Widziałem plamy krwi

Kiedy gestapo, bo nikt inaczej na nich nie mówi, zaczęło strzelać, zabili człowieka, który niósł krzyż, i cały pierwszy szereg - pisał ktoś w prywatnym liście o wydarzeniach Grudnia ’70.

01.12.2010

Czyta się kilka minut

Pierwszy szereg padł trupem na Oksywiu. (...) Oto jest państwo ludowe, robotnik idzie do pracy, a tu jest rozkaz nie przepuszczać, w razie potrzeby użyć broni. (...) Jeszcze dzisiaj boli mnie ręka od rzucania kamieni. Chciałbym jeszcze dodać, że mam kumpli ciężko rannych, jeden lekko w rękę. W hotelu do dzisiaj brak jest trzech chłopaków" - tak w styczniu 1971 r. pisał młody robotnik, mieszkaniec hotelu robotniczego na Wybrzeżu.

Czy list dotarł do adresata? Nie wiemy. Po sfotografowaniu, mógł na powrót trafić do skrzynki pocztowej. Mógł też zostać skonfiskowany. Z masy korespondencji wyłowili go funkcjonariusze SB Wydziału "W" Komendy Wojewódzkiej MO w Gdańsku, którzy razem z kolegami w całym kraju przeglądali rocznie 5-6 milionów listów i przesyłek.

Przykładowo, między ósmą rano 9 stycznia 1971 r. a ósmą dnia następnego poczta w Trójmieście przejęła ich 78 719. Z tej masy esbecy z Biura "W" przejrzeli 2357 listów. Między 14 a 28 stycznia przez placówki pocztowe w Gdańsku, Sopocie i Gdyni przewinęło się ponad 700 tys. przesyłek. Lektorzy z SB wyłuskali z tego ok. 20 tysięcy listów. Na ich bazie przygotowywali numerowane raporty z nadrukiem "Tajne Specjalnego Znaczenia".

Przez 40 lat do teczki z nimi nikt nie zaglądał. Czytelnicy "Tygodnika" są pierwsi.­ Niesmak wynikający z czytania cudzej korespondencji złagodzić może jej znaczenie dla poznania ówczesnych nastrojów. Ponieważ nie dysponujemy wynikami sondaży opinii z tego czasu, pracę funkcjonariuszy SB można potraktować jako rodzaj badania socjologicznego.

"Ponoć wieszają"

Z listów wyłania się obraz społeczeństwa w szoku. Przypomnijmy: najgwałtowniejszy przebieg protesty na Wybrzeżu miały między 14 a 18 grudnia. Tłum podpalił budynek Komitetu Wojewódzkiego w Gdańsku, wojsko strzelało do demonstrantów. Kilkanaście dni później ktoś wspominał w liście: "Co do rozruchów to było makabrycznie. Teraz też znowu podobno obie Stocznie strajkują". "A ile zginęło ludzi, około tysiąca, a nie to co piszą i mówią, w Gdyni to krew się lała po ulicach jak po deszczu".

Często dla opisania swych wrażeń autorzy listów wykorzystywali topos opowieści wojennej. Porównywali milicję do gestapo, pisali o zbiorowych mogiłach. Trauma Grudnia kojarzyła im się z traumą wojny. Czytamy: "Widziałem różne rzeczy - zwłaszcza mrożące krew w żyłach - czy to jako dziecko podczas okupacji, ale to byli hitlerowcy, no a tu wydaje się brak określeń dla bandytyzmu tych, co spełniali tak gorliwie nakaz swoich »panów«".

Z pewnością jedną z przyczyn szoku było zachowanie milicjantów. Stali się oni negatywnymi bohaterami wyobraźni społecznej na Wybrzeżu, większymi niż wojsko czy SB. Pojawiała się opinia, że byli "na prochach". Ktoś pisał: "W przerwach między strzelaniną można było ujrzeć na ulicach wielkie plamy krwi, które nie zdążyły wsiąknąć w bruk. (...) A jak milicja otrzymała środki dopingujące (o tym się u nas mówi już oficjalnie), to wykonywała każdy rozkaz. A obowiązki swe spełniła nazbyt gorliwie. A skutek? Do dziś umundurowany milicjant jest rzadkim okazem, a ilu już wymordowano po kątach".

Nienawiść do MO była olbrzymia. Wyobraźnia społeczna, wykorzystując autentyczne wydarzenia, karmiona strachem i gniewem, produkowała niesamowite opowieści. W listach czytamy: "Zginęło ok. 300 ludzi i dużo pobitych, rannych. Milicja szalała, jak bandyci, ale teraz są samosądy. Było już sporo wypadków, że ludzie mszczą się na milicjantach. Co jakiś czas się słyszy, że gdzieś tam znaleźli milicjanta z nożem w plecach, a w kieszeni kartka »odwet za brata«".

Tematem, który szczególnie bulwersował, była liczba ofiar. W dane podawane przez prasę nikt nie wierzył. "Oficjalnie podano, że jest zabitych 46 osób, a 1200 rannych, ale podobno zabitych ok. 700. Poza tym dzieją się straszne rzeczy, samosądy na milicjantach. Wczoraj w kolejce zabito milicjanta, ponoć wieszają, wyciągają z domów i biją".

"W Gdańsku zginęło ok. 120, w Gdyni około 500 osób. Wszyscy leżą w zbiorowych mogiłach. To wszystko jest bardzo przykre i smutne. Nic tylko trzeba się modlić i prosić Boga o spokój i rozum dla tych, którzy go nie mają".

"Jadą czołgi kolorowe"

W pierwszych dwóch tygodniach stycznia 1971 r. sytuacja ciągle była napięta. Zmiany na szczycie - odsunięcie Władysława Gomułki i objęcie stanowiska I sekretarza PZPR przez Edwarda Gierka - tylko na chwilę uspokoiły nastroje. Ktoś pisał: "Objęcie władzy przez Gierka przyjęto z ulgą i nadzieją, ale ciągle jesteśmy pod wrażeniem tragicznych wydarzeń. Pewnym czynnikom tak zależy na tym, żeby zatuszować wypadki na Wybrzeżu - szczególnie wypadki w Gdyni". Oczekiwano ukarania winnych. Najczęściej domagano się "głowy" Zenona Kliszki, prawej ręki Gomułki, wymieniano też nazwisko dotychczasowego premiera Józefa Cyrankiewicza.

Podobne zmiany na szczytach dokonywały się w dziejach PRL rzadko. Dlatego budziły duże zainteresowanie opinii publicznej. Krążyły ulotki i dowcipy. Te ostatnie nie tylko ośmieszały, ale też rozładowywały nagromadzone napięcie.

Stabilność systemu w jakiejś mierze brała się z "zabetonowania" jego struktur władzy. Wszelkie rysy na skorupie były dla niego szalenie niebezpieczne. "W stoczni im. Lenina też się na gwałt domagają, aby usunąć tego ze Związków Zawodowych Logę Sowińskiego, Kociołka i Cyrankiewicza. Ciekawa jestem jakie będzie VIII Plenum. Podobno ok. 15 lutego, czy też ich wywalą z Rządu".

W jednym z listów SB znalazła taki dowcip: "Cyrankiewicz rozmawia z Wyszyńskim, a Gomułka stoi pod drzwiami.

Wyszyński: - Daruję Wam wszystko, ale za to trzeba złożyć ofiarę.

Cyrankiewicz: - Właśnie stoi pod drzwiami".

Masowo krążyły ulotki: "Gomułka łysawy podwyższył potrawy i ludzie się buntują. Stoczniowcy ruszyli do partii wkroczyli i prośbę swą przedłożyli".

Ludowy poeta przerobił popularną wówczas piosenkę Maryli Rodowicz "Jadą wozy kolorowe": "Jadą czołgi kolorowe ulicami, hej żołnierzu, powiedz szczerze, czyś jest z nami. Hej żołnierzu, czy cię czeka sława jaka, kiedy z czołgu strzelać będziesz do rodaka. Hej żołnierzu, partia kłamstwa mówi ci wierutne! Opowiedzże nam żołnierzu, co tam na nas masz".

"W Gdańsku podobno spokój"

Lista postulatów nie kończyła się na odsunięciu i ukaraniu odpowiedzialnych za strzelanie do robotników. Wszystkie dotąd zgłaszane postulaty pozostawały niezrealizowane. Robotnik z jednej z trzech stoczni Trójmiasta wymieniał w liście: "Największy szum jest z podwyżką. Dzisiaj nasz wydział stał i nie pracował do śniadania. Inne wydziały również stoją, tak, że ogólny chaos się utrzymuje. (...) Na zebraniach są wysuwane różnego rodzaju postulaty, z najważniejszych to usunięcie Kociołka z Biura Politycznego i organizacji partyjnej w Stoczni Gdańskiej, ukaranie działaczy winnych za stan gospodarczy kraju, ukaranie winnych wydania rozkazu strzelania do tłumu. Wytoczenia spraw sądowych milicjantom za nieuzasadnione wypadki użycia broni, gazów nie tylko łzawiących, ale i trujących".

Na początku 1971 r. kolejne strajki - jeśli można tak powiedzieć - wisiały na włosku. Domagano się przyjazdu Gierka. "W Gdańsku panuje podobno spokój, ale tak dobrze to jeszcze nie jest. Kilka wydziałów w stoczni na razie nie pracuje. Chcą koniecznie rozmawiać z Gierkiem, to jedno, chcą konkretnych zmian w zarobkach, no i po trzecie chcą, aby wypuścili aresztowanych stoczniowców. Jeżeli tych trzech warunków nie spełnią, to zapowiedzieli, że znów wyjdą na ulice, ale pod WRN [Wojewódzką Radę Narodową - M.Z.]". W miesiąc po przejęciu władzy przez Gierka sytuacja znów stawała się krytyczna. Choć formalnie strajków nie było i ludzie przychodzili do pracy, to jednak ją markowali: dyskutowali, wiecowali. 21 stycznia 1971 r. wybuchło kilka krótkotrwałych strajków. Następnego dnia pracownik jednego ze strajkujących zakładów pisał: "W bieżącym tygodniu stocznia znów przystąpiła do strajku. Wczoraj wszyscy do pracy podążali pieszo, przerwali pracę tramwajarze i do południa w ogóle nie kursowały tramwaje i autobusy miejskie. Po południu ruszyły".

Mieszkańcy byli już jednak wyczerpani przeciągającą się niepewnością, a przyjazd Gierka do Gdańska 25 stycznia zbiegł się z tymi nastrojami. Jednak pamięć o grudniowej traumie pozostała. Stała się założycielska dla buntu, który wybuchł 10 lat później.

A w liście z 1971 r. ktoś napisał: "Coraz poważniej myślę o niepodległości albo o rozsadzeniu od środka. Ciężko znosić parodię ustroju ludowego".

Dr MARCIN ZAREMBA (ur. 1966) jest adiunktem w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Instytucie Historii UW, zajmuje się historią społeczną. Opublikował m.in.: "Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Grudzień '70 (49/2010)