Wychowawcza klęska Europy

Europa nie ma pojęcia, jaką politykę prowadzić wobec ukraińskiego prezydenta Wiktora Janukowycza, który otwarcie demontuje demokrację, a opozycję wsadza za kraty. Wszystko w rękach samych Ukraińców.

02.11.2011

Czyta się kilka minut

O Ukrainie zwykło się mówić, że to państwo na rozdrożu, że ciągle miota się między wyborem europejskim a euroazjatyckim (jak eufemistycznie określa się dominację Rosji w tym regionie). Tymczasem ostatnio coraz częściej pojawiają się opinie, że zamiast na rozdrożu, Ukraina znalazła się po prostu w ślepym zaułku. Taki jest - w największym skrócie - bilans półtorarocznych rządów prezydenta Wiktora Janukowycza.

Janukowycz pozostał sobą

Mało kto pamięta, że z pierwszą wizytą prezydent Janukowycz pojechał nie do Moskwy, lecz Brukseli. Dziś mówi się o zmarnowanym czasie, o reformach, których nie przeprowadzono, a zwłaszcza o politycznych represjach. Za kratami siedzą dwaj przywódcy "Pomarańczowej Rewolucji" z przełomu 2004/2005 r.: Julia Tymoszenko i Jurij Łucenko (były szef MSW). Wybory lokalne w 2010 r. były - zważywszy na stopień manipulacji - powrotem do przeszłości. Przyszłoroczne wybory parlamentarne mogą być już tylko czystym spektaklem. Prezydencka Partia Regionów przygotowuje właśnie ordynację wyborczą, pisaną w jednym celu: utrzymania się przy władzy.

Unia Europejska nie jest w stanie powstrzymać tego trendu. Żadne "wychowawcze" rozmowy, które z Janukowyczem prowadzili także polscy politycy, nie przyniosły skutku. Janukowycz pozostał sobą. Gdy po niedawnym skazaniu Julii Tymoszenko Unia pogroziła palcem i postawiła pod znakiem zapytania wizytę Janukowycza w Brukseli, ten sam odwołał wyjazd i demonstracyjnie udał się na Kubę i do Brazylii. Rezolucja Parlamentu Europejskiego z ubiegłego tygodnia pokazuje, że Europa nie ma pojęcia, jaką politykę prowadzić wobec Kijowa. Obok potępienia, apeli o poprawę, gróźb i pobożnych życzeń znalazła się deklaracja o gotowości do współpracy z obecną władzą. Janukowycz może to zinterpretować w jeden sposób: jako zielone światło.

- Przed wyrokiem na Tymoszenko przedstawiciele Unii pytali nas, co robić - mówi ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko. - Doradzaliśmy im warunkowe podpisanie umowy stowarzyszeniowej Unia-Ukraina. W końcu zawsze pozostaje jeszcze straszak ratyfikacji. Ale teraz, gdy Janukowycz powiedział Brukseli twardo "nie", trudno cokolwiek radzić. Sytuacja jest bez wyjścia.

Bez asów w rękawie

Fesenko uważa, że wprawdzie Unia nie może akceptować takiego zachowania Janukowycza, ale z drugiej strony dłuższa pauza w relacjach Kijów-Bruksela może Ukrainie bardzo zaszkodzić.

- Nie ma wyjścia - mówi bez wahania dziennikarz Witalij Portnikow. - Przecież nawet jeśli ta władza zrobiłaby coś mądrego i uwolniła Tymoszenko, a potem doprowadziła do porozumienia z Unią i do podpisania umów, to nie ma żadnej gwarancji, że zaraz potem nie zrobi kolejnych błędów.

Portnikow sądzi, że ludzie, którzy rządzą dziś Ukrainą, nie potrafią myśleć strategicznie, nie potrafią brać pod uwagę interesów społeczeństwa.

- On jest uparty - mówi z kolei o Janukowyczu inny ukraiński dziennikarz Roman Kabaczij z "Ukraińskogo Tyżnia". - Zaś głównym celem ludzi z jego otoczenia jest dalszy podział majątku narodowego. To wymaga pozbycia się politycznej konkurencji i nieoglądania się na społeczeństwo. Jeśli Zachód stawia warunki, to Janukowycz jest gotów zamknąć się w rezydencji w Międzygorzu. Zawsze przecież może polecieć do Ameryki Łacińskiej, tam go przyjmą. Nie rozumie tylko, że w ten sposób zagna w pułapkę Ukrainę, a w końcu i siebie.

Kabaczij ma na myśli rosyjską dominację nad Ukrainą. - Pułkownik Putin jest mądrzejszy od Janukowycza - mówi ukraiński dziennikarz. - Jeśli Ukraina będzie w izolacji i jej szanse na integrację z Zachodem zmaleją, Rosji będzie łatwiej z nią rozmawiać i dyktować warunki. A Ukraina słabnie co roku, także ekonomicznie. Drobny i średni biznes jest niszczony, zostają tylko bliscy władzy oligarchowie, których potęga nie bierze się z konkurencyjności, ale z żerowania na państwie.

Kabaczij wylicza, ile razy od początku urzędowania Janukowycz odżegnywał się od tworzonej przez Rosję, Białoruś i Kazachstan unii celnej. Albo zapewniał, że nie pozwoli Gazpromowi przejąć ukraińskich rurociągów. Teraz prezydent mówi, że takie rozwiązania się rozpatruje. - On ma coraz mniej asów rękawie - twierdzi Kabaczij. - O ile Unia pilnuje, aby na jej terenie dostawcy gazu nie mieli w ręku także rurociągów, to nas nikt przed tym nie będzie bronić.

Demontowanie opozycji

- Wyjście jest właściwie jedno: odsunąć Janukowycza od władzy - mówi Portnikow.

Ale czy Ukraińcy są gotowi wyjść na ulice? Obecna ekipa nie cieszy się wielką popularnością. Od czasu wyborów Janukowycz stracił połowę zwolenników, a na jego Partię Regionów gotowych jest głosować tylko kilkanaście procent Ukraińców. Znamienne jednak, że popularność opozycji wcale nie wzrosła. A mimo zapewnień działaczy kierowanej przez Julię Tymoszenko partii Batkiwszczyna, rozprawa z nią nie wywołała masowych demonstracji. To, co działo się pod siedzibą sądu, było tylko cieniem cienia "Pomarańczowej Rewolucji".

- W społeczeństwie dominuje nastrój nieufności. Ludzie nie ufają ani władzy, ani opozycji - tłumaczy to Fesenko. - Tymoszenko jest jednym z "liderów" w tym rankingu, gdy chodzi o brak zaufania. Ludzie jej trochę współczują, ale jej nie popierają. Ma ogromny elektorat negatywny, ponad 50 procent.

Fesenko przytacza dane, wedle których w przeddzień wyroku na Tymoszenko tylko pięć procent Ukraińców deklarowało gotowość wyjścia na ulice w przypadku werdyktu skazującego, a dalsze osiem procent rozważało taki krok. - Ukraińcy nie chcą protestować z przyczyn politycznych - mówi politolog. I zauważa, że nawet tych 5 procent to prawie milion dorosłych Ukraińców. Tymczasem oficjalnie Batkiwszczyna liczy 600 tys. członków. Gdzie oni byli, gdy zapadł wyrok?

Ale nie tylko marazm sprawia, że nie było większych protestów. Fesenko tłumaczy to także kryzysem największej partii opozycyjnej. Regionalne struktury Batkiwszczyny są pod naciskiem władzy, a sama Tymoszenko, odkąd siedzi na ławie oskarżonych lub w areszcie, traci stopniowo kontakt z partią. Zresztą winna jest też sama Batkiwszczyna: oddawała swe struktury lokalnym oligarchom, a ci przechodzą teraz na stronę silniejszego Janukowycza.

Trudno liczyć, aby wybory do Rady Najwyższej w 2012 r. coś zmieniły. Tym bardziej że władza chce, aby odbyły się według nowych reguł. Jak wyliczył ukraiński ośrodek socjologiczny Centrum Razumkowa, przy obecnej ordynacji do parlamentu weszłoby sześć partii, co oznaczałoby różne warianty koalicji. Projekt upichcony przez "regionałów" pozwoliłby na wejście do Rady tylko trzem partiom, a część foteli przypadłaby deputowanym wybranym nie z list partyjnych, lecz w jednomandatowych okręgach. Tacy z reguły są po stronie władzy.

Jeszcze jedna rewolucja?

Czy to oznacza, że Janukowyczowi i jego Partii Regionów uda się wprowadzić w życie hasło klasyka: władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy? - Nie byłbym taki pewien, że wszystko stracone - mówi Portnikow. - Sytuacja ekonomiczna i nastroje społeczne mogą spłatać Janukowyczowi figla nawet podczas "ustawionych" wyborów. Wciąż można go odsunąć demokratycznym sposobem. Ale akcji protestu też bym nie wykluczał.

Fesenko przyznaje, że choć polityka nie wyciągnie ludzi na ulice (tak było w 2004 r., gdy sytuacja ekonomiczna była znośna), to właśnie czynnik ekonomiczny może odegrać większą rolę: - Ponad połowa Ukraińców deklaruje gotowość protestowania z przyczyn ekonomicznych. To naprężenie już widać, pod Radą Najwyższą demonstrują "afgańcy" (weterani wojny) i "czarnobylcy" (ofiary awarii w elektrowni, którym przysługują świadczenia).

Pogorszenie warunków życia - odczuwalne nawet w bogatym Kijowie - i arogancja władzy mogą w końcu wywołać jakąś reakcję. Choć na razie Ukraińcy pasjonują się raczej warunkami życia Janukowycza - posiadłość na 140 hektarach, której status prawny nie jest jasny - jakby chodziło o gwiazdę filmową, a nie kogoś, kto całe życie pracował na państwowych posadach. Albo śmieją się z premiera Mykoły Azarowa, który radził studentom, że jak nie mają na bilety, to niech chodzą na piechotę.

Ale wkrótce to wszystko może wywołać złość. - W budżecie pieniądze z oświaty przesuwane są na milicję i prokuraturę. Po co? - pyta Kabaczij. Odpowiedź jest jedna: władza się boi. Czyżby widmo rewolucji znów krążyło nad Dnieprem? - Wszystko zależy od sytuacji społecznej - mówi Portnikow. - Najważniejsze, by Ukraińcy zrozumieli, że wszystko w ich rękach. Żadna Unia Europejska im nie pomoże.

Na Ukrainie do głosu dochodzi pokolenie, dla którego "Pomarańczowa Rewolucja" jest tylko wspomnieniem, a kompromitacja "pomarańczowych" polityków nie była ich kompromitacją. Dla nich rzeczywistością jest Janukowycz, coraz bardziej nielubiany.

Roman Kabaczij: - Tamta rewolucja zrodziła się z nadziei, a Wiktor Juszczenko był tą nadzieją. Teraz ludzie nie mają już nadziei. Są źli.

Andrzej Brzeziecki jest redaktorem naczelnym dwumiesięcznika "Nowa Europa Wschodnia", stale współpracuje z "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2011