Wspólnota normalnych ludzi

Poparcia dla PiS-u nie tłumaczą bieda, populizm czy 500+. Żeby zrozumieć, skąd się bierze, wystarczy posłuchać mieszkańców jednego miasteczka. Grupa badaczy z UW właśnie to zrobiła.

08.01.2018

Czyta się kilka minut

Kampania wyborcza PiS do Parlamentu, Wyszków, lipiec 2015 r. / WITOLD ROZBICKI / REPORTER
Kampania wyborcza PiS do Parlamentu, Wyszków, lipiec 2015 r. / WITOLD ROZBICKI / REPORTER

Wczesnym latem ubiegłego roku socjologowie z Uniwersytetu Warszawskiego pod kierunkiem Macieja Gduli zjawili się w anonimowym mieście powiatowym w interiorze województwa mazowieckiego. Ich raport z badań nazywa je Miastkiem, dla utrzymania tajemnicy. Wiemy o nim, że nie jest zapadłą prowincją, że jest ładne i ogarnięte, widać wpływ funduszy strukturalnych. Wiemy, że w 2015 r. PiS zdobył w Miastku prawie 50 proc. głosów i że w intencji badaczy jest ono archetypem „prawdziwej Polski”, tej powiatowej, różnej od jasnych świateł aglomeracji i od miast Springer‑średnich. Badacze przeprowadzili 30 wywiadów z mieszkańcami z klasy średniej i ludowej (niższej). Klasa wyższa okazała się w Miastku statystycznie nieistotna.

Z badania wyszło, że poparcia dla „dobrej zmiany” nie tłumaczy bieda, populizm czy 500+, że nie jest ono wynikiem nierówności społecznych ani buntem ofiar transformacji ustrojowej. To nie jest tak, że PiS wypchnęły do władzy głosy rozczarowanych. Poparcie dla PiS-u jest bardzo zdywersyfikowane, nie ma żadnych oczywistych przełożeń między sytuacją życiową a preferencją wyborczą. Wysokie poparcie dla PiS to nie „kupienie głosów” ani realizacja interesów tej czy innej grupy, ale zręczność, z jaką partia Kaczyńskiego zaprasza wyborców z różnych grup do uczestnictwa w procesie politycznym czy wręcz dziejowym.

Wspólną ścieżkę wskazał wódz

Tyle streszczenie. Teraz przejdźmy do szczegółów, w których tkwi jeśli nie diabeł, to chochlik. Badanym miastczanom polityka wydaje się generalnie zawiła, trudna do zrozumienia. Po politykach spodziewają się niewiele. PO i okres jej rządów jest postrzegany jako porażka, a politycy Platformy są uważani za skompromitowanych. Powszechną niechęcią darzony jest KOD, który, co nieprzypadkowe, nie jest postrzegany jako oddolny ruch społeczny, ale jako bezideowa, sztucznie sterowana hucpa w obronie interesów starych elit.

Unisono jest za to akceptowany przez badanych program 500+, również przez tych, którzy PiS-u nie popierają. Co istotne, nie jest to tylko radość z pieniędzy w portfelu, ale też zadowolenie wobec szlachetnej likwidacji biedy, dowód na aktywność państwa, a nawet doszlusowanie do standardów Zachodu.

Jeszcze większa, niemal miażdżąca jednomyślność panuje w kwestii uchodźców, których w Miastku nie chce niemal nikt. Są jednak odcienie tej niechęci: w klasie ludowej ma ona podłoże wyraźnie ekonomiczne (mamy zbyt szczupłe środki, trzeba pomagać raczej Polakom niż obcym, uchodźcy zabiorą pracę etc.), a w klasie średniej – ideologiczne. Dla klasy średniej niechęć do uchodźców jest, paradoksalnie, wyrazem europejskości: Europa to spójny i skończony projekt, do którego przybysze z zewnątrz nie będą ani umieli, ani chcieli się włączyć. Dla klasy średniej uchodźcy to cwaniacy, którzy uciekają nie tyle od wojny, co do lepszego życia. Więcej: to tchórze, którzy porzucili własny kraj, zamiast za niego walczyć, jak Polacy kiedyś. Każdy mężczyzna docierający do granic Europy jest z definicji niemoralny – bo uciekł. I jako takiemu nie należy mu się pomoc.

Ze wszystkich spraw, o które ich zapytano, najbardziej polaryzuje mieszkańców Miastka spór o Trybunał Konstytucyjny. Rozkład opinii był dość oczywisty: ci, którzy byli przeciwni rządom PiS-u, sprzeciwiali się atakom na Trybunał jako nadużyciu władzy. Zwolennicy „dobrej zmiany” te poczynania aprobowali. Najciekawszy był jednak sens tej aprobaty: zdaniem autorów raportu nie ma tam symetrii „jednych boli nadużycie władzy, a drugich nie boli”. Ci drudzy w ogóle nie widzą nadużycia, uważają bowiem, że PiS ma demokratyczny mandat do wprowadzenia takich zmian, jakie chce. To, co dla jednych jest „zamachem na demokrację”, dla drugich jest właśnie realizacją demokratycznego mandatu. Zwolennicy PiS-u nie są więc antydemokratami. Oni po prostu rozumieją proces demokratyczny jako szeroką wolność raz wybranej władzy – a próby jej ograniczania postrzegają jako antydemokratyczne, KOD-owskie paroksyzmy wspomnianych starych elit.

Jest to mechanizm samodowodliwy i samonakręcający się. Poczynania PiS-u ­ dowodzą jego władzy i siły – i to właśnie się w nich ludziom podoba. To nie jest tak, że wyborcy PiS-u w Miastku w punkcie wyjścia nie lubią Trybunału Konstytucyjnego, więc akceptują ataki nań. Jest odwrotnie: oni akceptują je dlatego, że PiS się na nie zdecydował. Chodzi tutaj o radość ze wspólnego podążania ścieżką wyznaczoną przez wodza.

Utrwalanie granic

I nie przez przypadek jest to podążanie wspólne. Potężne poparcie dla PiS-u bierze się również stąd, że rządy tej partii dają poczucie uczestnictwa we wspólnocie, choć jest to wspólnota z założenia ekskluzywna, powstająca przez odróżnienie. Jest to wspólnota „normalnych, ciężko pracujących ludzi”, którzy różnią się tak od skompromitowanych polityków PO czy hoch- sztaplerów z KOD-u, jak też od patologicznej rodziny ze stereotypu, która przepija pieniądze z 500+.

To ostatnie tłumaczy zarazem ciekawy paradoks, który wychwyciło badanie: to klasa ludowa, a więc najbiedniejsi, są najbardziej skłonni temu stereotypowi ulec i obruszać się, że ktoś może wydać banknot z królem Sobieskim na wódkę. To właśnie klasa ludowa najchętniej zgodziłaby się na jakąś odgórną kontrolę, kto na co 500+ wydaje. Dlaczego? Po to właśnie, żeby podkreślić swoją przynależność do „ludzi normalnych, racjonalnie gospodarujących pieniędzmi”, w odróżnieniu od patologii, która przepija. Chodzi o to, że „my” jesteśmy lepsi i czystsi niż „oni”. A tymi „onymi” mogą być też oczywiście obcy, czyli uchodźcy, którzy nie dość, że nie są Polakami, to jeszcze chcieliby sutej opieki społecznej.

Właśnie ta odśrodkowość wspólnoty (czy wręcz nacjonalizmu), którą proponuje PiS, oparcie jej na opozycji wobec tych, którzy są na zewnątrz, sprawia, że PiS jest tak atrakcyjny dla tak różnych grup społecznych. Wypełnienie tej wizji konkretniejszym programem pozytywnym i treściwszą identyfikacją byłoby dla PiS-u potencjalnym strzałem w stopę. Wprowadziłoby bowiem napięcia między różnymi częściami elektoratu, a to właśnie poparcie wszystkich tych grup jest potrzebne do legitymizacji władzy.

To specyficzne myślenie raport Gduli nazywa „moralnością dla aspirujących” (nie najszczęśliwsze określenie, swoją drogą). Moralność nie oznacza tu jednak podstawy sprawiedliwości, ale raczej zabezpieczenie hierarchii i utrwalenie granic wspólnoty. Poparcie dla PiS-u jest wyrazem chęci przywrócenia jasnego ładu moralnego, porzuconego czy zniekształconego przez poprzednie, zdeprawowane elity. Głosując na partię Kaczyńskiego „dobrzy”, „swojscy”, „normalni”, ciężko pracujący Polacy, należący do oczywistej i raz na zawsze danej „Europy”, przeciwstawiają się uchodźcom, skompromitowanym starym autorytetom i leniwym biedakom.

Uczestnictwo w Historii

Głos na PiS jest więc udziałem w tworzeniu nowego ładu moralnego. Ale nie tylko moralnego: stanięcie po stronie PiS-u staje się uczestnictwem w szerszym dramacie dziejowym. Partia ta niejako wciąga swoich wyborców w sanacyjno-reformatorską spiralę działań, których poparcie staje się współsprawstwem, a przez to wyrazem mocy, do której ci wyborcy aspirują. W tym sensie te mocne działania będą się im podobały niejako z definicji.

Stąd też absurdalne są oczekiwania liberalnych komentatorów, że jeszcze kilka razy Kaczyński „pojedzie po bandzie”, a wtedy „ludzie się obudzą”, „milion wyjdzie na ulice” i zaprotestuje. Nie obudzą się i nie wyjdą, bo dla połowy społeczeństwa burzenie starego porządku oznacza długo wyczekiwaną podmiotowość. Połowa społeczeństwa dała Kaczyńskiemu czek in blanco: cokolwiek zrobi, będzie w porządku, bo to uczyni sprawczymi tych, którzy mu zaufali. PiS wygrywa, bo umie zaprosić swoich wyborców do uczestnictwa w Historii. To jest to, czego nie umiała robić Platforma. „Ciepła woda w kranie” to było już za mało, aspiracje rosły – i nie chodziło bynajmniej o wrzątek w kranie, ale o sprawczość na arenie świata. I to właśnie dał ludziom PiS.

To poczucie bywa tak silne, że może iść wbrew interesom prywatnym. Raport przywołuje znamienną rozmowę z nauczycielką z Miastka, która cieszy się z likwidacji gimnazjów, mimo że świetnie się jej w gimnazjum pracowało. Widać tu wyraźnie, że to już nie o wąskie interesy idzie. Polityczne może górować nad prywatnym, a za współudział w zmianie świata warto czasem zapłacić w życiu osobistym.

Magazyn Porażka

Czy to są wszystko słuszne diagnozy? Podpisałbym się pod większością. Kilka ważnych wątpliwości podsunął w swoim komentarzu Michał Bilewicz z Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW. Zwraca on uwagę, że powiatowe Miastko trudno uznać za Polskę w pigułce, bo statystycznie nie jest wcale tak, że „Polska jest krajem małych miast” (trzy czwarte Polaków mieszka bowiem na wsi lub w dużym mieście). Ponadto i przede wszystkim nie powinniśmy tak łatwo zaniedbywać czynnika ekonomicznego, który autorzy już na wstępie marginalizują. Raport stara się pokazać, że samą biedą i brakiem perspektyw nie wytłumaczymy sukcesu ­PiS-u. I to jest prawda, ale ekonomii nie wolno nam spuścić z oka. Odnowione za unijne pieniądze fasady przy rynku i goły wskaźnik bezrobocia nie przekładają się bowiem wprost na sytuację życiową konkretnych ludzi, zwłaszcza jeśli połowa wyjechała w międzyczasie pracować na zmywaku w Dublinie.

Bilewicz podkreśla, że przewroty społeczne i polityczne nie zachodzą wtedy, kiedy warunki życia się pogarszają, ale wtedy, gdy przestają rosnąć i nadążać za aspiracjami, które wciąż rosną. W naukach politycznych określa się to zjawisko mianem „krzywej J” Jamesa Daviesa, a w dzisiejszej Polsce jego wyrazem jest np. strona na Facebooku „Magazyn Porażka”, poświęcona, jak deklaruje jej autor, „tym, którym się nie udało, czyli prawie wszystkim”. Warto też wspomnieć o „Zawodzie” Kamila Fejfera, czarnym reportażu z polskiego rynku pracy, który ma młodym do zaoferowania dużo mniej, niżbyśmy tego chcieli. Z punktu widzenia dwudziesto- i trzydziestolatków III RP to stan zawieszenia. Szerokie kontakty ze światem Zachodu rozbudziły wielkie aspiracje, których państwo nie jest w stanie spełnić.

Poza populizmem

Z tego raportu dowiadujemy się o źródłach sukcesu PiS-u więcej niż z większości publicystyki ostatnich dwóch lat. Rozbija uklepane, a bezpodstawne stereotypy o tym, dlaczego Kaczyński wygrywa. Polska polityka wyszła ze stadium populizmu, wyborów nie wygrywa już ten, kto sprawniej „kupi głosy ciemnego ludu”. Nie wygrywa ich ten, kto lepiej wstrzeli się w przyziemne oczekiwania i bezpośrednie interesy, ale ten, kto włączy swoich wyborców w wielki projekt tworzenia nowego świata. Stąd też w płot i próżnię pójdzie logika „dać więcej, przelicytować” i wszystkie liberalne nadzieje, że dla odebrania władzy PiS-owi wystarczy dać 500 zł „również na pierwsze dziecko”. Raport jasno stwierdza, że wszelka alternatywa dla rządów PiS-u „wymaga tworzenia konkurencyjnych form zaangażowania w zmianę̨ świata”. A czy taka alternatywa jest dzisiaj widoczna – to już zupełnie inne pytanie.

Wychodząc zaś w stronę spraw ogólniejszych niż kwestia, „co z tym PiS-em”, w raporcie uderzyło mnie swego rodzaju „odpolitycznienie”, które widać w wypowiedziach mieszkańców Miastka. Widzą oni polityków jako ludzi złej woli, którzy pociągają za ciemne sznurki w Warszawie. Z polityki przychodzi samo zło. Natomiast dobre rzeczy, które się w Polsce dzieją, nie są wynikiem czyjegokolwiek działania politycznego, ani żadnej polityczności w ogóle. Pieniądze unijne płyną same z siebie, a drogi budują się same – to są procesy nie tyle państwowe, co przyrodnicze.

Ta „apolityczność” jest szczególnie smutna tam, gdzie dotyczy ruchów społecznych, oddolnych. Mieszkańcy Miastka w nie po prostu nie wierzą, nie wierzą w ogóle w politykę jako wyraz konkretnej aktywności żywych ludzi. Polityka to wódz, „góra”, wyznaczająca kierunek, w którym należy podążać, a nie działalność moja własna i mnie podobnych. Mieszkańcy Miastka są umiarkowanie sceptyczni wobec Czarnego Protestu i wrodzy wobec KOD-u nie tylko dlatego, że się nie zgadzają z nimi ideowo, lecz przede wszystkim dlatego, że nie wierzą w ich autentyczność. Uważają, że to ruchy sztuczne i sterowane z zewnątrz.

Wyjść poza fantazmaty

Ten raport jest też dobitnym przypomnieniem, że to, co politycy i komentatorzy myślą o społeczeństwie, a także nasze własne wyobrażenia o tym, co poza naszą bańką, to często zupełna fantazja. I dlatego właśnie badania takie jak to są potrzebne. Poza naszą bańką nawet logika może być inna: z punktu widzenia racjonalnego analityka trudno przecież wytłumaczyć panią Aleksandrę z klasy średniej, która głosowała na „Barbarę Nowacką z Partii Razem” (Nowacka była w 2015 r. nie kandydatką, ale konkurentką Razem).

Raport jest mocnym przypomnieniem, że jeśli chodzi o politykę, to żyjemy fantazmatami. O sobie samych myślimy, że głosujemy racjonalnie, zgodnie z własnym interesem, ba, zgodnie z „obiektywną słusznością” i racją stanu. To fantazmat numer jeden. Drugi zaś, bardziej niepokojący, jest taki, że zupełnie nie wiemy, czym się kierują inni. Minęła już połowa kadencji rządów PiS-u (pierwszej kadencji, trzeba pewnie dodać), a połowa społeczeństwa wciąż nie rozumie wyborów tej drugiej. Nie rozumie, bo gra z nią w głuchy telefon ten korowód jednostronnych mędrców, którzy powtarzają wciąż te same zbite frazy. Słyszymy więc, że „Polacy zostali kupieni za 500+”, że „Edkowie i wózkowe nie doceniają demokracji”, a „niewdzięczna młodzież nie wie, że komunizm był naprawdę”. PiS może spać bezpiecznie: na żadną polityczną sprawczość ta mantra się nie przekuje.

Oderwane od rzeczywistości konstrukcje są nie tylko fałszywe i nie tylko politycznie nieskuteczne – gorzej: one są pełne pogardy. I to właśnie jest najbardziej niepokojące i długofalowo najbardziej niszczące dla demokracji. Myśląc w ten sposób, uczymy się wyrażać swoją polityczność nie poprzez troskę o dobro wspólne czy mniej lub bardziej płomienny dialog z drugą stroną, ale przez totalną tej drugiej strony delegitymizację. Przez pogardliwe przekreślenie jej wyboru i głosu, niemal odmówienie jej prawa do istnienia. To zaś wróży bardzo źle, tak Polsce jako wspólnocie, jak i nam wszystkim jako ludziom.

Od jakiegoś czasu pojawia się coraz więcej głosów, które idą wbrew takiemu podejściu. I bardzo dobrze. Trzeba do nich doliczyć raport zespołu Gduli. Warto coś takiego robić, warto działać, wychodzić zza biurka (czy kawiarnianego stolika), jechać w ten półmityczny „teren”, konfrontować się z realiami. Raportowi można zarzucić niejedno, choćby to, że interpretacja stacza się nieraz w luźną impresję, że metodologia jest nieco frywolna, a całość wygląda trochę tak, jakby grupa socjologów pojechała sobie do miasteczka, które im się wydaje już Polską B, ale do którego można z Warszawy dojechać kolejką podmiejską. To jednak szczegóły. Idea jest ze wszech miar słuszna – warto badać, trzeba jeździć. Bez tego będziemy wiecznie chodzić w kółku graniastym naszych domniemań. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof, pisarz, opublikował m.in. „Sztukę życia według stoików”, a ostatnio „21 polskich grzechów głównych”. Prowadzi blog myslnikstankiewicza.pl. Kontakt z autorem: mikolaj.piotr@gmail.com więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2018