Nogi mojej żony

Poszukiwania w podręcznikach teologii moralnej odpowiedzi na pytania związane z seksualnością kończą się niemiłym rozczarowaniem. Dla zbawienia duszy ciało mężczyzn potępiano od pasa w dół, a kobiet - w całości.

09.05.2004

Czyta się kilka minut

Tintoretto "Zuzanna i starcy" /
Tintoretto "Zuzanna i starcy" /

Po ukazaniu się w "Tygodniku" (nr 2/04) mego artykułu " " pojawiły się pytania, czy ksiądz powinien pisać o “sprawach łóżkowych". Wcale mnie one nie zdziwiły. Postrzegam je jako przejaw niepokoju etycznego, czyli “odczuwania całej dziedziny płciowości jako w jakiejś mierze niestosownej czy nieprzyzwoitej" (o. Karol Meissner). Nadal trudno przekonać wielu katolików, że tabu seksualne nie likwiduje zła, ale mu sprzyja.

W Biblii nie znajdziemy teorii seksualności. Część biblijnych wypowiedzi jest pozytywnym spojrzeniem na namiętność i erotyzm (“Niech źródło twe świętym zostanie, znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz! Po cóż, mój synu, upajać się obcą i obejmować piersi nieznanej?", Prz 5, 18-19; nie wspominam już o Pieśni nad Pieśniami). Na drugim krańcu znajdziemy wypowiedź z Apokalipsy (14, 4): “To ci, którzy z kobietami się nie splamili...".

W Starym Testamencie mężczyzna korzystał z namiętności, ale musiał się uczyć nad nią panować, aby nie rozbijała jego życia i przymierza z Bogiem. W Nowym Testamencie seksualność postrzegana jest bardziej jako zagrożenie - akcent pada na unikanie cudzołóstwa, a nie osiąganie spełnienia seksualnego. Św. Paweł jest pierwszym myślicielem Zachodu, który postawił znak równości między życiem duchowym a zbliżeniem seksualnym małżonków (List do Efezjan), równocześnie jednak podniósł celibat do rangi ideału ucznia Jezusa (1 Kor, 7nn). I tak to z różnymi historyczno-teologicznymi perturbacjami trwa do dzisiaj. Nic nie wiemy o seksualności kanonizowanych małżonków poza tym, że nie podejmowali współżycia albo ograniczali je do “koniecznego minimum", względnie - po odchowaniu dzieci wstępowali do zakonów. A to, co z ambon dochodzi do uszu wiernych na temat małżeństwa jako drogi do Boga, często sprawia wrażenie “teologicznego redukcjonizmu" (por. Magdalena Gusiew-Czudżak, “ ", “TP" nr 6/04).

Z badań przeprowadzonych w Polsce wynika, że tylko ok. 20 proc. dorosłych kobiet i 5 proc. mężczyzn miało okazję porozmawiania z rodzicami o swoich problemach związanych z seksualnością. Zatem, jak twierdzi o. Meissner w książce “Wiara i płeć", “ani rzetelna wiedza o wszystkich funkcjach płciowości w osobie ludzkiej, ani hierarchia wartości mogąca stwarzać dojrzałą motywację przestrzegania norm etycznych broniących tych wartości, w większości wypadków nie są dzieciom przekazywane. Starsze pokolenie przekazuje dziecku co najwyżej nakazy lub zakazy. W późniejszym okresie życia młody chłopak czy dziewczyna przyjmują to nauczanie nie jako możliwość rozwoju osobowościowego, ale wyłącznie jako ograniczenie wolności osobistej".

Od czasów Freuda miłość i namiętność w dyskursie Zachodu zaczęto postrzegać jako wykluczające się, często rywalizujące ze sobą aspekty ludzkiej seksualności. Freud, analizując przypadki psychicznej impotencji mężczyzn, doszedł do przekonania, że nie są oni w stanie połączyć miłości (czułości) i namiętności do jednej osoby. “Kiedy kochają, to nie ma w nich pożądania; kiedy pożądają, to nie potrafią kochać". Utrwaliło to przekonanie, że miłość i romans w małżeństwie są nie do pogodzenia, a być blisko kobiety, znaczy uwieść ją. Mówiąc kolokwialnie: seks może mieć twarz żony, ale namiętne są już tylko wspomnienia “pierwszej miłości". Tego typu myślenie prowadzi u kobiet do postawy: “seks za czułość". Warto o tym pamiętać, podejmując refleksję teologiczną nad “chrześcijańską tantrą".

Seksualność odłączona

Młodzi ludzie często skarżą się, że na zajęciach z wychowania do życia w rodzinie mówi się im dużo o uczuciach, relacjach w małżeństwie i rodzicielstwie, a niewiele o seksualności. Taka edukacja nie trafia w potrzeby młodych ludzi i “nieświadomie" rozdziela uczuciowość od seksualności, miłość od namiętności. Z drugiej strony apoteoza “bezpiecznego seksu" zostawia ich na “pastwę" doświadczeń i prób, które często prowadzą do konfliktów moralnych i obopólnych zranień. Dorosłym nie jest łatwiej. Jeśli małżonkom trudno przyjąć naukę Kościoła o antykoncepcji, uważa się to za przejaw słabej wiary, uporu, grzechu, a nie słabości nauczania. Niektórzy duchowni kierują taki “manifest do świata" z ograniczonej perspektywy prawa naturalnego. W ich mniemaniu, jeśli małżonkowie angażują się w relację seksualną z pominięciem “kolejnego" dziecka, jedynym motywem jest poszukiwanie przyjemności. W tej perspektywie wierność Bogu jest wiernością prawu naturalnemu - takiemu, jakie rozpoznali i “skodyfikowali". Skrajny “biologizm" niektórych z nich prowadzi do tego, że wszystkie przejawy bliskości fizycznej, które nie kończą się penetracją kobiety, i to “w dozwolony sposób", traktuje się jako “małżeńską masturbację" i potępia.

Poszukiwania w podręcznikach teologii moralnej odpowiedzi na pytania związane z seksualnością kończą się niemiłym rozczarowaniem. Wiele miejsca poświęcono w nich rozdzielaniu w człowieku tego, co duchowe, od tego, co cielesne, i wzajemnym antagonizowaniu obu światów. Dla “zbawienia duszy" ciało mężczyzn potępiano od pasa w dół, a kobiet - “w całości". Do dzisiaj istnieją teolodzy moralni utrzymujący, że “młodzi ludzie mogą zaledwie »tolerować« doznania natury seksualnej, których doświadczają podczas zapasów, jazdy konnej i innych zajęć sprzyjających wywołaniu seksualnego podniecenia". Jak ocenia Conrad Baars, “mamy tu do czynienia z założonym z góry potępieniem wszelkiej przyjemności natury seksualnej lub zmysłowej, co uniemożliwia młodzieży pełne otwarcie się na sprawy własnego i cudzego ciała oraz traktowanie tej sfery w sposób naturalny" (zob: “Psychologia miłości i seksualności", W drodze, 2003). Propozycje moralne były zazwyczaj oparte na przykazaniach, trochę zmodyfikowanych w duchu nowotestamentalnym, a prawo etyczne prawie w niczym się nie różniło od prawa cywilnego. Taki typ etyki gwarantował jednomyślność chrześcijaństwa, gubił jednak poszczególnych chrześcijan.

Z tym “teologicznym dziedzictwem" nie jest łatwo naprawić szkody wynikłe z jednostronnego podejścia do seksualności. Z psychologicznego punktu widzenia skutkiem podporządkowania osoby normie było upowszechnienie “ustawodawczego" pojęcia winy, tkwiącego w superego (“uchodzi za winnego"), a nie poczucia winy moralnej według osądu sumienia (“jestem rzeczywiście winny"). Wpłynęło to na rozumienie grzechów w dziedzinie seksualności: na pojęciu “grzechu" bardziej zaważyły teologiczne dywagacje Ojców Kościoła o płciowości niż nauki Jezusa i Dekalog. Ani w Piśmie Świętym, ani w Wyznaniu Wiary seksualność nie jest centralnym zagadnieniem, a Nowy Testament nie jest objawieniem nowych reguł w tej dziedzinie.

Takie przeniesienie akcentów wpływa też na postrzeganie chrześcijaństwa “z zewnątrz". “Osiągnięcia chrześcijaństwa" z punktu widzenia historii seksu oceniane są zazwyczaj negatywnie (np. “Kościół orzekł, że pożycie jest w ogóle niedopuszczalne, chyba że w celach rozrodczych i tylko w małżeństwie, a wobec innych przejawów seksualności przyjął politykę totalnej proskrypcji"). Za najbardziej zdumiewające osiągnięcie chrześcijan tacy autorzy uważają apoteozę czystości, którą “w rozumieniu seksualnym traktowano jako wartość wyjątkową, mającą moc znoszenia innych grzechów (...) Z jednej strony wzrósł wsparty na ślubach czystości autorytet kapłanów, z drugiej - normalnych ludzi jęło targać przemożne poczucie winy, bo w oczach Kościoła seks był nie tylko występkiem, ale występkiem najwyższej miary" (zob: Reay Tannahill “Historia seksu", Książka i Wiedza, 2001).

Z perspektywy historii seksu ocena chrześcijaństwa zawsze będzie jednostronna, bo seks dla chrześcijan to także zbliżanie się do Tajemnicy komunii człowieka z Bogiem. Najbardziej błyskotliwe analizy nie wyczerpią tej Tajemnicy, ale mogą wyostrzyć nasze patrzenie, a przez to wprowadzić (z powrotem?) na Jej ślady. To prawda, że wielu chrześcijan ma kiepskie życie erotyczne, ale wiele wyzwolonych seksualnie osób jest bardzo samotnych. Żyjemy w czasach, w których kwestionuje się sensowność zaangażowania na całe życie. Widać to w zamianie słownictwa mąż/żona na partner/partnerka. Wciąż jednak relacja oparta na wzajemnej i wiernej miłości jest poszukiwanym ideałem. Chociaż kwestionuje się instytucję małżeństwa monogamicznego jako “wymysł" Kościoła, “współczesne pary" desperacko szukają nowej wizji wspólnego życia, która powie im, jak kochać. Wypowiedzi seksuologów przybrały w tym kontekście postać “nowych przykazań" wyrosłych z “naukowych" statystyk dotyczących osiągania satysfakcji seksualnej. Argumentacja za poligamią (ponoć wierność jest dla samców niemożliwa) przez odwoływanie się do socjobiologii czy psychologii ewolucyjnej ma jednak tę słabość, że wszystko można udowodnić w zależności od tego, jaki rodzaj małp się wybierze. A przecież nikt pragnący namiętnej i czułej miłości nie powie, że chce kochać się z małpą lub, że sam nią jest, tylko “w przebraniu". Ks. Tomasz Halik napisał: “być może tymi, którzy za jakiś czas odkryją ponownie dla świata zapomnianą, głęboką tajemnicę ludzkiej seksualności, będą właśnie chrześcijanie" (zob: “TP", 51-52/2003). Żeby jednak do tego doszło, seks musi stać się dla nich “modlitwą ciała", bo wtedy ukaże egzystencjalno-symboliczną wartość.

Między konfesjonałem a kozetką

Chrześcijan można “w tej materii" podzielić na dwie grupy. Pierwsza uważa, że seks nie jest darem od Boga, ale “gorzkim" owocem upadku pierwszego człowieka. Nie można się nim cieszyć, a co najwyżej nauczyć się z nim żyć - bo Bóg go tylko “toleruje", ale nie pochwala. Według grupy drugiej ludzie mają prawo do przyjemności seksualnej z poszanowaniem drugiej osoby, a seks może być przyjemny i twórczy. Często można wśród nich spotkać się z nastawieniem, że chrześcijanin ma prawo do seksu, tylko Kościół mu je odbiera.

Dla pierwszej grupy zmaganie się ze złem tożsame jest z walką przeciwko ciału. Im mniej seksu i przyjemności w życiu, tym większa pewność, że się będzie zbawionym. Zasług dobrego chrześcijanina nie mierzy się miłością, lecz trudnościami, jakie napotyka podczas spełniania tego, co spełnić powinien. Czyn jest tym bardziej moralny, im więcej kosztuje wysiłku. Jeżeli tacy ludzie doznają przyjemności, są zaniepokojeni, a nawet zdruzgotani ukrytym poczuciem winy i nieokreśloną bliżej groźbą kary. Groźba złego użycia przyjemności przeszkadza im w dojrzewaniu do tego, że mogą, i muszą, z niej czynić dobry użytek. Dla drugiej grupy znamienne jest innego typu rozszczepienie: seksu się nie potępia, ale nie można się nim cieszyć “po katolicku".

Co w takim razie z “chrześcijańską tantrą"? W pierwszej grupie jest ona czymś niedorzecznym, w drugiej nie prowadzi do Eucharystii. Dla wielu chrześcijan seksualność (czy jako problem, czy obietnica) pozostaje sprawą nierozwiązaną do końca życia. Katolicka nauka mówi o niej bardzo teoretycznie, a mało biblijnie, zaś o zachowaniach seksualnych mówi znacznie więcej, ale w formie zakazów.

Tantra dla wtajemniczonych

Choć namiętna miłość wciąż jest tematem literackim, to - jak napisał Octavio Paz - zraniona została jej istota: pojęcie osoby. Być może teologicznie pogłębiona i praktycznie przeżywana “tantra chrześcijańska" będzie darem chrześcijan, “nową ewangelizacją". Aby powtórnie odnaleźć miłość, musimy, jak twierdzi Paz, jeszcze raz odnaleźć człowieka. Biblia wyzwala nas z iluzji, że technika seksualna jest “królewską drogą" do przeżycia osobowego spełnienia. Przyjemność zmysłowa oddzielona od wspólnego dojrzewania osób nie daje prawdziwej satysfakcji. Przyjemnością można się bowiem zmęczyć, ale nigdy nasycić. Prawdę tę wiele osób odkrywa jednak za cenę osobistych i cudzych zranień, żyjąc pod presją niemożliwych oczekiwań lub nadmiernego lęku związanego z seksem. Zamiast “technik kochania", które najczęściej są przejawem “męskiej" seksualności (zafiksowania na ciele kobiety i jej anatomii), powinniśmy wrócić do “sztuki kochania". Jak trafnie uchwycił to amerykański teolog Lewis B. Smedes, “gdy zła technika seksualna lub kiepska sztuka kochania może doprowadzić do wygaśnięcia wzajemnych uczuć, dobra technika nie jest w stanie ich stworzyć". Z drugiej strony, “zbyt dużo duchowości w seksie może doprowadzić do zaniku pasji; a kiedy ona umiera, seks nie jest ani duchowy, ani twórczy". Moralność seksu w małżeństwie jest po to, aby osoby stawały się moralnie odpowiedzialne za możliwości, jakie twórcza wierność oferuje im dla wzajemnego uszczęśliwiania się.

Stary Unamuno mówił: “Nie czuję już nic, kiedy dotykam nóg mojej żony, ale kiedy ją te nogi bolą, bolą mnie też moje". “Miłość jest chorobą chrześcijaństwa" - mawiał W. H. Auden. Potępienie miłości cielesnej jako grzechu przeciwko duchowi nie jest z gruntu chrześcijańskie, tylko platońskie, ale musimy wiedzieć, jak się do teologii dostało i gdzie się zadomowiło. W tym kontekście personalizm, pogłębiony o “chrześcijańską tantrę", jest zadaniem najpierw dla teologów świeckich i małżonków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2004