Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na paradoks zakrawa fakt, że to brytyjski dziennik „Guardian” jako pierwszy opublikował informacje otrzymane od amerykańskiego analityka i zbiega Edwarda Snowdena. Podsłuchowy skandal wzbudza bowiem na Wyspach emocje innego typu niż na kontynencie. Przede wszystkim z prostego powodu: wywiady amerykański i brytyjski ściśle współpracują – i w globalnym sporze o zakres inwigilacji obywateli stoją po tej samej stronie barykady. Ale także dlatego, że zamachy terrorystyczne to dla Brytyjczyków realne zagrożenie, a nie teoria, i dawno już uznali, że bezpieczeństwo ma swoją cenę.
Wycieki informacji wyrządziły „ogromne szkody” i dały terrorystom możliwość ataku na Wielką Brytanię: tak w swoim pierwszym publicznym wystąpieniu argumentował Andrew Parker, nowy szef brytyjskiego kontrwywiadu (MI5). Nie wymienił nazwiska Snowdena, ale w jasny sposób do niego się odnosił. Chodzi przede wszystkim o informacje na temat technologii stosowanych przez amerykańskie i brytyjskie służby – podobno dzięki rewelacjom Snowdena terrorystom łatwiej teraz uniknąć namierzenia przez agentów.
Tymczasem na Wyspach coraz głośniej mówi się o rosnącym zagrożeniu ze strony rodzimych islamskich ekstremistów. Wśród informacji wyniesionych z NSA i CIA przez Snowdena ma znajdować się także ok. 58 tys. plików komputerowych brytyjskiej Centrali Łączności Rządowej (Government Communications Headquarters, GCHQ) – czyli po prostu wywiadu elektronicznego.
W dyskusji o globalnej inwigilacji to właśnie GCHQ jest wymieniana jednym tchem razem z amerykańską NSA. Według „Guardiana” otrzymała ona od Amerykanów w ciągu ostatnich trzech lat 100 mln funtów. Podobnie jak NSA, GCHQ ma zbierać, przesiewać i analizować miliony informacji wymienianych przez obywateli w mailach czy w postach na portalach społecznościowych. Snowden ostrzegał na łamach „Guardiana” przed ścisłymi związkami NSA i GCHQ, twierdząc, że agencje wspólnie rozwinęły technologie, które pozwalają zbierać informacje z internetu. „To nie jest tylko amerykański problem” – mówił.
W takiej sytuacji trudno się więc było spodziewać, że brytyjski rząd wybuchnie oburzeniem. Jest odwrotnie: to „Guardian”, który stał się jednym z głównych „rzeczników” Snowdena, znajduje się pod ostrzałem. A wśród różnych działań wymierzonych w dziennik było i takie: w obecności agentów GCHQ zniszczono twarde dyski redakcyjnych komputerów (sic!), na których znajdowała się część informacji przekazanych przez Snowdena.
Z dużym dystansem do rewelacji dziennika wydają się podchodzić też zwykli Brytyjczycy. Na większe zrozumienie może liczyć raczej premier David Cameron, apelujący do „poczucia społecznej odpowiedzialności” prasy i wspominający o możliwych sądowych zakazach.
Co znamienne, krytycznie do „Guardiana” odnosi się też opozycja, np. były laburzystowski minister spraw wewnętrznych Jack Straw. Nie przypisuje on dziennikarzom złych intencji, ale uważa, że poczucie władzy i podekscytowanie uderzyły im do głowy. Mówiąc krótko: zamiast dyskusji o stopniu inwigilacji, Brytyjczycy toczą dyskusję o odpowiedzialności redaktorów „Guardiana”.
Ostatnie nowiny o podsłuchiwaniu przez NSA komórki Angeli Merkel też nie podniosły temperatury. Jak słyszymy, Cameron nie był podsłuchiwany: w końcu Wielka Brytania – razem z Australią, Kanadą i Nową Zelandią – wchodzą do najbliższego kręgu sojuszników USA, owej szpiegowskiej „wspólnoty”, której członkowie na mocy porozumienia z 1947 r. nie szpiegują się wzajemnie.
Jedynie Boris Johnson – kontrowersyjny burmistrz Londynu – uznał, że fakt podsłuchu na komórce pani kanclerz jest „interesujący”. „Myślę, że społeczeństwo zasługuje na to, aby wiedzieć” – powiedział. Zapytany zaś, czy jego telefon też jest na podsłuchu, Johnson odpowiedział z właściwą sobie swadą: „Jestem pewien, że wszyscy mnie podsłuchują. Niech im wyjdzie na zdrowie!”.