Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Gospodarz, który je zasadził, przez trzy lata przychodzi i daremnie szuka na nim owoców. Mówi więc do ogrodnika: „Wytnij je, po co jeszcze ziemię wyjaławia?”. Ogrodnik przekonuje go jednak, by pozostawił drzewo na czwarty rok; obiecuje też zająć się nim ze szczególną troską: okopie je i obłoży nawozem (por. Łk 13, 6-9).
Dla pełniejszej interpretacji tej przypowieści warto przywołać postanowienia Prawa Mojżeszowego zapisane w Księdze Kapłańskiej (Kpł 19, 23–25): „Kiedy zasadzicie drzewa owocowe wszelkiego gatunku, będziecie uważać ich owoce za »nieobrzezane«. Trzy lata pozostaną one »nieobrzezane«, nie będziecie ich jeść. W czwartym roku wszystkie ich owoce będą poświęcone jako dar radosny dla Pana. W piątym roku będziecie jedli ich owoce”.
Przyznacie, że ten przepis pozwala zobaczyć gospodarza (Gospodarza! – bez trudu przecież rozpoznajemy w Nim Boga) w nieco innym świetle. Co bowiem każe mu przychodzić i sprawdzać, czy figa owocuje przez pierwsze trzy lata? Przecież nawet najmniejszy z jej owoców nie należy do niego! Nie wolno mu ich nawet dotknąć! Podobnie nie do niego należeć będą owoce urodzone przez nią w roku czwartym. Troska Gospodarza o posadzone przez siebie drzewo jest więc absolutnie bezinteresowna. Z tego, że je zasadził, nie czerpie żadnego zysku. Mogłoby Mu być wszystko jedno, czy figa rodzi, czy też nie... A jednak Jemu najwyraźniej nie jest wszystko jedno! Przychodzi, bo chciałby się (całkowicie bezinteresownie!) ucieszyć po prostu tym, że owocuje, choć... nie dla niego. Że się rozwija. Samo w sobie. I dla siebie. Zgodnie ze swoją naturą i przeznaczeniem.
Bóg naprawdę nie robi na nas żadnego interesu. Nie ma nic z tego, że owocujemy: że jesteśmy wierzący, pobożni, cnotliwi, dobrzy. Nie jest pazerny na żadne owocujące w nas dobro. Nie ma nic z tego, że kochamy. Nic nie zyskuje. To prawda, staramy się wiele rzeczy robić „dla Niego”. Cóż, kiedy On nigdy nie da się wyprzedzić w obdarowywaniu. Ten rachunek nigdy nie jest wyrównany. Ostatecznie On zawsze wychodzi na minus; ciągle dokłada do tej „inwestycji”. Ile gotów jest dołożyć? Ile gotów jest stracić?
Wiemy, że gotowy jest oddać... życie. Że gleba, z której czerpiemy soki do życia, jest nawieziona Jego własną Krwią.
I wszystko po to, by człowiek owocował. Nie dla Niego. Dla siebie! By się rozwijał. By osiągnął przeznaczoną dla siebie wielkość. By był kimś.