W pępku świata

Antykryzysowe spotkanie światowych przywódców w Londynie to początek przeobrażeń systemu międzynarodowego. Chiny, Indie, Brazylia czy Arabia Saudyjska nie grają już roli drugoplanowej. Kończy się Pax Americana.

07.04.2009

Czyta się kilka minut

Gmach Banku Anglii w sercu londyńskiego City przypomina twierdzę. Solidna bryła, grube mury, brak widocznych z poziomu ulicy okien: wszystko to sprawia wrażenie nieprzystępne. Jakby architektowi, którym był John Soane, jedna ze sztandarowych postaci angielskiego neoklasycyzmu, zależało na wzbudzeniu respektu dla finansowej centrali kraju i imperium.

Z punktu widzenia brytyjskiej policji, która w minionym tygodniu musiała ochraniać nie tylko uczestników nadzwyczajnego "światowego szczytu gospodarczego" G-20 w Londynie, ale także szereg obiektów, na których mogły się ogniskować protesty, charakter siedziby banku centralnego mógł się wydawać "darem niebios". Ale i tak pracy stróżom porządku im nie brakowało.

Operacja "Glencoe"

W atmosferze najostrzejszego od przeszło półwiecza kryzysu gospodarczo-finansowego, nad Tamizę ściągali z jednej strony przywódcy kilku tuzinów państw i wielkich instytucji międzynarodowych, a z drugiej - całymi tysiącami - żądni zaznaczenia swojego sprzeciwu przedstawiciele szerokiej koalicji antysystemowej: od alterglobalistów i anarchistów poczynając, aż po radykalnych związkowców i ekologów.

Na kilka dni przed szczytem instytucje finansowe i placówki dyplomatyczne w Londynie otrzymywały więc policyjne instrukcje, dotyczące szczególnych środków bezpieczeństwa. Wiele sklepów zasłaniało witryny płytami paździerzowymi. A banki zmieniły wymogi dotyczące ubioru pracowników: żeby nie zwracali na siebie uwagi, pozwolono im zamienić jedwabne krawaty i prążkowane garnitury na dżinsy i swetry. Najwyraźniej postanowiono dmuchać na zimne; w końcu na mieście pojawiały się plakaty z hasłami w rodzaju "Jedzcie bankierów!".

Policja zmobilizowała ponad pięć tysięcy funkcjonariuszy, którzy już na kilka dni przed szczytem stali się widoczni: w newralgicznych punktach, takich jak kluczowe ambasady czy centrum konferencyjne ExCeL i w dzielnicy dawnych doków, gdzie mieli spotkać się światowi liderzy, wielokrotnie sprawdzano studzienki kanalizacyjne, a nocą z kilkusetmetrowej wysokości omiatano uliczne zaułki przy pomocy reflektorów zamontowanych na policyjnych śmigłowcach. Moi znajomi, mieszkający niemal w centrum, skarżyli się, że warkot helikopterów nie pozwalał im zasnąć aż do świtu.

Prewencyjna operacja "Glencoe", bo takim kryptonimem ją określono, nie miała zbyt wielu entuzjastów. Ale przeważała świadomość, że to konieczne: w końcu na chwilę Londyn stawał się niekwestionowanym pępkiem świata.

G-7, G-20, G-2...

Światowych przywódców ściągał do brytyjskiej stolicy kryzys, który po globalnym systemie finansowo-gospodarczym rozlał się niczym fala tsunami. Upadki korporacyjnych olbrzymów, gigantyczne programy interwencyjne czy przejęcia banków przez skarb państwa stały się niemal codziennością - zarówno w Teksasie, jak i na Islandii czy w Grecji. A kryzys bankowy szybko zamienił się w recesję. Także w Wielkiej Brytanii, gdzie liczba bezrobotnych przekroczyła 2 mln i podskoczy znów latem, gdy na rynku pracy pojawią się tegoroczni absolwenci. W sąsiedniej Irlandii liczba bezrobotnych uległa podwojeniu, a irlandzkie PKB zmaleje w tym roku o 6 proc. "Celtycki tygrys" zapadł na ostrą anemię, a politycy w Dublinie, podobnie jak liderzy G-20, zachodzą w głowę, aby choroba nie okazała się przewlekła.

Światowi przywódcy zjeżdżali więc do Londynu, by załatwić trzy sprawy. Pierwszą było uzgodnienie sposobów dalszych interwencji, zapobiegających pogłębianiu się kryzysu, i znalezienie na to funduszy. Drugą - zapobieżenie tendencjom protekcjonistycznym. Trzecią - stworzenie mechanizmów kontroli nad globalnym systemem finansowym, które zapobiegłyby podobnym zapaściom w przyszłości.

Znamienne, że gremium, które się tym zajmowało, poszerzono: dawne G-7 okazało się niewystarczające, tym bardziej że źródłem problemów stały się właśnie państwa rozwinięte. W tym sensie G-20 odzwierciedla początek przeobrażeń architektury systemu międzynarodowego, w której Chiny, Indie, Brazylia czy Arabia Saudyjska nie będą dłużej odgrywały roli drugoplanowej. Ale większe grono uczestników zwiększało też potencjał rozbieżnych stanowisk - i kluczową rolę w wypracowywaniu konsensu wypada przypisać nie tylko prezydentowi Obamie, lecz również Gordonowi Brownowi. Przed szczytem brytyjski premier odbył błyskawiczną podróż po Europie i obu Amerykach, przekonując rozmówców do projektów globalnych rozwiązań (złośliwcy wytykali, że wynika to z jego słabości: perspektywy porażki w nadchodzących wyborach...).

Oczywiście, wspierały go w tym setki dyplomatów, np. godzących Niemcy i Francję z Anglosasami. Ale i tak niektórzy obserwatorzy twierdzili, że najistotniejsze spotkania odbywały się na obrzeżach G-20: choćby rozmowy Obamy z Hu Jintao. Zwiastujące, być może, nową dwubiegunowość USA - Chiny, ochrzczoną już nawet mianem G-2.

Antykryzysowy arsenał

Faktem jednak jest, że gdy szczyt się rozpoczynał, najważniejsi gracze nie mówili już o różnicach w kategoriach "albo-albo", ale "i tak, i tak". Jednak na ulicach nastroje nie były tak pojednawcze. Wprawdzie pierwsze protesty miały charakter raczej karnawałowy, ale

1 kwietnia nie obyło się bez starć i kontrakcji policji. Tłum zaatakował i splądrował siedzibę Royal Bank of Scotland (jego były szef, po doprowadzeniu banku na skraj bankructwa, przeszedł na emeryturę w wysokości ponad miliona dolarów rocznie, co nawet u flegmatycznych Brytyjczyków wzbudziło gwałtowne reakcje).

Policja przyjęła taktykę izolowania kilkutysięcznych grup manifestantów, odcinając je kordonami z każdej strony skrzyżowań, na których dochodziło do konfrontacji. Ogółem jednak liczba zatrzymań, zważywszy na skalę protestów, nie była wielka: ok. 120 osób. Choć poinformowano o jednej ofierze śmiertelnej: 47-letnim mężczyźnie, który ponoć przez przypadek znalazł się w tłumie i zasłabł, a pomoc nadeszła za późno. Przez moment agencje informacyjne obiegła też groteskowa wiadomość o zarekwirowaniu... czołgu, który chcieli wykorzystać demonstranci.

Tymczasem na szczycie uniknięto teatralnych gestów ze strony prezydenta Francji, który miał podnieść temperaturę obrad, zapowiadając odejście od stołu, jeśli stawiane przez Paryż warunki nie zostaną uwzględnione - co oczywiście uznano za sukces i ogłoszono porozumienie, mające służyć "zarówno gospodarkom najbardziej rozwiniętym, jak i dopiero wschodzącym czy też najuboższym". Zgromadzono też finansowy arsenał na łączną sumę 1,1 biliona dolarów, który ma pomóc w przezwyciężaniu recesji (zapowiadając ograniczenia w premiowaniu bankierów i zaostrzenie przepisów dotyczących tzw. rajów podatkowych).

Jak zwykle, w przypadku pomysłów na uzdrowienie gospodarki, na namacalne skutki londyńskiego szczytu trzeba poczekać. Pracownicy londyńskich biur i sklepów, którzy już zdjęli osłony z witryn założone na czas protestów, będą czekać z niecierpliwością. Ale także w "twierdzy" Banku Anglii, której nie udało się zdobyć kilku najbardziej zapalczywym demonstrantom, oczekiwaniu towarzyszyć będzie nerwowość.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2009