W bezpośrednim starciu raczej niegroźni

Wśród działaczy narodowych widać ożywienie. Pytanie, na ile sami je wykreowaliśmy.

04.03.2013

Czyta się kilka minut

Młodzi narodowcy już dawno nie mieli tak dobrej passy. Odwołanie ich spotkania na Uniwersytecie Warszawskim spowodowało ogólnopolską dyskusję z udziałem premiera. „Zakneblowani” przeszli do ofensywy – zakłócili wykłady prof. Magdaleny Środy i Adama Michnika, doprowadzili do przełożenia dyskusji o związkach partnerskich w Gdańsku. I ciągle są w mediach.

OBURZENIE NARODOWEJ BRACI

Najpierw chronologia awantury. NZS zaprosiło studentów na spotkanie pod nazwą „Ruch Narodowy. Dlaczego?”. Pogadanka z pytaniami z sali miała odbyć się na Uniwersytecie Warszawskim. Zaproszeni goście? Robert Winnicki, prezes Młodzieży Wszechpolskiej, Krzysztof Bosak, były prezes Młodzieży Wszechpolskiej i były poseł LPR, obecnie Stowarzyszenie „Marsz Niepodległości”, oraz Marian Kowalski, rzecznik ONR.

Pomysł wywołał sprzeciw. Szykowano pikietę. W końcu władze uczelni zmusiły NZS do odwołania imprezy. Powody? Mieli występować działacze polityczni, a nie naukowcy. Nie mogło być mowy o wymianie poglądów – bo przecież wszyscy byli z jednej parafii. A więc formuła była bliższa wiecowi niż akademickiej dyskusji.

Akcja wywołała błyskawiczną reakcję. Kilkadziesiąt zamaskowanych osób zakłóca wykład na UW prof. Magdaleny Środy „Moralność w życiu publicznym”. Część jest przebrana za małpy. Krzyczą: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Ochrona nie wpuszcza ich na salę.

Robert Winnicki, prezes MW: – Decyzja, by odwołać dyskusję o ruchu narodowym, a jednocześnie promować wykład Magdaleny Środy znanej z ekstremalnych poglądów, była jawnie niesprawiedliwa. Oburzyło to narodową brać studencką.

Krzysztof Bosak: – To był happening. Ciekawe, bo organizacje narodowe nie posługiwały się dotychczas taką formą protestu. Zazwyczaj były pikiety, ulotki. To coś nowego.

Ów „happening” komentuje Donald Tusk: „Uważam, że stała się rzecz straszna, chociaż jeszcze nikt nikogo nie pobił. (...) Jeśli wszyscy bez wyjątku – od dyrektora uczelni, przez liderów opinii publicznej, w tym polityków, media – nie będziemy reagowali w sposób jednoznaczny, za miesiąc czy za pół roku nie tylko będą ryczeć, ale będą bić”.

Rzeczniczka uczelni wydaje stonowany komunikat: „Straż uniwersytecka bardzo szybko uporała się z grupą manifestantów. Policja wylegitymowała manifestujących i wręczyła mandaty najbardziej agresywnym”.

Tymczasem protest – motywowany „zakneblowaniem” narodowców – rozwija się w najlepsze. Zamaskowani ludzie zakłócają wykład Adama Michnika na Wyższej Szkole Nauk Społecznych i Technicznych w Radomiu. Zaczyna się od „Żądamy wolności słowa”, ale dalej nie przypomina już happeningu: „Przeproś za ojca, hej Żydzie, przeproś za ojca”, „Co jest k..., idziemy na wykład”, „Opór, opór, narodowy opór”.

Oświadczenie prezesa radomskiej Młodzieży Wszechpolskiej: „Nie rozumiemy demonizowania i potępiania osób, które chciały wejść na wykład, a nie zostały na niego wpuszczone”.

Na tym się nie kończy. Wszech­polacy protestują przeciwko panelowi na temat związków partnerskich, który ma się odbyć na Uniwersytecie Gdańskim. Piszą list do rektora: „Wszyscy uczestnicy »panelu« to osoby zaangażowane w wspieranie propagandy homoseksualnej, a dwóch zaproszonych polityków to zadeklarowani publicznie pederaści”.

Znów zwycięstwo: panel zostaje odwołany. Władze uniwersytetu elegancko umywają ręce – to nie one odwołały dyskusję, lecz organizatorzy!

ULICA MOŻE OBALIĆ RZĄD

Jakie znaczenie miało spotkanie z narodowcami na UW?

Poseł PiS z kpiną: – Ależ potęga intelektualna! Dwóch wiecznych studentów i jeden kulturysta. Też mieli co odwoływać! [„wieczni studenci” to Winnicki i Bosak, a Kowalski to kulturysta z Lublina – red.].

Studentka filologii polskiej na UW: – Ta sprawa kompletnie nie budzi emocji. Zresztą na uniwersytecie odbywają się przeróżne spotkania i nikogo to nie rusza. W końcu to uniwersytet.

Na przykład?

– Na przykład, że marksizm jest fajny.

Dostaję link do zaproszenia na spotkanie o „Aktualności marksizmu w XXI wieku”. Odbyło się w październiku w Instytucie Kultury Polskiej UW na Krakowskim Przedmieściu. W zaproszeniu zachęcano do wzięcia udziału w debacie o marksizmie, który „nie ma nic wspólnego z drętwą propagandą i antydemokratyczną praktyką czasów PRL”. Obok fotografia młodego Karola M.

Organizator? Pracownicza Demokracja. Pamiętam ich jeszcze z czasów, gdy sam studiowałem. Wciskali (odpłatnie) gazetkę i opowiadali o tym, że niebawem czeka nas piękna rewolucja robotnicza. Może się zmienili? Nie. Na stronie piszą, że demokracja parlamentarna jest pozorna: „Prawdziwa demokracja musi opierać się na pracowniczych komitetach delegatów”. Jedno z ostatnich spotkań dotyczy Bułgarii i ma tytuł „W jaki sposób ulica może obalić rząd?”. „To jeden z wielu przykładów (np. Rewolucje Arabskie), że zwykli ludzie mogą w skuteczny sposób prowadzić walkę z rządzącymi. Na spotkaniu zastanowimy się nad możliwością wystąpienia protestów na wielką skalę dzisiaj w Polsce” – ­zachęcają Demokraci Pracowniczy.

Najzabawniejsze jest to, że rewolucyjna DP była jedną z organizacji wzywających do pikietowania spotkania narodowców na UW.

Paranoja? A może po prostu uniwersytet?

– Bo gdzie młodzi ludzie mają uczyć się politycznych zachowań i dyskutować o polityce, jak nie na uczelni? – pyta prof. Antoni Dudek. – Uważam, że dyskusje, w których prezentowane są nawet bardzo skrajne poglądy, mają prawo się odbywać w murach akademickich.

Czy mój rozmówca dopuściłby do spotkania narodowców na UW?

– Tak – odpowiada Dudek. – Każdy, kto nie przekracza granicy cywilizowanej dyskusji, nie reaguje przemocą i agresją, ma prawo do rozmowy. Oczywiście są poglądy, które powinny być skazywane na ostracyzm, np. kłamstwo oświęcimskie. Z nimi oczywiście nie powinno się zasiadać do stołu.

BRUNATNA KSIĘGA

Problem w tym, że obecność narodowców w dyskusji na uniwersytetach dla wielu osób jest absolutnie nie do przyjęcia. Do najbardziej haniebnych rozdziałów w historii UW zalicza się przecież wprowadzone w latach 30. XX w. przepisy ograniczające liczbę studentów żydowskich oraz sadzanie ich na wyznaczonych miejscach – getto ławkowe.

Na te asocjacje historyczne powołuje się Marcin Kornak ze Stowarzyszenia „Nigdy Więcej” i dodaje: – ONR, NOP i im podobne grupy to organizacje otwarcie deklarujące wrogość dla demokracji i propagujące ideologie zakazane w polskim prawie. Powinny być zdelegalizowane, nie ma dla nich miejsca na UW.

 „Nigdy więcej” od kilkunastu lat w tzw. „Brunatnych Księgach” dokumentuje „przestępstwa popełnione przez neofaszystów i skrajną prawicę oraz incydenty na tle rasistowskim, ksenofobicznym, a także akty dyskryminacji na terenie Polski”.

Kornak wydał właśnie księgę za lata 2011-12. Kilkaset przypadków – plucie na zagranicznych studentów, obrażanie czarnoskórych piłkarzy, dewastowanie żydowskich kirkutów, zakaz wstępu do knajp dla Romów. Robi wrażenie.

Pytam Kornaka, co go najbardziej poruszyło.

– Napis w Jedwabnem „Oni byli łatwopalni”. To już zdziczenie, dla którego brakuje słów – odpowiada.

A jak zmieniło się zagrożenie od ostatniej księgi?

– Przemoc zdecydowanie wzrosła, zdarzają się nawet zabójstwa. W niektórych miesiącach liczba incydentów w porównaniu do poprzednich lat wzrosła o ponad 30 procent, w innych o 20. Bywały dni, że razem ze współpracującą ze mną Anną Tatar praktycznie od rana do wieczora zajmowaliśmy się „Brunatną Księgą”. Przeszliśmy przez morze obrzydliwości.

Agresja werbalna?

– Do mainstreamu wchodzą takie słowa jak żydokomuna, judeosceptycyzm. Upadlani są homoseksualiści: pedał, zboczeniec, dewiant, to samo dotyczy mniejszości narodowych i etnicznych, a także ludzi o innym kolorze skóry czy odmiennej kulturze: takie określenia rzuca się im w twarz.

 „Brunatna Księga” ma też słabsze momenty. Wśród przestępstw wymieniono np. zbiórkę pieniędzy na Telewizję Trwam, która odbyła się bez stosownego zezwolenia. Dlaczego? Kornak tłumaczy, że TV Trwam i o. Tadeusz Rydzyk propagują skrajnie prawicowe poglądy. Skoro dopuścili się przestępstwa, to należało je opisać w „Brunatnej Księdze”.

Inny przykład, z 6 marca 2011 r. z Warszawy: „Nacjonaliści skandowali ksenofobiczne hasła: »Bóg, Honor, Ojczyzna«, »Wielka Polska katolicka«, »SLD – KGB«”.

„Bóg, Honor, Ojczyzna” ksenofobiczne? To przecież dewiza Wojska Polskiego, zatwierdzona prawnie i wypisywana na sztandarach.

Kornak uważa, że błędu nie popełnił – bo choć „Bóg, Honor, Ojczyzna” ksenofobiczne nie jest, to znalazło się wśród ksenofobicznych sloganów, które wykrzykiwano.

– Zdecydowanie jest nim nacjonalistyczny slogan „Wielka Polska katolicka”, a używanie tego pierwszego jest świadectwem nadużywania i niszczenia przez skrajną prawicę tradycji patriotycznych – argumentuje.

Do księgi trafił też facet przebrany za pingwina, który w Łodzi pikietował demonstrację feministek, z plakatem żądającym 33,3 procent parytetu dla pingwinów właśnie. Ksenofobia czy zwykły happening?

CHCEMY ZBUDOWAĆ SIŁĘ

Robert Winnicki z Młodzieży Wszechpolskiej mówi jasno, że gdyby był kiedyś rektorem, nie pozwoliłby takim osobom jak prof. Środa na wygłaszanie wykładów na uniwersytecie. Sam słynie z tego, że po Marszu Niepodległości 11 listopada wzywał do obalenia „demoliberalnego” porządku i do tego, by polska gospodarka była w polskich rękach. „Chcemy zbudować siłę, której lewaki, pedały i liberałowie się boją. Chcemy zbudować polską narodową siłę” – wyznał zgromadzonym na Agrykoli. I dodawał: „Nie mówcie, że nie jesteśmy tolerancyjni, bo to nas guzik obchodzi”.

Tenże Winnicki uważa, że poglądy Środy są szkodliwe. Tak samo zabroniłby występów przedstawicielom organizacji lewackich, bo ich ideologia „godzi w demokrację”.

Winnicki opisuje to tak: – Uczestniczymy w wojnie. Albo my zwyciężymy, albo oni. Lewica zawłaszczyła sobie życie akademickie, musimy odbić uniwersytety.

Bardziej umiarkowany jest Krzysztof Bosak. Też uważa, że poglądy Środy są szkodliwe, ale drzwi uniwersytetu by przed nią nie zamykał. I to raczej z pragmatycznych pobudek: – Jeśli komuś zakazać głoszenia poglądów, natychmiast nabiera wiatru w żagle i staje się, na zasadzie zakazanego owocu, atrakcyjniejszy. Ale oczywiście prawdą jest, że środowiska lewicowe dominują na uczelniach. Charakterystyczne jest to, że tolerancja w ich pojęciu działa w jedną stronę i nas nie obejmuje.

AGRESJA KONTROLOWANA

Zadajmy sobie pytanie, gdzie jesteśmy? Jaka jest skala zagrożenia? Kiedy agresja wymknie się spod kontroli? Kiedy, cytując premiera: „nie tylko będą ryczeć, ale będą bić!”?

Przemysław Wipler, poseł PiS, założyciel Fundacji Republikańskiej: – Chwileczkę, jak to będą bić? Przecież już zabili! W Łodzi, w biurze poselskim naszej partii. I to, zdaje się, nie prawicowcy. Pan premier zapomniał?

Biuro poselskie Wiplera w centrum Warszawy pozbawione jest wszelkich tabliczek.

Pytam, czy ukrywa się przed wyborcami?

– Nie wywieszamy tabliczek, bo ciągle są niszczone. Nie ma sensu.

Inna posłanka PiS, Krystyna Pawłowicz (ta, która porównywała posłankę Annę Grodzką do małpy), złożyła zawiadomienie na policję. Jej i pracownikom jej biura w Mińsku Mazowieckim grożono śmiercią.

Europosłanka SLD Joanna Senyszyn chwile grozy przeżyła w Krakowie: pod jej auto wrzucono świecę dymną, fotografię samochodu z numerami znalazła potem na skrajnie prawicowym portalu. „Rozumiem, że to zachęta ataku na mnie” – mówiła potem.

(Przy okazji – w zamieszczaniu zdjęć i adresów działaczy lewicowych celuje portal Redwatch. Tam nikt nie owija w bawełnę: pisząc o czarnoskórym uczniu, oprócz jego adresu podaje praktyczną informację: „w bezpośrednim starciu raczej niegroźny. Biała k... na zdjęciu z nim jest niestety nieznana”).

Gdyńskie biuro posłanki Senyszyn oblano czerwoną farbą i napisano: „Śmierć wrogom ojczyzny”, „Inkę pomścimy”.

Popiersie sanitariuszki Danuty Siedzikówny „Inki”, stojące w krakowskim Parku Jordana, oblano farbą. Prawica uznała to za atak lewaków. Poseł PiS Stanisław Pięta zapowiedział tworzenie Obywatelskiej Straży Narodowej, która będzie pilnowała pomników.

Szaleństwo więc narasta. Czy lewica powinna stworzyć swoją straż? Jak ma wyglądać współpraca obu straży? Czy tak jak dotychczasowa współpraca lewackiej i prawicowej chuliganerii?

Pytam Marcina Kornaka, czy nacjonaliści mają swoje bojówki?

– Tak, środowisko nacjonalistów przenika się z pseudokibicami, którzy ciągle szkolą się w stosowaniu przemocy. NOP, ONR organizują letnie obozy, na których oprócz szkoleń ideologicznych uczą walki wręcz i strzelania z broni palnej. Środowiska skrajnie prawicowe propagują kult przemocy i agresji. Po wielu z nich widać, że są stałymi bywalcami siłowni.

Roberta Winnickiego pytam, co to jest Antifa?

– To bojówka anarchistyczna – mówi. – W Europie Zachodniej takie bojówki rządzą na ulicach. Lewacy są wyjątkowo agresywni. Sam zostałem przez nich zaatakowany w 2008 r. Cztery dni spędziłem w szpitalu. Dostałem za to, że wracałem z demonstracji 11 listopada z flagą narodową.

NIE MA CO SIĘ USPOKAJAĆ

Patrząc na to wszystko, można dojść do wniosku, że znajdujemy się na granicy krwawej wojny domowej. Za chwilę będą bić za: poglądy, kolor skóry, krzyż i orientację seksualną.

Warto jednak spojrzeć na statystki. Oto Raport MSW o stanie bezpieczeństwa w Polsce w 2011 r.

Informacja pierwsza: „W roku 2011 w Polsce wszczęto ogółem 981 480 postępowań przygotowawczych w sprawach o przestępstwa”.

Informacja druga: „W 2011 roku w sprawach o przestępstwa popełnione z pobudek rasistowskich lub ksenofobicznych wszczęto 272 nowe postępowania”.

Ile to procent? 0,027.

Dodajmy do tego, że jedynie część tych postępowań, pewnie ok. 20 proc., zakończy się skierowaniem aktu oskarżenia. Jeszcze mniejsza – skazaniem winnych.

Oczywiście nie ma co się uspokajać. Po pierwsze, takie przestępstwa (niezależnie przez kogo popełniane) są obrzydliwe. Po drugie, w porównaniu z 2010 r. liczba wszczętych spraw wzrosła aż o 86 proc. Ciekawe, ile w tym przypadku, a ile efektu inicjatywy Andrzeja Seremeta. Prokurator Generalny po serii incydentów na Białostocczyźnie (m.in. swastyki na synagodze i meczecie, dewastacja Centrum Kultury Muzułmańskiej, atak na mieszkanie mieszanego polsko-pakistańskiego małżeństwa) jesienią 2011 r. przykazał prokuratorom przykręcenie śruby w sprawach przestępstw o podłożu ksenofobicznym.

Po trzecie, pozostaje pytanie o ciemną liczbę: ilu obsobaczonych Ukraińców albo oplutych czarnoskórych studentów machnęło na obrazę ręką? Ilu policjantów posłało do domu obywateli, którzy przyszli poskarżyć się na antysemicki napis na murze, żeby nie psuć statystyk – sprawców i tak się nie wykryje. Przerażają wydarzenia takie jak namalowanie swastyki na masce samochodu biegłego w procesach przeciwko neonazistom historyka Holokaustu Dariusza Libionki.

Jednak do wojny ulicznej ciągle daleko.

***

Wśród działaczy narodowych widać ożywienie.

Nie wiedzą jeszcze, czy akcje zakłócania wykładów lewicowców będą się powtarzały. Natomiast popierają oddolnie organizowane „happeningi”. Są im na rękę – jeszcze w listopadzie zapowiadali powołanie zjednoczonego Ruchu Narodowego, ale ciągle im do tego daleko. Kongres ma się odbyć w maju, ale zjednoczenie zmieni się raczej we współpracę.

Z Robertem Winnickim i Krzysztofem Bosakiem spotkałem się w centrum Warszawy. Terminarz mają ostatnio niebywale napięty: a to występ w telewizji, a to sesja zdjęciowa dla mainstreamowego tygodnika, a to rozmowa z dziennikarzem do tekstu.

Dla nich decyzja, by odwołać debatę na Uniwersytecie Warszawskim, była kapitalnym prezentem. Nigdy wcześniej nie byli tak rozchwytywani.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2013