Węgry: o wolności słowa

Pokusa, aby rządzący mogli wpływać nie tylko na media publiczne, ale też prywatne, pojawiała się w minionym dwudziestoleciu w różnych krajach Europy Środkowej.

27.12.2010

Czyta się kilka minut

O to, bo nie tylko o pieniądze, chodziło w aferze Rywina: sejmowe przesłuchania ludzi z domniemanej "grupy trzymającej władzę" ujawniły scenariusze "uporządkowania" (tj. kontroli) mediów. Mało kto pamięta za to projekty ustaw ograniczających wolność słowa, które wcześniej, za pierwszej koalicji postkomunistów z ludowcami (1993-97), wymyślali politycy SLD i PSL. Rzecz ciekawa: autorzy tamtych projektów argumentowali podobnie, jak dziś argumentują obrońcy Viktora Orbana. Dysponujący silną pozycją polityczną, kontrolujący instytucje państwa i mający wielki kapitał społecznego zaufania (po rządach socjalistów, nieudolnych i skorumpowanych) - premier Węgier przeforsował projekt ustawy medialnej groźnej dla wolności słowa. Stwarza ona bowiem narzędzie - w postaci rady ds. mediów, mającej duże uprawnienia (nakładanie wielkich kar finansowych) i obsadzonej ludźmi związanymi z rządzącą partią Fidesz - które nie musi, ale może zostać użyte do niszczenia mediów krytykujących władze.

Byłoby naiwnością sądzić, że jeśli stwarza się takie narzędzie, zostanie ono użyte tylko do np. zwalczania antysemityzmu w mediach, wszechobecności pornografii czy nadużyć (jakkolwiek by ich nie interpretować). Tymczasem takie argumenty podnoszą obrońcy ustawy Orbana. Przypomnijmy: także autorzy polskich "kagańcowych" projektów z lat 1993-97 twierdzili, że chodzi tylko o "cywilizowanie" mediów i ochronę przed "nadużyciami". Szczęśliwie ich pomysły pozostały na papierze - i to chyba nawet nie dzięki oporowi samych mediów (one się dopiero rozwijały). Raczej zdecydowała świeża jeszcze pamięć o komunizmie, cenzurze itd. - i rządzący musieli się samoograniczać. 20 lat później Orban, przed 1989 r. działacz antykomunistycznej opozycji, odtwarza mechanizmy, z którymi kiedyś walczył. A szczególnego posmaku nadaje temu fakt, że 1 stycznia Węgry obejmują na pół roku przewodnictwo w Unii Europejskiej. Odwiedzając w tej roli Mińsk i spierając się z Łukaszenką, Orban może mieć kłopot z wiarygodnością.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2011