Wszystkie odcienie samotności

Skuteczność literackich portretów Lauren Groff polega na wyważeniu między uniwersalizacją postaci a nadaniem im ekscentryczności; wyważeniu między dojmującą samotnością a wcale nie beznadziejnymi próbami jej oswajania i łagodzenia.

01.04.2019

Czyta się kilka minut

 /
/

Tutaj rzeczy umierają. Umierają, a rozkładając się jednocześnie użyźniają grunt, na którym tętnić zaczyna nowe życie. Zgnilizna wykarmia coś nowego. Niekoniecznie lepszego, po prostu innego. Coś dziwnego i bliskiego zaczyna przylegać do twojego ciała”. Tak charakteryzowała Florydę w 2017 r. pisarka i eseistka Kristen Arnett, gdy na łamach „Literary Hub” wyjaśniała, dlaczego tak trudno jest pisać o tym zmitologizowanym stanie Ameryki. Próbując przekroczyć mroczny stereotyp rasistowskiego, konserwatywnego miejsca, Arnett sama przyznawała słuszność niektórym demonizującym Florydę przekonaniom. Problem bowiem w tym, przekonywała autorka, że Florydy nie da się oglądać z bezpiecznego dystansu, bo to miejsce inwazyjne, duszne, oplatające dzikością, z którego można uwolnić się jedynie przenosząc się gdzie indziej.

Wyliczone przez Kristen Arnett właściwości bagiennego, lesistego stanu, a także uchwycony w memach fenomen „Florida man” (ucieleśnienie mieszkańca Florydy jako sprawcy osobliwych, dziwnych przestępstw), powracają w amerykańskich recenzjach zbioru 11 opowiadań Lauren Groff, pisarki, która przeniosła się na Florydę i tam też umieściła większość opowieści z najnowszej książki. Szczęśliwie nie znajdziemy w nich ironicznych, zjadliwych karykatur rodem z nagłówków prasowych, donoszących o mężczyźnie aresztowanym za rzekome naprawianie samochodów przy pomocy plasteliny. Choć trudno także szukać we „Florydzie” zindywidualizowanych, szczegółowo dookreślonych postaci jako kontrwizerunków dla krzywdzącego stereotypu.

W 11 opowiadaniach postaci są często bezimienne, określają je role życiowe (matki, siostry, samotne kobiety) i geografia miejsca z jego szczególnymi właściwościami przyrodniczo-klimatycznymi. Tak jest choćby w przypadku bohaterki otwierającego zbiór opowiadania. „Duchy i puste miejsca”, chodzącej po ulicach, by w ten sposób skanalizować swój gniew i wściekłość na życie rodzinne. Jej spacery to dla nas, czytających, okazja do zobaczenia Florydy jej oczami. Przestrzeń staje się tu szczególnym azylem i łącznikiem z innymi, równie osamotnionymi jednostkami. Podczas tych przymusowych wędrówek oczy bohaterki z równą wnikliwością lustrują życie nieznajomych sąsiadów, co nieludzki krajobraz, tętniący życiem roślin, ptaków i innych zwierząt, wyróżniających się osobliwymi zachowaniami i rytuałami. Północna Floryda jest tu miejscem zrównującym byty, niwelującym gatunkowe hierarchie, które okazują się nieważne w obliczu radykalnej, jednostkowej samotności.

Bo to właśnie samotność jest głównym żywiołem łączącym wszystkich bohaterów i bohaterki „Florydy”, choć jej poszczególne realizacje zależą od zróżnicowanych właściwości klimatycznych tego miejsca. Groff nie tylko problematyzuje antropocentryczny punkt widzenia na świat, ale tworzy również niezwykły katalog typów społecznej hierarchii i odpowiadających im rodzajów osamotnienia. W doskonałym opowiadaniu „W wymyślonych kątach okrągłej Ziemi”, nawiązującym do sonetu Johna Donne’a nie tylko tytułem, ale i symbolicznymi motywami, mitologiczna historia życia Jude’a uzupełniona jest o diagnozę różnic społecznych, wynikających właśnie z warunków naturalnych. Wszak klimat Florydy jest bezlitosny – na jego złagodzenie mogą pozwolić sobie wyłącznie bogaci, których stać na zakup klimatyzacji.

Skuteczność literackich portretów Lauren Groff polega na wyważeniu między uniwersalizacją postaci i nadaniem im, także w języku (co jest zasługą wspaniałego przekładu Dobromiły Jankowskiej), pewnej ekscentryczności; wyważeniu między dojmującą samotnością a wcale nie beznadziejnymi próbami jej oswajania i łagodzenia. Dzięki temu 11 historii opiera się parabolizacji, a ich bohaterów i bohaterki trudno ostatecznie zamknąć w abstrakcyjnych formułach „każdego” i „każdej”. To w dużej mierze zasługa pisarskiej empatii wobec wycinka rzeczywistości o nazwie „Floryda”. Osobliwego, ale nie egzotycznego, o którym chce się słuchać więcej, niż oferują sensacyjne i plotkarskie doniesienia. ©

Lauren Groff FLORYDA, przeł. Dobromiła Jankowska, Pauza, Warszawa 2019

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2019