Wybór nigdy doskonały

Książkę Zbigniewa Nosowskiego “Parami do nieba" ujrzałam na księgarnianej półce tuż przed Bożym Narodzeniem i uznałam, że to dobry prezent gwiazdkowy dla rodziców. Sam tytuł zatrzymywał: do nieba bowiem, jak świadczyły o tym stosy mniej lub bardziej interesujących pozycji z zacięciem hagiograficznym, idzie się w drodze osobistego (a zatem indywidualnego) wysiłku i hartu ducha, a nie parami. Co prawda beatyfikacja Marii i Alojzego Beltrame Quattrocchich była doskonałym momentem na przypomnienie ważności sakramentu małżeństwa, jednak zamiast wieszczonego przełomu zaległa cisza.

Nosowski wraca do tematu. Szuka innych przykładów małżeńskiej świętości, co budzi głębokie uznanie, wszak wiedza o tych, którzy żyli w małżeństwie i zostali świętymi, raczej nie istnieje w świadomości przeciętnego parafianina. Stąd też zapewne wynika raczej zabawna sytuacja, gdy rzesze katolickich małżonków zwracają się do bardziej im dostępnych celibatariuszy: księży, zakonnic i zakonników, z nich próbując czerpać natchnienie do dobrego życia małżeńskiego (!).

Artur Sporniak, w tekście “Małżeństwo święte nie święte" (“TP" nr 6/05), ma rację upierając się, że oczekiwanie na aktywność Kongregacji ds. Kanonizacyjnych w kwestii uznania świętości małżeństw to za mało. Pojawianie się kolejnych świętych par nie zaowocuje przecież automatycznie w życiu współczesnych katolików. Intuicja Nosowskiego, że przykład będzie miał moc motywującą do wstępowania w związki małżeńskie z głębokim przeświadczeniem odpowiedzi na Boże wezwanie, też wydaje się słuszna: wezwanie do miłowania nie tylko siebie nawzajem, ale i niesienia tej miłości w świat, który tak jej potrzebuje. “Odkrycie tej tajemnicy [że przede wszystkim wolą Bożą jest, aby się kochali i żyli w małżeństwie] jest oczywiste dla każdej religijnie nieobojętnej pary zakochanych!" - przypomina Sporniak. Nie sposób temu stwierdzeniu zaprzeczyć, choć rosnąca statystyka rozwodów pokazuje, że gdzieś się owa oczywistość gubi. Odkrywanie tej tajemnicy nie powinno towarzyszyć jedynie wkraczaniu w małżeństwo; tajemnica Bożego wybrania ma być obecna każdego dnia w życiu małżonków. I to jest postulat ukonstytuowania się nowej (jakże potrzebnej) duchowości małżeńskiej, o czym pisze Nosowski zarówno w “Parami do nieba", jak w tekście “Zakochać się we własnej żonie" (“Więź" nr 8-9/04).

Ważnym elementem artykułu Sporniaka jest poruszenie problemu “podwójnego języka" obecnego w doktrynalnym nauczaniu Kościoła o seksualności, co odbija się w mówieniu o małżeństwie na poziomie parafii. Niedocenianie powołania małżeńskiego widać choćby w nabożeństwach. Kiedyś zadałam sobie trud przestudiowania rozmaitych wersji modlitwy wiernych. Trudno było mi znaleźć wezwanie w intencji powołanych do małżeństwa, jeśli już, to dla przygotowujących się do jego zawarcia. Niby niuans językowy, a de facto przejaw niechęci do nazywania małżeństwa powołaniem. Najczęściej małżeństwo bywa wymieniane jednym tchem po powołaniu do życia konsekrowanego i samotności. A przecież to nie jest jedna z “gorszych opcji", ale prawdziwa i niezwykła propozycja życia z Bogiem i w Bogu. Dlaczego modląc się o liczne i święte powołania, niemal mechanicznie modlimy się za kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego? Czy liczne i święte powołania małżeńskie nie byłyby właściwą odpowiedzią na potrzebę niesienia światu Ewangelii? Czy wezwanie do bycia apostołem ma odczytywać tylko celibatariusz? Czy to nie w katolickich małżeństwach i w tworzących się na ich fundamencie rodzinach ma się dokonywać sianie Dobrej Nowiny i dzielenie się nią z bliźnimi?

Rozważania te są poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, czy świecki może być zbawiony (co byłoby owocem otwarcia się Kościoła na małżeństwo jako “miejsce teologiczne"). Stwierdzenie, że powołanie do małżeństwa jest drogą do świętości, nie jest jednak dostatecznie wpojone w katolickie umysły, skoro osobie pragnącej postępować za Jezusem wciąż proponuje się najpierw (niestety, czasem dosyć nachalnie), by pomyślała, czy Pan Bóg nie widzi go (jej) w zakonie, jakby transmisja miłości Boga przez ukochanie drugiej osoby cokolwiek tę miłość umniejszała. Tak oto z pozoru jedynie teologiczne dywagacje są wyrazem rzeczywistego dylematu młodej osoby, która staje przed koniecznością wybrania drogi życiowej. Czy pragnienie realizowania powołania małżeńskiego jest wyborem gorszej drogi? Czy pragnąc służyć Bogu w małżeństwie, mogę to czynić dobrze, ale nigdy doskonale?

Dziękuję za artykuł. Ta tematyka to nie tylko teologiczne dysputy, ale codzienność, z którą przyjdzie się zmierzyć nie tylko młodym ludziom.

AGNIESZKA BRZEZIŃSKA, studentka V roku socjologii UW

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2005