zatem związku między swoim życiem prywatnym a demokratycznym życiem publicznym.

Ten pesymistyczny wniosek potwierdzają badania zrealizowane przez Instytut Spraw Publicznych i Fundację Bertels­manna na początku 2017 r. Zapytana o to, czy demokracja jest według nich najlepszym systemem politycznym, tylko połowa młodych odpowiedziała twierdząco. Ta wyjątkowo niska akceptacja dla demokracji wśród młodych szczęśliwie nie znajduje potwierdzenia w innych badaniach, być może miał na nią wpływ fakt, że badanie dotyczyło przede wszystkim stosunku do UE i jej polityki migracyjnej, a realizowane było w czasie, kiedy media pełne były doniesień o „kryzysie uchodźczym”.


Czytaj także: Rafał Woś: Wnuki Kaczyńskiego


Nawet jednak w innym badaniu ISP zrealizowanym w 2018 r., w którym przekonanie o wyższości demokracji nad innymi ustrojami wśród młodych podzielało 80 proc. młodych respondentów, 55 proc. było gotowych zawiesić demokratyczne prawa i swobody dla ochrony przed terroryzmem, a 40 proc. deklarowało, że byłoby gotowe poświęcić je dla lepszego poziomu życia. Okazuje się zatem, że akceptacja dla demokracji jest wśród młodych Polaków oparta na kruchych podstawach. Zdecydowana większość jest niezadowolona z sytuacji politycznej w Polsce – i niezadowolenie jest częstsze wśród najmłodszych spośród nich.

Przegrani transformacji

Warunkowa i płytka akceptacja demokracji wśród młodych nie bierze się znikąd. To polska demokracja nauczyła młodych, że nie powinni się po niej zbyt wiele spodziewać. Wbrew prostym schematom, wedle których starsi obywatele byli niejako z automatu zaliczani do grona „przegranych” polskiej transformacji, przeprowadzono ją przede wszystkim kosztem młodych. Chociaż przejście do gospodarki wolnorynkowej i zmiana systemu politycznego wywróciły życie wielu ludzi do góry nogami, starszym państwo miało często do zaoferowania osłony socjalne, renty i wcześniejsze emerytury pozwalające uciec przed bezrobociem. Młodym nie oferowało nic.

Jedyną obietnicą było mozolne zdobywanie wyższego wykształcenia w potężnie niedofinansowanym systemie szkolnictwa wyższego, który to wysiłek miał w przyszłości przynieść dobrą pracę i rosnące zarobki. Po wejściu Polski do UE pojawiła się też inna możliwość – emigracja, z której wielu młodych skwapliwie skorzystało, a państwo przyglądało się temu z ulgą, bo poprawiły się statystyki bezrobocia i zmalała presja na inwestycje w rynek pracy czy mieszkalnictwo, które mogłyby dać młodym lepszy start.

Jeśli dodać do tego fakt, że w polskim systemie emerytalnym to pracujący młodzi finansują emerytury starszych, a w obecnej sytuacji demograficznej nie mogą liczyć, że mechanizm solidarności społecznej zadziała również dla nich, to trudno się dziwić rosnącemu wśród młodego pokolenia poczuciu, że ten kraj nie jest ich i dla nich.

Hodowanie nihilistów

Skoro młodzi mają się w Polsce tak źle, to dlaczego kraju nie zalewają masowe protesty na wzór ruchu Occupy? Czemu lewicowe partie, które mają na sztandarach obronę prekariuszy przed wyzyskiem, nie zdobywają masowego poparcia wśród młodych, ale uzyskują w sondażach wyniki mieszczące się w granicach błędu statystycznego? Czemu zamiast wybuchać słusznym gniewem i kanalizować go w konkretne wybory polityczne, młodzi w zdecydowanej większości raczej po prostu nie idą na wybory?

Wyjaśnienia, że polska demokracja jest młoda, więc i żyjący w niej młodzi ludzie muszą się dopiero nauczyć, jakich mechanizmów użyć, by wyrazić swoje zdanie i przekuwać swoje interesy w preferencje polityczne, to uspokajające bajki. Prawie trzy dekady od zmiany systemu tego rodzaju wyjaśnienia brzmią równie powierzchownie i paternalistycznie, co bajania zachodnich „tranzytologów” tłumaczących zwycięstwo PiS w 2015 r. niedokończoną transformacją demokratyczną. Oba te tłumaczenia zakładają, że jest jakaś ustalona trajektoria osiągania demokratycznej dojrzałości, ściśle wytyczona ścieżka, której należy się trzymać i na którą po chwilowym błądzeniu można powrócić. Tymczasem sama demokracja jest dzisiaj na świecie w kryzysie, podkopywana przez zaplanowane działania autorytarnych przywódców oraz kryzys zaufania – ten z kolei jest skutkiem upadku (a w niektórych krajach świadomego demontażu) instytucji łączących i chroniących różne klasy społeczne. W tym kontekście widać, że młodzi w Polsce nie są już na etapie niepełnej edukacji obywatelskiej, ale w ogóle zwątpili w jej sens.


Czytaj także: Klaus Bachmann: Nadchodzi dyktatura młodych


Kiedy w 2012 r. przez kraj przelały się najliczniejsze protesty obywatelskie od czasu Solidarności, których uczestnicy domagali się odrzucenia przez polski rząd ACTA, niektórzy powierzchowni obserwatorzy uznali je za dowód obywatelskiego przebudzenia młodych. Bardziej wnikliwi analitycy, którzy zadali sobie trud rozmowy z protestującymi, odkryli głębsze nurty w ruchu anty-ACTA – wielu jego uczestników i uczestniczek wyznawało postawy skrajnie libertariańskie. Umowa o przeciwdziałaniu piractwu sformułowana tak, że mogła ograniczyć też wolność w internecie, ograniczała ich indywidualne prawa i możliwości, wyszli więc na ulice w geście oporu. Potem jednak niektórzy z nich czym prędzej wrócili do swoich prywatnych baniek i jak nie głosowali, tak nie głosują. W innych obudził się odruch, by w geście protestu rozwalić cały istniejący system polityczny – stąd w 2015 r. świetny wynik wśród młodych zarówno PiS, jak i ugrupowania Kukiza oraz partii Wolność Korwin-Mikkego.

Dla zbudowania prospołecznego ruchu czy partii politycznej konieczna jest wiara w przyszłość i zaufanie, że państwo można zmienić w drodze cywilizowanego sporu i wytrwałych działań obywatelskich. Polskie państwo zrobiło wiele, by tę wiarę w młodych podkopać, trenując ich poprzez swoje zaniechania w swoiście polskim kulcie zaradności, łączącym elementy darwinizmu społecznego i lęku przed deklasacją. To z tej mieszanki bierze się, potwierdzana w kolejnych badaniach, bardzo negatywna postawa zdecydowanej większości młodych wobec różnorodności etnicznej i kulturowej. Dobitny wyraz tej postawy stanowi paradoksalny lęk przed obcym, który zabiera zatrudnienie, podszyty poczuciem wyższości wobec niego, bo jest gotowy przyjąć pracę niechcianą przez Polaków. To zarazem zalążek osobowości autorytarnej, nieustannie miotającej się między lękiem przed silniejszym a pogardą dla słabszego.

Odzyskać politykę

Czy zamiast powtarzać mantrę o konieczności zmiany pokoleniowej w polskiej polityce, mamy spisać młode pokolenie na straty? Dzisiejsi sfrustrowani albo zniechęceni młodzi nie zmądrzeją z wiekiem, ale zasilą raczej grono Polaków różnych pokoleń, którzy nie czują się związani z polskim państwem i albo uciekają w skrajny indywidualizm, albo budują sobie protezę przynależności za pomocą np. skrajnie wyrażanego nacjonalizmu. W młodym pokoleniu są również, choć słabsze, tendencje świadczące o tym, że wiara w działanie na rzecz czegoś więcej poza prywatnym bezpieczeństwem i dobrobytem nie całkiem zaniknęła.

To młodzi organizowali w internecie akcje informacyjne, dementujące kłamstwa polityków i rządu na temat uchodźców. To najmłodsze pokolenie częściej niż ogół wyborców oddawało w ostatnich wyborach samorządowych głosy na ruchy miejskie, szukając konstruktywnych alternatyw dla partii i kandydatów, których uważało za niewiarygodnych. Młodzi, jak wynika z badań, są też o wiele częściej przekonani o pozytywnych efektach równouprawnienia kobiet i mężczyzn, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Rzadziej mają też negatywne stereotypy na temat związków osób tej samej płci.


Czytaj także: Wspólnota normalnych ludzi - Piotr Stankiewicz o badaniach elektoratu PiS


Przywrócenie młodym silnej wiary w demokrację jako ustrój, w którym i oni mają głos i wpływ, nie jest zadaniem skazanym na porażkę, ale nie ma na to łatwych recept. Dopuszczenie młodszych metrykalnie polityków do stanowisk dających władzę i apanaże nie jest receptą na skostnienie polskiej sceny politycznej. Dotychczasowe przykłady każą raczej obawiać się, że jest to raczej przepis na upowszechnienie żenujących praktyk korupcyjnych.

Z jednej strony państwo musi stwarzać możliwości partycypacji młodych w życiu zbiorowym – i to nie tylko poprzez oczywiste formy, takie jak samorządy uczniowskie czy studenckie, ale również przez sensowne inwestycje społeczne w rynek pracy, edukację i politykę mieszkaniową. Trudno „odzyskać” kogokolwiek dla demokracji bez dobrej jakości usług publicznych, które dają szansę udziału w życiu społecznym bez względu na zasobność portfela i kapitał kulturowy rodziców. Zmuszeni spłacać wieloletnie kredyty mieszkaniowe i zarabiać na nianię albo prywatne przedszkole dla dzieci, młodzi raczej nie staną się aktywnymi obywatelami.

Z drugiej strony sami młodzi, którzy angażują się w życie publicznie mimo zniechęcenia, nie powinni dać się złapać w pułapkę niechęci do polityki. Ruchy miejskie czy organizacje społeczne, lokujące się programowo poza sporem politycznym o wartości, w końcu będą musiały zderzyć się z brutalną rzeczywistością i odkryć, że nawet kwestie z pozoru niepolityczne, jak dotowanie miejsc w żłobkach czy przyznawanie świadczeń opiekuńczych, są w istocie oparte na wartościach, bo promują określony model rodziny. PiS i przychylne mu organizacje społeczne już dawno to zrozumiały. Na przykład Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zmusza urzędników, by wbrew ustawie i wyrokowi WSA wymagali od samotnie wychowujących dzieci beneficjentów programu Rodzina 500 plus zaświadczenia o zasądzeniu alimentów nawet na drugie i każde kolejne dziecko, choć dla rodzin wychowujących więcej niż jedno dziecko świadczenia miały być bezwarunkowe. W porównaniu ze skalą całego programu i wziąwszy pod uwagę koszty kontroli, nie przyniesie to resortowi wielkich oszczędności, ale może skłonić samotnych rodziców bez zasądzonych alimentów, by nie deklarowali samotnego wychowywania potomstwa z obawy przed utratą świadczenia. I oto w magiczny sposób Polska staje się nagle – na papierze – krajem pełnych, szczęśliwych rodzin, odpowiadających ideologicznej wizji partii rządzącej.

Jeśli młodzi nie chcą dać się wykorzystać, zasilając grono klientów politycznych zależnych od łaskawości decydentów, powinni odzyskać dla siebie politykę, zamiast się na nią obrażać. Nie muszą w tym celu koniecznie zaciskać zębów, zmuszając się do wstępowania w szeregi partii politycznych. Polityczna aktywność może być realizowana w wielu formach, np. poprzez patrzenie władzy na ręce w organizacjach typu watchdog. Co więcej, jak pokazują liczne protesty w obronie sądów, instytucje demokratyczne na poziomie krajowym czy unijnym potrzebują niekiedy popchnięcia do działania przez manifestujących na ulicach demonstrantów. W decydującym momencie można więc po prostu wyjść na ulice. Choć cynizm i zniechęcenie mogą podpowiadać co innego, to już bardzo dużo. Doświadczenie występowania razem w sprawie ważnej nie dla jakiejś jednej grupy, ale dla wszystkich obywateli, to esencja demokracji. Jeśli się jej raz spróbuje, smak nie daje się łatwo zapomnieć. ©

Autor jest szefem działu Obywatele w forumIdei, think-tanku Fundacji im. Stefana Batorego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, historyk idei, publicysta. Szef działu Obywatele w forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego, zajmuje się ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej. Należy do zespołu redakcyjnego „Przeglądu Politycznego”. Stale… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 52/2018