Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Świat pogrążał się wtedy w pandemii, a Moore postawił przed sobą wyzwanie: w ciągu miesiąca pozostającego do setnych urodzin sto razy obejdzie swój ogród. Miał nadzieję, że uda mu się w ten sposób zebrać tysiąc funtów, którymi chciał wesprzeć publiczną służbę zdrowia. Szybko okazało się, że może liczyć na znacznie, znacznie więcej.
Gdy w marynarce z licznymi medalami, wspierając się na chodziku, kończył swoje ostatnie okrążenie, towarzyszyła mu honorowa asysta wojskowa i uwaga mediów na całym świecie. Moore został ulubieńcem kraju, ucieleśnieniem brytyjskich wartości i niezłomności ducha, a także symbolem optymizmu i nadziei, że – jak mówił – „jutro będzie dobry dzień” (to także tytuł jego autobiografii). W uznaniu dla jego zasług królowa nadała mu tytuł szlachecki – dzień, gdy spotkał Elżbietę II w Windsorze, był zdaniem rodziny Moore’a jednym z najwspanialszych w jego życiu.
W styczniu kapitan Tom trafił do szpitala z zapaleniem płuc, co uniemożliwiło zaszczepienie go na COVID-19; później stwierdzono też zakażenie koronawirusem. Jego odejście Brytyjczycy przyjęli z powszechnym smutkiem, kondolencje przesłała królowa, a flagę nad siedzibą premiera na Downing Street opuszczono do połowy masztu. „Był najlepszym z nas” – powiedział arcybiskup Canterbury Justin Welby. ©℗