Wolność? To nie tutaj. Reportaż z Gwatemali

Prezydent Gwatemali bezwględnie zwalcza krytykujących go dziennikarzy oraz niezależnych sędziów i prokuratorów. Ubogi i wysoce skorumpowany kraj Ameryki Środkowej odchodzi od demokracji.
z Gwatemali

26.09.2022

Czyta się kilka minut

Moment aresztowania dziennikarza śledczego Joségo Rubéna Zamory, dyrektora dziennika „El Periódico”. Stołeczne miasto Gwatemala, 29 lipca 2022 r. / JOHAN ORDONEZ / AFP / EAST NEWS
Moment aresztowania dziennikarza śledczego Joségo Rubéna Zamory, dyrektora dziennika „El Periódico”. Stołeczne miasto Gwatemala, 29 lipca 2022 r. / JOHAN ORDONEZ / AFP / EAST NEWS

Jest letnie popołudnie, koniec lipca. W burym, betonowym mieście Gwatemala – stolicy państwa o tej samej nazwie – panują duszne upały. José Rubén Zamora Marroquín kończy właśnie rodzinny obiad. Ze Stanów Zjednoczonych przyjechały wnuki, musi być zadowolony ze spotkania z rodziną, która od 2003 r. przebywa poza krajem.

Jego bliscy nie wyjechali za pracą, jak większość Gwatemalczyków. Uciekli ze strachu: po tym, jak grupa gangsterów na kilka godzin zrobiła z Zamory zakładnika w jego własnym domu. To było ostrzeżenie. Poważne i jedno z wielu, które miał otrzymać w kolejnych latach.

Kilka dni wcześniej Zamora, jeden z najbardziej znanych w Gwatemali dziennikarzy śledczych, opublikował artykuł o korupcji w sferach rządowych. I oto ten spokojny letni dzień w rodzinnym gronie zostaje właśnie przerwany: pod dom Zamory podjeżdżają wozy policyjne i czarne pick-upy bez rejestracji. Uzbrojeni funkcjonariusze z zakrytymi twarzami wchodzą do budynku i przez kolejne godziny przeczesują jego pomieszczenia, podczas gdy pozostali na zewnątrz pilnują wejścia. Wokół zbierają się dziennikarze i zaciekawieni przechodnie.

Patrząc na rozmach tej akcji, można by pomyśleć, że namierzono któregoś z poszukiwanych przestępców. Tymczasem policja konfiskuje dwa telefony i skuwa w kajdanki Zamorę, 66-letniego spokojnego mężczyznę o białych włosach.

Przynajmniej część kraju wstrzymuje oddech. Zamora to postać dużego kalibru: nie tylko dziennikarz, ale także dyrektor „El Periódico”, gwatemalskiego dziennika i jednej z najbardziej krytycznych wobec obecnej władzy gazet w kraju. Jak podkreślają niezależne media, to pierwszy przypadek od podpisania kończących wewnętrzny konflikt porozumień pokojowych w 1996 r., gdy do więzienia w Gwatemali trafia dziennikarz tak wysokiej rangi.

„Przypuszczam, że to wszystko ma związek ze spiskiem przeciwko mnie. Jeśli tak jest i więzienie ma być ceną za miłość do Gwatemali, to trudno, nie ma wyjścia” – Zamora zdążył jeszcze powiedzieć to dziennikarzom, zanim wsadzono go do policyjnego wozu. Na godzinę przed północą został oficjalnie zatrzymany i przewieziony do Pałacu Sprawiedliwości. Od tamtej pory pozostaje w więzieniu.

Rosjanie i mały książę

Prokuratura zapewnia, że aresztowanie nie ma związku z dziennikarską aktywnością Zamory: zarzuca mu szantaż i pranie pieniędzy. Trudno jednak bezkrytycznie przyjąć te wyjaśnienia. „El Periódico”, założony przez Zamorę w tamtym pamiętnym roku 1996, od lat opisuje powiązania władzy z mafią i afery korupcyjne z udziałem najwyżej postawionych polityków w kraju. W dzienniku pojawiły się m.in. szczegóły zeszłorocznej wizyty rosyjskich milionerów, związanych z przemysłem wydobycia niklu. Z detalami opisano ich szczodre powitanie, luksusowe hotele i asystę sowicie opłaconych kobiet (a także ich zagadkowe zniknięcie).

Jednak tym, co najbardziej rozwściekliło władze w Gwatemali, jest kwestia dywanu: zwiniętego w rulon i skrywającego paczki gotówki. To prezent, jaki prezydent Alejandro Giammattei, urzędujący od 2020 r., miał otrzymać od rosyjskich gości. Dwa miesiące od tej wizyty przedsiębiorcy oficjalnie wyrazili zainteresowanie otrzymaniem koncesji na działalność w porcie Santo Tomás de Castilla we wschodniej części Gwatemali. W planach mają konstrukcję terminalu do eksportu minerałów.

Dziennik nie poprzestaje na aferach. W jego dziale satyrycznym opublikowano opowieść o małym księciu, bezgranicznie chciwym, i zakochanym w nim ogrze, który dotarł do władzy, by obdarować lubego prezentami. Gwatemalczycy szybko dostrzegli w wymyślonych postaciach odbicie prezydenta i Miguela Martíneza: młodego polityka, który zadziwiająco szybko wspiął się po szczeblach władzy, cieszy się licznymi przywilejami i nie odstępuje prezydenta na krok. Dziennikarze krytyczni władzy piszą o nim jako o najbardziej wpływowym człowieku w kraju, a plotki niosą się same.

Giammattei, konserwatywny polityk, nie lubi kpin. Nie życzy sobie, by kwestionowano jego decyzje, pytano, z kim robi interesy i jak wydaje ­publiczne pieniądze. W swej ofensywie przeciwko tym, którzy zaczynają być niewygodni, ma potężne narzędzie: kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości.

Lista Engela

W maju tego roku prezydent Giammattei podjął decyzję o nominacji Consuelo Porras na stanowisko prokurator generalnej. To już jej druga kadencja. Pierwsza upłynęła pod znakiem afer korupcyjnych, zarzutów o utrudnianie najważniejszych śledztw w państwie i wyświadczanie przysług osobom z jej najbliższych kręgów.

Od ubiegłego roku Porras znajduje się na publikowanej przez Stany Zjednoczone „Liście Engela” (nazywanej tak od nazwiska byłego amerykańskiego kongresmena Eliota Engela, który jako pierwszy zaproponował opublikowanie takiego dokumentu), wskazującej na osoby, które, w ocenie amerykańskiego Departamentu Stanu, stanowią zagrożenie dla demokratycznych procesów i instytucji w Ameryce Środkowej, są skorumpowane bądź zakłócają śledztwa dotyczące korupcyjnych afer. Figurujący na liście nie mają prawa wjazdu do Stanów Zjednoczonych, istnieje też możliwość zamrożenia ich aktywów w USA.

Reelekcję Porras skrytykowało wiele organizacji pozarządowych, w tym Human Rights Watch: „Podczas (pierwszej) kadencji Porras Prokuratura Generalna wszczynała fałszywe postępowania przeciwko niezależnym sędziom, prokuratorom i dziennikarzom”. Taktyka prokurator generalnej okazała się skuteczna: kraj, jedna po drugiej, opuszczają osoby, w których wielu Gwatemalczyków widziało ostatni bastion broniący podupadającej demokracji.

Polowanie na czarownice

Do dziś już ponad 20 prawników, sędziów i prokuratorów zajmujących się sprawami korupcyjnymi uciekło z Gwatemali w obawie przed represjami. Wśród nich Erika Aifán, sędzina w procesie dotyczącym domniemanych łapówek, wręczonych gwatemalskim politykom przez brazylijski koncern budowlany Odebrecht. Opuściła Gwatemalę, gdy zarządzana przez Porras prokuratura podjęła kroki w celu pozbawienia jej immunitetu sędziowskiego.

Wyjechał także Juan Francisco Sandoval, niegdyś dyrektor FECI (Specjalnej Prokuratury przeciwko Bezkarności). Dziś mieszka w Stanach Zjednoczonych. To on zbierał dowody w sprawie pieniędzy rzekomo przekazanych w dywanie prezydentowi przez gości z Rosji. Wyjechał po tym, jak decyzją Porras pozbawiono go stanowiska i wydano za nim nakaz aresztowania. Do granicy z Salwadorem, dla bezpieczeństwa, eskortował go ambasador Szwecji.

Podobne historie opowiadają pozostali pracownicy instytucji wymiaru sprawiedliwości, szukający azylu z dala od ojczyzny. W dzień zatrzymania Zamory aresztowana została również Samari Gómez, asystentka prokuratora w FECI. „To polowanie na czarownice” – powiedziała gwatemalskim mediom.

Dziś oczy Gwatemalczyków zwrócone są na sędziego Miguela Ángela Gálveza. Orzeka on w sprawie „Diario Militar” („Notatnik wojskowy”): procesie, w którym byli wojskowi i funkcjonariusze policji oskarżani są o nielegalne zatrzymania, tortury i egzekucje przynajmniej 195 dysydentów politycznych w latach 80. XX w., podczas krwawego konfliktu wewnętrznego.

To jeden z najważniejszych procesów dotyczących zadośćuczynienia ofiarom tamtego konfliktu, toczących się obecnie w Gwatemali. Sędzia otrzymuje pogróżki śmiercią, podjęto też pierwsze kroki w celu pozbawienia go immunitetu. O zapewnienie bezpieczeństwa Gálvezowi apelują m.in. Światowa Organizacja Przeciwko Torturom i Międzyamerykański Trybunał Praw Człowieka. Chyba wszyscy obserwujący ostatnie wydarzenia zadają sobie pytania – jak długo sędzia Gálvez będzie mógł pozostać w kraju? Czy zdoła doprowadzić proces do końca?

Wiecznej wiosny nie będzie

O opinię o dzisiejszej Gwatemali proszę Jas Gidalti. To jedna z tych osób, które są urodzonymi aktywistkami. Pojawia się na manifestacjach, debatach, lokalnych wydarzeniach solidarnościowych. Pokazuje mi zdjęcia z protestów: stoi sama, z zasłoniętą twarzą, przed kordonem uzbrojonej policji i wymachuje tęczową flagą.

Dorastała w VI Dzielnicy, zona roja, czerwonej strefie, znanej z przemocy gangów. Szukając pracy musiała podawać zmyślony adres; niełatwo się pozbyć etykiety złego pochodzenia. Doświadczenia z tej części miasta wpłynęły na całe jej późniejsze życie. To tam przez pięć lat udzielała lekcji kobietom, które nigdy nie miały szansy na pójście do szkoły. Jedna z uczennic została zastrzelona na jej oczach, wychodziła właśnie z zajęć. Była to zemsta za to, że zdecydowała się złożyć zawiadomienie o gwałcie.

– Kilka z moich uczennic zostało pielęgniarkami. Ich przeszłością były gangi, a mimo to wciąż żyją – opowiada z wilgotnymi od łez oczami. – Od tamtej pory coś we mnie się zmienia, czuję, że chcę zbawić świat. Wtedy też zaczynam zdawać sobie sprawę z ryzyka i z tego, że w naszym kraju istnieją struktury, które nie pozwalają na tę zmianę. CACIF (organizacja gwatemalskich przedsiębiorców, znana z bliskich kontaktów z władzą i znaczącego wpływu na politykę w kraju), gangi narkotykowe, skorumpowani politycy nie pozwalają, by przyszła wieczna wiosna, o jakiej nam opowiadają.

„Nie chcemy starej polityki”

Jas Gidalti pracuje w fundacji Visibles, działającej na rzecz osób LGBT.

– Dzięki tej pracy sama „wyszłam z szafy” – opowiada. To zmieniło jej pozycję, zaczęła dostrzegać kruchość swej sytuacji. – Zastanawiam się, jak żyć w kraju, który jest tak konserwatywny, szowinistyczny i skorumpowany, że nie daje nam żadnych narzędzi, by się rozwijać. Gdy zdasz sobie sprawę z rzeczywistości, w jakiej żyjesz, gdy odczujesz to całą sobą, ciężko później o spokój – dodaje.

Opowiada mi o tegorocznej paradzie równości i o tym, jak mimo ponurej ­sytuacji w kraju, widząc ulicę pełną tańczących ludzi poczuła, że w kraju zachodzą zmiany.

– Tyle że w kwestii praw człowieka zawsze będzie to walka. Dzisiejsze represje dotykające dziennikarzy nas także dotyczą, my będziemy kolejni – sądzi Gidalti. – Jeśli ktoś uważa, że to, co się dzieje w kraju, go nie dotyczy, żyje w jakimś magicznym świecie. Patrzymy na początki dyktatury. Ci, którzy podczas konfliktu wewnętrznego zmasakrowali naród, wciąż kontrolują kraj.

O Gwatemali mówi, że jednocześnie ją kocha i nienawidzi. – Czasem chciałabym o niej zapomnieć. Ale kiedy wyjadę... – zawiesza głos.

Jas jak wiele młodych osób, z którymi rozmawiam, bierze pod uwagę emigrację. Ale jeszcze nie teraz, nie chce czuć, że opuszcza kraj w potrzebie. Pokłada nadzieję w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i wyborach do Kongresu. – Chcę pracować nad większą świadomością podczas głosowania, przede wszystkim z młodymi ludźmi. Już nie chcemy starej polityki. Ona nigdy nam w niczym nie pomogła.

Lepiej być ostrożnym

O sytuacji w kraju alarmuje również UDEFEGUA: organizacja pozarządowa zajmująca się ochroną obrońców praw człowieka. Według jej danych przez ponad dwa lata rządów prezydenta ­Giammatteiego zarejestrowano już 2646 przypadków ataków na osoby broniące praw człowieka. To więcej niż podczas całych kadencji jego dwóch poprzedników. Opublikowany niedawno komunikat organizacji mówi wprost: „Decyzje obecnego rządu prowadzą nas do odnowienia państwa autorytarnego”.

Konflikty w stolicy, rozgrywane na wysokich szczeblach władzy, znajdują odzwierciedlenie w reszcie kraju. Z dala od miasta toczą się brutalne spory o terytorium, dostęp do podstawowych usług i poszanowanie przyrody.

Według ostatniego spisu powszechnego z 2018 r. blisko 44 proc. ludności Gwatemali ma pochodzenie rdzenne, w większości są to Majowie. Ziemia, postrzegana w mieście jako okazja do interesów, poza nim ma inne znaczenie.

– To nasza matka, która zapewnia nam pożywienie. Ziemia to także nasze prawo, jest dla nas święta i traktujemy ją z szacunkiem – mówi mi Hector, jeden z aktywistów z zachodniego wybrzeża kraju. Jest liderem organizacji sprzeciwiającej się plantacjom trzciny cukrowej, rozciągającym się po departamencie Retalhuleu jak zielony ocean. Gigantyczne uprawy pozbawiają lokalne społeczności wody. Praca oferowana na plantacjach odbywa się w fatalnych warunkach, często bez umowy, pick-upy rozwożące pracowników są pełne nieletnich.

Hector to nie jest jego prawdziwe imię. Prosił, by je zmienić. Lepiej być ostrożnym, tym bardziej że grożono mu śmiercią, a za jego działalność postawiono mu zarzuty kryminalne.

Jak widzi przyszłość? – Przewidujemy ogromną falę emigracji. Jeśli pytasz o nadzieję, to raczej jej nie mamy. Instytucje upadły, rząd i przemysł rolniczy na wielką skalę narzucają nam swoje zasady. Być może zmiana zależy od większej świadomości społeczeństwa, jedności. Ale to wymaga wielkiej pracy. W najbliższych wyborach startować będą te same partie co zawsze, nie sądzę, by coś się mogło zmienić – jego głos jest smutny, niemal obojętny.

▪▪▪

„Od kiedy w 1989 r. zacząłem pracować jako dziennikarz, powtarzam nieustannie, że żyjemy w narkotykowo-kleptokratycznej dyktaturze, która nas porywa i zastrasza” – mówił Zamora po aresztowaniu.

Niedługo przed dniem niepodległości, obchodzonym w Gwatemali 15 września, kraj obiegła wiadomość o wyjeździe z kraju kolejnej ważnej dla demokracji postaci. Jordán Rodas, były już prokurator ds. praw człowieka, otwarcie krytykował władze państwowe, alarmował, że w kwestii praworządności i praw człowieka nastąpił poważny regres. Nie zwlekał zbyt długo. Na kilka godzin po zakończeniu kadencji, o drugiej nad ranem przekroczył granicę z Salwadorem.

Hector: – Według nas nie ma żadnej niepodległości. Ona jest tylko dla niewielkiej grupy stanowiącej władzę. Tutaj nie ma wolności. W dzień niepodległości nie będziemy świętować, raz jeszcze przypomnimy sobie o trwającej opresji. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2022