Wystarczająco dobrzy

„Rodzice” nie traktują rodziny jako źródła cierpień – choć znajdą się i tacy, którzy zobaczą w tym serialu skuteczny środek antykoncepcyjny.

06.04.2020

Czyta się kilka minut

Daisy Haggard jako Ally  w serialu „Rodzice” (odc. 3) / HBO / MATERIAŁY PRASOWE
Daisy Haggard jako Ally w serialu „Rodzice” (odc. 3) / HBO / MATERIAŁY PRASOWE

Jak żyć w rodzinie i przetrwać? To pytanie stawiają sobie dziś szczególnie rodzice dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym. Dziesięcioodcinkowy serial komediowy „Rodzice” może pełnić pod tym względem funkcję terapeutyczną. Pod warunkiem, że komuś wcześniej nie zwiędną uszy od nadmiaru wiązanek i gróźb rzucanych czasem w stronę tych, których najbardziej się kocha. Ale niech pierwszy rzuci kamieniem (pilotem?) w telewizor ten, kto nigdy nie miał ochoty zadusić swoich milusińskich. Najlepiej przy pomocy ciężkiej kołdry w słodkie tygryski.

Polski tytuł nie oddaje wieloznaczności oryginału. Słowo „The Breeders” uruchamia bowiem dodatkowy, „zootechniczny” kontekst, w którym rodzice mają w sobie coś z hodowców i rozpłodowców jednocześnie. Produkcja stworzona przez Chrisa Addisona, Simona Blackwella i Martina Freemana, czyli speców od brytyjskiej komedii telewizyjnej, nie traktuje jednak rodziny jako źródła cierpień, a rodzicielstwa jako bezdusznej hodowli – aczkolwiek znajdą się i tacy, którzy zobaczą w tym serialu skuteczny środek antykoncepcyjny.

Zasadniczo to opowieść o tym, jak bardzo potrafimy być niedoskonali dla siebie nawzajem w roli rodziców oraz dzieci, rzecz bowiem traktuje o trzech pokoleniach współczesnych londyńczyków z klasy średniej. I robi to bez eufemizmów, raczej w duchu antyporadników i niesfornych blogów rodzicielskich niż kina familijnego czy typowo rozrywkowego sitcomu. Stanowi przy tym bardzo niekonwencjonalną pochwałę podstawowej komórki społecznej. Takiej, która nie zawsze daje się sformatować i nie zawsze da się lubić, jakkolwiek w tym przypadku potrafi dawać to, co najważniejsze. Czyli bliskość i poczucie bezpieczeństwa.

Ally (Daisy Haggard) i Paul (gra go współtwórca serialu Freeman, znany też jako Bilbo Baggins z „Hobbita”) należą do kategorii rodziców, których łatwo byłoby nazwać dojrzałymi-niedojrzałymi. Oboje „z przeszłością” i już po czterdziestce (choć ciągle jeszcze na dorobku, bo czasy są ciężkie), wyluzowani i żyjący na kocią łapę, teoretycznie winni mieć w sobie pokłady cierpliwości. Dwójka kilkulatków przewróciła co prawda do góry nogami ich swobodne dotychczas życie, lecz oboje już zdążyli się wyszumieć. Tymczasem z dnia na dzień muszą stać się srogimi pogromcami domowego chaosu, strażakami gaszącymi bez kasków rzeczywiste i wyimaginowane pożary, anarchistami i konserwatystami w jednej osobie, lojalnymi partnerami w związku i zaciekłymi wrogami na polu bitwy o jeszcze jedną godzinę snu.

Serial pokazuje także ich niepewne funkcjonowanie w bliskim starciu ze szkołą, szpitalem czy opieką społeczną – ileż się trzeba nagimnastykować, by nie wyjść na rodzinę patologiczną! Nieważne jednak, że kubeł na śmieci pobrzękuje rankiem haniebną liczbą butelek, a przyzwoity sąsiad rzuca wymowne spojrzenia. Filmowy dom wariatów przeistacza się na naszych oczach w rodzinę daleką co prawda od ideału, acz przecież wystarczająco dobrą.

Bez lukru, za to z typowo wyspiarskim sarkazmem, „Rodzice” odtwarzają na ekranie wielce niepoprawną codzienność londyńskich przeciętniaków. Cierpkie poczucie humoru nie uznaje tu żadnych świętości – z równą swobodą żartuje się z in vitro, depresji poporodowej i eutanazji, co z kredytów, ubezpieczeń i emerytur. Brytyjska szkoła filmowego realizmu, który nigdy nie lekceważy tła społeczno-ekonomicznego, odcisnęła tu swoje piętno – aluzja do Kena Loacha pojawia się dosłownie.

Karykaturalnie zrazu wypada konfrontacja Paula i Ally z ich własnymi rodzicami, którzy również nie mieszczą się w schemacie poczciwych dziadków i babć. Wśród nich na szczególną uwagę zasługuje wątek Michaela, ojca marnotrawnego Ally, który po latach nieobecności zjawia się nagle bez środków do życia i zagnieżdża u córki, bo „dorosłość nie jest jego mocną stroną”. Grany przez Michaela McKeana stary utracjusz reprezentuje pokolenie niegdysiejszych dzieci kwiatów, lecz postać ta niesie ze sobą znacznie więcej niż obyczajowy folklor.

Prawdziwym przekleństwem pary głównych bohaterów, prócz dzieciaków z turbodoładowaniem, jest ciągłe analizowanie, czy ja sam/sama jestem w tej rodzinie wystarczająco dobry/dobra. Tej męczącej samoświadomości nie miała w takim stężeniu generacja ich rodziców. Jeśli kogoś gorszy nieparlamentarny język Paula i jego krewki temperament, niechaj wyobrazi sobie, jak musiał wyglądać jego rodzinny dom, z pewnością doskonale wytłumiony i zdyscyplinowany, w rzeczywistości naładowany tzw. bierną agresją. I o tym też wspomina się w kąśliwych żartach.

Między wierszami wyłania się także obraz wzgardzonego wyścigu szczurów i dziedziczonych aspiracji – niezrealizowanych ongiś przez siebie z braku możliwości czy w geście buntu, po czym nieświadomie przelewanych na własne dzieci. Czysty banał? Jego zaprzeczeniem jest z pewnością piąty i szósty odcinek serialu, w których rodzina, a zwłaszcza malutkie dzieci, muszą zmierzyć się z tematyką śmierci. Na przykładzie zmarłego chomika o imieniu Groszek dokonuje się oswojenie śmierci „większej”, a zarazem akt głębokiego rozrachunku i trudnego przebaczenia. Sama zaś żałoba okazuje się procesem zbyt skomplikowanym i zbyt indywidualnym, by szukać dla niej gotowych sukien.

Wszystko to rozgrywa się w nielinearnie podanych scenkach i niezobowiązujących, dwudziestokilkuminutowych odcinkach – w sam raz tyle, by zdążyć między nastawieniem rosołu a kolejnym rozpaczliwym rzutem oka do szkolnego Librusa. Ot, taka mała odtrutka na zalewające internet ponure serialowe dystopie, a przy okazji na przymusowe rodzinne ścieśnienie i rodzicielskie wyrzuty sumienia. ©

RODZICE (The Breeders) – reż. Ben Palmer. Prod. Wielka Brytania/USA 2020. Dostępny na HBO GO.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2020