Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prawosławny, nie ruski” – to hasło kampanii społecznej prowadzonej od ponad tygodnia w Białymstoku. W stolicy Podlasia, najbardziej niejednorodnego etnicznie i religijnie regionu Polski, umieszczono kilkanaście billboardów z cytatami, które mają walczyć z utożsamianiem prawosławnych z postawami proputinowskimi. Ich stygmatyzacja, jak twierdzą organizatorzy, nasiliła się po agresji Rosji na Ukrainę. „Nasza rodzina mieszka tu od pokoleń. Jesteśmy prawosławni. Jesteśmy Polakami” – zapewnia z plakatów Patryk Panasiuk, prezes fundacji Hagia Marina, organizatora akcji.
Ogólnopolskie media podchwyciły hasło. Za słuszną ideą ogólną – że żadna identyfikacja religijna nie musi być sztywno związana z określonymi poglądami politycznymi – kryją się jednak szczegóły, które im dalej od Podlasia, tym trudniej dostrzec. Działacze mniejszości białoruskiej zarzucili kampanii, że promuje fałszywy, narodowo-polski, obraz prawosławnych. „Jestem ruski, tak jak ruskim był Konstanty Ostrogski, jestem też litewski, tak jak litewskim był Adam Mickiewicz, jestem politycznie polski jak polskim był król István Báthory. Rozumiem stygmatyzację jako walec historii, ale nie mam z tego powodu zamiaru wyrzekać się własnych, niepolskich korzeni” – napisał na Facebooku Tomasz Sulima, dziennikarz i działacz białoruski. Zarzucił też Panasiukowi, że dostrzegając źródła prawosławia w Polsce wyłącznie w tradycji bizantyjskiej, celowo ignoruje on „litewsko-ruską spuściznę Podlasia jako części (do Unii Lubelskiej) Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz 250 lat panowania dynastii Romanowów”.
Ten spór wykracza oczywiście poza granice regionu. Przypomina o tym, o czym większość mieszkańców terenów pogranicznych i bogatych w więcej niż jedną, z góry określoną identyfikację – od Śląska przez Spisz po Podlasie – wie od małego: że granice tożsamościowe przenikają się nawzajem. Wszelkie próby rysowania ich grubą linią prowadzą zwykle do złych skutków, w najlepszym razie – do zakłamywania własnych korzeni. Kusi więc, by poprawiać hasło na białostockich plakatach: „Prawosławny, czasem ruski, czasem Polak, czasem ktoś zupełnie inny. Jak każdy z nas”. ©℗