U progu demokracji

Wenezuela przechodzi gwałtowną transformację: po dwudziestu latach reżimu socjalistycznego władzę zaczęła przejmować demokratyczna opozycja.

04.02.2019

Czyta się kilka minut

Juan Guaidó wśród swoich zwolenników, Caracas, 23 stycznia 2019 r. / CARLOS BECERRA / BLOOMBERG / GETTY IMAGES
Juan Guaidó wśród swoich zwolenników, Caracas, 23 stycznia 2019 r. / CARLOS BECERRA / BLOOMBERG / GETTY IMAGES

To historia charakterystyczna dla naszych czasów. Udział w niej bierze dyktator, 56-letni Nicolás Maduro. Jest też wysłannik demokracji: niepozorny, lecz waleczny Juan Guaidó. Aktorzy drugoplanowi to USA i Rosja. Oto Wenezuela u progu demokracji, czyli zimna wojna w nowym stylu i na latynoską nutę.

Prezydent z ulicy

Liderzy polityczni nie biorą się znikąd. Tymczasem o Juanie Guaidó, 35-letnim polityku opozycji, świat usłyszał dopiero 23 stycznia – gdy na jednej z głównych ulic Caracas, w towarzystwie tysięcy Wenezuelczyków, ogłosił się prezydentem.

Opozycja powołała się na artykuł 233. konstytucji, według którego w razie braku prezydenta jego obowiązki przejmuje przewodniczący Zgromadzenia Narodowego. Padło na Guaidó. Nikt się tego nie spodziewał. Zapewne nawet on sam. Tym bardziej że Zgromadzenie Narodowe praktycznie nie istniało. Dwa lata po wyborach parlamentarnych w 2015 r., wygranych przez opozycję, Maduro powołał własny parlament, czyli Zgromadzenie Konstytucyjne. Odtąd istniały dwa zgromadzenia: jedno demokratyczne, drugie socjalistyczne. Obradowały w tym samym budynku.

Zgromadzenie Narodowe było podzielone i zupełnie niezdolne do działania. Nieudana próba odzyskania władzy w czasie protestów w 2017 r. osłabiła opozycję. Jednak Zgromadzenie Narodowe wykorzystało fakt, że formalnie władza Madura zakończyła się o północy 9 stycznia 2019 r., a wybory prezydenckie z 20 maja 2018 r., których zwycięzcą Maduro się ogłosił, sfałszowano. Nie było mowy o kolejnej kadencji. Formalnie Wenezuela była bez legalnego prezydenta. To był najlepszy moment, by położyć kres dyktaturze.

Z solą lub bez

Guaidó nie zapowiada się na lidera, ale walczył o demokrację od dłuższego czasu. O jego bohaterstwie wiedzą ci, którzy maszerowali wraz z nim w czasie protestów w 2017 r. Mówią, że Juan zawsze był w pierwszym rzędzie protestujących.

Gdy w kwietniu 2017 r. przyleciał do Bogoty, by zdać relację z rozlewu krwi, jaki miał miejsce w Wenezueli. Siedząc na wprost niego widziałam, że miał podrażnione oczy od gazu łzawiącego. Nalegał, aby Wenezuelczycy się nie poddawali w swej walce o wolność.

Nie były to populistyczne hasła ku pokrzepieniu serc. On walczył naprawdę. Siedział na plastikowym krześle w swej niezniszczalnej błękitnej marynarce i czapce z daszkiem. Mówił, że pragnie Wenezueli takiej, jaką pamięta z dzieciństwa. – Jak byłem mały, mówili mi: „Juan, idź do sklepu po dwie kostki masła”. Wracałem i krzyczeli: „Przecież to ma być masło do tortu, a ty kupiłeś masło z solą!”.

Dziś w Wenezueli nie ma żadnego masła. Guaidó przypominał, że demokracja jest krucha i bez nieustannego wysiłku podtrzymania jej może zniknąć. – Moje pokolenie, to my ją straciliśmy, straciliśmy demokrację – mówił w Bogocie. Na pożegnanie dodał: – Nie mam wątpliwości, że Wenezuela wkrótce się zmieni.

Jak powiedział, tak robi: zmienia kraj.

Teraz albo nigdy

– Ciężko jest teraz koncentrować się na pracy, na codziennych obowiązkach – mówi „Tygodnikowi” Analina Cristina Florencia.

Pracuje w agencji reklamowej w Caracas, od lat bierze udział w manifestacjach opozycji. – Jestem w pracy, a cały czas sprawdzam Twittera, żeby zobaczyć, czy wyszedł jakiś komunikat Guaidó – mówi.

W Caracas panuje chaos. Florencia, podobnie jak jej koledzy, każdego dnia konsultuje z szefem firmy sytuację w mieście. Bywa, że ma problem z dojazdem do pracy. Mieszka w La Guiara, 30 km od stolicy. 23 stycznia Gwardia Narodowa zamknęła główną drogę przejazdową, aby protestujący z La Guairy nie mogli dołączyć do manifestujących w stolicy.

Wszystkie firmy, prywatne szkoły i uniwersytety zawieszają pracę na czas protestów. Florencia: – Nasze biuro jest oddalone od centrum, gdzie odbywają się manifestacje. Jak jest coś ważnego, to wszystkich nas wysyłają do domu. Każdy i tak idzie na protest. Wiemy, że teraz jest realna szansa na to, że coś się zmieni. Teraz albo nigdy.

Tymczasem Wenezuela podzieliła świat. USA jako pierwsze poparły Guaidó. Odpowiedź Rosji była natychmiastowa: Kreml zarzucił opozycji próbę zamachu stanu. Do obozów „za” lub „przeciw” ­Guaidó codziennie dołączają nowe kraje. W miniony czwartek władzę Guaidó uznał Parlament Europejski. I on, i Maduro mają więc za sobą sporą grupę wsparcia za granicą.

Ale cała sztuka w tym, by zjednać sobie armię. Wojsko w Ameryce Łacińskiej to ostoja każdej ideologii i każdego reżimu; junty wielokrotnie obalały tu rządy. Lepiej jest mieć ich po swej stronie. Wiedział o tym Maduro, który rozciągnął ogromne przywileje na Fuerza Armada Nacional Bolivariana (Boliwariańskie Narodowe Siły Zbrojne). To członkowie FANB w dużej mierze są głównymi udziałowcami przemysłu naftowego. Wojskowi kontrolują tu wszystko: od dostaw żywności przez jej dystrybucję po handel narkotykami.

Guaidó ogłosił amnestię dla wszystkich cywilów i wojskowych, którzy współpracowali z rządem od 1999 r., a którzy uznają go za prezydenta. Ma to zjednać demokratom przychylność żołnierzy, którzy jeszcze się wahają. Amnestia jest posunięciem odważnym, a nawet desperackim. Jednak kto ma wojsko, ten ma władzę.

„On skończy jak Noriega”

Skoro o wojsku mowa: od kilku dni trwają spekulacje o interwencji wojskowej USA. Historia pokazuje, że pobudki polityki Stanów w Ameryce Łacińskiej nigdy nie były altruistyczne. Prezydenci USA włączali się w konflikt tam, gdzie dało się zarobić. Biznes to biznes. Podobnie może być w przypadku Wenezueli. Kraj ten ma największe udokumentowane złoża ropy na świecie, ten potencjał chciałoby wykorzystać wielu. Prezydent Trump wie, że kto będzie pierwszy, ten zbierze najwięcej.

W poniedziałek 28 stycznia Biały Dom ogłosił zamrożenie aktywów PDVSA – wenezuelskiego giganta naftowego (w 2016 r. miał prawie 50 mld dolarów przychodów) – jakie są w zasięgu jurysdykcji USA. Sankcje mają skłonić Madurę do uznania ­Guaidó i zachęcić inne kraje do poparcia nowych rządów. Blokada aktywów ma też zastopować dalszy odpływ pieniędzy, które trafiały do kieszeni uprzywilejowanych znajomych Madura.

Manuel Sutherland, ekonomista i z przekonania socjalista, przyznaje, że nie będzie zaskoczony, jeśli aktywa te nigdy nie wrócą do Wenezuelczyków. Nie wyklucza, że Maduro, podobnie jak inni latynoscy dyktatorzy, może zostać siłą spacyfikowany przez Zachód. – Nikt nie wie, co może się wydarzyć. Prawdopodobnie będą ścigać Madurę i skończy on tak jak Noriega w Panamie lub jak Kaddafi – komentuje Sutherland.

USA już postawiło ultimatum: jeśli cokolwiek stanie się Guaidó, Stany wkroczą do Wenezueli. Są powody, by sądzić, że szykują się na taką ewentualność – albo okazję, jak twierdzą niektórzy. W mediach społecznościowych pojawiły się filmy, na których widać opancerzone pojazdy na granicy kolumbijsko-wenezuelskiej. Sutherland nie wierzy w te doniesienia. – Nie sądzę, aby John Bolton [doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA – DM] był aż takim idiotą – komentuje.

Długie ramię Rosji (i Kuby)

Za to Natalia Borrego (personalia zmienione) nie ma nic przeciwko interwencji wojsk USA. – Dużo ludzi jest przerażonych, ale jeszcze więcej się tym cieszy. Niektórzy żartują, że muszą zapisać się na kurs angielskiego, aby ich witać. Inni są gotowi zaoferować pokoje gościnne – śmieje się i przekonuje, że interwencja Stanów nie będzie najgorszym scenariuszem.

W każdym razie Maduro nie może już czuć się bezpiecznie. Szuka pomocy u sojuszników. Rosja wysłała kilkuset żołnierzy z tzw. Grupy Wagnera (oficjalnie prywatnej firmy militarnej, faktycznie wykonującej zlecenia Kremla – wcześniej na Ukrainie i w Syrii). Mają chronić Madurę. Rosja zawsze była po jego stronie.

Podobnie jak „bratnia” Kuba. Nie od dziś krąży po Wenezueli informacja, że w armii wenezuelskiej służą Kubańczycy, i że to oni strzelają do demonstrujących tłumów. Ile w tym prawdy, a ile plotek – nie wiadomo.

Pewne jest, że Maduro ma silne poparcie zarówno u Rosjan, jak i u Kubańczyków. Rosja i Chiny zrobią wiele, by go podtrzymać i zatrzymać zyski z ropy dla siebie. Dotychczas to właśnie te kraje pożyczały pieniądze na podratowanie Wenezueli, w zamian za dostawy ropy.

Kurtyna historii

– Na ulicy ludzie rozmawiają dziś o tym, co wróci, jak Maduro odejdzie. Mówią o bliskich, którzy wrócą z emigracji, o produktach, jakie znowu będą na półkach, i co będą znowu robili, gdy wszystko się zmieni – rozmarza się Analina Florencia.

Po raz pierwszy od dawna Wenezuelczycy zaczęli wierzyć, że jest przyszłość. Jeszcze rok temu zdawało się, że się poddali, że koncentrują się na tym, jak przeżyć kolejne dni. Teraz ośmielili się myśleć o tym, co nadejdzie po erze Madura.

Cokolwiek zdarzy się w najbliższych dniach, jedno wydaje się pewne: nad socjalistyczną utopią stworzoną przez Hugo Cháveza opada kurtyna historii. Nie wiadomo tylko jeszcze, czy to już ostatni akt. ©

Tekst ukończono w czwartek 31 stycznia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Studiowała nauki polityczne na Universidad de los Andes w Bogocie. W latach 2015-16 pracowała dla Hiszpańskiego Instytutu Nauki CSIC w departamencie antropologii w Barcelonie. Mieszkała w Kolumbii, Meksyku, Peru i Argentynie. Przeprowadzała wywiady m.in. z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2019