Wyśniona rewolucja

Sen długo pozostawał jednym z ostatnich obszarów życia, gdzie można było po prostu się zrelaksować i zdać na naturę. Spanie to spanie? Nic bardziej mylnego!

27.07.2020

Czyta się kilka minut

 / JOHN LUND / GETTY IMAGES // MONTAŻ TP ONLINE
/ JOHN LUND / GETTY IMAGES // MONTAŻ TP ONLINE

Niepokój o jakość snu i dążenie do jej poprawienia to powszechne dzisiaj zjawisko. Niemal obsesja.

Dowodzą tego księgarniane półki zastawione książkami o hakowaniu snu, odblokowywaniu potencjału, spaniu wydajnym i efektywnym, a nawet o „spaniu jak zawodowiec”. Do wyboru jest sen polifazowy, ubersleep, i świadome śnienie; są poduszkowi celebryci, coache snu dla dorosłych i dzieci, a nawet trenerzy snu rodzinnego. W internecie kuszą cudowne preparaty odwołujące się, na przemian, do szczęśliwych czasów paleolitu i kosmicznych technologii rodem ze „Star Treka”. Miejsce sklepów z łóżkami zajmują doradcy sprzętu do spania, którzy oprócz materaców dobranych do wzrostu, masy, wieku i znaku zodiaku oferują aplikacje i urządzenia do wydajniejszego spania.

Sam też nie śpię, bo czytam książki. Książki o tym, jak dobrze spać. Przekręcam się z boku na bok i myślę, czy aby mam właściwy materac. Minęły tak już chyba ze dwie godziny, chociaż pewności nie mam, bo zgodnie z zaleceniami telefon zostawiłem przed wejściem do sypialni. Teraz więc dodatkowo się stresuję, że nie usłyszę budzika, którego oczywiście nie powinienem nastawiać, bo gdybym kładł się i wstawał w harmonii z naturalnym rytmem mojego organizmu, nie musiałbym martwić się pobudką.

Innymi słowy: sen jest kolejną rzeczą, którą – według ekspertów – całe życie robiliśmy źle.

AKT PIERWSZY: Naukowiec

„»Gratuluję, urodził się państwu zdrowy chłopiec. Przeprowadziliśmy wstępne badania i wszystko wygląda dobrze«. [Lekarz] uśmiecha się uspokajająco i rusza w stronę drzwi. Tuż przed wyjściem na korytarz odwraca się i mówi: »I jeszcze jedno. Przez resztę życia wasz synek będzie regularnie zapadał w stan przypominający śpiączkę. Czasami może nawet wyglądać na nieżywego. Jego ciało znieruchomieje, za to umysł wypełni się zdumiewającymi, dziwacznymi halucynacjami. W tym stanie spędzi jedną trzecią życia. Nie mamy pojęcia, dlaczego tak się dzieje ani czemu to służy. Powodzenia!«”.

Oto punkt wyjścia książki „Dlaczego śpimy?” Matthew Walkera. Ten genialny chwyt narracyjny lokujący się gdzieś na pograniczu baśni i science fiction pozwala autorowi na wydobycie snu ze sfery rzeczy oczywistych i uświadomienie nam, że jest to fenomen fascynujący, skomplikowany i kryjący wiele tajemnic.

Podobnie jak sam Walker. Spektakularna blond grzywa, przeszywające niebieskie oczy, poważny brytyjski akcent i lekkie pióro – to atuty czyniące z niego ulubieńca mediów. Choć oczywiście tak naprawdę liczy się profesura na Harvardzie, a potem współtworzenie Centrum Badań nad Ludzkim Snem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Walker to poważny badacz, który nie tylko wie, o czym mówi, ale też potrafi o tym opowiadać niesamowicie sugestywnie. Zazwyczaj jest to połączenie idealne. Ale w jego przypadku ma swoją ciemną stronę.

Walker umiejętnie pokazuje, że sen to nie jest prosta sprawa. Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem złożonym, odpowiadającym na mnóstwo potrzeb. Sen jest ściśle związany z pamięcią, inteligencją, ale też z długowiecznością. Nawet niewielki, jednorazowy deficyt snu drastycznie pogarsza naszą wydajność, a długotrwałe niedosypianie istotnie zwiększa ryzyko przedwczesnego zgonu. Z kolei nawet krótka drzemka w ciągu dnia wystarczy, by „zresetować” zdolność zapamiętywania i przygotować mózg do przyswojenia kolejnej porcji informacji, co potwierdzają pomysłowe eksperymenty przeprowadzone przez samego Walkera i jego współpracowników.


Marek Bieńczyk: Dla Kartezjusza sen nie jest odlotowym wybrykiem, gdyż śni go ten sam wciąż umysł. A ciało czuwające i ciało śniące pozostają jednym i tym samym ciałem.


 

Potrzeba snu wiąże nas z innymi organizmami żywymi. Fascynujące są fragmenty książki Walkera dotyczące sennych rekordzistów i dziwaków. Na przykład pewien gatunek nietoperza śpi 19 godzin na dobę (już wiem, czym chciałbym zostać w kolejnym wcieleniu). Znany jest fakt, że u delfinów zapada w sen jedna półkula mózgu, podczas gdy druga czuwa (w końcu te ssaki muszą wynurzać się, by zaczerpnąć powietrza).

Czytelnik Walkera może się dowiedzieć, że niektóre gatunki ptaków opanowały jeszcze bardziej zadziwiającą sztuczkę. Ciasno obsiadłszy gałąź długim rzędem, sprytne ptaszyska na dwóch jej końcach wystawiają wartowników. Każdy z nich śpi z zewnętrznym okiem otwartym. Co więcej, zwierzaki zmieniają się w środku nocy, żeby dać odespać czuwającej wcześniej półkuli. Zaskoczyła mnie jednak wiadomość, że ta dziwna sztuka nie jest zupełnie obca także ludziom. Badania sugerują, że gdy śpimy w nowym miejscu, jedna z półkul naszego mózgu zapada w nieco płytszy sen, pełniąc funkcję nocnego wartownika.

Jednak i zwykły, codzienny sen we własnym łóżku to skomplikowana sprawa. Składa się z wielu faz, które co noc powtarzają się w kilku cyklach. Każdy trwa około 90 minut. Najpierw stopniowo osuwamy się coraz mocniej w sen fazy NREM, by pod koniec cyklu przebywać w wypełnionej marzeniami fazie REM. Na początku nocy w cyklach przeważa sen NREM, a pod koniec nocy – REM. Oznacza to, że zarwanej pierwszej połowy nocy nie można w pełni odespać wylegując się do południa, bo i tak czeka nas deficyt snu głębokiego.

Do tego rytmem snu rządzą dwa oddzielne mechanizmy. Jeden zsynchronizowany jest z porami dnia, bo uwalniająca się po zmierzchu melatonina wywołuje w nas uczucie senności. Drugi związany jest z kumulacją adenozyny, której ilość w mózgu narasta stopniowo przez cały okres czuwania, wywołując poczucie zmęczenia. To jak wewnętrzny zegar nieubłaganie odliczający czas od ostatniego spotkania z poduszką i resetujący się dopiero po porządnej drzemce (kofeina pozwala nam na chwilę oszukać licznik).

Podsumowując, „Dlaczego śpimy?” to fascynująca opowieść o tym, jak nowe narzędzia nauki umożliwiły nam wgląd w sferę, która wcześniej pozostawała dostępna wyłącznie dla mitów i przesądów. Walker idzie jednak o krok dalej. Sen jest dla niego lekarstwem. Uważna lektura jego książki pozwala dostrzec, że autor nieustannie posługuje się językiem telezakupów albo domokrążnych sprzedawców cudownych środków. Czasem robi to w sposób otwarty i świadomy, jak wówczas, gdy półżartem zachwala sen jako „odkrytą przez naukowców nową terapię”, sprawiającą, że żyjemy dłużej, poprawiającą pamięć i kreatywność, gwarantującą szczupłość i atrakcyjność, a także chroniącą przed rakiem i demencją (lista zalet snu ciągnie się jeszcze przez cały długi akapit). W wielu miejscach znajdziemy też bardziej subtelne określenia, takie jak „sen jest znacznie inteligentniejszy, niż nam się wydawało”.

W miarę lektury okazuje się, że sen odpowiada praktycznie za wszystkie funkcje naszego organizmu, a w dodatku jest niezwykle delikatny. Łatwo go popsuć. Winna jest, oczywiście, nowoczesność, bo Walker wpisuje się w popularną w kulturze współczesnej opozycję natura – cywilizacja. Badacz twierdzi wręcz, że według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) mamy współcześnie do czynienia ze „światową epidemią deficytu snu”.


Eliza Kącka: Zmysły mogą poszaleć sobie we śnie bez kontroli. Lecz kiedy mówimy: „To całkiem jak we śnie”, to co właściwie mamy na myśli? Przecież nie tylko przyjemność.


 

Co ciekawe, choć WHO podkreśla wagę snu i istotność problemu niedosypiania, nigdzie nie udało mi się znaleźć oficjalnego dokumentu, który deklarowałby „stan światowej epidemii” w tym zakresie, a liczne artykuły używające tego sformułowania niemal zawsze jako źródło podają… Walkera. To oczywiście skomplikowana sprawa, ale wiele analiz (np. opartych na tzw. metodzie dzienniczkowej, związanej z notowaniem przez wolontariuszy rytmu dnia) sugeruje raczej, że istotna część ludzkości wysypia się dziś lepiej niż kilkadziesiąt lat temu.

A jednak przestrogi Walkera brzmią groźnie. Czy zapewniam swojemu organizmowi dostateczną ilość snu i odpowiednią jego jakość? Przed przeczytaniem tej książki nie przyszłoby mi do głowy, że mogę coś robić nie tak. Po prostu kładłem się co wieczór i wstawałem następnego ranka. Teraz lęk o to, że źle śpię, spędza mi sen z powiek.

INTERLUDIUM: Bezsenni

„Wiem, że do tej pory stworzyliście dwadzieścioro dzieci, które w ogóle nie potrzebują snu. I jak do tej pory dziewiętnaścioro z nich cieszy się dobrym zdrowiem, wysoką sprawnością intelektualną i doskonale rozwija się pod względem psychicznym. Fizycznie też zresztą biją na głowę zwykłe dzieci. Najstarsze ma dopiero cztery lata, a już potrafi czytać w dwóch językach. Wiem też, że za kilka lat wypuścicie tę modyfikację na rynek. Chcę tylko, żeby moja córka otrzymała szansę już teraz. Cena nie gra roli”.

To pierwsza scena „Hiszpańskich żebraków” Nancy Kress, jednej z moich ulubionych powieści czasów nastoletnich (proszę nie oceniać mnie zbyt surowo). Doskonale pamiętam koszmarną okładkę charakterystyczną dla fantastyki z lat 90., wrażenie, jakie wywarła na mnie ta rozpisana na wiele dekad dziwaczna saga rodzinna, a przede wszystkim zazdrosne pragnienie, by jak główna bohaterka nie marnować ani godziny życia. Bo multimiliarder Roger Camden w końcu dopiął swego. Jego córka została poddana modyfikacji genetycznej, w wyniku której nie potrzebowała snu.

Camden był tytanem pracy, który dzięki nadludzkiemu wysiłkowi woli spał jedynie trzy-cztery godziny, resztę doby poświęcając dbaniu o swe interesy. Dla swojego dziecka pragnął jeszcze lepszego losu. Otoczona nauczycielkami i guwernantkami Leisha rozwijała się bez przerwy, błyskawicznie zostawiając w tyle rówieśników trwoniących noce na bezproduktywne marzenia.

W „Hiszpańskich żebrakach” wszystko jest odwrotnie niż u Walkera. Sen to tylko strata czasu. W powieściowej rzeczywistości szybko okazuje się, że nieustanna wydajność podnosi inteligencję, a ostatecznie, w najbardziej zaskakującym zwrocie akcji w całej książce, dowiadujemy się, że to sen powodował starzenie, więc jego eliminacja jest kluczem do nieśmiertelności. Wąska elita genetycznie zmodyfikowanych Bezsennych tworzy nową kastę władców świata.

W wydanej w 1991 r. powieści Kress najciekawsze jest to, jak bliska jest ona rzeczywistości. Nie chodzi tylko o majaczące już na horyzoncie możliwości genetycznej modyfikacji czy selekcji zarodków ani nawet o rodzicielskie obsesje rozwoju i wysyp filozofii parentingowych. Kress zamieniła na język przypowieści science fiction trend, który Jonathan Crary doskonale opisał w książce „24/7. Późny kapitalizm i koniec snu”. To marzenie o świecie, który nigdy nie zasypia, stałym działaniu, podłączeniu do globalnej sieci, o kulcie wydajności, która nie zna przerw. Sen jest dla słabych. Drzemka to oznaka słabości charakteru.

Nie sposób zrozumieć fenomen trwającej właśnie Wyśnionej Rewolucji, nie uświadamiając sobie, że jest ona buntem przeciwko dyktaturze Rogera Camdena i podobnych mu Bezsennych. Fetyszyzujemy sen właśnie dlatego, że tak długo odmawialiśmy sobie prawa do niego.

Trudno o lepszą ilustrację tej tezy niż losy Arianny Huffington.

AKT DRUGI: Przewodniczka

Huffington to publicystka, pisarka, ale też niedoszła polityczka i zdolna przedsiębiorczyni. Jeszcze jako Arianna Stassinopoulos w wieku 16 lat wyemigrowała z Grecji, by podjąć studia w Cambridge. Osiem lat później opublikowała pierwszą książkę i od tego czasu spod jej pióra regularnie wychodzą kolejne bestsellery. Założony przez nią serwis „Huffington Post” z osobistego bloga zmienił się w prężny portal, by wkrótce zostać sprzedanym za 315 mln dolarów.

Ale sukces ma swoją cenę. Pewnego dnia Huffington zasłabła, doznając bolesnego upadku. Zgodnie z popularną dziś logiką „wiadomości od natury” uznała wypadek za „sygnał ostrzegawczy od swojego organizmu”, każący jej przemyśleć poważnie swoje priorytety, zmienić radykalnie życie… i napisać na ten temat dwie kolejne książki.

Jej najnowszy przebój to „The Sleep Revolution”, po polsku wydana pod nieco mniej wojowniczym tytułem „Wyśpij się”. Tym razem Huffington znajduje bezpośredniego winnego swojego zasłabnięcia – jest nim niedobór snu. Skłoniło ją to, jak sama twierdzi, do podporządkowania swojego życia nowej misji – przekonywaniu ludzi, jak ważny i potrzebny jest sen i jak wielki błąd popełniamy, spychając go na margines naszego życia.

Huffington to przewodniczka (gdybym wierzył w magię imion, na pewno zwróciłbym uwagę, że Arianna to uwspółcześniona wersja Ariadny). „Wyśpij się” jest klasycznym przykładem książki typu self-help – to poradnik samorozwoju, który obiecuje zmienić twoje życie. Taki papierowy guru. Obeznanych z gatunkiem raczej nie zaskoczy, choć przyznaję, że znalazłem tu kilka perełek. Kupuję np. określenie „pycha kalendarzowa” (scheduling hubris: „Jasne, że między te dwa spotkania wcisnę jeszcze trzecie, a i dzieci na pewno uda się odebrać z przedszkola. A tu jest jeszcze 15 minut wolnego, to w tym czasie zrobię obiad”). To się nie może udać. Zgadzam się z diagnozą Huffington, która stwierdza ze smutkiem, że jako Greczynka powinna była lepiej wiedzieć, że pycha zawsze zostaje przez bogów ukarana.

Jednak krytyka kalendarzowej pychy to dopiero początek. Huffington wsiada do pociągu z napisem „Wyśniona Rewolucja” mniej więcej tam, gdzie wysiedli Walker i inni naukowcy, ograniczani w swej wyobraźni dostępnymi danymi i wynikami badań. Bezlitośnie eksploatuje i nagina do granic możliwości wszelkie wątki związane z deficytem i kryzysem. Pod jej piórem epidemia bezsenności staje się przerażająca, prowadząc krótką drogą do śmierci z przepracowania. A najgorsze jest to, że całymi latami mogliśmy spać niewłaściwie i nawet sobie tego nie uświadamiać.

Koronnym dowodem na powagę sytuacji jest według Huffington fakt, że pierwszą podpowiedzią, jaka wyskakuje po wpisaniu w Google „Why am I...” („Dlaczego jestem taka...”) jest „so tired” („zmęczona”). Jakby mimo prowadzenia wartego ponad 300 mln portalu Huffington nie wiedziała, że Google dopasowuje sugestie do konkretnych użytkowników. Mnie np. na zapytanie „dlaczego jestem taki...” podpowiada… „głupi”.

Huffington napisała „Wyśpij się”, by „pomóc nam odzyskać kontrolę nad swoim życiem przy użyciu snu”. W teorii jej książka wymierzona jest w kult pracy i pogardę dla snu, jaka cechowała kulturę wydajności 24/7. Przy uważniejszej lekturze okazuje się jednak, że Huffington proponuje raczej umocnienie dyktatu produktywności niż zapowiedzianą w oryginalnym tytule rewolucję. Oto bowiem sen, który wcześniej był przynajmniej częściowo wyłączony z logiki udoskonalania i wydajności, staje się kolejną rzeczą, którą musimy robić dobrze, żeby odnieść sukces. Musimy!

W jednym z wywiadów Huffington używa wręcz określenia sleep your way to the top – wyśpij sobie drogę na sam szczyt. Sen staje się więc narzędziem osiągania sukcesu. Czy to przypadkiem nie jest logika Rogera Camdena, tylko w nowej wersji? Jedyna różnica polega na tym, że to nie bezsenność, lecz właściwy sen okazuje się cudownym sposobem na zawładnięcie światem i pomnożenie bogactwa.

INTERLUDIUM: Gadżety

Symulator świtu i zmierzchu pozwoli za pomocą sztucznego oświetlenia zasymulować długie, płynne przejścia między porami dnia. Dawniej sprawdzał się w kurniku i akwarium, dziś polecany w każdej sypialni.

Monitor snu dziecka to pomysłowy gadżet dla rodziców zaniepokojonych o swoje niemowlaki, ale i dorośli coraz częściej obserwują swój sen za pomocą urządzeń nakładanych na poduszki, palce, nadgarstki, a nawet oczy. Na przykład Oura to niepozorny pierścień dostarczający według zapewnień producenta mnóstwa danych na temat przebiegu faz snu. „To tylko wygląda jak czary” oraz „Bądź gotowy na kolejny wielki moment” – dwa slogany reklamowe tego produktu nieźle zakreślają mapę nadziei i oczekiwań wobec takich gadżetów.

Najgłośniejszy przykład z ostatnich lat to Sense produkowany przez firmę Hello we współpracy m.in. z Matthew Walkerem, bohaterem pierwszej części tego tekstu. Choć na portalu Kickstarter udało się zebrać 2,4 mln dolarów, a w wyniku kilku rund finansowania przez inwestorów jeszcze kilkadziesiąt milionów, po zaledwie dwóch latach firma musiała zwinąć działalność, nie sprostawszy własnym obietnicom i rozbudzonym nadziejom.

Hello poszło tym samym w ślady Kamila Adamczyka. Nasz zdolny rodak już kilka lat wcześniej zaprojektował maskę NeuroOn, która także była krótkotrwałym hitem Kickstartera. Urządzenie przypominające gogle narciarskie obiecywało redukcję potrzeby snu nawet do dwóch godzin dzięki monitorowaniu jego faz (zamiast spać dużo, śpij mądrze!). Niestety, pierwotne ambitne obietnice trzeba było błyskawicznie redukować, w miarę jak urządzenie z pomysłu miało zamienić się w rzeczywistość.

Jeszcze bardziej fantastycznie przedstawiają się założenia urządzenia Valkee, reklamowanego także jako „ładowarka do ludzi” (human charger). Jego autorzy przeprowadzili na jednym z fińskich uniwersytetów badania, które mają potwierdzać, że mózg reaguje na światło dostające się nie tylko przez oczy. Zaprojektowali więc maszynkę wyglądającą jak elegancki odtwarzacz mp3, która jednak zamiast odtwarzania muzyki przez słuchawki, świeci nam przez uszy wprost do mózgu specjalnie zaprojektowanymi lampkami LED.

Brzmi zbyt dziwacznie, żeby było prawdziwe? Wygląda na to, że niestety tak. Dostępne naukowe opracowania nie potwierdzają skuteczności działania „ładowarki do ludzi”.

A także snu polifazowego, sleep hackingu oraz skuteczności którejkolwiek z innych cudownych metod i gadżetów, którym próbowałem się przyjrzeć z nadzieją, że zrewolucjonizują moje nocne życie.

AKT TRZECI: Trener

„Odbywa się właśnie rewolucja, jeśli chodzi o myślenie o śnie. Nazbyt długo stanowił on aspekt naszego życia przyjmowany jako coś oczywistego, bezrefleksyjnie. Świadectwa historyczne wskazują, że z biegiem lat przypisywaliśmy spaniu coraz mniejsze znaczenie (jednocześnie przeznaczaliśmy coraz mniej godzin na sen). Tymczasem mamy coraz więcej dowodów naukowych na istnienie powiązań między złymi nawykami dotyczącymi spania a mnóstwem problemów zdrowotnych i psychologicznych – od cukrzycy typu II, chorób sercowo-naczyniowych i otyłości po nerwicę, depresję i wypalenie zawodowe. Najwyższy czas zwrócić baczniejszą uwagę na kwestie snu”.

To cytat z książki Nicka Littlehalesa, który reklamuje się jako „trener snu gwiazd”. „To wąska specjalizacja, której nie znajdzie się na lokalnej tablicy ogłoszeń z ofertami pracy, a to dlatego, że w dużej mierze sam ją stworzyłem” – wyjaśnia skromnie.

O jego wiarygodności nie decydują stopnie naukowe ani nawet osobista historia o odmienionym życiu, lecz to, z kim pracował. Nim rozpoczęła się jego spektakularna kariera, Littlehales był sprzedawcą w sklepie z materacami. Dzięki wytrwałości i dociekliwości zdobył pierwszy kontrakt na współpracę z drużyną piłkarską Manchester United. A dalej poszło już ekspresowo. Arsenal, kolarska potęga Team Sky, Cristiano Ronaldo… Wszędzie zadaniem Littlehalesa było usprawnienie procesu odzyskiwania sił (recovery). Bo tym właśnie jest dla niego sen. Procesem odnowy, który można usprawnić poprzez właściwe światło, temperaturę, ciszę, okres przygotowawczy, dobór materaca, a nawet odpowiednią pozycję (Littlehales uznaje wyłącznie spanie na boku).

„Przejmij kontrolę nad odzyskiwaniem sił” – obiecuje w swojej książce „Wyśpij się”. Przepis na sukces układa z mieszanki plotkarskich portali i diety paleo. Littlehales łączy obietnicę, że poznawszy sekrety gwiazd, staniemy się trochę podobni do nich, z naiwnym opowiadaniem o „paleolitycznych nawykach”. Naturalny rytm dobowy i czujny sen przy ognisku są dobre, cywilizacja (centralne ogrzewanie, światło, ekrany) – zła. Oprócz tego, co z nią robi Cristiano Ronaldo, bo przecież gwiazdy nie mogą się mylić.

Choć Littlehales deklaruje, że jest przeciwnikiem cywilizacyjnej pogoni za sukcesem, najwyższą wartością w jego opowieści o śnie jest wydajność. Chodzi o to, aby z każdego aspektu życia wycisnąć więcej, przekraczać swoje granice, dokonywać niemożliwego. „Najwyższa pora przestać tracić czas na sen bez korzyści!” – apeluje Littlehales, zalecając wszystkim swój system R90 opracowany zgodnie z technologią „akumulacji zysków marginalnych”, czyli pedantycznego zarządzania licznymi drobiazgami, które składają się na końcowy sukces.

To kolejny ciekawy przykład, jak współczesny sport wyczynowy staje się laboratorium dla nowoczesnego kapitalizmu. To tutaj testuje się, wdraża i oswaja społeczeństwo ze specyficznym myśleniem o ciele, relacjach społecznych, zmienianiu ludzi w marki itp. Sport, zwłaszcza zaś futbol, jest doskonałym wehikułem marketingowym, poligonem testowym, a także źródłem społecznych dowodów słuszności w postaci biografii charyzmatycznych idoli.

ZAKOŃCZENIE: Proste i trudne

Jeżeli każdego ranka budzisz się wyspana/wyspany, to nie potrzebujesz poradnika, jak spać, ani nowego supermateraca. A już na pewno żaden gadżet ani napój energetyczny nie zastąpi zalecanych ośmiu godzin snu. Natomiast jeżeli mimo kładzenia się do łóżka o rozsądnej porze masz problemy z zasypianiem i chroniczne objawy niewyspania – być może pora skonsultować się ze specjalistą. Nie z internetem, nie z sympatyczną panią z reklamy, ale z lekarzem. Spanie jest w normalnej sytuacji zadaniem prostym, niewymagającym wcale specjalistycznego sprzętu ani instrukcji obsługi. Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.

A jednak, choć spanie jest proste, sen jest zjawiskiem naprawdę niezwykle złożonym, w dodatku wciąż słabo poznanym. Popularyzatorzy naukowej wiedzy o śnie mają pełną rację! Być może tu właśnie kryje się źródło naszego niepokoju? Nie w tym, że oto – jak przekonują obwoźni sprzedawcy dobrych snów – odkryliśmy już najgłębsze sekrety Morfeusza, lecz właśnie w złożoności zjawiska, które dopiero zaczynamy rozumieć. Choć sen jest w świecie zwierząt powszechny, nadal niewiele wiemy zarówno o jego ewolucji, jak i podstawowych funkcjach. Każdy rok przynosi nowe odkrycia ukazujące związki snu z zapamiętywaniem, przetwarzaniem informacji, a nawet nawiązywaniem relacji międzyludzkich (i międzyzwierzęcych). Zważywszy, że sen wypełnia trzecią część naszego życia, wciąż wiemy o nim zaskakująco mało. To właśnie w tej strefie cienia między całkowitą nieświadomością a pogłębionym zrozumieniem biologicznych mechanizmów doskonale rozwijają się różne formy społecznego zarządzania niepokojem: mody, style życia, technologiczne innowacje i biznesy. Dajmy się snem zafascynować. Nie dajmy się zastraszyć.

Na dziś to tyle. Dobranoc. Spokojnych snów. ©

 

OTO HIPNOGRAM

– wykres snu sporządzony na podstawie monitorowania aktywności mózgu. To taki dziennik (a właściwie – nocnik) podróży, ilustrujący kolejne fazy i cykle snu.

Tej nocy położyłem się spać o północy. Przez kwadrans wsłuchiwałem się w odgłosy ruchu ulicznego, aż wreszcie moje myśli zaczęły odpływać, ciągnąć się jak spaghetti i zamieniać w obrazy. Spałem. Szybko prześliznąłem się przez fazy 1 i 2 snu NREM, by zanurkować w najgłębsze rejony fazy 3. Spędziwszy w sennych głębinach kilkadziesiąt minut, wynurzyłem się aż do snu REM.

To właśnie w tej fazie nawiedzają nas marzenia senne. Gdyby ktoś nachylił się nad moim łóżkiem, mógłby dostrzec za powiekami szybkie ruchy gałek ocznych, od których ta faza snu wzięła nazwę (Rapid Eye Movement – szybkie ruchy gałek ocznych). Choć we śnie gonił mnie groźny urzędnik z Ministerstwa Nauki, moje nogi nawet nie drgnęły, bo sprytny mechanizm odcina część mięśni od naszej kontroli, żebyśmy przez sen nie biegali po domu (albo nie spadli z drzewa).

Dochodzi wpół do drugiej i właśnie zakończył się pierwszy cykl snu. Kolejny ma podobny przebieg, ale faza snu głębokiego jest nieco krótsza, a wypełniony marzeniami sen REM – dłuższy. Pod koniec tego cyklu na chwilę się budzę. Zaspokoiłem już chyba potrzebę snu głębokiego, bo tym razem senny batyskaf nie schodzi niżej niż na głębokość NREM 2. Faza REM wypełnia ponad połowę cyklu. Nim zadzwoni budzik, cały schemat powtórzy się jeszcze półtora raza – nieubłagany dźwięk wyrywa mnie z płytkiej drzemki na początku piątego cyklu snu.

Witaj, słoneczko! Pora rozpocząć kolejny dzień pełen przygód. ©

 

FAKTY I BZDURY NA TEMAT SNU

CUDOWNE ŚRODKI – Czy istnieją techniki, substancje lub urządzenia pozwalające spać dwie godziny na dobę bez negatywnych konsekwencji zdrowotnych? – Nie, nie istnieją.

ZŁOTY ŚRODEK Obszerna metaanaliza biorąca pod uwagę 16 badań przeprowadzonych przez różne zespoły, opublikowana w 2010 r. na łamach czasopisma naukowego „Sleep”, potwierdza jednoznacznie, że zarówno zbyt krótki czas snu (6 godzin na dobę i mniej), jak i zbyt długi (powyżej 9 godzin) istotnie zwiększają ryzyko przedwczesnej śmierci, m.in. w wyniku chorób układu krążenia.

DRZEMKA Wiele badań sugeruje, że najzdrowszy jest dla naszego gatunku sen dwufazowy. Przynajmniej 7 godzin solidnego wypoczynku w nocy, a do tego krótka, kilkudziesięciominutowa drzemka w ciągu dnia. Badania przeprowadzone w Grecji pokazały, że zarzucenie zwyczaju popołudniowej sjesty zwiększało ryzyko chorób serca nawet o kilkadziesiąt procent. Grupą najbardziej narażoną okazali się starsi mężczyźni.

PEWNE RZECZY PRZYCHODZĄ Z WIEKIEM Nie tylko preferowane pory snu, lecz także zapotrzebowanie na sen zmienia się z wiekiem. Według rekomendacji National Sleep Foundation noworodki powinny spać 14-17 godzin. Czas ten zmniejsza się stopniowo i dorosłym zaleca się już 7-9 godzin (za niewskazane uznaje się schodzenie poniżej 6 godzin na dobę). Osobom powyżej 65. roku życia zaleca się 7-8 godzin snu na dobę, lecz powodem do niepokoju powinno być dopiero spanie krócej niż 5 godzin.

ZBUNTOWANE NASTOLATKI Dzieci na ogół robią się śpiące wcześnie. Nastolatki natomiast mają silne przesunięcie rytmu dobowego ku wieczorowi. To nie kwestia buntu, kaprysu i nocnego siedzenia na komunikatorach, lecz biologii. Oznacza to, że pomysł pod tytułem „lekcje w liceum na godzinę ósmą” po prostu nie ma szansy się udać. Niestety, szkoła, której zadaniem jest przekazywanie młodzieży zdobyczy nauki, sama okazuje się zaskakująco na te zdobycze odporna.

SKOWRONKI I SOWY Choć chronotypy brzmią trochę jak znaki zodiaku, są potwierdzonym naukowo faktem. Wśród nas naprawdę są skowronki i sowy. Niektóre osoby mają zegar biologiczny naturalnie przesunięty w kierunku wczesnego wstawania, podczas gdy inne pełną sprawność osiągają dopiero później – przy czym większość osób mieści się gdzieś pośrodku. Nie wiemy dokładnie, co kształtuje chronotypy, choć istnieją solidne przesłanki, że przynajmniej częściowo są one zdeterminowane genetycznie. Do ustalania chronotypów służą zaprojektowane przez naukowców kwestionariusze.

BEZCENNA BEZSENNOŚĆ

„Pasywny i niedochodowy” – tak nazywa sen prof. Jonathan Crary z Uniwersytetu Columbia w głośnym eseju „24/7” poświęconym ekspansji konsumpcji na czas nocy. Presja na część doby, której nie przeznaczamy na pracę lub naukę, jest – jak zauważa Crary – logiczną konsekwencją wcześniejszej komercjalizacji niemal wszystkich aspektów życia dziennego. Następna jest noc – bo wieczór już straciliśmy.

Czasem od zachodu słońca do pójścia do łóżka, kiedyś zarezerwowanym dla rodziny, rządzą dziś serwisy streamingowe, stacje telewizyjne, kina, bary, restauracje, kluby fitness czy bary z jedzeniem ulicznym. Ekonomia 24/7 mówi w ten sposób naturalnej ludzkiej potrzebie wyciszenia przed snem głośne komercyjne „nie”. W największych metropoliach średnia długość snu mieszkańców co dekadę kurczy się o kilkadziesiąt minut. Najkrócej – 5 godzin i 44 minuty – śpią tokijczycy. Nawet w Polsce, która do tego wyścigu dołączyła niedawno, ulice rozświetla już 3,28 mln latarń, a w rachunku za prąd przeciętnego gospodarstwa domowego koszty oświetlenia dobijają do 10 proc. – choć jeszcze w 2002 r. nie przekraczały 6,7 proc.

Prof. Piotr Gałecki, krajowy konsultant ds. psychiatrii, mówił przed trzema laty „Tygodnikowi”: – Pacjenci skarżą się często, że jesienią opuszczają ich siły witalne i wcześnie robią się senni. Ale z ewolucyjnego punktu widzenia jesteśmy jednym z pierwszych pokoleń, które o tej porze roku może być aktywne wieczorem i nocą. ©(P) 

Marek Rabij

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2020