Wielki lifting

Pod wpływem ujawnianych przez media afer z udziałem lewicowych polityków, Sojusz Lewicy Demokratycznej postanowił przeprowadzić weryfikację swoich członków. Z pozoru to dobra wiadomość. Rządzące ugrupowanie postanowiło oczyścić szeregi z ludzi podatnych na korupcję i wykorzystujących władzę dla prywatnych lub partyjnych interesów. Jednak mina wyborcy i podatnika może zrzednąć, kiedy przeanalizuje wypowiedzi liderów SLD na ten temat. Nie sposób bowiem ustalić, na czym weryfikacja ma polegać ani czemu służyć.

31.08.2003

Czyta się kilka minut

Władze SLD - z premierem Leszkiem Millerem na czele - starają się nas przekonać, że usuwając nieznaną liczbę nieuczciwych ludzi ze swojej partii, uczynią ją godną dalszego sprawowania władzy, a właściwie jeszcze godniejszą, bo radzącą sobie z problemami lepiej niż inni. Wykrycie nieuczciwych ma zapewnić wyjątkowy i nowy środek, jakim ma być właśnie weryfikacja członków. Tyle że - na szczęście - od 14 lat weryfikacja partii politycznych w Polsce nie jest niczym nowym. Obywatele dokonują jej dość systematycznie przy pomocy karty do głosowania. Czasem - jak w przypadku Kongresu Liberalno-Demokratycznego, Unii Polityki Realnej, Akcji Wyborczej Solidarność czy Unii Wolności - z niezwykłą brutalnością po prostu usuwając je ze sceny politycznej.

Pod tym względem SLD nie proponuje więc wyborcom nic nowego. Przeciwnie: stara się zweryfikować swoich członków zanim dokonają tego obywatele. To zresztą też nic nowego. W polskiej demokracji istnieje bowiem kilka szkół weryfikacji.

Polskie szkoły politycznej weryfikacji

Pierwsza wynika bezpośrednio z proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Partie ustalają listy wyborcze, a także kolejność na nich, weryfikując w ten sposób szanse kandydatów jeszcze przed wyborami.

Druga szkoła partyjnej weryfikacji jest szczególnie ceniona przez polityków prawicowych. Potrafią rozwiązać swoją partię przed wyborami i dokonać grupowej ucieczki do jakiejś innej. Dokonują w ten sposób w 100 proc. negatywnej weryfikacji partii starej i w 100 proc. pozytywnej weryfikacji partii nowej. To np. casus AWS, Prawa i Sprawiedliwości, Platformy Obywatelskiej i Ligi Polskich Rodzin. Tu warto zaznaczyć, że PiS weryfikowało kandydatów do nowo stworzonej partii, a władze PO zweryfikowały negatywnie część partyjnych prawyborów, które same z siebie miały być weryfikacją kandydatów na posłów.

Trzecia szkoła to weryfikacja permanentna. Jej wyznawcą jest Andrzej Lepper, który weryfikuje spory początkowo klub Samoobrony tak skutecznie, że pod koniec kadencji Sejmu będzie zapewne dowodził jedynie nielicznym kołem poselskim.

Politycy SLD, którzy sugerują, że wprowadzają coś nowego, są jedynie mistrzami kolejnej szkoły. Najpierw negatywnie zweryfikowali dalszą przydatność szyldu PZPR. Potem to samo zrobili z Socjaldemokracją Rzeczpospolitej Polskiej, tworząc najpierw koalicję, a potem partię pod nazwą SLD. Za każdym razem poddawali się weryfikacji wyborców - ostatnio bardzo pozytywnej. Niestety obecny spadek notowań w sondażach wymusza jakiś kolejny krok. Poza maleńką Unią Pracy nie ma już nic do pochłonięcia, a kolejna próba zmiany sztandaru może wywołać tendencje odśrodkowe. Powstał więc pomysł weryfikacji wewnętrznej.

Politycznych szkół weryfikacji w Polsce mamy więc nieomal tyle, ile szkół samby w Rio de Janeiro. Polski wyborca ma już jednak dosyć parlamentu, który czasem przypomina cyrk, czasem kabaret, czasem zakładową stołówkę, a stale pozostaje miejscem azylu dla łamiących prawo polityków. Widownia pragnie poważnego i budującego widowiska. Czy weryfikacja w Sojuszu spełni oczekiwania?

Hasła, nadzieje i realia

Wypowiedzi czołowych polityków SLD w sprawie weryfikacji są nader niejasne. Właściwie sprowadzają się do sugestii, że należy usunąć “czarne owce", a proces weryfikacji to zapewni. Są w tym zawarte dwie sugestie. Pierwsza: że cele i mechanizmy w partii są dobre, a psują ją tylko owe “czarne owce", które wniknęły do partii władzy. Druga: że “owce" znajdują się raczej poza centralą. Otóż wszystko to jest mydleniem oczu.

Opisane przez media afery dotyczą w takim samym stopniu działaczy na prowincji, jak w warszawskiej centrali. W prawie wszystkich przypadkach ich bohaterami są ludzie o wieloletnim partyjnym stażu. Rozpowszechnienie partyjnej nomenklatury, czyli zawłaszczanie państwa przez partię sprawującą władzę, jest przez członków SLD nie tylko tolerowane, ale nawet oczekiwane. Nieetyczne lub nawet niezgodne z prawem powiązania władzy i biznesu ludzi Sojuszu bynajmniej nie bulwersują. Bulwersuje ich natomiast opisywanie tego zjawiska z przykładami przez niezależne media.

Minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik dopiero po ujawnieniu przez prasę przypadków łamania ustawy antykorupcyjnej w jego resorcie odkrył możliwość obsadzania kluczowych stanowisk w drodze konkursu. Wcześniej Sojusz wolał politykę obchodzenia ustawy o służbie cywilnej i mianowania licznych p.o., czyli pełniących obowiązki dyrektorów. Takie postępowanie psuje państwo, ale daje nieograniczone możliwości rozdawania intratnych i ważnych stanowisk z partyjnego klucza. Cóż się dziwić, że prowincjonalni działacze postępują tak samo. Nacisk idzie z dołu, przykład z góry.

Były minister zdrowia Mariusz Łapiński został usunięty z SLD (ale nie z klubu poselskiego SLD) nie w związku z tolerowaniem powiązań jego podwładnych z firmami farmaceutycznymi, lecz dlatego, że jego medialne wystąpienia i zachowanie podczas poturbowania reportera “Newsweeka" szkodziły wizerunkowi Sojuszu. Dziś członkowie mazowieckiego SLD żądają rehabilitacji Łapińskiego i ponownego przyjęcia go do partii. Żądanie to wysunięto podczas spotkania władz Sojuszu z szefostwem mazowieckiej organizacji. Spotkanie otwierało proces weryfikacji.

W tym samym czasie głosami posłów lewicy komisja śledcza zdecydowała, że nie staną przed nią jako świadkowie prokuratorzy nadzorujący śledztwo w sprawie afery Rywina. Komisja nie może więc wypełnić nałożonego nań zadania kontroli reakcji władz państwowych na informacje o korupcyjnej propozycji złożonej Agorze. Te władze to m.in. premier Leszek Miller (SLD) i minister sprawiedliwości - Prokurator Generalny Grzegorz Kurczuk (SLD). Lewica prawo do weryfikacji swoich ludzi zachowuje dla siebie, no oczywiście z wyjątkiem wyborów powszechnych, ale tego w III RP obejść się nie da.

Wewnętrzna weryfikacja przebiega natomiast w sposób nader ciekawy. Pierwsze spotkanie już omówiliśmy. Na kolejnym kierownictwo partii rozmawiało z lokalnymi przywódcami SLD ze Śląska. PAP donosiła: “Szef śląskiego Sojuszu Zbyszek Zaborowski powiedział, że władze SLD tego województwa interesowały przede wszystkim sprawy ich regionu, które jego zdaniem, wymagają szybkiego rozwiązania. Wśród nich wymienił: dokończenie restrukturyzacji górnictwa i hutnictwa oraz pomoc w wykorzystywaniu unijnych funduszy pomocowych". Natomiast o samej weryfikacji szef śląskiego Sojuszu powiedział z troską: “wszyscy powinni się starać, by w tej ciężkiej atmosferze, która jest w kraju, nie odbiła się na kondycji partii". Kłopoty gospodarcze i społeczne kraju, a nie wewnątrzpartyjne trudności kadrowe, były także tematem wszystskich innych dotychczasowych spotkań weryfikacyjnych SLD: w Małopolsce, Opolskiem i na Podkarpaciu.

Po zmianach szyldów czas na lifting

Pozorowanie weryfikacji nie powinno nikogo dziwić. Zdaniem wielu analityków ok. 20 proc. poparcia SLD w obecnych sondażach to twardy elektorat Sojuszu. On nie tylko akceptuje partię taką, jaka jest, ale wręcz nie chce, by się zmieniała. Przed liderami Sojuszu stoi z pozoru karkołomne zadanie: dokonać takiej weryfikacji, by nie zrazić twardego elektoratu i odzyskać jak najwięcej z utraconego. Wyjściem może być zabieg propagandowo-kosmetyczny. Po operacjach plastycznych polegających na kolejnych zmianach nazwy partii przyszedł czas na lifting. Partia ta sama (to dla twardego elektoratu), ale wizerunek partii atrakcyjniejszy (to dla pozostałych). No i, co ważne, pięć miesięcy weryfikacji to kolejne pięć miesięcy sprawowania władzy w aureoli naprawiania partii władzy - czyli samego państwa. W styczniu widzów telewizyjnych programów informacyjnych czeka zgrabny zestaw materiałów z uroczystego wręczania nowych legitymacji partyjnych pozytywnie zweryfikowanym członkom odchudzonej partii.

Na szczęście, wyborca nie związany z Sojuszem problemem skuteczności weryfikacji nie musi się tak bardzo przejmować. Bo te pięć miesięcy SLD-owskiej kosmetyki to również o pięć miesięcy bliżej do jedynej autentycznej weryfikacji, czyli powszechnych wyborów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2003