Projekt wielkiej odnowy

1 stycznia Węgry przejęły przewodnictwo w Unii - to szansa na poprawienie nadszarpniętego wizerunku kraju. Ale mimo krytyki, prawicowy rząd broni kontrowersyjnej ustawy medialnej, co może doprowadzić do konfliktu z Komisją Europejską. Sami Węgrzy, choć zmęczeni kryzysem i tradycyjnie pesymistyczni, wierzą w Orbána.

18.01.2011

Czyta się kilka minut

Węgry przejmują prezydencję w Unii. Na zdjęciu: politycy węgierscy i europejscy w parlamencie węgierskim. 7 stycznia 2011 r. / fot. Gergely Botar / AFP / East News /
Węgry przejmują prezydencję w Unii. Na zdjęciu: politycy węgierscy i europejscy w parlamencie węgierskim. 7 stycznia 2011 r. / fot. Gergely Botar / AFP / East News /

Kiedy postkomunistyczne kraje Europy Środkowej wchodziły do Unii Europejskiej, moment wyznaczenia im okresu prezydencji we Wspólnocie był czasem dumy oraz mobilizacji. A także przekonania, że ze wszystkich sił trzeba się postarać, aby tych sześć miesięcy było dowodem, iż jesteśmy lepsi niż nasz wizerunek na Zachodzie.

Słowenia, która jako pierwsza z "nowej" Europy obejmowała przewodnictwo, pieczołowicie przygotowywała się do tego przez ponad rok, do pracy zaprzęgając sztab ludzi. Potem było już gorzej: w Czechach w trakcie prezydencji upadł rząd.

Teraz kolej przyszła na Węgry: od kilku lat pogrążone w ciężkim kryzysie gospodarczym, a ostatnio krytykowane powszechnie w Europie z powodu kontrowersyjnych ustaw i rosnących tendencji nacjonalistycznych.

Ambitne cele Budapesztu

Jednak Budapeszt przystępuje do półrocznej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej z dużymi nadziejami i ambicjami. Gabinet Viktora Orbána liczy tu na współpracę z Polską i pozostałymi "nowymi" członkami Unii. Także po to, aby "starej" Europie zademonstrować potencjał i znaczenie, jakim dysponuje szeroko pojęty środkowoeuropejski region.

Równocześnie w zamyśle Budapesztu przewodnictwo w Radzie Unii jest wyjątkową szansą na poprawę nadwyrężonego w ostatnich latach wizerunku niegdyś regionalnego lidera. W pierwszym rzędzie Węgrzy skupią się więc na kwestiach związanych z kryzysem gospodarczym - tym bardziej że na czas ich przewodnictwa wyznaczony jest m.in. termin przyjęcia tzw. systemu zarządzania gospodarczego. Wśród celów Budapesztu znalazły się też prace nad unijną strategią gospodarczą ("Europa 2020") oraz zainicjowanie negocjacji nowego unijnego budżetu na lata 2014-2020.

Jednak to nie finanse, lecz polityka regionalna ma stać się znakiem firmowym przewodnictwa Budapesztu. Czyli unijna "Strategia dla regionu Dunaju". Skupia ona 14 państw (w tym osiem należących do Unii) i ma przyczynić się do rozwoju gospodarczego i społecznego regionu, poprawy infrastruktury transportowej, stanu środowiska i bezpieczeństwa energetycznego. Tę ostatnią kwestię rząd Węgier określił jako jedną z kluczowych, a szczególną rolę uzyskać ma rozbudowa połączeń sieciowych północ-południe.

Partnerstwo i Romowie

Pod znakiem zapytania mogą stanąć natomiast inne kwestie, pierwotnie mające być priorytetowymi dla węgierskiego rządu: rozszerzenie Unii i strefy Schengen.

Do niedawna Budapeszt liczył, że na konto sukcesów swej prezydencji będzie mógł zapisać zakończenie negocjacji akcesyjnych Unii z Chorwacją i rozszerzenie Schengen o Rumunię i Bułgarię. Tymczasem prawdopodobnie żaden z tych celów nie zostanie osiągnięty w planowanym terminie. Zagrzeb zamknął dotąd 28 z 35 rozdziałów negocjacyjnych, zaś Francja i Niemcy sprzeciwiają się przyjęciu do Schengen dwóch państw bałkańskich. Wprawdzie Węgry chcą nadal forsować te sprawy, ale już nie za wszelką cenę.

W tej sytuacji wzrasta znaczenie unijnej polityki sąsiedztwa, w której szczególne zainteresowanie rządu Orbána dotyczy Partnerstwa Wschodniego. Jednak, jak przed dwoma miesiącami przyznała węgierska sekretarz stanu ds. unijnych Enikő Győri, Budapeszt nie ma pomysłu na własny wkład w ten program - zatem jego oferta oznaczać będzie jedynie wsparcie dla obecnego Partnerstwa Wschodniego.

Z kolei nowym zagadnieniem, umieszczonym w agendzie węgierskiej prezydencji jesienią 2010 r., jest tematyka romska, dla której kompleksowych rozwiązań Węgry chcą szukać wspólnie z Unią (unijna strategia ma zostać ogłoszona w kwietniu).

Groźba marginalizacji

Program Budapesztu jest więc ambitny - i węgierski rząd może napotkać na spore problemy w jego realizacji. Nie bez znaczenia może okazać się tu stan przygotowań Węgier do prezydencji. Mając po wygranych przez prawicowo-centrowy Fidesz wyborach ledwie sześć miesięcy na przygotowania do objęcia sterów w Radzie Unii, rząd Orbána zdecydował się na gruntowne zmiany personalne w zespole odpowiedzialnym od kilkunastu miesięcy za te przygotowania i dokonał również znaczących zmian w MSZ.

Ponadto Fidesz sam nie ułatwia sobie sprawy - i dzieje się tak nie ze względu na, wydaje się, zbyt ambitne plany węgierskich polityków. Rzecz przede wszystkim w krytyce międzynarodowej opinii publicznej, jaka w ostatnich tygodniach spłynęła na Węgry w związku z kontrowersyjnymi posunięciami rządu. Ustawa medialna, podatki nałożone na wybrane branże czy demontaż reformy systemu emerytalnego - wszystko to może nie tylko spowodować marginalizację Węgier przez unijnych liderów, ale też zmniejszyć szanse na regionalny sojusz w ramach Unii.

Ustawa medialna, która poruszyła Europę i sprawiła, że w niektórych komentarzach padły porównania Węgier do Białorusi, ustanawia Narodowy Urząd ds. Mediów i Telekomunikacji (NMHH), którego częścią jest z kolei Rada ds. Mediów. Ma ona prawo nakładać na media drakońskie kary także za "niezrównoważone politycznie" publikacje. Co to dokładnie oznacza - nikt nie wie; definicja pozwala na pojemne interpretacje. Na tyle pojemne, że narosły obawy, iż ustawa - realizowana przez lojalną wobec Orbána Radę ds. Mediów - będzie "kagańcem" na media, a przez wysokie kary finansowe może nawet doprowadzić do likwidacji tych niewygodnych. Niemiecki rząd przypomniał, że kraj kierujący Unią musi świecić przykładem, a Komisja Europejska zapowiedziała, że przyjrzy się węgierskiemu prawu.

Na kompromis nie ma jednak co liczyć: węgierski premier jest zaprawionym w bojach politykiem, nieprzywykłym robić nawet pół kroku w tył i wierzącym, że zwycięzca bierze wszystko. Teraz też nie zamierza zmieniać stanowiska. "Tylko kraje cierpiące na brak pewności siebie ugięłyby się pod krytyką, ale Węgry nie są takim krajem" - skwitował sprawę.

60 procent za Orbánem

W takim stanowisku Orbána utwierdza na pewno wciąż wysokie poparcie społeczne. To, co spotyka się bowiem z ogromną falą krytyki ze strony zagranicznych mediów - czyli, w ich ocenie, dążenie do monopolizacji władzy - na Węgrzech nie wydaje się wywoływać takich reakcji.

Od czasu wygranych przez Fidesz wiosennych wyborów parlamentarnych i partia, i sam Viktor Orbán cieszą się zaufaniem większości społeczeństwa. Choć sondaże przeprowadzone w połowie grudnia 2010 r. przez instytuty badania opinii publicznej wykazały kilkuprocentowy spadek poparcia, to wśród tych wyborców, którzy deklarują, że na pewno wzięliby udział w wyborach, Fidesz nadal mógłby liczyć na uzyskanie ponad 60 proc. głosów!

Nieznacznemu spadkowi popularności partii Orbána nie towarzyszą inne znaczące zmiany - poza jedną: zauważalne jest niższe poparcie dla partii skrajnej prawicy Jobbik, czego beneficjentem jest właśnie Fidesz. Ugrupowaniu Orbána udało się przejąć i zrealizować część postulatów radykałów, dotyczących kwestii narodowych. Były to sprawy symboliczne, ale dla Węgrów znaczące - jak np. ustanowienie święta w rocznicę traktatu z Trianon z 1920 r. Na jego mocy Węgry - obarczone wspólnie z Austrią i Niemcami odpowiedzialnością za wybuch I wojny światowej - utraciły większość swego ówczesnego terytorium; do dziś jest to największa narodowa trauma.

Kredyt zaufania

Nieznaczny spadek notowań jest zaledwie pierwszą - w ciągu półrocznych rządów - społeczną reakcją na politykę Fideszu, który, dysponując konstytucyjną większością głosów i tłumacząc się koniecznością rozliczenia poprzedników (przez poprzednie dwie kadencje na Węgrzech rządzili socjaliści), dąży do monopolizacji władzy. Już w pierwszych miesiącach rządów Fidesz doprowadził do poważnych zmian personalnych w aparacie państwa (m.in. w prokuraturze, policji, armii), a także obsadził własnymi ludźmi Trybunał Konstytucyjny, którego kompetencje następnie częściowo ograniczył.

Skąd więc tak wysokie poparcie dla tej partii? I skąd tak wielki kredyt zaufania ze strony społeczeństwa, któremu jak dotąd przejęcie władzy przez Fidesz nie przyniosło żadnych wymiernych korzyści, poza obniżeniem podatków i populistycznymi zapowiedziami ożywienia gospodarczego i przywrócenia rozdętej państwowej opieki nad obywatelem? Najbardziej istotne wydaje się zmęczenie rządami socjalistów, trwającymi osiem lat. Socjaliści (wywodzący się z partii komunistycznej) najpierw ukrywali przed społeczeństwem tragiczny stan gospodarki, a potem zaczęli wprowadzać bolesne oszczędności - skądinąd w tej sytuacji konieczne.

Węgrzy długo będą też pamiętać, jak socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsány na wewnętrznym partyjnym spotkaniu dosadnie opisał sytuację: "Przez półtora roku trzeba było udawać, że rządzimy, a zamiast tego kłamaliśmy rano, w nocy i wieczorem". Same Węgry zaś określił jako "kurewski kraj" (ktoś z uczestników nagrał to wystąpienie i przekazał mediom). Natomiast Orbán, obdarzony niewątpliwą charyzmą i zdecydowaniem wytrawnego wojownika, oferuje jeśli nie zdecydowaną poprawę sytuacji gospodarczej, to choć odzyskanie narodowej dumy i wiary w silne Węgry.

Czekając na reformy

Na razie Węgrom to wystarcza: społeczeństwo w dużej mierze oczekiwało właśnie rozliczenia socjalistów i silnych rządów. Ale społeczna cierpliwość kiedyś się wyczerpie. Ratunkiem dla Fideszu może być poprawa sytuacji gospodarczej kraju, który ucierpiał mocniej niż inne państwa regionu i Unii - z powodu błędów polityków, spotęgowanych później przez światowy kryzys. Bolesne jest to tym bardziej, że w latach 90. Węgry uchodziły za regionalnego prymusa, a tymczasem jako jedyne nie skorzystały z koniunktury. Teraz, w czasie zapaści, ich wzrost gospodarczy sięga zaledwie ok. 1 proc. PKB.

Obecnie Orbán stara się wyprowadzić węgierską gospodarkę na prostą. Liczy, że obniżenie podatków - wprowadzenie 16-procentowego podatku liniowego dla osób fizycznych i 10-procentowego dla małych i średnich firm - przyniesie szybkie ożywienie gospodarcze. Mniejsze wpływy z tytułu podatków planuje zbilansować sektorowymi podatkami dla najbardziej dochodowych branż (bankowość, energetyka, telekomunikacja), a także przez sięgnięcie po środki przekierowane z prywatnych funduszy emerytalnych do funduszu państwowego (łącznie do węgierskiego ZUS-u trafić może ok. 10 mld euro, co stanowi 10 proc. rocznego PKB).

Są to jednak działania na krótką metę (np. sektorowe podatki wygasają po 2013 r.). Rząd nie spieszy się do głębszej reformy finansów publicznych, która pozwoliłaby na redukcję wydatków z budżetu. A że dotychczasowe posunięcia dają Orbánowi w miarę komfortową sytuację tylko na mniej więcej dwa lata, potem - o ile program naprawczy nie będzie głębszy - znów zaczną się kłopoty.

***

Ale może być i tak, że nawet chwilowa poprawa pozwoli Orbánowi na wygranie kolejnych wyborów w 2014 r.

Jego celem jest bowiem potężna przebudowa państwa: realizacja wizji, którą Orbán ma od czasu, gdy jako długowłosy chłopak w dżinsach postanowił zaangażować się w politykę bardziej niż we własne studia. Wtedy chodziło o obalenie komunizmu i zmianę ustroju. Teraz chodzi o odnowę państwa.

Na razie determinacja i pewność siebie Orbána robią wrażenie tylko na jego rodakach. Europa w większości przygląda się temu raczej z niepokojem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2011