Wobec Libanu

Hezbollahowi udało się to, co kiedyś nie powiodło się Saddamowi Husajnowi. Kiedy podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. kazał on odpalić na Izrael 39 rakiet średniego zasięgu "Scud, liczył nie tylko na to, że rakiety wyrządzą szkody, ale również na efekt polityczny: że w odpowiedzi Izrael uderzy w Irak, siejąc niezgodę w szeregach zachodnio-arabskiej koalicji, zawiązanej pod przywództwem USA po irackiej agresji na Kuwejt. "Scudy spadały, Izrael siedział w schronach, ale nie włączył się do wojny.

31.07.2006

Czyta się kilka minut

Hezbollah osiągnął więcej niż saddamowska armia. Wystrzeliwane masowo rakiety krótkiego zasięgu zabiły w ciągu kilkunastu dni ponad pięćdziesięciu Izraelczyków i przeorały politycznie Bliski Wschód. Owszem: fakt, że Izrael został zaatakowany, wzbudził sympatię wśród polityków i intelektualistów europejskich, na jaką państwo żydowskie, prowadzące twardą politykę wobec "kwestii palestyńskiej", nie mogło liczyć od lat. Ale sympatia już się ulatnia, w tempie proporcjonalnym do rosnących strat wśród libańskich cywilów - kilkuset zabitych, z czego jedna trzecia to dzieci (tylko w minioną niedzielę kolejnych 50, w tym 20 dzieci). Coraz więcej polityków i zwykłych obywateli Europy będzie zadawać sobie pytanie, czy izraelska odpowiedź jest adekwatna, czy tak zmasowane i nieprecyzyjne naloty są działaniem nie tylko etycznie dopuszczalnym, ale politycznie mądrym.

Coraz mniejsza będzie też - i tak niewielka - gotowość do posłania na południe Libanu wojsk międzynarodowych (zob. tekst na stronie 7). Liban to nie Irak ani Kosowo. To raczej, jak ktoś już zauważył, coś w rodzaju Bośni do kwadratu: teren politycznie i etnicznie zagmatwany, gdzie krzyżują się liczne zależności i interesy krajów prowadzących swoje "wojny zastępcze". Obecność "błękitnych hełmów" (są wśród nich Polacy) na libańskim południu ma podobny sens, jaki miała w Bośni: i tu, i tam żołnierze ONZ niczemu nie zapobiegli. Z kolei posłanie do Libanu żołnierzy NATO w roli sił rozjemczych miałoby sens, gdyby wcześniej Izrael pokonał Hezbollah albo przynajmniej gdyby przeciwko "Partii Boga" wystąpiła aktywnie armia libańska (jedno i drugie jest mało realne). W przeciwnym razie trzeba byłoby wystąpić po jednej ze stron, czego raczej nikt w Europie i w USA nie chce.

Wojna na południu Libanu to kolejny argument na potwierdzenie tezy tych, którzy twierdzą, że pokój na Bliskim Wschodzie jest wartością tyleż pożądaną, co nierealną. I że jeśli coś jest osiągalne, to najwyżej spokój - chwilowy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2006