Wyścig do pigułki

W Rosji sport to więcej niż sport: to jeden z filarów, na których trzyma się poczucie mocarstwowości. Aby zapewnić sukcesy zawodników, stworzono więc system państwowego dopingu.

25.07.2016

Czyta się kilka minut

Łyżwiarka Tatiana Nawka na ulicznej reklamie, Moskwa, 19 lipca 2016 r. / Fot. Pavel Golovkin / AP / EAST NEWS
Łyżwiarka Tatiana Nawka na ulicznej reklamie, Moskwa, 19 lipca 2016 r. / Fot. Pavel Golovkin / AP / EAST NEWS

Od kilku miesięcy niemal codziennie agencje informacyjne wypluwają kolejne doniesienia o stosowaniu przez sportowców z Rosji niedozwolonych substancji. W konsekwencji rosyjscy lekkoatleci i przedstawiciele wielu innych dyscyplin zostali przez międzynarodowe federacje wykreśleni z list startowych. Prawdopodobnie nie pojadą na olimpiadę do Rio, nie wezmą udziału w mistrzostwach kontynentu i świata. To efekt wyciągnięcia na światło dzienne oszukańczych praktyk, związanych z fałszowaniem próbek i omijaniem przepisów o dopingu.

Miejsce na podium

Zimowa olimpiada w Soczi miała być – w zamyśle pomysłodawcy, Władimira Putina – triumfem Rosji. Miała umożliwić państwu zajęcie poczesnego miejsca na scenie międzynarodowej, a jego przywódcy zapewnić prestiż w gronie wysoko postawionych kolegów. Polityczny przełom jednak nie nastąpił. Do Soczi nie przyjechała światowa wierchuszka, zaniepokojona sytuacją w Rosji. Autokratyczne rządy Putina nie zostały więc uwierzytelnione przez zachodnich przywódców. Świat wałkował w niezliczonych publikacjach afery korupcyjne związane z budowaniem obiektów olimpijskich, piętnował nieliczenie się ze środowiskiem naturalnym, zastanawiał nad drakońskimi przepisami bezpieczeństwa, omawiał ustawy dyskryminujące środowiska gejowskie, wreszcie śmiał się do rozpuku z niedoróbek w łazienkach, w których stały po dwa sedesy.

Zawiedzione nadzieje rosyjskim politykom i społeczeństwu zrekompensowały wyniki sportowe – zaskakująco znakomite. Tego nikt się nie spodziewał. Choć przed olimpiadą eksperci sytuowali rosyjską reprezentację na piątej-szóstej pozycji w klasyfikacji medalowej, zajęła miejsce pierwsze. Grad medali posypał się na rosyjskich zawodników nawet w dyscyplinach, w których nie mieli dotąd zbyt dobrych wyników. To był triumf, upojenie. „Przecież to było pierwsze zwycięstwo nowej Rosji, pierwsze od dziesięcioleci. Pamiętacie? Poczuliśmy się wtedy naprawdę dumni z naszego kraju – wspomina pisarz Dmitrij Głuchowski. – Wszyscy jak jeden mąż. Bo wszyscy chcieliśmy czuć tę dumę. Byliśmy szczęśliwi, że znów zajmujemy miejsce na podium, i to pokojowo”.

Zaraz po olimpiadzie wszystko zawirowało: Krym, „rosyjska wiosna” w Donbasie, zielone ludziki, zestrzelony samolot pasażerski... Rosja znalazła się na ławce kar. O medalach nikt już nie pamiętał.

W imieniu państwa

Ale sprawa nieoczekiwanie dobrych wyników Rosjan w Soczi powróciła.

Z wcześniejszej zimowej olimpiady, w Kanadzie, rosyjska reprezentacja przywiozła nader skromną kolekcję medali. „Jedną z głównych przyczyn naszej klęski było to, że sportowcy pojechali do Vancouver sterylni. Nie wiedzieli, jakie tendencje panują w farmakologii” – napisał szczerze jeden z wysoko postawionych rosyjskich działaczy sportowych. Najwidoczniej władze podjęły decyzję, aby szybko zorientować się w „trendach w farmakologii” i należycie przygotować ekipę do występów w Soczi. Jak wynika z opublikowanego ostatnio raportu międzynarodowej agencji antydopingowej WADA, przygotowano cały program nielegalnego wsparcia sportsmenów. Ale po kolei.

Jest takie porzekadło: w Rosji poeta to więcej niż poeta. Parafrazując, można powiedzieć, że sport to więcej niż sport. To jeden z filarów, na których trzyma się poczucie mocarstwowości Rosji. Sukces na arenach sportowych jest potwierdzeniem dominacji. Brak osiągnięć odczytuje się jako porażkę, utratę statusu. „Sport na świecie to show biznes: ciekawe zawody, uczciwa rywalizacja, widzowie na trybunach – mówił w audycji Radia Swoboda ekspert Kiriłł Szulika. – Ale dla Rosji sport to wojna. Ludzie mówią: »Pokonaliśmy Amerykanów! Dołóżmy Niemcom za rok 1945!«. Dla Rosji sport to polityka”.

Tymczasem w Kanadzie okazało się, że „sterylni” rosyjscy sportowcy przegrywają. A w Soczi (i nie tylko tam) mieli za zadanie wygrywać... O tym, jaki wniosek wyciągnęły z tego władze – nie tylko organizacji sportowych, ale także te państwowe – opowiada choćby kilka filmów dokumentalnych, które powstały w ostatnim czasie. Np. niemiecka telewizja ARD przez kilka lat prowadziła dziennikarskie śledztwa, na podstawie których ustalono nie tylko, że w rosyjskim sporcie doping jest na porządku dziennym, ale że sportowców przyjmujących zakazane substancje wspiera w tym państwo, że działa tu cały system. System, a nie oddzielne niesubordynacje poszczególnych lekkomyślnych sportowców.

Dziura zastawiana szafą

Kilka miesięcy temu sprawą dopingu w rosyjskim sporcie zajęła się WADA. Nakazano ponownie przebadanie próbek zebranych od sportowców podczas najważniejszych zawodów. Tymczasem Rosyjska Agencja Antydopingowa (RUSADA) – głośno zapewniając, że wszystko jest w porządku – zniszczyła próbki przeznaczone do ponownego przebadania. Agencja została zawieszona. Kierownictwo podało się do dymisji.

Później zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zmarł wieloletni przewodniczący rady wykonawczej RUSADA Wiaczesław Siniow. Dziesięć dni później z tym światem pożegnał się też były dyrektor wykonawczy agencji Nikita Kamajew. Przyczyna śmierci Siniowa pozostaje nieznana, a 52-letni Kamajew zmarł na atak serca, jak głosił oficjalny komunikat. Tajemnice faszerowania sportowców zabronionymi środkami zabrali do grobu.

Wzmiankowane próbki przechowywane były w moskiewskim laboratorium. Jego dyrektor Grigorij Rodczenkow nakazał w zeszłym roku zniszczenie kilku tysięcy z nich. Gdy afera wyszła na jaw, w listopadzie 2015 r. podał się do dymisji – i wyjechał do USA. Dziś mówi, że w obawie o swoje życie. Dlaczego? Co i kto mu może grozić?

Rodczenkow – zdolny chemik i, jak się okazuje, także specjalista ds. dopingu – miał nie tylko wgląd za kulisy rosyjskiego sportu, ale był jednym z czołowych działaczy pracujących nad systemowym fałszowaniem próbek pobieranych do badania przez agencje antydopingowe. Dziś wiemy to z jego głośnego wywiadu dla „New York Timesa”. Według Rodczenkowa, pod czułym okiem trenerów „koksowały” całe zastępy rosyjskich sportowców – w tym co najmniej 15 medalistów z Soczi. A więc niemal połowa medali olimpijskich miała być zdobyta nieuczciwie.

Decyzja o stosowaniu dopingu i fałszowaniu próbek podczas igrzysk w Rosji została podjęta – jak twierdzi Rodczenkow – na wysokim szczeblu władz, a realizacja planu była operacją Federalnej Służby Bezpieczeństwa. W Soczi podmieniano próbki, a wyglądało to tak: w nocy eksperci i funkcjonariusze FSB pracowali w zaimprowizowanym tajnym laboratorium w pokoju nr 124, przy jednej lampie, aby nie zwracać uwagi osób postronnych. Próbki moczu, które pobrano kilka miesięcy wcześniej (gdy sportowcy jeszcze byli „czyści”), były przez dziurę w ścianie przekazywane do magazynu, gdzie przechowywano próbki pobierane w trakcie igrzysk od sportowców. W ciągu dnia dziurę zastawiano szafą. W czasie olimpiady podmieniono około stu próbek. I udało się – za zasługi w Soczi nie tylko Rodczenkow otrzymał od Putina wysokie odznaczenie.

Czysty mocz czekisty

Zwierzenia Rodczenkowa były dzwonkiem alarmowym, który uruchomił działania WADA. Powstała specjalna komisja, która potwierdziła podane przez niego informacje. W raporcie komisji szeroko opisana została praktyka fałszowania próbek rosyjskich sportowców. Za szokujący uznano udział FSB w tych nielegalnych działaniach. Sankcjami objęto wysoko postawionych urzędników Ministerstwa Sportu, w tym ministra Witalija Mutkę. „Nie pospaceruje sobie w białych spodniach po Rio de Janeiro” – zauważyli prześmiewcy. Zresztą wielu komentatorów sądzi, że to właśnie minister sportu, współpracownik Putina z czasów petersburskich, jest głównym winowajcą bagienka w rosyjskim sporcie.

Moskwa też zareagowała szokiem na szok komisji WADA. Ze specjalnym oświadczeniem wystąpił Putin: oskarżył w nim Zachód o zimnowojenne praktyki i polityzację sportu. Podał w wątpliwość przedstawione dowody. Ale jednocześnie zapewnił, że wskazani w raporcie rosyjscy urzędnicy zostaną zdymisjonowani i pociągnięci do odpowiedzialności.

Co dalej? Gdy zamykane było to wydanie „Tygodnika”, sprawa udziału rosyjskich sportowców w sierpniowej olimpiadzie w Rio nie została jeszcze rozstrzygnięta. W rozgrzanej do czerwoności atmosferze w Rosji padają wezwania do zbojkotowania igrzysk, a także słowa oburzenia, że stosuje się odpowiedzialność zbiorową „jak za Stalina”. Pojawiają się również takie interpretacje: „Wykluczenie rosyjskich sportowców z udziału w igrzyskach to odpowiedź na uratowanie Noworosji od banderowskiej junty”.

W rosyjskich mediach oficjalnych króluje teoria spiskowa: oto wobec Rosji znowu knują, niesprawiedliwie chcą ją pozbawić należnych trofeów. Ale media społecznościowe zwracają uwagę na rzecz najważniejszą: „Rosja oskarżana jest o to, że państwo stworzyło system nielegalnego wspomagania sportowców. Czegoś takiego w historii sportu jeszcze nie było. Nawet jadąca na chemicznym wspomaganiu reprezentacja NRD podobnego procederu na taką skalę nie uprawiała. To nie jest spisek przeciw rosyjskiemu sportowi, to walka ze spiskiem rosyjskich urzędników przeciw czystości światowego sportu”.

Balon śmiertelnej powagi, dominujący w mediach, skutecznie przekłuwały dowcipy. Najpopularniejsza była przeróbka znanego hasła: „Czekista powinien mieć chłodną głowę, gorące serce i czysty mocz” (w oryginale: „czyste ręce”).

Feniks się nie odrodzi

Przebijanie dziur w murze, dzielącym Rosję od reszty świata, ma długą tradycję. Mówi się, że car Piotr I swoimi reformami przebił okno do Europy. Teraz mamy dziurę przebitą w ścianie laboratorium, która miała umożliwić Rosji święcenie triumfów na arenach sportowych. Dystans dzielący reformatora Piotra od działającego pod osłoną nocy genetycznego czekisty Putina też został ograny przez karykaturzystów, komentujących aferę z dopingiem: oto car Piotr z młotem rwie się do świata, obok Putin przez dziurę podaje probówkę... Przepaść.

To, co zakryte, stało się jednak odkryte. Jak pisze cytowany powyżej Głuchowski: „I oto okazało się, że nie zasługujemy na to wspaniałe zwycięstwo. Nasi sportowcy byli na dopingu. To było oszustwo, szulerstwo, kłamstwo. Nasze państwo – całe ministerstwa, całe służby – motało, kręciło, skrywało i kłamało, aby oszukać cały świat i nas. Nasze odrodzenie okazało się kolejną wioską potiomkinowską. (...) My tylko chcieliśmy przypomnieć sobie, jak to jest być dumnym ze swego kraju, a oszukano nas tym szulerskim zwycięstwem. My nie chcieliśmy walczyć z Ukraińcami, nie chcieliśmy ich nienawidzić, nie chcieliśmy podejrzewać o wszystko Zachodu i bać się go, pamiętacie? My po prostu chcieliśmy, żeby nas uznali za równych sobie. Nie chcieliśmy strachu, lecz szacunku”.

Dalej Głuchowski zauważa gorzko: „Teraz tracimy wszystko. Szuler został złapany za rękę. Medale spadają z szyi. Pokazują nas palcem i śmieją się. Marzyliśmy o szacunku, a zyskaliśmy hańbę. Ażeby ukryć to kłamstwo, kłamać nam będą jeszcze bardziej – że to spisek, że geopolityka, że wstające z kolan mocarstwo inni starają się złamać. I my uwierzymy, dlatego że tak jest łatwiej i dlatego że nie umiemy inaczej. Nigdy się nie odrodzimy, jeśli nie nauczymy się słuchać prawdy. Nigdy nie odrodzimy się z popiołu, bo nigdy nie spłonęliśmy. A Feniks nie odradza się z padliny”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2016