W cieniu słonia

XVI-wieczna Europa i opis wędrówki z Lizbony do Wiednia... słonia: jako prezentu ślubnego od dworu portugalskiego dla dworu austriackiego.

13.05.2013

Czyta się kilka minut

Moje z autorem „Podróży słonia” czytelnicze obcowanie rozpoczęło się przed laty od innej jego książki. Po „Baltazara i Blimundę”, jeszcze w wydaniu londyńskiego Pulsu z 1993 r., sięgnęłam mając w pamięci dawną wakacyjną lekturę ostatniej powieści Miguela de Cervantesa „Niezwyczajne przygody Persilesa i Sigismundy”, w której urzekły mnie opisy zalewania się łzami i omdleń głównego bohatera. Jednak powieść José Saramago reprezentuje całkiem inny ciężar gatunkowy: tym razem zachwyciła mnie postać Blimundy, latająca maszyna i sonaty Scarlattiego w tle. Stałam się wierną czytelniczką książek portugalskiego pisarza, zanim został kolejnym kontrowersyjnym noblistą. Wierną, co nie znaczy, że bezkrytyczną (nie lubię np. „Miasta ślepców”). Po latach – przypadkiem – odkryłam inny jeszcze powód swego przywiązania do jego dzieł, a mianowicie nomadyzm. Taką bowiem diagnozę postawiła polska monografistka jego twórczości, Ewa Łukaszczyk („Pokusa pustyni. Nomadyzm jako wyjście z kryzysu współczesności w pisarstwie José Saramago”, Kraków 2005).

Z powodu ukazania się kolejnego polskiego przekładu jego dzieła pominę jednak to, co prowokuje do niezgody, która nie jest zresztą tak duża, by odmówić sobie smakowania jego wytworów. Chodzi, rzecz jasna, o smak literacki czy wręcz smakowanie literackości. Z pewnością „Podróży słonia” nie można porównać z gęstą narracją „Baltazara...” – będzie zbyt lekka, ani z intelektualnie pobudzającą „Historią oblężenia Lizbony” – może wydawać się zbyt błaha, choć z obydwoma tymi dziełami łączy ją problematyka historii i historyczności. Saramago ze swego opisu wędrówki z Lizbony do Wiednia słonia, jako prezentu ślubnego od dworu portugalskiego dla dworu austriackiego, nie czyni pretekstu dla naszkicowania panoramy XVI-wiecznej Europy. Podobnie nie traktuje tego jako okazji do przeprowadzenia drobiazgowego studium przypadku. Wydaje się wprost unikać owego „traktowania jako”, co owocuje czytelniczym wytchnieniem, jakie przynosi lektura „Podróży...”, w czym niemała zasługa Wojciecha Charchalisa, tłumacza wielu innych dzieł Saramago.

Wydarzenie historyczne, na którym oparta jest fabuła tej powieści, jest anegdotyczne, ale logistyczny wymiar przedsięwzięcia, o które chodziło, był olbrzymi. Zresztą z uwagi na ogrom tego, co miało zostać przemieszczone, także i dzisiaj byłoby to poważne zadanie, tym bardziej że w grę wchodzi kilka ton materii żywej. Saramago umiejętnie „ogrywa” zwierzęcość zwierzęcia, z którą muszą się liczyć zleceniodawcy i wykonawcy ich zadania, a właściwie się jej nauczyć. Wyjątkiem spośród wszystkich uczestników wyprawy jest opiekun czy dozorca słonia, fachowo zwany kornakiem (słowo to jest zeuropeizowaną wersją określenia z języka syngaleskiego), na którego pierwotne imię mało kto zważa, a każdy kolejny zwierzchnik daje sobie prawo do jego zmiany. Wszakże w tej mierze, w jakiej od wiedzy i starań kornaka zależy sens całej wyprawy, wzrasta jego rola. Daje to Saramago okazję do napisania szeregu jego dialogów z – mniej lub bardziej, lecz jednak zawsze – wyżej od niego stojącymi w hierarchii społecznej, w których pochlebstwem, uniżonością, ale i słowną prowokacją usiłuje obronić swoją samodzielność i powiększyć obszar wolności. Za sprawą królewskiego kaprysu stał się przecież kimś ważniejszym niż dotychczas. Wie ponadto, że jego losy zależą od słonia, nad którym sprawuje pieczę, i że z chwilą śmierci zwierzęcia zniknie z kart historii. Z dystansem więc przypatruje się groteskowym manifestacjom siły, które mają miejsce przy przekraczaniu kolejnych granic, oraz reakcjom tych, którzy po raz pierwszy widzą słonia.

Być może od noblisty mógłby ktoś oczekiwać czegoś więcej. „Podróż słonia” potwierdza jednak mistrzostwo Saramago w operowaniu słowem, lekkość frazy, umiejętność ironicznego obrazowania oraz – co zawsze w jego pisarstwie podziwiam – piękno składni.

José Saramago, Podróż słonia, przeł. Wojciech Charchalis, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2012


JOANNA BATOR (ur. 1968) jest pisarką, eseistką, autorką m.in. powieści „Piaskowa Góra”, „Chmurdalia” i „Ciemno, prawie noc”. W „TP” nr 15/2013 publikowaliśmy szkic Stefana Riegera poświęcony jej pisarstwu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2013