Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ten argument jest powtarzany od kilkunastu lat - tym razem szalę miałaby przeważyć perspektywa polskiej prezydencji w Unii, która zaczyna się w połowie roku. Wybory w jej trakcie są kłopotliwe, zaś ewentualne fluktacje polityczne mogą być zabójcze dla szansy na realizację naszych celów strategicznych - pokazał to przypadek czeskiej prezydencji, w trakcie której doszło do zmiany premiera.
Strategicznym kwestiom towarzyszą jednak spekulacje o roli przyspieszonych wyborów w partyjnej taktyce: miałyby zmniejszyć ryzyko, jakim dla dwóch największych partii są nowe polityczne inicjatywy - Ruch Poparcia Janusza Palikota i Polska Jest Najważniejsza Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Wyniki wyborów sejmikowych na Dolnym Śląsku są dla PO i PiS ostrzeżeniem. Inicjatywa z dobrym zapleczem ludzkim i organizacyjnym - a taką okazał się komitet Rafała Dutkiewicza - może je poważnie osłabić. Wedle części obserwatorów przyspieszone wybory nie dałyby nowym inicjatywom czasu na stworzenie takiego zaplecza. Czyżby tak niskie pobudki (nie nadające się wszak do oficjalnego uzasadnienia) miały dopomóc w podjęciu z dawna postulowanej decyzji?
Szczerze wątpię. Choć przeciw strategicznym racjom nie bardzo widać kontrargumenty podobnego charakteru, to na polu taktycznym jest takowych aż nadto. Przyspieszone wybory dają nowym ugrupowaniom szansę dzięki aurze nowości i sprzeciwu wobec jałowych sporów obecnej polityki. Czas zaś wcale nie musi działać na ich korzyść - już dziś wiele wskazuje na to, że Ruch Poparcia spalił na panewce (jego strona internetowa w "aktualnościach" nie ma niczego poza wpisami z blogu lidera).
Przegłosowanie przyspieszonych wyborów może się nie udać na poziomie poszczególnych klubów - nie jest wszak powiedziane, że wszyscy posłowie pójdą na osobiste ryzyko w imię decyzji liderów. No i nie wiadomo, co miałoby przekonać do takiej decyzji ludowców, wiernych swojej zasadzie chłopskiej ostrożności. To pokusa dla partii opozycyjnych: przy sprzeciwie PSL mogą łudzić PO poparciem dla przyspieszonych wyborów, by je w ostatniej chwili wycofać. Wszystko po to, by rozbić koalicję. Nie jest pewne, czy opozycja na przyspieszonych wyborach zyska, ale na pewno zyska na atmosferze politycznego kryzysu i nieufności pomiędzy partiami koalicji. Historyczne doświadczenia nie są może liczne, lecz za to jednoznaczne - w ciągu 20 lat wybory przyspieszone odbyły się dwukrotnie i za każdym razem władzę przejmowała opozycja.
Nawet dla PO bilans nie jest jednoznaczny. Wybory jesienią to więcej oddanych dróg i więcej prestiżowych spotkań premiera z europejskimi przywódcami, wynikających z naszej prezydencji. Te argumenty najpewniej przesądziły, że pojawiające się przed rokiem-dwoma rozważania na temat przyspieszenia wyborów skończyły się niczym. Być może wtedy dałoby się wynegocjować zgodę na zmianę reguł gry - opozycja wyrażała się o tym pomyśle całkiem ciepło. Dziś, gdy wiosna jest znacznie bliżej, psychologiczne mechanizmy działają przeciw zmianom.