Wir

Serce bije na trzy. Bum-bum-trzy. Bum-bum-trzy. Jeśli bije idealnie równo, to znak, że coś jest nie tak – że ciału nie starcza czasu, by odpowiedzieć. Puls, rytm to nie matematyka.

07.02.2022

Czyta się kilka minut

Piotr Bukowski, Mikołaj Trzaska, Hubert Zemler i Andrzej Stasiuk / J. ZAREMBA / F. ĆWIK / J. MAJEWSKI / C. CASLAVINIERI / MATERIAŁY PRASOWE
Piotr Bukowski, Mikołaj Trzaska, Hubert Zemler i Andrzej Stasiuk / J. ZAREMBA / F. ĆWIK / J. MAJEWSKI / C. CASLAVINIERI / MATERIAŁY PRASOWE

W muzyce Zachodu, w tzw. muzyce poważnej rytm został pozbawiony funkcji wywoływania napięcia – mówi perkusista Hubert Zemler, który z gitarzystą Piotrem Bukowskim tworzy duet Opla. Trans powraca dopiero w połowie XX wieku, gdy kompozytorzy, głównie amerykańscy, np. Terry Riley czy Steve Reich, zaczynają się interesować brzmieniami Afryki, Indii czy balijską muzyką gamelanową.

– A i u nas to znikło: dlaczego oberki są na trzy, a disco polo na cztery? Bo żywych muzyków zastąpiły maszyny – tłumaczy Zemler. – Cepem pracowało się w trzy osoby: ta-ta-ta, ta-ta-ta. Gdy ktoś złamał rytm, to dostawał cepem w łeb. Tak samo kowale pracowali we trójkę. Ten trójdzielny rytm jest w nas wpisany: masz dwie nogi, więc to „trzy” tworzy pierwszą synkopę, która sprawia, że tańczysz: każde wybicie się poza marsz jest tańcem. Dla mnie jako perkusisty uzyskanie tego napięcia dzięki małym zmianom, odnalezienie transu, to fascynująca przestrzeń.

Duet Opla pracuje nad przywróceniem ludowej surowości i transu nie poprzez rekonstrukcję, a przełożenie jej na język współczesny: na perkusję i gitarę elektryczną. Tak powstała pierwsza płyta Zemlera i Bukowskiego „Obertasy”. Pod koniec ubiegłego roku ukazała się druga: „Opla Stasiuk Trzaska”. To właśnie pisarz Andrzej Stasiuk pokazał kilka lat temu Piotrowi Bukowskiemu nagrania terenowe nieocenionego dokumentalisty polskiej muzyki wiejskiej, malarza Andrzeja Bieńkowskiego. Premiera „Obertasów” też odbyła się u Stasiuka, w Wołowcu, na polu, w Noc Kupały.

– Po prostu zbiliśmy scenę z desek leżących koło drewutni. Przyszli ludzie, dużo ludzi. Pomyśleliśmy wtedy, by za rok spotkać się o tej samej porze i wspólnie z Andrzejem nagrać kolejną płytę.

Eter

– Czujesz, że tam kiedyś byli ludzie. Za Wołowcem jest miejscowość, która istnieje już tylko z nazwy: Nieznajowa. Została tam taka chatka, z której czasem korzystają turyści – opisuje Zemler. – Przed wojną to była wieś na dwa tysiące ludzi, z dwiema cerkwiami i elektrownią wodną. Przychodzisz, nie ma po tym śladu. Gdzieś tam wystają jeszcze krzyże prawosławne, które kiedyś stały przed chatami.

I dodaje: – Podczas akcji „Wisła” tamtejszą łemkowską i bojkowską społeczność porozwożono po całej Polsce i nie tylko. Teraz, kiedy chodzi się po tych górach, w błocie, bo wszędzie są jakieś małe strumyczki, kiedy patrzy się na mgły unoszące się spod lasów, można mieć wrażenie, że tam natura pokonała człowieka.

Zemler, Bukowski, Stasiuk oraz współpracujący z nim od lat saksofonista i improwizator Mikołaj Trzaska na trzy dni zamknęli się w szałasie-pracowni Stasiuka. Towarzyszyła im też ekipa filmowa, która przygotowała impresję z tego spotkania zatytułowaną „Eter”, dostępną na YouTubie.

– Łemkowie, którzy tam wciąż jeszcze mieszkają w okolicy, mają taki zwyczaj imprezowy, że hmm... piją eter. Mówi się na to „kropka”. Nie zamierzam tego próbować, ale trzeba to wypić szybko: od razu połknąć i beknąć. Jak nie bekniesz, to się zatrujesz. I potem się chodzi po ścianach: po kilku godzinach od spożycia kropki człowiek budzi się na polu albo na drzewie.

Ssak z muzyką

– Słowa, które towarzyszą tej płycie, są znaczące. Wszystkie utwory poza jednym noszą tytuł „OST”, czyli Opla, Stasiuk, Trzaska, ale też roślina, no i Wschód – tłumaczy Zemler. Utwór drugi, „Wir”, to trwający ledwie 50 sekund fragment spaceru po łące, na który z instrumentami wybrali się Trzaska i Zemler. – Prawie cały czas lało, siedzieliśmy w kaloszach, śmierdzieliśmy dymem od ogniska, tylko na kawie, herbacie i jakimś opieczonym chlebku. Graliśmy cały czas.

Za sprawą Stasiuka w muzyce Opli zagościł też głos.

– Stasiuk ma ewidentny kompleks niebycia muzykiem rockowym. Lubi postawić nogę na odsłuchu, podoba mu się mikrofon i to, że może mówić bezczelne teksty do publiczności. Lubi tę nonszalancję rock’n’rolla. Beznadziejnie śpiewa, fałszuje, ale ma piękny radiowy głos i znakomitą, niebywałą rytmikę – wylicza wieloletni przyjaciel pisarza Mikołaj Trzaska. – Jego frazy w książkach wynikają z tego, jak mówi: kiedy czytam książki Andrzeja, słyszę w głowie jego głos, jego frazę. Uwielbiam z nim występować. Słynny zoolog Konrad Lorenz pisał, że człowiek jest jedynym ssakiem, który w wieku dorosłym nie potrafi się bawić: psy się potrafią bawić, miziać, kłaść na grzbiecie, podskakiwać z radości, a człowiek nie. Muzyka robi z człowieka dziecko, czyni go w jakiś sposób świętym, otwartym, żywym. I Stasiuk jest na to niezwykle wrażliwy. Gdy słyszy muzykę, to oko mu się zaświeca, jest w siódmym niebie: zaczyna śpiewać, przestaje się kontrolować – to jest cudowne. Myślę, że to mamy podobne, tylko że on działa rzeczywiście zupełnie nieodpowiedzialnie.

– Andrzej wpadł na pomysł, że może podpalimy mu łąkę. My zrobiliśmy z Piotrkiem wielkie oczy, a filmowcy tylko: „yhm, tylko będziemy musieli wziąć inne filtry do obiektywów, bo inaczej się to dobrze nie nagra”. Na szczęście schowaliśmy kanistry z benzyną i nie doszło do tego – wspomina Zemler – ale był wir.

W niebieskich cajgach

W gęstwinie dźwięku gitary, saksofonów, klarnetów i pulsu perkusji na płycie „Opla Stasiuk Trzaska” wybrzmiewają opowieści o dziadku pisarza, sołtysie Stanisławie.

„Kiedy mój dziadek wchodził na podwórze, uciekali zwierzęta i ludzie. Był raptusem. Był bardzo gwałtowny. Nie było zmiłuj. Lał swoich czterech synów tak, aż mięso odchodziło od kości. (...) Nie znosił sprzeciwu. Tylko mnie brał na kolano, jako swojego wnuczka, i godzinami kołysał i się wdzięczył. I jego twarz się odmieniała. Miał twarz bardzo polską, podobną do... bardzo podobny do papieża był, tak. Tak wyglądał: mniej więcej jak Polak ogólny, czyli nasz papież – mówi na płycie Stasiuk. – Kiedy zaczynał się maj i wszystkie majowe nabożeństwa, jak kraj długi i szeroki, jeszcze widać na wsiach pod kapliczkami klęczą stare kobiety z wnuczkami, z małymi dziewczynkami, które przyuczają do tego kultu, ale to u niego w domu się odbywały: był ołtarz, była Matka Boska niebiesko-biała i kolorowe kwiaty z krepiny i przychodziło 20-30 kobiet, zamiast pod kapliczkę na rozstajach, przychodziły do dziadkowego domu i on był przewodnikiem modłów. I ten piekielnik, który nie znosił sprzeciwów, którego naturą była przemoc, raptem zaczyna: Kyrie eleison Christe eleison, w tych swoich niebieskich cajgach, na kolanach i te przepiękne wszystkie imiona Matki Boskiej Loretańskiej wymieniał, te wieże z kości, te domy złote, te cuda, o których nie mógł mieć pojęcia, bo jak on mógł mieć pojęcie o kości słoniowej? O złocie może? I się cudownie przepoczwarzał. Leciał do nieba. Ta jego sucha, polska, zacięta twarz doznawała czegoś takiego, czego ja bym chciał doznawać, że odpływał, fruwał, te baby ledwo za nim nadążały” – muzyka zaczyna unosić słowa Stasiuka.

Królowa

W drugim mówionym utworze Andrzej Stasiuk sam prowadzi modlitwę do Maryi: „Królowo nocy, królowo dnia, królowo duszy, królowo ciał”.

Trzyma książeczkę do modlitwy i wymienia, jak w transie, imiona Matki Boskiej. Za chwilę znów wraca do dzieciństwa.

„Miałem sześć lat albo pięć i rodzice prowadzili mnie do kościoła na placu Szembeka w Warszawie. I było tam przedstawienie Matki Boskiej w pozie bizantyjskiej, czyli z rozchylonymi kolanami, w błękitnej sukni, spływającej aż do stóp. Jako pięcioletni chłopiec wyobrażałem sobie, co ma pod suknią. (...) Teraz wyobrażam sobie, że wszyscy mężczyźni tego świata, wszyscy papieże, wszyscy księża, wszyscy biskupi, cały ten męski staff, cała ta załoga, nie wyobraża sobie niczego innego, kiedy przed nią klęka: w ukorzeniu, w poddaniu, w uwielbieniu” – mówi, pisze, śpiewa Stasiuk.

– Nie podoba mi się ta myśl o rozbieraniu wzrokiem Maryi z figury, czy jakiejkolwiek innej kobiety, i nie bardzo podoba mi się nieprawdziwe dyskutowanie relacji bioder i pełnego ciała z możliwością rodzenia, ale z kolei intuicja, że jest coś obsesyjnego w relacji księży i zakonników do wyidealizowanej Maryi, jest już chyba trafna – komentuje teolożka Zuzanna Radzik. – Z pewnością trafia do mnie odzyskiwanie kobiecości Maryi, wydobycie jej z tej dziewczynkowatej postaci, urealnienie. Rozważania o prawdziwym ciele, przywracanie cielesności i realności dobrze służy postaci Marii z Nazaretu: ogrywa jej odrealnienie i może nawet ogrywa ten potencjalnie lepki męski wzrok, który się w nią wbija. Ogrywa też użytek robiony z tej postaci w tylu innych celach – dodaje.

– On rzeczywiście chce zrobić swój własny, schizmatycki Kościół Maryi, gdzie sobie sam, na taki polski obraz będzie tę Maryję czcił – komentuje Trzaska. – Strasznie fajne to było i takie bez oceny: zbudowane tylko na napięciu, energii, zmysłach, na pamięci emocji z tamtych czasów: co to komu robiło.

Saksofonista wspomina: – Hubert i Piotrek wymyślili, co i jak, że muzyka będzie oparta na tych obertasach, no i Andrzej. Ja przyjechałem jako taki pozorant: po prostu usiadłem, zacząłem grać bez głowy, bez myśli. Przyjechałem na to nagranie w jakimś takim złym stanie. To jest niesamowite, że taki kryzys można zarejestrować i przemienić na akt twórczy... Przepraszam, co za duże słowa! W moim wydaniu – przemienić na dmuchanie w rurę... Patrzę teraz z podziwem, jak chłopaki wybrali spośród tego barachła, które grałem, jakieś fragmenty melodii, strzępy i coś fajnego się z tym dzieje, coś się znajduje fenomenalnego.

– Andrzej jest zafascynowany wiejskimi modlitewnikami: zbiera je, nawet sobie kupił taką Maryjkę i postawił w tej chacie, gdzie pisze. I to nie jest broń Boże prześmiewcze – mówi Hubert Zemler. – Wszystko to jest trochę pogańskie, to jakiś rodzaj mistycyzmu ponad jakąkolwiek religią: muzyka i tekst spotkały się tu w jednym wspólnym miejscu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 7/2022