Wystawa poświęcona

W Szczecinie duchowość i sztuka współczesna próbują odbudować zerwane więzi.

02.02.2015

Czyta się kilka minut

Nicola Samorì, „Lienzo”, 2014 / Fot. Trafostacja Sztuki w Szczecinie
Nicola Samorì, „Lienzo”, 2014 / Fot. Trafostacja Sztuki w Szczecinie

Czy sztuka współczesna może porozumieć się z religią? Taką próbę podjęła szczecińska galeria Trafostacja Sztuki. Można w niej oglądać wystawę włoskiego artysty Nicoli Samorìego.

Niemiecki krytyk sztuki Boris Groys powiedział kiedyś, że w sztuce współczesnej nie ma Boga. Nie ma go też w świadomości większości z jej twórców. Jednak świeckość sztuki to nowy wynalazek. W przeszłości – i to nie tylko w kulturze chrześcijańskiej – twórczość artystyczna miała podłoże religijne, wiele dzieł powstawało na zamówienie i za pieniądze kościelnych mecenasów. Rozejście sztuki i religii zapoczątkowało Oświecenie, a narodziny sztuki współczesnej zbiegły się w czasie z sekularyzacją zachodniego świata. Dziś próby połączenia jednego z drugim nie zdarzają się często. Tym bardziej zaskakująca jest szczecińska wystawa. Jej tytuł – „Religo” – oznacza więc w tym przypadku nie tylko „religię”, ale przez odwołanie do łacińskiego źródłosłowu także „więź”, chęć związania na nowo. Autor pokazywanych w Trafo prac nawet mieszka i tworzy w przerobionym, renesansowym kościele w Bagnacavallo, w północnych Włoszech.


Wyczesane z płótna


Szczecińska galeria zaczyna od wejścia ze sztuką do wnętrza znajdującego się po przeciwnej stronie ulicy kościoła św. Jana Ewangelisty, prowadzonego przez księży pallotynów. Tam, do prezbiterium, trafiła jedna z namalowanych specjalnie z myślą o tej wystawie prac Samorìego. To wzorowany na XVI-wiecznej rzeźbie Gregora Erharta portret Marii Magdaleny, której jedynym okryciem – według legend – były długie włosy. Chowając jej „grzeszne ciało”, artysta zdarł z obrazu powierzchnię farby, tak że widoczny pozostał tylko kontur i nogi modlącej się pokutnicy. Reszta jest pozostawiona wyobraźni widza. I wiernych. Bo to głównie oni będą z tą pracą obcować. Do tego posunięcia początkowo trudno było przekonać zarówno duchownych, jak i samego artystę. Samorìego ostatecznie zauroczyło jasne, ascetyczne prezbiterium, proboszcz zaś, kiedy zobaczył zainstalowaną już i podświetloną „Marię Magdalenę”, stwierdził podobno, że to musiała być wola boska.

Dzień po wernisażu proboszcz osobiście poświęcił Trafostację. W ten sposób świątynia sztuki stała się miejscem w dwójnasób uświęconym. Sztuka jest tu więc formą religii czy duchowości, choć niereligijny, ale jednak wierzący w „coś” jest sam Samorì. Artysta podkreśla, że wychował się w katolickiej rodzinie, w kulturze przesiąkniętej chrześcijańską ikonografią, dlatego znane z dzieciństwa obrazy i skojarzenia powiela w swojej twórczości.

Powiela, ale i reinterpretuje. Jak w przypadku bezimiennego obrazu, który stał się częścią identyfikacji wizualnej wystawy. Kuratorka Marie-Eve Lafontaine wyjaśnia, że pod czarną farbą i delikatnym konturem twarzy znajduje się portret Marii Magdaleny, tej samej, która „stoi” w sąsiednim kościele. To jeden ze „szkiców” do głównego obrazu, który artysta (być może niezadowolony z efektu?) przykrył czarną farbą. Niepoinformowani o tym wcześniej, możemy się tego tylko domyślać dzięki zarysowi głowy, który Samorì dosłownie wyczesał z płótna. Przy pomocy grzebienia zdzierał warstwy farby – jakby czesał osłaniające ciało Magdaleny włosy. Wyczesane wciąż leżą, widoczne dla widza, na dnie grubej ramy obrazu.

Każdy malowany przez niego obraz (często przez setki godzin – artysta nie bez powodu upodobał sobie dzieła barokowych i renesansowych mistrzów, którzy swe prace tworzyli z niezwykłym kunsztem i precyzją) przechodzi podobny proces fizycznej dekonstrukcji, transformacji, która nie tylko go uwspółcześnia, nadaje mu też przestrzenności. Samorì bierze nóż lub skalpel i zdziera warstwę farby. Ta powtarzana wciąż czynność nawiązuje do rytuału, który jest środkiem wyrazu większości religii.

W płótnie „Lienzo” Samorì nawiązuje do śmierci, rozumianej także jako zanik malarstwa. W tej pracy bezgłowy mężczyzna z przebitą dłonią i stopą spoczywa na katafalku. Zakryty opadającą niczym prześcieradło i przykrywającą jego zbolałe, martwe ciało płachtą ze zdartej farby, wygląda niemal identycznie jak Jezus z barokowego obrazu „Cristo morto” Philippe’a de Champaigne. Oto metafora konającej religii i choroby, która ją pożera. Nie jest to jednak forma potępienia, lecz jedynie dostrzeżenie ułomności. Religia, tak jak sam obraz, umiera ze względu na działanie człowieka, w tym przypadku Samorìego, który stawia się w roli wszechmocnego i wszechwiedzącego Boga – tylko on wie, co pod „skórą” z jednolitej farby kryją jego obrazy.


Od Wielkiej Bogini po Bizancjum


Patrząc na bezgłową rzeźbę „Vierge Noire”, niemal automatycznie dostrzegamy powykręcane ciało Chrystusa. Podobnie w przypadku – budzącego skojarzenia z techniką pisania ikon – pokrytego miedzianą farbą obrazu „Gilda”, spod którego wyłaniają się ludzkie kształty. Pamięć momentalnie przywołuje wdrukowany w nią obraz – „Ostatnią wieczerzę”. W rzeczywistości artysta w tej pracy inspirował się XVII-wiecznymi przedstawieniami lekcji anatomii. Zgromadzeni wokół stołu odkrywają to, na co patrzenie wówczas było zakazane, choć z czasem przybrało nawet formę spotkań towarzyskich. Samorì ponownie zakrywa odsłonięte dla setek oczu, zbezczeszczone w ten sposób ciało.

Jedną z najbardziej cielesnych – a więc związanych z seksualnością, stabuizowaną przez religię, zarówno katolicką, jak islamską – pokazywanych w Trafo prac jest „La naissance des seins”. Tym razem Samorì sięga do pogańskich korzeni wiary, nawiązując m.in. do starożytnej figurki Wenus z Willendorfu, a także do greckiej rzeźby Artemidy Efeskiej. Kiedy sztuka i religia stanowiły jedno, wizerunki Wielkiej Bogini były powszechne, chociaż różnie ją sobie wyobrażano. U Samorìego ukryta (jak coś zakazanego) wewnątrz drewnianego boksu rzeźba bogini płodności stoi niczym wielki cielec na postumencie. Niesamowite wrażenie robi ta postać o zwielokrotnionych piersiach przypominających wymiona i zniekształconej twarzy wyglądającej jak maska przeciwgazowa. Przerysowana przez liczne zniekształcenia cielesność nie umniejsza jednak boskości potężnej i nadludzkiej matki karmicielki.

Twórczość Samorìego pokazuje, że religia wbrew powszechnej opinii w dalszym ciągu wpływa na sztukę. Wpływa, ale jej nie definiuje. Nie ma w niej miejsca na stawianie pomników religiom i ich bóstwom. Dlatego Samorì, choć odwołuje się do sfery sacrum, nie robi tego bezkrytycznie, stara się ją raczej zreinterpretować, nadać jej nowy kontekst, choć za pomocą dawnych form i narzędzi. ©


„NICOLA SAMORÌ. RELIGO” Galeria Trafostacja Sztuki w Szczecinie, kurator Marie-Eve Lafontaine. Wystawa czynna do 22 marca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2015