Wiosna w Caracas

Zanim Bassil Da Costa poszedł na protest, zdążył zawiadomić o tym matkę. Zabiła go policyjna kula. W starciach w Wenezueli zginęło już 40 osób. Jednak nie jest to „latynoski Majdan”.

14.04.2014

Czyta się kilka minut

„Za przyszłość mojej córki”. Ciężarna kobieta w czasie protestu w Caracas, 22 lutego 2014 r. / Fot. POLARIS / EAST NEWS
„Za przyszłość mojej córki”. Ciężarna kobieta w czasie protestu w Caracas, 22 lutego 2014 r. / Fot. POLARIS / EAST NEWS

To właśnie 24-letni student ze stołecznego Caracas stał się ikoną brutalnie tłumionych protestów w Wenezueli. W internecie krąży nagranie, na którym widać „szarżę” młodych ludzi w kierunku Tupamaros – prorządowych bojówek, wyposażonych w broń palną i gaz łzawiący. Po chwili następuje odwrót i studenci uciekają. Jednego dosięga kula, w tył głowy. Upada. Ponad milion ludzi obejrzało już na YouTube’ie, jak koledzy niosą martwego Bassila.

Bunt młodych

Co pchnęło studentów do tego, by wyjść na ulicę i żądać reform od lewicowych władz? Iskrą zapalną był incydent: gwałt na studentce. Tak, incydent, bo Wenezuela jest jednym z państw o najwyższym wskaźniku przestępczości na świecie. Rocznie według oficjalnych statystyk na ulicach ginie kilkanaście tysięcy ludzi (nieoficjalnie mówi się nawet o 25 tys.).

Gdy w styczniu zamordowana została Mónica Spear, była miss i celebrytka znana z oper mydlanych, przez media społecznościowe przetoczył się huragan oburzenia. W następnych tygodniach emocje rosły. Prezydent Nicolás Maduro – następca Hugo Cháveza – dwoił się i troił, by powstrzymać krytykę. Na nieposłuszne media nałożył knebel, reglamentując papier i farbę drukarską. Zamknął opozycyjną stację TV, a zagraniczne serwisy straszył, że spotka je to samo.

Nie zatrzymało to eksplozji. Pierwsze barykady stanęły w San Cristóbal, stolicy andyjskiego stanu Táchira. Odtąd demonstracje nie ustają, a liczba ofiar rośnie.

Latynoski Majdan?

Z pozoru to, co dzieje się w Wenezueli, przypomina krwawe wydarzenia z kijowskiego Majdanu. Ale przy bliższym poznaniu okazuje się, że to analogia nietrafiona.

Oto jest główny (anty)bohater: bezwzględny dyktator – albo tylko jego nieudana kopia. W tej roli obsadzony, trochę na siłę, prezydent Maduro. Są też skorumpowani poplecznicy, wiodący kraj nad krawędź gospodarczej przepaści, topiący go w odmętach inflacji. A wszystko pod szyldem socjalizmu XXI wieku.

Do tego dochodzą rekwizyty, albo raczej ich brak. W Wenezueli, która jest eksporterem ropy, poza podstawowymi towarami niezbędnymi do życia (chleb, mleko, papier toaletowy), za chwilę zabraknąć może nawet benzyny. Wprowadzono już kartki na żywność i system sprzedaży reglamentowanej w dotowanych przez państwo marketach, w których zakupy potwierdza się odciskiem palca. A w tle – pierwsze nieśmiałe propozycje sankcji USA i państw latynoskich (za co wydaleniem z Wenezueli zapłacili już dyplomaci Panamy).

Na drugim planie ciężko nie dostrzec „dobrego wujka” z zagranicy, choć w tym przypadku raczej ubogiego. Raúl Castro, kubański El Máximo Líder, wspiera reżim w Caracas, podsyłając „doradców” i jednostki do tłumienia zamieszek. Zarazem wujek wyciąga rękę i prosi o dostawy surowców energetycznych, bez których sam może upaść.

Po przeciwnej stronie barykady mamy rozbitą opozycję polityczną, która solidaryzuje się z demonstrantami. Pojawia się Henrique Capriles Radonski, który o włos przegrał zeszłoroczne wybory prezydenckie (zarzucał lewicy ich sfałszowanie). W pierwszym odruchu Radonski starał się powstrzymać falę przemocy, by na koniec przyłączyć się do studentów. W buty Julii Tymoszenko wszedł z kolei Leopoldo López, który brawurowo dał się aresztować, imitując pokojowe męczeństwo na oczach tłumu. Od kilku dni udaje mu się nawet apelować z celi do swoich potencjalnych przyszłych wyborców.

Wielki nieobecny

Klimat tragikomedii psuje jednak kilka elementów.

Początkowo protest rozlał się po całym kraju, ale ostatecznie wykrystalizowała się główna scena: plac Altamira w stolicy. Ukrainę najbardziej przypomina też scenografia: palone opony, opary gazu łzawiącego, wyrwane płyty chodnikowe, kije i butelki z benzyną. Podobna jest też uporczywie powielana mantra rządzących, w której powtarzają się takie słowa jak „spisek” i „faszyści”. No i trupy, których z każdym dniem przybywa.

Jedynym nieobecnym jest pomysłodawca i zarazem reżyser w tym teatrze skąpanym we krwi. Niedawno obchodziliśmy pierwszą rocznicę jego śmierci. Mowa o Hugo Chávezie, twórcy modelu „wenezuelskiego socjalizmu”, dziś bankrutującego (nie tylko) gospodarczo.

A epilog? Smutne w tej „Wenezuelskiej Wiośnie” jest to, że kara za okrucieństwa może nigdy nie dosięgnąć tych, którzy są za nie odpowiedzialni. Prezydent Nicolás Maduro, kiedyś kierowca autobusu, a dziś mierny polityk, ma nadal spore poparcie społeczne. Wszystko przez przytłaczającą biedę na prowincji, której mieszkańców Maduro kupuje sobie, rozdając od czasu do czasu kartki na żywność lub benzynę.

Do czasu, gdy skończy się ropa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2014