Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pamiętam z dzieciństwa kulminacyjny moment Świąt, czyli odwiedzanie Grobów. Nagie, nieruchome postaci w kwiatach i drżących płomykach świec. Ciemność, fiolety, milczące organy, szepty, czasem patetyczne, oskarżające słowa z ambony. Sobota jako przedłużenie i utrwalenie nastroju. Potem coś zupełnie innego. Ranna, jakby pospieszna Msza, huczne śniadania, goście, zabawy, ulubione mazurki. Tak to zapamiętałam.
Teologowie powiedzieliby może coś o przewadze pasyjności nad paschalnością. A przecież już święty Paweł powiedział, że próżna byłaby nasza wiara...
Muł
Małe dzieci stopniowo się wynurzają. Z jakiegoś gęstego mułu, w którym wszystko jest bezkształtne, bezimienne i przypadkowe. Najpierw są to tylko krótkie momenty, mgnienia. Nagłe rozumne spojrzenie, wyciągnięcie ręki po coś konkretnego, pierwsze słowo przyjęte z zachwytem i wzruszeniem przez najbliższych. Później te chwile wydłużają się, muł rzednie, w końcu dziecko otrząsa się i wychodzi na brzeg.
Starzy ludzie stopniowo się zanurzają. W tym samym mule, który - niewidoczny przez wiele lat - przypomniał o swoim istnieniu. Jakieś słowo, które nagle weń wpadło i nie można go już wydostać, jakieś stanięcie przed szafą, z której miało się coś wyjąć, ale co?, jakieś wspomnienie, które urwało się w połowie i wisi jak niepotrzebny strzęp. Już wiadomo, że to się będzie powtarzać, a mułu będzie przybywać.
Nawet nie wiadomo, jak ten muł opisać, bo słowa skwapliwie go omijają. Może najbliższe mu jest słowo: lęk.
Identyfikacja
Na początku ubiegłego tygodnia poczułam palącą potrzebę identyfikacji z psem. Nie z psem w ogóle, ale z psem, który nagle wydaje z siebie długi, przeciągły, żałosny dźwięk z tęsknoty za panem, za księżycem lub będący dezaprobatą czegoś. Słuchałam właśnie rozmowy telewizyjnej tak głupiej, że owładnął mną kategoryczny imperatyw, żeby podnieść głowę i zawyć.
Wyłączyłam telewizor, zaczerpnęłam spory haust powietrza i wtedy zadzwonił telefon. Musiałam odebrać, chwilkę porozmawiać, a potem mi przeszło.
Myślę jednak, że nic straconego. Psy wiedzą swoje. Być może wysiłek wycia uspokaja nerwy, a drganie strun głosowych przenosi się na cały organizm w postaci lekkiego masażu. Czyli że - znając jakość wielu rozmów telewizyjnych - wszystko przede mną.