Wymyśl sobie zawód

Poradnik „Tygodnika”

01.10.2012

Czyta się kilka minut

 / il. Joanna Grochocka
/ il. Joanna Grochocka

Poszedłeś na studia, jak wszyscy, w przekonaniu, że zapewni ci to dobrą pracę: masz dyplom magistra zarządzania, ekonomii, dziennikarstwa, politologii – i nie możesz sobie znaleźć miejsca na rynku. Co robić? Oto rady dla pokolenia, które czuje się oszukane.

STUDIOWAŁEŚ – TO JUŻ DUŻO

Dr Kazimierz Sedlak | założyciel i właściciel pierwszej w Polsce firmy doradztwa Hr Sedlak & Sedlak


Należę do pokolenia rodziców generacji trzydziestolatków. Skończyłem psychologię na UJ i również w moim przypadku przyszedł moment, w którym musiałem na nowo „stworzyć” swoją karierę zawodową. Posiadając ogólną ideę tego, co chcę robić, zacząłem odwiedzać biblioteki i czytać książki spoza mojego akademickiego obszaru zainteresowań. Po kilku miesiącach intensywnej edukacji miałem poczucie, że potrafię zrealizować swoje plany. Teraz wykonuje pracę, która ma znacznie więcej wspólnego z ekonomią niż z psychologią.

Pokolenie 30-latków, a w każdym razie wielu jego przedstawicieli, może zrobić to samo. Nadmiar humanistów na rynku pracy to efekt ogromnego pociągu do wiedzy, do studiów wyższych. W ciągu tych lat państwo popełniło wiele błędów, nie przewidując, jak będzie się zmieniał świat, ale nikogo bym za to nie winił. Zwłaszcza że zapominamy o jednym: jeśli nasza wiedza nie jest dostosowana do rynku pracy, nie oznacza to, że zmarnowaliśmy życie, bo sam fakt ukończenia uczelni wyższej jest bardzo ważny.

Spójrzmy jeszcze raz na to doświadczenie. To przecież wspaniałe, że ci młodzi ludzie mieli okazję się uczyć. Moim zdaniem jest to zdecydowanie lepsze rozwiązanie niż spędzanie wolnego czasu pod budką z piwem. Gdybym miał się zwracać do nich bezpośrednio, powiedziałbym: lepiej, że zasililiście szeregi – cokolwiek by o tej grupie sądzić – inteligencji, niż byście mieli zasilić szeregi „kiboli”. To m.in. dzięki wam dokonała się w Polsce rewolucja edukacyjna, kulturowa, to dzięki wam przyjemniej jest dzisiaj poruszać się po mieście (za moich czasów taka ilość knajpek oznaczałaby powszechne pijaństwo). Owszem, jako społeczeństwo nie umiemy jeszcze w pełni korzystać z naszego kapitału ludzkiego, ale kto nie popełnia błędów? Bardzo nie lubię, gdy ktoś mówi, że był na studiach, i nic mu to nie dało. Odpowiadam: „Dzisiaj nie masz korzyści finansowych z edukacji, ale nie wiesz, co będzie za pięć, dziesięć lat”. A już teraz wiadomo, że na rynku pracy będzie się liczyć elastyczność, wiedza i otwartość na zmiany, czyli wszystko to, co związane jest z edukacją.

Co bym radził młodym z tego pokolenia? Po pierwsze, jeśli uważają, że mogą pracować tylko w zawodzie wyuczonym, proponuję przestać odwoływać się do schematów myślowych. Wykształcenie to jest indywidualne bogactwo każdego człowieka, nie możemy ograniczać go do samego zatrudnienia, uznawać, że wykonywana praca musi w stu procentach pokrywać się z nazwą kierunku, jaki ukończyliśmy.

Po drugie, wyleczmy się – niezależnie, do jakiego pokolenia należymy – z postawy roszczeniowej wobec społeczeństwa i świata. Owszem, płacimy państwu podatki, ale zastanówmy się, co jest obowiązkiem państwa wobec nas. Moim zdaniem jest nim zapewnienie minimum egzystencji w sytuacji, kiedy nie jesteśmy w stanie na to minimum zapracować. Jako obywatele powinniśmy przejść od myślenia, że państwo ma nam zapewnić pracę, do myślenia, że to my jesteśmy odpowiedzialni za siebie. Można sobie przecież powiedzieć: „Popełniłem błąd, idąc na nie takie studia, jakie powinienem, w dodatku nikt mnie w porę przed tym nie ostrzegł, ale teraz mam szansę to skorygować”. Jak z pogodą: kiedy nastaje zima, możemy nadal chodzić w krótkich spodenkach, ale od tego pogoda się nie zmieni! Ty my powinniśmy się dostosować do pogody i potrzeb rynku pracy.

Kolejna rada to zastanowić się, do czego zostałem stworzony, jaki jest mój umysł, w czym jestem najlepszy. Przeanalizować „produkt” – czyli siebie na rynku pracy – oraz potrzeby tego rynku. Jeśli skończyliśmy dziennikarstwo, rozstańmy się z myśleniem: „Muszę być dziennikarzem!”. Może posiadam zdolności analityczne i mogę zostać analitykiem jakiejś wąskiej gałęzi biznesu? Spójrzmy trzeźwo na sytuację: jeśli teraz jest nadmiar samochodów na rynku, to producenci mogą zrobić dwie rzeczy: obniżyć cenę albo przestać produkować. I ty możesz zrobić to samo: albo zgodzić się na pracę za mniejsze pieniądze zgodnie ze swoim wykształceniem, albo uznać, że dalsza „produkcja” w tej branży nie ma sensu i trzeba coś zmienić.

I najważniejsze: najpierw spróbujmy coś zrobić, a później dopiero mówmy, że się nie da. Kultowym filmem dla tego pokolenia jest pewnie „Lot nad kukułczym gniazdem”. Tam jest scena, w której jeden z bohaterów mówi do drugiego: „Nie mów »nie«, zanim nie spróbujesz”. Ów na końcu rzeczywiście próbuje – i ucieka. Oderwijmy się więc od dziedzicznego obciążenia socjalizmem, rozstańmy się z roszczeniowością, przestańmy myśleć, że to państwo, rodzina, środowisko mi czegoś nie dały. I przestawmy się na myślenie: „To ja kształtuję swój los”.


BUDUJ SIEĆ, INWESTUJ W PASJĘ

Zuzanna Skalska | trendwatcher w VanBerlo, największym holenderskim studiu projektowym, odpowiedzialna za monitorowanie i analizę trendów


Oszukani zostaliśmy w pewnym sensie wszyscy: nie wyobrażaliśmy sobie, że postęp będzie tak szybki, nikt nie przygotował nas na takie tempo rozwoju. Szkoły wciąż tkwią w starym systemie, a co więcej, w Polsce wciąż obowiązuje zamknięta lista zawodów, które według zardzewiałego ministerstwa edukacji po ukończeniu studiów powinno się „mieć”. Przeglądanie tej listy przypomina oglądanie czarno-białego kina.

System, w którym się kształciliśmy, został zaprojektowany dla ery przemysłowej, epoki taśmy montażowej, gdy każdy miał umieć to samo i raz na całe życie. Przygotowano nas do pracy w systemie, edukacja opierała się na szufladkowaniu wszystkiego, na uczeniu się zgodnie z wytycznymi systemu. Epoka przemysłowa odchodzi dziś w przeszłość. I mimo że do nas drzwiami i oknami pcha się nowoczesność, wciąż drzwi te barykadują ludzie ze starą mentalnością, broniący się przed każdą zmianą. Zostaliśmy nauczeni starych systemów i dobrze się w nich czujemy, bo je znamy. Młodzi ludzie w firmach czy urzędach, choć aspirują do bycia nowoczesnym pokoleniem, działają wedle archaicznych zasad.

Czas zmienić zasady. Słowem kluczem, które musisz sobie wziąć do serca, jest ZMIANA.

Nieważne, jaką szkołę skończysz, żadna nie da ci gwarancji pracy. Ważne, żebyś jakąś skończył, bo to cię nauczy uczenia się. Ale gwarancję pracy da ci tylko ukończenie studiów przy równoczesnym budowaniu własnego networku: sieci powiązań międzyludzkich. Działaj np. w zrzeszeniach studenckich, ale nie organizujących wycieczki w Bieszczady, tylko zajmujących się np. działalnością intelektualną, nauką czy polityką. Ocenia się, że właśnie na networkingu będzie polegał świat za 10-20 lat. Skończyły się czasy pracy na bezpiecznym etacie od 8 do 16. Będziemy pracować jako niezależni eksperci w swoich dziedzinach, zlinkowani z dowolną liczbą firm, czyli dzierżawiący im swoje umiejętności i dyspozycyjność. W takim systemie to ty będziesz odpowiadał za własne przygotowanie, ustawiczne uczenie się, umiejętności współpracy – a nie szkoła, której masz dyplom. Pozycję będziesz sobie musiał zbudować samemu.

Nie myśl, że edukację już zdobyłeś. Ona trwa do końca życia. Kursy, treningi, szkolenia – im więcej i bardziej różnorodnie się szkolisz, tym bardziej jesteś interesujący na rynku.

Nieważny jest twój wyuczony zawód, lecz twoja pasja. Jeśli nie masz pasji – jesteś nikim. Mając pasję – jesteś ekspertem. Zrób z niej swój zawód. Jak? Skoro już skończyłeś jakąś szkołę, połącz to, czego się wyuczyłeś, z własną pasją – jeśli jesteś prawnikiem, a kochasz samoloty, możesz stworzyć z tego bardzo interesującą dla rynku pracy kombinację.

Nie masz pasji? Poszukaj jej jak najszybciej. Twoja przyszłość zależy od tego, jak wykorzystujesz wolny czas. Na hamaku odpoczywają ludzie bez przyszłości.


BĄDŹ POKORNY

Wojciech Roman | prezes grupy doradztwa finansowego i strategicznego Equity Partners


Gdy upadł PRL, miałem nadzieję, że ludzie na rynku pracy zaczną się kierować kwalifikacjami faktycznymi, a nie papierowymi. Za komunizmu obowiązywała zasada: „mam dyplom, należy mi się posada w centrali nasiennej”. Tymczasem wyrosło w Polsce wyjątkowo roszczeniowe pokolenie. Uprawiacie kult papierka: wydaje się wam, że skoro zdobyliście dyplom, to musicie dostać świetną pracę.

Zanim nabędziesz doświadczenia, dla pracodawcy ważniejsze od dyplomu będzie twoje nastawienie do pracy: chęć współpracy, uczenia się, ale też świadomość własnej niedoskonałości – bo gwarantuje ona, że będziesz chciał się rozwijać. Ktoś, kto uważa się za najlepszego, nie będzie się chciał stawać coraz lepszy.

Za sprawą wielkiego przyspieszenia gospodarczego (zresztą na ten sukces w dużej mierze zapracowali podatnicy w Niemczech czy Francji) nastąpił wielki popyt na pracowników. Pracodawcy musieli obniżać poprzeczkę i dawać stanowiska ludziom do nich nieprzygotowanym. Był moment na rynku, że każdy się nadawał.

Dziś to się skończyło, wracamy do normalności. Ale płacimy też cenę: produktem tej sytuacji jest zdemoralizowane pokolenie. Jesteście jak Euro 2012: na normalnych warunkach nigdy byście się nie zakwalifikowali, jesteście źle przygotowani, gracie byle jak, ale uważacie się za niepokonanych, a na koniec śpiewacie: „nic się nie stało”.

Mimo tzw. kryzysu, firmy nadal poszukują specjalistów różnych dziedzin. Paradoksalnie, wiele przedsiębiorstw, właśnie w obliczu trudniejszej sytuacji rynkowej, stara się zatrudnić jeszcze lepszych menedżerów, akwizytorów, strategów, technologów itp., itd. Oczywiste jest, że skoro rozesłałeś setki CV i nikt nie zaprosił cię na interview albo po interview nie złożył żadnej oferty, to twoje wyobrażenie o swoich kwalifikacjach rozmija się z oceną rynku. Innymi słowy: żyjesz w fałszywym przekonaniu, że masz wysokie kwalifikacje. Uczciwie i rzetelnie zweryfikuj, czy to, co o sobie myślisz, jest prawdą. Przyjrzyj się sobie z dystansu i oceń, czy naprawdę jesteś tak dobry, jak ci się wydaje, czy może problem tkwi w twoich oczekiwaniach.

Zachowaj rozsądek, gdy przyjdzie ci do głowy przekwalifikować się całkowicie.

Nie wierzę, że można być naprawdę dobrym, nie mając w sobie głębokiego zainteresowania – pasji do wybranego zawodu. Dla niedowiarków mam przykład Steve’a Jobsa. Nie ukończył nawet studiów wyższych, a stworzył jedno z najnowocześniejszych przedsiębiorstw w skali globalnej.

Buduj na swoich mocnych stronach. A zacznij od zastanowienia się, czy jest nią twoje dotychczasowe wykształcenie, przygotowanie. Spójrz prawdzie w oczy – co właściwie sobą reprezentujesz?

Uważam, że odpowiedź na pytanie o zmianę zawodu powinna przede wszystkim uwzględniać to, czy lubimy to, co robimy, czy jest to przedmiotem naszej pasji. Na koniec chciałbym jeszcze raz podkreślić wagę doświadczenia zawodowego wobec kwalifikacji wyłącznie książkowych. A jedyną drogą do zdobycia doświadczenia jest rzetelna praca. Doświadczenie w każdej dziedzinie, w tym zawodowe, jest wartością osobistą i nie da się go zdobyć inaczej niż na własny rachunek.

NIE DAJ SIĘ STERRORYZOWAĆ

Dr Piotr Laskowski | historyk idei, współtwórca i nauczyciel w wielokulturowym liceum humanistycznym im. Jacka Kuronia w Warszawie, wykładowca UJ (ur. 1976 r.)


Nie mam zaufania do „pokoleniowych” kategorii socjologicznych, trudno mi więc mówić w imieniu generacji, do której miałbym należeć. Choć pewnie jest jakieś wspólne doświadczenie związane z wchodzeniem w dorosłość w latach 90. Dotyczy ono też pewnie edukacji, chociaż nie jestem pewien, czy jest to doświadczenie jakiejś grupy wokół mnie, czy rzeczywiście całej generacji.

Otóż myśmy byli chyba taką grupą wiekową, której po upadku PRL wydawało się, że jest szansa na życie wolne i twórcze; życie, w którym nagle otworzą się przed nami ogromne możliwości. Szliśmy na studia dlatego, że uważaliśmy je za coś fajnego i ważnego, po to żeby żyć pełniej! To poszerzenie możliwości edukacyjnych było w moim przekonaniu częściej odbierane jako element, dzięki któremu można więcej w życiu zobaczyć, doświadczyć, a nie tylko jako element CV. I tutaj dochodzimy do kwestii „oszustwa”: jeśli zostaliśmy jako pokolenie oszukani, to przez kapitalizm, a nie przez system edukacyjny. Oszustwo nie tkwiło więc w szkole czy uniwersytecie, lecz w całościowej, systemowej reorganizacji, jakiej zostało poddane nasze życie – podporządkowane bez reszty zasadom efektywności, opłacalności, rywalizacji. Nikt z nas nie zdawał sobie po prostu sprawy w latach 90., że oto zaczyna się wielki wyścig, i że większość musi w tym wyścigu przegrać.

Lata 90. były w przypadku edukacji latami poszukiwań i eksperymentów: wierzyliśmy, że szkoły społeczne, prywatne mogą być przestrzeniami twórczej, alternatywnej aktywności. A i publiczne uczelnie nie miały być – tak jak nam dzisiaj pisze „Gazeta Wyborcza” [artykuł na temat niedostosowania szkolnictwa wyższego do rynku pracy z 24 października – red.] – hufcami pracy, podporządkowanymi ekonomicznej użyteczności. Miały być obszarem swobodnego myślenia, dociekania, dyskutowania, bo oto mamy wreszcie czasy, w których można dociekać i dyskutować. I to się zamknęło, zanim się otworzyło. Studia sterroryzowane postępującą ekonomizacją, wobec niej bezradne, już nie były wielką przygodą intelektualną, a jeszcze nie były (i nadal nie są) instytucjami przygotowującymi do rynku.

Nie odnajduję się w roli głosu pokolenia, ale jako głos pojedynczy powiedziałbym, że trzeba w ogóle przesterować całą dyskusję o edukacji i poprzedzić ją krytyką rzeczywistości, w której żyjemy. Nie możemy patrzeć na edukację w kategoriach dopasowania się do systemu, praktycznej, rynkowej użyteczności, uniwersytet nie może się „dostosowywać”, bo to zaprzecza jego istocie – uniwersytet musi być autonomiczny i wolny, w rynkowym sensie wręcz nieużyteczny. To, co się dzieje dzisiaj z uniwersytetami, jest czymś potwornym: zanik relacji międzyludzkich, poczucia wspólnoty, powolne przeobrażenie studiów w „kurs zawodowy”, przeliczanie czasu, zajęć, tekstów, wszelkiej pracy – studenckiej i badawczej – na punkty i absurdalne dyscyplinowanie tym punktowym sposobem wyznaczania wartości. I do tego pomysł, by teraz to biznesmeni i przedsiębiorcy mówili nam, czego się uczyć – to wszystko jest całkowicie niezgodne z ideą uniwersytetu!

Dramatem więc nie jest „oszustwo” edukacyjne z lat 90., lecz właśnie nazwanie tamtych nadziei oszustwem. Nasze uczelnie jeszcze mniej niż w latach 90. wiedzą dziś, czym chciałyby lub czym mogłyby być. Tę decyzję podejmie pokolenie dzisiejszych studentów i studentek, dwudziestolatków: albo zgodzą się, by język ekonomii zawładnął edukacją, a dalej całym ich życiem, albo wymuszą na uniwersytetach, by zrealizowały tę wcale nieoszukańczą obietnicę: stały się autonomiczną wspólną przestrzenią myślenia, rozmowy, zmagania się ze światem.

NIE ŚPIESZ SIĘ

Tomek Tomczyk | profesjonalny bloger, autor blogów kominek.in i kominek.es, autor wydanej ostatnio książki o pisaniu bloga jako sposobie na życie


Oszukane pokolenie? Naprawdę wierzyliście, że wystarczy mieć magisterkę, by dostać pracę?

Problem jest gdzie indziej: wielu maturzystów wybiera studia, kierując się tym, czy dadzą im one lepiej płatną pracę, a nie swoimi zainteresowaniami. Druga grupa to ci, którzy idą po linii najmniejszego oporu i wybierają prywatną szkołę wyższą w swojej miejscowości, za pieniądze rodziców. Jedni i drudzy nie interesują się tym, co studiują. Odbębniają te kilka lat i na koniec zostają z niczym.

W dodatku studenci zwykle nie rozumieją, że pracę należy zacząć już w trakcie studiów. Tu tkwi sedno sprawy: bronisz magisterkę w czerwcu, robisz sobie wakacje, a w październiku dziwisz się, że nie jesteś kierownikiem?

Większość moich znajomych ze studiów w ich trakcie nie robiła kompletnie nic. A ja studiowałem dwa kierunki: politologię i stosunki międzynarodowe, czyli typowe kierunki kształcące bezrobotnych. Doskonale zdawałem sobie sprawę, jaka przyszłość może mnie czekać, dlatego od drugiego roku studiów uczyłem się dziennikarstwa, poczynając od gazety studenckiej. Dzięki temu nie miałem później problemu z dostaniem się na staż i z pracą jako dziennikarz-freelancer, którym byłem aż do 2009 r. Wtedy zrozumiałem, że moją przyszłością jest blog.

Jeśli ty też skończyłeś studia kształcące bezrobotnych, nie wysyłaj teraz swojego CV do kilkudziesięciu losowych firm, żeby zostać np. sprzedawcą regionalnym, byle tylko mieć pracę i opłacony ZUS. Poświęć jeszcze rok-dwa na darmową robotę, np. staż, ale w miejscu zgodnym z twoimi zainteresowaniami. I tak musisz gdzieś zdobyć doświadczenie, więc rozwijaj się w świadomie wybranym kierunku. Interesujesz się modą? Wysyłaj CV do firm, pism, agencji zajmujących się modą. Ale nie do sklepów mięsnych.

Ja dziennikarzem byłem zawsze średnim, natomiast świetnie się czułem w blogowaniu i wiedziałem, że to z niego będę kiedyś żył. Przemęczyłem się przez cztery lata, żyjąc biednie, ale to się opłaciło. Miałem większe ambicje niż średnia krajowa, którą pewnie zarabiałbym w mediach, i wiedziałem, że muszę zapracować na większe pieniądze. Udało się.

Nie zmarnuj więc sobie przyszłości wyborem miejsca pracy, które nie jest zgodne z twoimi zainteresowaniami czy ambicjami. Nie idź gdziekolwiek. Warto się pomęczyć, być cierpliwym, uczyć się jak najdłużej. Nie myśl o tym, co będziesz robił za rok, tylko za dziesięć lat.

Jestem daleki od zalecania każdemu, by został blogerem, ale to dla pasjonatów bardzo dobry sposób na życie – w Polsce wciąż jest mało znanych, lubianych, poczytnych i dobrze zarabiających blogerów. Średnią krajową z blogu wyciąga dziś może pięćdziesięcioro, a połowa z nich to beztalencia. Jeśli wykażesz się cierpliwością i poświęcisz na to dużo czasu, może się udać.

Oczywiście nie z każdej pasji będzie pieniądz. Ale jeśli na swojej pasji mógłbyś zarabiać, to gdzie ci się spieszy? Zastanów się, w czym jesteś dobry, czym najbardziej się interesujesz, co lubisz robić? I zacznij iść w tym kierunku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2012