Québécois nie chcą secesji

W Europie dużo mówi się o separatyzmie. Tymczasem za Atlantykiem topnieje jeden z jego przyczółków. Kanadyjski stan Québec woli pozostać przy Kanadzie.

11.05.2014

Czyta się kilka minut

Wolontariusz kampanii na rzecz niepodległości Québecu po przegranym referendum w 1995 r. / Fot. Eric Draper / AP/ EAST NEWS
Wolontariusz kampanii na rzecz niepodległości Québecu po przegranym referendum w 1995 r. / Fot. Eric Draper / AP/ EAST NEWS

Nowym premierem prowincji Québec zostanie najpewniej neurochirurg. Znany powszechnie z „sucharów”: starych dowcipów, jakie ojcowie zwykli opowiadać dzieciom, by potem samemu się z nich śmiać.

Ale Philippe Couillard – bo o nim mowa – znany jest jeszcze z czegoś: to namiętny przeciwnik niepodległości tej największej kanadyjskiej prowincji, gdzie tendencje separatystyczne zawsze były silne. W swym pierwszym wystąpieniu po wygranych niedawno wyborach Couillard pozbawił złudzeń zwolenników separacji: „W kwestii jedności z Kanadą, kolejny raz powtórzę: nie będzie kompromisów!”. Jego liberałowie przełamali impas w quebeckiej polityce: zdobyli 70 ze 125 miejsc w lokalnym parlamencie i będą rządzić do 2018 r. Na najbliższe lata separatyzm znika więc z politycznej agendy Québecu.

Bo mąż był bogaty

Tymczasem ofensywa separatystów sięga końca lat 70. XX wieku. Najważniejszym wydarzeniem w historii prowincji było drugie referendum secesyjne, w 1995 r., gdy tylko 54 tys. głosów przesądziło, że 8-milionowy Québec, gdzie 80 proc. mieszkańców za język ojczysty uznaje francuski (angielski – tylko 8 proc.), pozostał w Kanadzie.

Tegoroczne wybory miały przynieść wzmocnienie pozycji separatystycznej Parti Québécois (Partia Québecu), a w perspektywie trzecie referendum. Stało się inaczej. Pauline Maurois – liderka Parti Québécois i pierwsza kobieta pełniąca urząd premiera prowincji – nie uwiodła wyborców. Przeszkodził jej bogaty mąż i ostentacyjnie luksusowy styl życia (mieszka w zamku zbudowanym na wyspie).

Maurois cieszyła się władzą tylko 18 miesięcy – od chwili, gdy po wyborach w 2012 r. utworzyła w prowincji rząd mniejszościowy. Sondaże pokazują, że jej partia przegrała głównie wśród ludzi młodych. Niepodległość okazała się marzeniem jednego pokolenia, a ważniejszym tematem jest bezrobocie. Rywale punktowali Parti Québécois za politykę promującą imigrantów francuskojęzycznych i odpływ kapitału zagranicznego (a więc i miejsc pracy). Maurois dostało się też za pomysł, by zakazać noszenia symboli religijnych przez pracowników sfery publicznej – w wielokulturowej Kanadzie uznano to za poważny błąd.

Wybory w Québecu traktowane są zwykle jak plebiscyt i choć Maurois unikała jak ognia tematu nowego referendum, czynili to jej koledzy. Najbliższym idei separatyzmu jest multimilioner i baron medialny Pierre Karl Péladeau, który ma szansę przejąć władzę w partii po rezygnacji Maurois. „Nigdy się nie poddamy. Chcemy własnego państwa!” – grzmiał inny separatysta, Bernard Drainville.

Komentatorzy również dalecy są od grzebania Parti Québécois. Wprawdzie osiągnęła ona najniższy wynik wyborczy od pierwszego startu w 1970 r., ale wzloty i upadki towarzyszą jej regularnie: w przeszłości trzykrotnie obejmowała władzę i dwukrotnie organizowała referendum.

Spokojna rewolucja

Już od czasów kolonialnych Québec przejawiał tendencje separatystyczne. Problem stanowiło zacofanie prowincji, z jej konserwatywnym podejściem do spraw socjalnych, na które duży wpływ miał Kościół katolicki. Do Kościoła prawie w stu procentach należały opieka zdrowotna i edukacja. Reformy z lat 60. XX w., nazywane dziś Spokojną Rewolucją (La Révolution Tranquille), zmieniły system szkolnictwa, motywując do nauki młodzież ze wsi. Język francuski uznano za podstawę odrębności i w tym celu stworzono instytucje dbające o czystość mowy. Poza odebraniem sfery socjalnej Kościołowi, quebeccy politycy uzyskali też sporą autonomię w dysponowaniu środkami federalnymi przeznaczanymi na te cele. Zmieniono kodeks cywilny, a także konserwatywne prawo rozwodowe – upodabniając je do modelu z USA.

Do zmian potrzebne były pieniądze, dlatego w 1963 r. znacjonalizowano najważniejsze dobro prowincji: wodę. Powstał Hydro-Québec, państwowy gigant energetyczny, w tamtym czasie jedno z największych przedsiębiorstw na kontynencie.

Prócz zmian społecznych i postępującej laicyzacji, koniec lat 60. przyniósł też podział polityczny prowincji. Z jednej strony znaleźli się liberałowie, propagujący jedynie suwerenność kulturową i szeroką autonomię ekonomiczną, ale w ramach kanadyjskiej Federacji. Na drugim biegunie stanęli separatyści, których marzeniem był (jest) niepodległy Québec.

Separatyści, mocno podzieleni, początkowo nie odgrywali większej roli. W historii prowincji zapisało się ich skrajnie lewicowe skrzydło: Front de Libération du Québec. Nigdy nie zdobył on mandatu w parlamencie, ale zorganizował ok. 200 zamachów terrorystycznych i w 1970 r. doprowadził do tzw. „kryzysu październikowego”. Gdy Front Wyzwolenia Québecu porwał brytyjskiego radcę handlowego i ministra pracy prowincji, rząd federalny wyprowadził wojsko na ulice Québecu (stolica nosi taką samą nazwę jak prowincja), a Front zdelegalizowano. Po kilku dniach ministra odnaleziono martwego, a za gwarancje bezpieczeństwa terroryści uwolnili Brytyjczyka – i odlecieli na Kubę.

Prowincja głosuje

Parti Québécois powstała dwa lata wcześniej, na fali niezadowolenia z polityki władz federalnych Kanady. René Lévesque, jej założyciel, dążył do uzyskania specjalnego statusu prowincji w zakresie ustawodawstwa i systemu fiskalnego (chodziło głównie o dochody prowincji ze znacjonalizowanych sektorów gospodarki), zachowując jednocześnie ścisłe związki gospodarcze z resztą Kanady, w tym unię monetarną i celną. W zamian Lévesque oferował poszanowanie mniejszości anglosaskiej.

Interwencjonizm Lévesque’a zyskał poparcie robotników, drobnych przedsiębiorców, ale także dzieci Spokojnej Rewolucji, intelektualistów i urzędników. W wyborach 1976 r. Parti Québécois sięgnęła po władzę – i marzenia o niepodległości stały się realne. Do pierwszego referendum doszło w 1980 r.: przy bardzo wysokiej frekwencji (86 proc.) mieszkańcy Québecu odrzucili jednak niejednoznaczne pytanie o rozpoczęcie negocjacji z federalną Ottawą.

Po tej porażce Parti Québécois zmieniła taktykę: zaczęła promować język francuski kosztem angielskiego. W Anglosasach widziano „piątą kolumnę”, która zadecydowała o losach referendum. W życie weszło tzw. „Prawo 101”. Francuski stał się językiem oficjalnie używanym w urzędach i sądownictwie.

Ogromną szansą dla Québecu było porozumienie premierów wszystkich kanadyjskich prowincji z Meech Lake (1987). Prowincje mogły zyskać olbrzymią autonomię, idąc na ustępstwa. Ale nie zostało ono ratyfikowane przez parlamenty dwóch prowincji: Manitoby i Nowej Fundlandii. Potem separatyzm kolejny raz zyskał na popularności na początku lat 90.: w 1994 r. Parti ­Québécois znów zdobyła władzę – i przygotowała wspomniane już drugie referendum. Także przegrane – choć minimalnie.

Cichy głos de Gaulle’a

Gdyby wtedy separatyści wygrali, dziś mielibyśmy zapewne w Ameryce Północnej niepodległy Québec. Bo trudno sobie wyobrazić, aby Kanada wysłała wojsko do stłumienia takiej pokojowej secesji. Jednak Québécois – jak nazywa się mieszkańców prowincji – sami chyba wystraszyli się swoich poglądów.

Dziś po tamtych referendach zostały tylko wspomnienia. A słynny okrzyk generała Charles’a de Gaulle’a, który przebywając z wizytą w Kanadzie w 1967 r. zawołał: „Vive le Québec libre!” – wywołuje uśmiech już tylko na twarzach pokolenia Spokojnej Rewolucji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2014