Większość w mniejszości

Widmo ukrainizacji, którym straszył rok temu rosyjskojęzycznych wyborców Wiktor Janukowycz, nie krąży nad Dnieprem. Przeciwnie, pomarańczową Ukrainę czeka jeszcze długa walka, aby wszyscy jej obywatele polubili język państwa, w którym żyją.

18.12.2005

Czyta się kilka minut

Centrum Kijowa /
Centrum Kijowa /

Wołodia jest Ukraińcem, jego żona pochodzi z Rosji, ich dzieci urodziły się już w niepodległej Ukrainie. On mówi w pracy po rosyjsku i ukraińsku, ona po rosyjsku, dzieci chodzą do ukraińskiej szkoły, ale na przerwach rozmawiają po rosyjsku. W domu wszyscy mówią po rosyjsku. Rok temu Wołodia z żoną całym sercem poparli Pomarańczową Rewolucję, a dzieci zbudowały nawet w swoim pokoju namiotowe miasteczko. Rodzina Wołodii to typowa kijowska rodzina.

Mykoła Riabczuk, znany intelektualista, nazwał kiedyś problem języka na Ukrainie “trzeciorzędną sprawą o pierwszorzędnym znaczeniu". Rzeczywiście, na co dzień dla większości kwestia języka nie istnieje. Dla połowy Ukraińców nie ma znaczenia, w którym z dwóch języków oglądają telewizję, czytają gazety czy słuchają radia. Z drugiej strony, po latach dyskryminacji ze strony imperialnego sąsiada, język to kwestia państwowej spójności.

- Tu panuje nietypowy, niezrozumiały dla innych, schemat większości i mniejszości etnicznych i językowych. - mówi prof. Myrosław Marynowycz, wicerektor Katolickiego Uniwersytetu we Lwowie. - Byłem kiedyś na konferencji, w której brał udział zachodni działacz pozarządowy. Najwidoczniej wyczytał oficjalne dane: ponad 70 proc. etnicznych Ukraińców, język państwowy ukraiński. I wyszło mu, że rosyjski to mowa mniejszości. Wygłosił więc opinię, że język ten trzeba chronić. Cała sala, łącznie z rosyjskojęzycznymi uczestnikami spotkania, buchnęła śmiechem.

Sytuacja językowa jest skomplikowana. 80 proc. obywateli Ukrainy deklaruje, że są Ukraińcami, zaś Rosjan jest 17 proc. Ale tylko 85 proc. Ukraińców za język ojczysty uważa ukraiński. W całym społeczeństwie liczba ta wynosi 67,5 proc. Gdy jednak zapytać nie o język ojczysty, ale o ten, którym posługują się na co dzień, okaże się, że prawie co drugi mówi po rosyjsku. Zarazem tylko niewielki procent obywateli państwa nie rozumie po ukraińsku.

Problemem nie jest więc znajomość języka, ale, jak twierdzi Riabczuk, “przychylny albo, na odwrót, obraźliwy do niego stosunek".

Wieża Babel

Zachodnia Ukraina jest czuła na punkcie języka. We Lwowie już lepiej odezwać się po polsku. O ile w Kijowie nawet kioski z gazetami oznaczone są dwujęzycznie, we Lwowie nie ma o tym mowy. Jednak ci, którzy z jakichś przyczyn posługują się językiem wschodniego sąsiada, nie są tu dyskryminowani. Na uniwersytecie prof. Marynowycza jest kilku rosyjskojęzycznych studentów, a pewien Francuz, ucząc swojego języka, zajęcia prowadzi po rosyjsku, bo tylko ten zna.

Sam rektor nie widzi powodu, by w swoim kraju nie mówić własnym językiem. Ale gdy ktoś nie rozumie, może przejść na rosyjski. - No chyba że przyjechałby do mnie gość z Doniecka i zaproponował: “niech pan da spokój, mówmy po ludzku". No, to wtedy... - w oku profesora widać błysk.

- Mówienie we Lwowie po rosyjsku jest pomyłką, bo ludzie boją się wtedy, że traktuje się ich jak Rosjan - mówi historyk prof. Jarosław Hrycak.

Jeden z największych lwowskich dzienników “Wysoki Zamek" (200 tys. nakładu) na co dzień wychodzi po ukraińsku, jednak raz w tygodniu ukazuje się wydanie rosyjskojęzyczne (nakład: 30 tys.). “Zamek" powstał u progu niepodległości na bazie partyjnej “Lwowskiej Prawdy" z inspiracji dysydenta Wiaczesława Czornowiła, wtedy już wojewody lwowskiego obwodu. - Wychodziliśmy jeszcze po rosyjsku, ale było to już pismo z ducha ukraińskie - wspomina Natalia Baliuk, redaktor naczelna. - Uważaliśmy za ważne, by rosyjskojęzyczni mieszkańcy zachodniej Ukrainy mogli czytać we własnym języku gazetę proukraińską, prodemokratyczną i proeuropejską.

We Lwowie żyje kilkadziesiąt tysięcy Rosjan i czytelnictwo rosyjskojęzycznego wydania “Zamku" jest stabilne, kierownictwo gazety uważa więc, że należy je utrzymywać. Baliuk: - Jeśli je zlikwidujemy, to ci ludzie zaczną czytać inną gazetę z Kijowa albo co gorsza z Moskwy. A gdy przyjeżdża tu rosyjski polityk i mówi o dyskryminacji, nasza gazeta jest dobrym kontrargumentem. No bo gdzie tu nacjonalizm?

Centrum Ukrainy ma inny problem: przenikanie się obu języków. O ile córka mojego znajomego z Kijowa rozróżnia oba języki, to jej młodszy brat nie widzi różnicy. Miesza obie mowy i posługuje się tzw. surżykiem. To zagrożenie dla czystości języka ukraińskiego.

Ale pod wpływem ukraińskiego zmienia się też rosyjski. - Na Ukrainie są trzy języki: rosyjski, rosyjski ukraiński i ukraiński. Bo nasz rosyjski to zupełnie inny język od używanego w Moskwie - mówi dziennikarz Wachtang Kipiani. - W stolicy Rosji czuję się obcokrajowcem, mam inny akcent. Za to we Lwowie do ukraińskiego dodaje się polski. Zawsze gdy tam jestem, uczę się kilku polskich słów.

W zderzeniu z innymi językami ukraiński przegrywa, bo przez ostatnie dekady się nie rozwijał. Dlatego Kipiani, gdy chce zakląć, musi sięgać po rosyjski: - Kiedy mówię milicjoner, wyrażam się o policjancie poprawnie, a gdy chcę zakląć, mówię ment po rosyjsku. Kiedyś gazeta “Postup" chciała ukrainizować przekleństwa, ale wyszło to komicznie. Ukraiński jest piękny, nie chcemy go psuć przekleństwami.

Na wschodzie i południu sytuacja zmienia się powoli. Głównie dlatego, że mieszka tam najwięcej etnicznych Rosjan. Według tygodnika “Korrespondent" (z 12 listopada) ok. 80 proc. mieszkańców zachodniej części kraju porozumiewa się po ukraińsku, w centrum proporcje są wyrównane, a na wschodzie i na południu dominacja rosyjskiego jest olbrzymia.

Zwolenników przyznania rosyjskiemu statusu języka państwowego jest tam ponad 80 proc. O ile w skali kraju trzy czwarte dzieci uczęszcza do szkół ukraińskojęzycznych, to w takich miastach na wschodzie jak Ługańsk czy Donieck odsetek ten nie przekracza 25 proc. Dorośli, którzy prawie nigdy nie mieli kontaktu z ukraińskim, niechętnie posługują się językiem państwowym, bo nie władają nim poprawnie. W Doniecku pierwsza ukraińskojęzyczna szkoła powstała kilka lat po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości.

Znaczenie mają też stereotypy i ludzki upór. Starsi “ludzie sowieccy" klną, że muszą z państwem kontaktować się po ukraińsku. Trudno się temu dziwić, skoro w ZSRR propaganda utrzymywała, że to język prymitywny, język “faszystów z UPA".

- Kiedy na wschodzie ktoś mówi po ukraińsku, to albo ma wyższe wykształcenie, albo nie ma go wcale - mówi prof. Hrycak. - Powoli to się zmienia. Niedawno byłem w Doniecku i przez kilka dni robiłem taki eksperyment: mówiłem tylko po ukraińsku. I ani razu nie spotkałem się z wrogą reakcją. Nie tylko nikt mnie nie wyśmiał, ale prawie każdy starał się odpowiadać po ukraińsku. Nie zawsze potrafił, bywało, że wypowiadał pierwsze zdania, a potem przechodził na rosyjski. Ale próbował.

Dotychczas głównym przeciwnikiem ukraińskiego było przekonanie o tymczasowości państwa. Ale w ciągu ostatniego roku także mieszkańcy wschodu i południa zrozumieli, że Ukraina jest i będzie. To sprawia, że zaczynają posługiwać się językiem własnego państwa.

Największy postęp widać wśród młodzieży. Zasługa to nie tyle pedagogów, co popularnych zespołów muzycznych - jak “Tartak", “Tanok na Majdanie Konho" czy “Okean Elzy". Wszystkie śpiewają po ukraińsku, wszystkie poparły Pomarańczową Rewolucję. Młodzież z Doniecka, która nie ma już oporów przed ukraińskim, przez tutejszą prasę została ochrzczona “pokoleniem U".

Hrycak: - Na donieckim uniwersytecie zrobiono eksperyment i wszystkie przedmioty wykładano w obu językach. Okazało się, że połowa badanych studentów chodziła na zajęcia po ukraińsku.

Windows po ukraińsku

Był czas, gdy to kultura i język pochodzące z Kijowa oznaczały wyższość cywilizacyjną. Do XVIII w. centrum prawosławia był Kijów, nie Moskwa. Potem to ludzie z Rusi Kijowskiej modernizowali państwo Romanowów. W XVIII w. elitę Petersburga stanowili Ukraińcy, a dużą część kultury, zwanej teraz rosyjską, tworzyła ukraińska inteligencja. Ale z czasem elita ta została wchłonięta przez imperium. W carskiej Rosji, a potem w ZSRR rosyjski był mową wielkiego świata, postępu, kariery. Ukraiński dyskryminowano i sprowadzono do roli języka chłopskiego, dołów społecznych i ludzi pracujących fizycznie.

- Jeszcze 20 lat temu, kiedy w Kijowie mówiłem po ukraińsku, spotykały mnie przykrości - wspomina lwowiak Hrycak. - Ludzie się ze mnie śmiali i pytali, jakim mówię językiem. Bywali agresywni, żądali, by mówić do nich “po ludzku".

Problem z emancypacją języka, to tylko jeden z wielu klasycznych kłopotów, z jakimi borykają się postkolonialne państwa. Choć ukraiński stał się językiem państwowym, nie powstrzymało to ekspansji rosyjskiego. Przed 1991 r. Moskwa była centrum zarówno politycznym, jak i kulturowym. Przestała być pierwszym, drugim jest nadal.

- Język był częścią polityki. Mówisz po ukraińsku, znaczy głosujesz na “Ruch" [ówczesna organizacja niepodległościowa - red.] i jesteś patriotą. Mówisz po rosyjsku, jesteś sowieckim człowiekiem - opisuje tamtą sytuację dziennikarz Kipiani.

Sytuacja językowa zaczęła się zmieniać w połowie lat 90., gdy szkoły pokończyli ludzie rozpoczynający naukę w czasie pierestrojki. To pokolenie porozumiewa się swobodnie w dwóch językach. Kipiani o życiu, rodzinie i miłości myśli po rosyjsku, ale o polityce po ukraińsku, bo w głowie ma mnóstwo formuł w tym języku. Pracuje w telewizji i tam, na wizji i z kolegami, mówi po ukraińsku. Za to szefowie i menedżerowie stacji posługują się rosyjskim. Tak jak w biznesie, podobnie jest w armii, gdzie rosyjski pozostaje nieformalnie językiem komunikowania się.

Prawo ukraińskie - w tej kwestii nowoczesne i liberalne - przyznaje mniejszościom językowym spore uprawnienia, dzięki którym mogą istnieć np. rosyjskojęzyczne szkoły. Ale teoria jedno, a praktyka drugie. Rosyjski dominował nie z powodu ustawodawstwa, ale np. dlatego, że ogólnokrajowe media należą do oligarchów, a ci w państwie Kuczmy nie musieli przejmować się ustawami o języku ukraińskim. Także dystrybutorzy kinowi sprowadzali filmy z Rosji, bo nie opłacało się robić osobnego tłumaczenia, skoro wszyscy i tak rozumieli. Rynek księgarski zdominowała rosyjska książka. Microsoft dopiero teraz przymierza się, by wprowadzić na rynek pełną ukraińską wersję programu Windows.

W takich dziedzinach jak media, kultura i informatyka ukraińskojęzyczna produkcja nie przekracza jednej trzeciej towarów na rynku. - Wolny rynek nie daje nam szans - uważa rektor Marynowycz. - Rosyjskojęzyczna książka jest tańsza i ma zasięg na cały obszar postsowiecki. Ukraińska jest droga, bo nakład mały. Byliśmy mniejszością w rosyjskojęzycznym świecie i choć dziś mamy państwo i język, kulturowo i mentalnie pozostajemy mniejszością.

Zdaniem wszystkich moich rozmówców utrzymywanie językowego status quo i wykorzystywanie problemu do celów politycznych oznaczałoby dalsze cofanie się rodzimej mowy i popadanie w kulturową oraz polityczną zależność od Rosji. Jeszcze gorzej byłoby, gdyby zrównać prawnie oba języki. Wybór, przed jakim stanęliby wtedy mieszkańcy Ukrainy, tak opisał w dzienniku “Ukraińska Prawda" Ostap Kriwdyk: “Po co nosić ciągle te same, ciasne i stare sapogi, jeśli macie do wyboru szeroki asortyment wygodnych sandałów, eleganckich botków i modnych tenisówek?".

Dla prof. Hrycaka problem języka to także problem globalizacji. Bo w tej części świata językiem globalizacji jest rosyjski, jak na Zachodzie angielski: - Jeżdżę po Europie, a że interesuję się muzyką, buszuję po półkach z płytami CD i widzę, że sekcje z muzyką w rodzimych językach systematycznie ubożeją. Wszędzie wchodzi angielski, nawet lokalne gwiazdy śpiewają w tym języku. Natomiast Galicja jeszcze pięć lat temu była terenem rosyjskiej popkultury. Dziś wychodzi tu dużo ukraińskiej muzyki, ale nadal pozostaje pytanie: czy ukraińska popkultura będzie rosyjsko- czy anglojęzyczna?

Obecną politykę państwa można scharakteryzować tak: nie jest to ukrainizacja, ale próba przekształcenia np. mieszkańców Krymu w obywateli Ukrainy. Pewnie kiedyś przyjdzie czas, gdy Ukraińcy dostrzegą pozytywy dwujęzyczności. Jeśli państwu przypadnie rola pomostu między Zachodem a Rosją, to umiejętność porozumiewania się z potężnym partnerem może być dla Ukraińców atutem w gospodarce czy kulturze.

Hrycak: - Z radością powitam Ukrainę dwujęzyczną. Tylko co znaczy dwujęzyczność? Dla mnie oznacza obecność ukraińskiego także w Doniecku, Sewastopolu, Charkowie. A dla wielu rusofilów dwujęzyczność oznacza prawo niemówienia po ukraińsku.

"Kibicujmy naszym!"

Zdaniem ukraińskich intelektualistów przydałaby się czasowa “pozytywna dyskryminacja" rosyjskiego. To wymagałoby ostrożnej polityki, a takiej nie było w minionych latach. Oficjalnie polityka państwa wyglądała dotąd tak: jest demokracja, są ukrainofile, są rusofile - i niech sobie żyją. Nieoficjalnie politycy byli zainteresowani rozgrywaniem problemu języka do manipulowania opinią publiczną. Np. rosyjskojęzyczna część Ukraińców miała niby żyć w ciągłym strachu przed ukrainizacją. W dużej mierze wciąż spoglądająca na Moskwę sowiecka biurokracja, której nie chce się mówić po ukraińsku, podgrzewała żądania, by przyznać rosyjskiemu status drugiego języka państwowego. Tymczasem ci rosyjskojęzyczni obywatele, którzy deklarują lojalność państwu, nie są zainteresowani zmianą statusu ich języka, bo wiedzą, że skończyłoby się to ideologicznym podziałem kraju (nie mówiąc o kosztach, jeśli administracja, samorządy i sądy musiałyby dokumentację prowadzić w dwóch wersjach).

Przestrogi przed ukrainizacją upolityczniały więc problem, a kto obiecywał gwarancje dla rusofilów, mógł liczyć na ich głosy. Kwestię języka wykorzystał w 1994 r. Leonid Kuczma i wygrał wybory prezydenckie - Ukraina ukraińskojęzyczna poniosła wtedy klęskę. Podobnie było w 1999 r., choć trzeba przyznać Leonidowi Kuczmie, że gdy już został prezydentem, zapowiedzi nie realizował. Ale państwo nie robiło też nic, by podnieść status języka państwowego. Największe ogólnokrajowe gazety wychodzą do dziś po rosyjsku, a tylko niektóre, np. renomowany tygodnik “Dzerkało Tyżnia", ukazują się w dwóch wersjach.

Podobny scenariusz miał przynieść zwycięstwo w 2004 r. Janukowyczowi.

Dziś też nie brakuje polityków, którzy swą pozycję chcą budować na obronie rosyjskiego, skoro część społeczeństwa podatna jest na taką retorykę. Starczy postraszyć przymusową ukrainizacją i rzeczywiste problemy, np. gospodarka, schodzą na drugi plan, a na ulice miast wychodzą ukraińskie “moherowe berety", gotowe bronić ojczystej mowy.

Podczas zeszłorocznych wyborów Wiktor Juszczenko problem języka potrafił jednak zepchnąć na drugi plan. Ośrodkiem “pomarańczowego" ruchu była centralna Ukraina, która jest rosyjskojęzyczna i prawosławna.

- Gdyby Juszczenko nie “przekroczył" linii Dniepru, przegrałby - mówi Hrycak. - Zwycięstwo Juszczenki zaprzeczyło tezie o istnieniu dwóch Ukrain. Poparła go duża grupa rosyjskojęzyczna: inteligencja i rodząca się klasa średnia. Gdyby na Ukrainie język miał takie znaczenie, jakie mu się przypisuje, fenomen Majdanu byłby niemożliwy.

Ukraiński staje się wreszcie językiem polityków, uczonych i ambitniejszej kultury. Nawet Janukowycz reklamuje swoją partię po ukraińsku, a donieckie stacje telewizyjne, jak “TRK Ukraina", przechodzą na ukraiński. Znaczenie ma też polityka państwa przy przyznawaniu licencji.

I okazuje się, że najpopularniejszą stacją kraju jest “Nasze Radio", które niedawno przeszło na ukraiński i odtąd nadaje dużo rodzimej muzyki. Stacja wypowiedziała bokserski pojedynek radiu “Ruskoje": jej reklamy przedstawiają dwóch pięściarzy, z których jeden ma spodenki w barwach ukraińskich, drugi rosyjskich. Hasło jest proste: “Kibicuj naszym!". I choć “Ruskoje" przegrywa tylko o pół procent, ta przegrana jest symptomatyczna. Tym bardziej, że walka jest bezpardonowa.

- Rosyjski show-biznes nie pogodzi się utratą rynku, jest gotów płacić stacjom łapówki za granie rosyjskiej muzyki, byle utrzymać swą pozycję - mówi Mykoła Riabczuk. - Znam muzyków ukraińskich, od których właściciele stacji żądali łapówek za promocję ich utworów.

Państwo stara przełamać dominację rosyjskiego w mediach. Szef ukraińskiego odpowiednika polskiej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Witalij Szewczenko, w wywiadzie dla gazety “Dielo" (z 18 listopada) wyjaśnia, że wymóg dubbingowania rosyjskich filmów wynika właśnie z sytuacji rodzimego języka. Od 1 stycznia 2006 r. wszystkie ogólnokrajowe telewizje powinny nadawać po ukraińsku. Szewczenko zapewnia zarazem, że kultowe produkcje z czasów ZSRR nie będą podpadać pod ten wymóg; dla nich przewidziano napisy.

Czy taka polityka przyniesie efekt? Zdaniem Hrycaka potrzeba 10-15 lat, by affirmative action doprowadziła do wyrównania statusu obu języków.

- Ukraina nie będzie rosyjskojęzyczna - ocenia Riabczuk. - Chodzi teraz o to, jaka jej część pozostanie rosyjskojęzyczna. Czyli kto będzie większością, a kto mniejszością.

Języki wolności

Rok temu, w wyborczy wieczór 21 listopada, pierwsi na Majdanie zjawili się kijowanie, także ci rosyjskojęzyczni. Majdan zaczął mówić po ukraińsku dopiero, gdy zjechali ludzie z zachodniej Ukrainy.

Właśnie Pomarańczowa Rewolucja zmieniła stosunek do obu języków: ukraiński stał się językiem jedności kraju. Ukraiński stał się też językiem demokracji, europejskich dążeń, nowoczesności.

Ale obecność na Majdanie obywateli rosyjskojęzycznych sprawiła, że rosyjski przestał mieć antyukraińskie piętno. Okazało się, że także ludzie nim mówiący mogą być ukraińskimi patriotami.

Hrycak: - Ci, którzy na Majdanie przeszli szkołę demokracji, teraz oglądając rosyjskie telewizje nie mogą wytrzymać drętwoty używanego przez nie języka. Wiedzą, że po rosyjsku można mówić inaczej. Dzięki temu, że Majdan był dwujęzyczny, także rosyjski stał się językiem wolności. A to może mieć znaczenie wykraczające poza granice Ukrainy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (51/2005)