Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli ktoś uważa, że Bruno Schulz przesadzał, pisząc o kotach: „Ich doskonałość zatrważała”, a Tadeusz Konwicki fantazjował, przypisując swemu kotu kontakty z duchami, najwyraźniej nie jest targetem filmu „Kedi – sekretne życie kotów” Ceydy Torun. Oto bowiem dokument, który powstał przede wszystkim z myślą o nałogowych kocistach i kocistkach. Urodzona w Stambule reżyserka w swoim debiucie składa hołd żyjącym dziko mieszkańcom tego miasta, które symbolizują jego różnorodność, choć także drastyczne zmiany, jakie dotknęły jego stare dzielnice w ciągu ostatnich lat.
Kamera umieszczona na zdalnie sterowanym wózku filmuje miasto na wysokości kocich oczu i śledzi tajemnicze wędrówki stambulskich futrzaków. Z pomocą noktowizora rejestruje polowania na szczury, czasem przyłapuje swoich bohaterów na scenach zazdrości, kłótniach i różnych gorących uczynkach. Koty od tysięcy lat mają w tym mieście szczególny status. Są dokarmiane i dopieszczane. Widzimy, jak wylegują się na samochodach, wspinają po dachach, okupują cmentarze, stragany z rybami czy witryny sklepów. Znajdują się wśród nich pospolite rzezimieszki i wcielenia elegancji, a przy tym wszelkie możliwe rasy oraz ich krzyżówki – rzecz charakterystyczna dla dużych miast portowych.
Co kot, to osobowość, co kot, to historia. I nie trzeba dodawać, że każdy ma swoje imię. Mieszkańcy zamieszkiwanych przez nie kwartałów przed kamerą natychmiast zamieniają się w filozofów, teologów i poetów. „Nie ma zwrotu z inwestycji” – mówi ktoś rozbrajająco o swoim bezinteresownym uczuciu. Oswojone i zarazem nienależące do nikogo, dachowce ze Stambułu uosabiają kotowatość w najczystszej postaci. Już oryginalny tytuł sprowadza film do samej jego istoty: w języku tureckim kedi znaczy po prostu kot.
Można by zarzucić filmowi, że jego stosunek do stambulskich włóczykijów jest nazbyt sentymentalny, a przez to mało praktyczny. Prawie nie wspomina się tu o jakiejś systemowej pomocy, jak choćby o sterylizacji. „Kedi” stara się również oszczędzić nam kociego nieszczęścia, obsadzając w rolach głównych co bardziej foto- geniczne okazy. Ale nie jest to film przyrodniczy ani interwencyjny. Opowiada o tym, że są jeszcze takie miejsca, w których ludzie i zwierzęta znajdują wspólną przestrzeń do życia, gdzie z uwagą przyglądają się sobie nawzajem, a nawet dzielą podobny los.
Reżyserka, która dorosłe życie spędziła za granicą, nie ukrywa, że „Kedi” jest także listem miłosnym do rodzinnego miasta, z podobną namiętnością sfilmowanego dekadę wcześniej przez Fatiha Akina w dokumencie muzycznym „Crossing the Bridge: The Sound of Istanbul”. Dokument o kotach również przypomina momentami stylową widokówkę ze Stambułu, utrwalając te mniej turystyczne, za to bardzo malownicze zaułki, choć zdarzają się także bajeczne panoramy z kopułami najpiękniejszych meczetów. Nostalgia za czasami dzieciństwa i znajomymi miejscami raz po raz ustępuje miejsca niepokojom związanym z niszczeniem dawnej substancji miasta przez pazerne firmy deweloperskie. Widzimy, jak gwałtownie zmienia się charakter „kocich” dzielnic, a postępująca gentryfikacja dotyka nie tylko ludzi. Filmowane miejsca za chwilę mogą zniknąć – chyba że Ministerstwo Kultury i Turystyki Republiki Tureckiej dostrzeże wreszcie ich wyjątkowy potencjał. Lecz film upomina się nie tylko o miejsca. W Stambule, gdzie kocie i ludzkie sprawy tak bardzo przenikają się na co dzień, wolność uosabiana przez tamtejsze koty staje się dobrem coraz bardziej deficytowym. W ten sposób dokument pełen słodkich wąsatych pyszczków i tureckiej muzyki pop nabiera ostrzejszego, bardziej aktualnego podtekstu. Opowieść o zwierzętach jako metafora polityczna ma przecież całkiem bogatą tradycję.
Jesienią ubiegłego roku w dzielnicy Kadıköy odsłonięto pomnik kota Tombili, zmarłego jakiś czas wcześniej kultowego mieszkańca tej okolicy, który stał się bohaterem internetowych memów. Ktoś powiedział, że stambulska miłość do kotów stanowi antidotum na hüzün – słynną turecką melancholię, o której pisał między innymi Orhan Pamuk. W filmie „Kedi” jeden z ludzkich bohaterów drugoplanowych z całym przekonaniem przypisuje kotom właściwości psychoterapeutyczne. Swoją drogą, turecki noblista również pozwalał dzikim kotom przemykać przez karty swoich powieści, a niektórym nawet oddawał głos („Nazywam się Czerwień”). Dokument Ceydy Torun unika uczłowieczania na siłę naszych kocich przyjaciół, bo to raczej my powinniśmy się uczyć od nich. Ale o tym przecież wie każdy, kto bodaj raz porządnie otarł się o kota. ©
KEDI – SEKRETNE ŻYCIE KOTÓW (Kedi) – reż. Ceyda Torun. Prod. Turcja/USA 2016. Dystryb. M2 Films. W kinach od 28 lipca.